Ceremonia otwarcia igrzysk. Analiza, cz. IV: Odlot czarowników

2 sierpnia 2024

Francisco de Goya, Lot czarowników, obraz z cyklu sześciu przedstawień czarów, 1797-1798. Podobieństwo do rytuału paryskiego uderzające – reżyserzy są latającymi czarownikami, a nieświadomi widzowie – ich ofiarą. https://picryl.com/media/francisco-de-goya-vuelo-de-brujas-1798-57a838

Ceremonia, czy raczej rytuał otwarcia Igrzysk XXXIII Olimpiady w Paryżu w 2024 przeszła już do historii. Teraz czas na analizy i refleksje. Można być pewnym, że znaczenie tego spektaklu jest dużo większe, niż się wydaje, a jego skutki będą doniosłe.

Proszę najpierw przeczytać cz.I:

Ceremonia otwarcia Igrzysk. Analiza, cz I – Ca-ira.

Następnie proszę przeczytać cz.II:

Ceremonia otwarcia Igrzysk. Analiza, cz. II – Wściekłość gilotyny.

Potem cz. III:

Ceremonia otwarcia igrzysk. Analiza, cz. III – Narzeczone-gilotyny




OTO WIĘC CZĘŚĆ CZWARTA

FRATERNITE – BRATERSTWO ŚCIĘTYCH GŁÓW

Luwr opustoszał. Postaci z obrazów wyszły z ram, by podziwiać widowisko gnostyków. Wcześniej zapowiadano, że przejazd drużyn olimpijskich Sekwaną będzie główną częścią ceremonii. Okazało się coś odwrotnego – to parada sportowców pod narodowymi flagami była dodatkiem. Płynące łodzie mijały przedziwną galerię – rząd głów postaci, przeniesionych z obrazów, eksponowanych w Muzeum Luwru. Odwzorowano je na płytach, przyciętych do kształtów głów, i umieszczono na wodzie na pływakach. Całość wyważono tak, aby usta postaci znajdowały się tuż pod wodą, a widoczne były przede wszystkim oczy.

Tak Rewolucja traktuje sztukę – sama tworzyć nie umie, musi więc zniszczyć to, czego nienawidzi, a nienawidzi wszystkiego, co wypływa z naturalnego porządku i tworzy harmonię. Rewolucja nie znosi Piękna, jest to bowiem czynnik, wywierający tak wielki wpływ na ludzkie dusze, że może odciągnąć je od Rewolucji i przyciągnąć z powrotem do tego, co wcześniej odrzuciły – do Prawdy i Dobra. Dzieła wielkiej sztuki stworzone zostały przez ludzki talent, a ten zawiera w sobie Bożą iskrę, a ta działa na ludzi, podziwiających piękno. Dzieła sztuki przemawiają, i nie potrzebują do tego słów. Bestia wie o tym, i zawsze starała się niszczyć wybitne dzieła ludzkiego geniuszu, co widoczne było w każdej odsłonie Rewolucji. Także i dziś rewolucjoniści w służbie Bestii atakują dzieła sztuki w obronie klimatu. W Paryżu reżyserowie przestali się już patyczkować. Obcięli obrazom głowy, tak, jak wcześniej królowej Francji i tysiącom ofiar Terroru, wsadzili je do Sekwany, usta symbolicznie zasłonili, aby nie przemawiały i przeprowadzili orszak przed tym makabrycznym szpalerem. Rewolucja nie dość, że niszczy, to jeszcze się tym chlubi, i każe bliskim swoich ofiar podziwiać krwawe, rewolucyjne dzieło. Tak, jak obcięte głowy królowych w oknach Conciergerie, tak obcięte głowy obrazów w Sekwanie są symbolem tego samego zniszczenia europejskiej kultury i porządku. A Mona Lisa, najbardziej znany i najcenniejszy obraz, ukradziony przez Minionków – sługi sług czarnego pana, porzucona przez debilnych burzycieli na pastwę wód, dopełnia scenerię upadku Europy i świata białych ludzi. Ci jednak beztrosko bawią się i niczego nie widzą.

SORORITE – PRZYMUSOWE SIOSTRZEŃSTWO

Rewolucji nie wystarczy powszechne braterstwo, nie pomija nikogo, tym bardziej piękniejszej połowy ludzkości, stworzyła więc kolejną kategorię swojej ukrytej władzy – siostrzeństwo. W ten sposób semantycznie oddzieliła kobiety od mężczyzn. Nie wystarczy teraz powiedzieć: Polacy, trzeba zawsze: Polki i Polacy; polityczki i politycy; naukowczynie i naukowcy, itd. Podczas rytuału paryskiego reżyserzy postanowili wynieść kobiety na piedestał i ozłocić, w sensie symbolicznym i dosłownym. Współczesna Marianne, symbol Rewolucji i Republiki zaintonowała Marsyliankę z dachu Pałacu Odkryć, po czym z cokołów zaczęły wysuwać się złocone pomniki kobiece. Tylko jedna z nich miała związek ze sportem, wybór pozostałych wydaje się dość przypadkowy – cztery współczesne feministki, jedna pionierka kina, jedna XIX-wieczna rewolucjonistka, jedna XVIII-wieczna badaczka przyrody, jedna oświeceniowa sufrażystka, ścięta przez jakobinów, jedna średniowieczna pisarka. Jakież to mogły być kryteria wyboru? Gdzie podziała się św. Genowefa, patronka Paryża? Gdzie Heloiza, patronka miłości, łamiącej stereotypy społeczne? Gdzie Eleanora Akwitańska, królowa Anglii i Francji, muza truwerów? Gdzie Joanna d’Arc, patronka Francji? Gdzie Katarzyna Medycejska, królowa i regentka Francji, grająca władcami jak figurami szachów? Gdzie Madame Pompadour, protektorka filozofów Oświecenia? Gdzie Maria Skłodowska-Curie, patronka współczesnej nauki? Wydaje się jednak, że kryterium nie polegało na ocenie zasług dla Francji jako takiej, ludzkości jako takiej i kobiet jako takich. Wydaje się, że o wyborze postaci na pomniki zdecydowały zasługi dla Rewolucji, a ta chce wszystkie kobiety uszczęśliwić antykoncepcją, czyli sterylizacją i aborcją, czyli dzieciobójstwem. Wzięli więc kilka współczesnych rewolucjonistek, bo te znali, a pozostałe wzięli takie, którym kiedyś przypisano określenie: „feministka”, bez sprawdzania dokładnej historii. Dzięki temu pomnikowymi postaciami stały się dwie kobiety, które rzeczywiście na to zasługują: Olympe de Gouges i Christine de Pizan.

Olympe de Gouges zasłynęła ze swojej działalności prokobiecej w czasie Wielkiej Rewolucji, przez co jakobini wysłali ją na gilotynę. Jej pomnik będzie więc symbolizował kobiety, zgładzone przez Rewolucję. Natomiast Christina de Pizan jest pięknym przykładem dojrzałości Średniowiecza, które nie czyniło dyskryminacji dla płci, jeśli towarzyszyły jej zdolności. Reżyserzy Rewolucji zapewne nie wiedzą, że de Pizan uważała sakramentalne małżeństwo katolickie za obronę kobiet przed nieuczciwością mężczyzn. I takiej kobiecie masoni wystawili pomnik. Zaiste, jakże często Mefistofeles, pragnąc zła, wbrew swej woli doprowadza do skutku, z którego Bóg wyprowadza dobro.

Kobiety powinny bardzo uważać na Rewolucję. Szatan nienawidzi kobiet, i jeśli składa im hołdy i daje przywileje, to tylko po to, aby skusić, zwabić, zniewolić, użyć do swoich celów i zniszczyć życie tych kobiet, ich rodzin i narodów. Każda Rewolucja wykorzystywała naiwność zwabionych kobiet, ich emocje i powab, aby poruszyć tłumy i popchnąć do orgii rewolucyjnej żądzy. Zawsze to jednak kobiety płaciły najwyższą cenę. Znakomita większość bachantek Wielkiej Rewolucji została przez nią zabita lub prześladowana. W Wandei żołnierze Republiki, przybyli w dwunastu Kolumnach Piekielnych, po gwałtach rozpruwali kobietom brzuchy, obcinali im piersi, nabijali je ładunkami prochowymi. W Nantes wymyślono „małżeństwa republikańskie” – obnażone młode kobiety wiązano z nagimi mężczyznami plecami do siebie, wystawiano tak przez godzinę na publiczny widok dla większej hańby ofiar i uciechy morderców, po czym oboje przebijano mieczem lub wrzucano do Loary. Rewolucja awansuje kobiety – morduje demokratycznie i równościowo, nie czyniąc żadnej dyskryminacji ze względu na płeć. Przedtem jednak docenia kobiecość brutalnym, zbiorowym gwałtem. Takie jest dziedzictwo Rewolucji i Republiki.

FESTIVITE – WESOŁE ZABAWY SODOMY

Z pewnością nikt z drużyn olimpijskich ani zgromadzonych widzów nie wiedział, co przygotowane jest na Passerelle Debilly. Zobaczyć to mogli jedynie widzowie na ekranach. Ich oczom ukazał się jeden z kilku niezapomnianych widoków tego wieczoru. Na rzęsiście iluminowanym moście przy stole, będącym jednocześnie podium i wybiegiem superwymiarowa queerowa lesbijka francusko – marokańsko – żydowska didżejka zajęła centralne miejsce pośród grupy różnorodnych postaci. Skojarzenie z Ostatnią Wieczerzą Leonardo da Vinci było natychmiastowe i powszechne, i z pewnością takie właśnie miało być, chociaż reżyserowie temu zaprzeczają.

Gest, wykonywany przez didżejkę, modny bardzo wśród lewaczątek wszelkiej maści, czyli palce obu dłoni ułożone w serduszko pojawił się wielokrotnie podczas rytuału paryskiego. Jako że jest to szydercza parodia Chrystusa i apostołów, należy uznać ów gest za antybłogosławieństwo. Teoretycznie osoba, wykonująca serduszko, które stało się już emotką wysyła przekaz, że jest uczynna, szczera i serdeczna. Nie można wątpić w szczerość intencji tej pani z mostu, można jedynie snuć domysły, do kogo ten przekaz był kierowany, skoro pochodził ze środka czegoś, co obraża wszelkie ludzkie uczucia i każdą przyzwoitość. Jakie to proste – całą ohydę, zepsucie, złą wolę i złość można pokryć jednym gestem, udawać, że się kocha, usprawiedliwić się z każdej niegodziwości i dać sobie przywilej robienia wszystkiego, co się chce, byle pod pozorem „miłości”. Ową „miłość” celowo biorę w cudzysłów, z prawdziwą miłością nie ma to bowiem nic wspólnego, oznacza bowiem żądzę usprawiedliwioną przez pozór miłości. Widzimy więc samousprawiedliwienie, samouświęcenie i samozbawienie, wyrażane tym niewinnym na pozór gestem. Skoro nawet premier Tusk go używa, musi coś być na rzeczy. Kto by pomyślał – stare gnostyckie herezje w nowoczesnej odsłonie internetowej emotki. Oto pozdrowienie szatańskie.

Osoba z emotką miała przed sobą konsolę DJ. Na spędach, gdzie młodzi głównie ludzie poddają się psychodelicznym wpływom dźwięków i bitów osoba disc-jockey’a pełni rolę wiodącą. To on decyduje, co wyemitują głośniki, i co przejmie kontrolę nad umysłami i ciałami wijącego się tłumu. Oto widzimy więc postindustrialny ołtarz kultu, starego jak grzech Kaina, a nad nim kapłana, lub coraz częściej kapłankę, udzielającą antybłogosławieństwa, dzięki któremu wyznawcy mogą udawać sami przed sobą, że są szczęśliwi, co dla nich oznacza samozbawienie.

Korona didżejki też nie zdaje się być przypadkiem. Tak właśnie przedstawia się Hostię, która po przemienieniu stała się boskim Ciałem. Dokonuje się to na ołtarzu, podczas mszy, za pośrednictwem kapłana. Przyjmując Ciało, człowiek uzyskuje drogę do zbawienia. Wszystkie elementy się zgadzają – tu też mamy kapłana (kapłankę vel osobę kapłańską), ołtarz, gest zbawienia, a wszystko w trakcie bardzo uroczystej ceremonii. Oznacza to, że cały ten rytuał ma takie znaczenie, jak katolicka msza, tylko odwrotnie. Do tego wątku jeszcze powrócę.

Sekwencja na Passerelle Debilly jest bardzo ważna, wiele się tam dzieje i zmienia. Po antymszy rozpoczyna się pochód queerowych postaci, stylizowany na pokaz mody. Nie jest to jednak prezentacja strojów, lecz postaci i tego, co mają do przekazania. A przekaz jest prosty – wszystko ma być na odwrót. Antynormalność, która po antymszy jest już normalnością. Triumfalnemu pochodowi antynormalności towarzyszy muzyka, opowiadająca o clubbingu, romansach, uwodzeniu i uwolnionym seksie. To kolejna rzecz, jakiej w swoim życiu nie dostrzegają już postchrześcijanie. Te wszystkie elementy były obecne w życiu ludzkości niemal od zawsze. Były one jednak dozowane, aby nie zaburzyć homeostazy społecznej. Sytuacje i zachowania, opiewane w piosenkach i zachowaniach postaci na moście, gdyby nie były wyjątkiem od reguły, skutecznie uniemożliwiłyby powstanie cywilizacji wysokich technologii. Regułą była praca i życie poukładane według obyczajów normalności. Innymi słowy, gdyby ludzie w dawnych wiekach zachowywali się zgodnie z tym, co zobaczyliśmy na moście, nie mielibyśmy ani mostów, ani elektryczności, ani miast. Zwierzątka czegoś takiego nie potrafią zbudować. Teraz zaś taki sposób życia stał się zalecaną regułą.

Ruchy queerowych postaci na moście stają się coraz bardziej szaleńczo – opętańcze i jednocześnie wyuzdane seksualnie. W tym czasie pod mostem przepływają statki z drużynami olimpijskimi. Pasażerowie radują się, skaczą, machają flagami, nieświadomi tego, co odbywa się tuż nad ich głowami. Kapłanka przez cały czas ceremonii na moście nie opuściła swojego miejsca, w odróżnieniu od queerowych uczestników, którzy na przemian wychodzą na wybieg i siadają na miejsca. Gdy przepłynęły już wszystkie statki, nadpłynęła łódź – platforma taneczna, z grupą tancerzy. Przepłynęła pod mostem i zatrzymała się. Wtedy doszło do kulminacji na moście, z którą współgrała rosnąca dynamika na łodzi. Wszyscy queerowi uczestnicy ceremonii (poza kapłanką) weszli na wybieg, tworząc jedną, drgającą masę ciał ludzkich, łącznie z dziećmi. Jednemu z uczestników niesforne jaja wysunęły się z poluzowanej bielizny. Ten przynajmniej chłop, chyba, że to falloplastyka.

Aby zrozumieć, jaki był charakter tej części rytuału należy unieść się w powietrze i spojrzeć z lotu ptaka. Passerelle Debilly był najbardziej oświetlonym mostem, i wszystkie statki musiały pod nim przepłynąć, jak przez wrota, prowadzące do nowego świata nowej normalności. Przejście pod mostem, na którym odbywała się ceremonia miało więc charakter inicjacyjny. Tymi wrotami, symbolicznie oddzielającymi stary, chrześcijański świat od nowego, lucyferycznego był most o nazwie Passarelle Debilly, co przy pewnej dawce złośliwości można tłumaczyć jako „przejście debili”. Tak też zostali potraktowani uczestnicy tej całej parady, nieświadomi, w czym biorą udział. Oto bowiem przepłynęli przez wrota, którymi była ceremonia antymszy, należąca do bardzo starego kultu. Inicjacja polega na tym, że aż dotąd był on ekskluzywny, wyznawany przez niewielką grupę, uznającą siebie za absolutną elitę. Podczas rytuału paryskiego pod „przejściem debili” – mostem, pełniącym funkcję lucyferycznej świątyni przepłynęły niemal wszystkie narody, poza rosyjskim i białoruskim, które szczęśliwie dla nich wykluczono z inicjacji. Odtąd więc lucyferyzm stał się kultem inkluzywnym, łączącym cały świat w jeden organizm. Teraz jasne staje się, dlaczego reżyserzy wybrali rzekę – bo nad nią są mosty. Kapłan to po łacinie pontifex – budowniczy mostów, a Francuzi mają praktykę w tworzeniu fałszywych kultów, na przykład w czczeniu Najwyższej Istoty w katedrze Notre Dame. Gdyby nie rzeka, mosty i statki, nie dałoby się zagnać reprezentantów całego świata, aby potraktowani jak debile przepłynęli przez wrota do piekła. Cała konstrukcja wyraża też, jak bardzo swoimi wyznawcami gardzi czarny pan. „Przejście debili” może bowiem odnosić się nie tylko tych, którzy przechodzili pod mostem, ale też tych, którzy chodzili po moście.

OBSCURITE – NIEJASNOŚĆ ZNACZEŃ I MROK DUSZY

Na zakończenie ceremonii na moście pojawił się prawie nagi mężczyzna z brzuszkiem w samych majtkach, ucharakteryzowany na pogańskie bóstwo. Można się spierać, czy odtwarzał Dionizosa, czy Bachusa, moim zdaniem to drugie, gdyż Bachanalia były znacznie bardziej orgiastyczne niż Dionizje, a to co się działo na moście przypominało orgię bachantek. Bóg wina, płodności i dzikiej natury został oczywiście zaadoptowany do nowych czasów, wyeliminowano więc płodność, nie rezygnując z orgii. Zastanawiająca jest charakteryzacja paryskiego Bachusa na bóstwo lunarne. Mogę tu jedynie spekulować. Bóstwa te odpowiedzialne były za cykliczność, a także za zmienność, co zapewne jest najważniejsze dla reżyserów. Fazy księżyca wiązano z cyklem miesięcznym kobiet, lunarność więc była kobieca, a solarność męska. Cały rytuał paryski jest mocno feminizacyjny, podobnie, jak cała współczesna kultura Zachodu. Prowadzi to oczywiście do zniewieścienia mężczyzn i wszelkich wynaturzeń, co jest jedną z przyczyn upadku tej kultury. Kobiety wówczas, pozbawione męskiej ochrony i wsparcia zależą już tylko od władzy, która może robić z nimi, czego chce. A lucyferyczna władza pragnie zapanować nad seksualnością i płodnością kobiet, gdyż dzięki temu może sterować mężczyznami i decydować o życiu lub umieraniu narodów. Dzietność narodów Zachodu (także polskiego) dowodzi skuteczności tych praktyk.

Bachus opiewał nagość, jednak nie miał na myśli naturalnego piękna lub konotacji erotycznych, lecz równość w nędzy i bezbronność. Człowiek ma zachowywać się jak zwierzę, czyli nie budować i nie tworzyć, wówczas będzie równościowy i bezbronny, bo bez środków do życia nie będzie też miał środków walki, nie będzie wtedy wojen, nie będzie nierówności majątkowych i społecznych, i zapanuje pokój. Z taką koncepcją życia korespondują teksty emitowanych piosenek – wolni od pragnień materialnych, od własności, pieniędzy, władzy i sławy. Powolny upadek z wysoka, wszystkie marzenia są złudzeniem, które się rozwiewa, wszystko jest chaosem, ideały i słowa zostają zniszczone. Taką propozycje mają dla ludzkości najbogatsi ludzie tego świata – „nie będziecie mieli niczego i będziecie szczęśliwi”.

Grupa taneczna na łodzi dochodzi do swojej kulminacji. Ich drogę wyznacza podświetlana podłoga łodzi, na której tańczą. Zaczyna się od Unii Europejskiej, przechodzi przez stroboskopową regularność, potem rozbicie kształtów, chaos elementów, nieokreśloność barwnych plam, aż do czerwonego pola. Układ taneczny przechodzi przez kilka dynamicznych faz. Zaczyna się od plemiennego tańca, przechodzi przez dzikie okrzyki, szaleństwo, zombifikację aż do opętańczego spełnienia, po którym wszyscy wpadają jak martwi w morze krwi, i nastaje ciemność. Każdy rozumny człowiek po obejrzeniu tego pokazu powinien raz na zawsze wyleczyć się z unijnych złudzeń, skoro sami animatorzy Unii pokazują wprost, co chcą zrobić z mieszkańcami Europy – zamienić w debili, doprowadzić do szaleństwa, opętania, a na końcu utopić w morzu krwi.

Jak na zamówienie nadpływa ruchoma wyspa z płonącym fortepianem i pani miękkim i zmysłowym głosem śpiewa „Imagine” Lennona, kontynuując wątek, wprowadzony podczas antymszy i podjęty przez Bachusa. Bez religii, państw, narodów, własności, dopiero gdy to wszystko zniknie, ludzkość wreszcie będzie jedną całością i wszyscy będą żyli jednym życiem w pokoju. Na ekranach telewizorów pojawiają się napisy: „stoimy i wołamy o pokój, zjednoczeni razem dla pokoju”. Należy bardzo uważać na używane często przez gnostyków słowo „pokój”. Jest to dla nich słowo – klucz, podobnie, jak „miłość”. Nigdy nie definiują oni tych pojęć, wiedząc, że nieświadomym odbiorcom kojarzą się one dobrze i będą je popierali. Tymczasem słowa te mają swoje ezoteryczne, ukryte znaczenia. „Miłość” u współczesnych gnostyków przyjmuje znaczenie dwojakie. Po pierwsze jest to antymiłość – pożądanie, zmierzające do egoistycznego zaspokojenia miłości własnej. Po drugie, oznacza całkowitą bezbronność wobec działań, podejmowanych pod hasłem miłości. Złoczyńcy przychodzą, wykonując gest emotki serduszka, tak, jak zrobiła to kapłanka na moście debili, i nikt nie może im się przeciwstawić. Walka ze złoczyńcami z serduszkiem zostałaby bowiem okrzyknięta walką z miłością, którą wcześniej wszyscy oszukani biali ludzie przyjęli za dogmat, nie interesując się, co on naprawdę oznacza. Drugi dogmat to „pokój”, traktowany przez gnostyków właśnie tak, jak ujął to Lennon. Nie wolno sprzeciwiać się tym, którzy przychodzą w imię pokoju, chociaż ich celem jest pozbawienie swoich ofiar wszystkiego – religii, państwa, własności, rodziny, wolności, a w końcu życia. Są też kolejne dogmaty gnostyków, narzucane przez globalistyczną propagandę i obecne również w rytuale paryskim. „Tolerancja” to bezbronność wobec zła, „solidarność” oznacza wywłaszczenie pod hasłem wspierania uciśnionych, „inkluzja” tłumaczy się jako przymusowe wcielenie do łagru. Gdy nasz komentator Przemysław Babiarz zauważył, że ten wszechogarniający pokój to wizja komunizmu, dodając słowo „niestety”, i opowiadając się za suwerennym państwem, minionki (sługusy) Bestii natychmiast go zawiesiły za sprzeciwianie się „wzajemnemu zrozumieniu, tolerancji, pojednaniu”. Kiedyś używano wytrycha „odchyleń prawicowo – nacjonalistycznych”. To nie tylko komunizm, to czysty lucyferyzm.

Ciąg dalszy nastąpi.

Odwiedź także nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj