Zdjęcie tytułowe: Znam swoje prawa, FEMEN Women’s Movement, CC BY-SA 2.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0, via Wikimedia Commons
Link do części I: Edukacja seksualna odkryta, cz I. Nienaukowość
10. Stosunek do rodziny i prokreacji
Standardy WHO i nowa podstawa programowa wyraźnie informują, że możliwe są różne modele rodziny i związków seksualnych, możliwe są też różne wybory dotyczące posiadania dzieci, i każde zachowanie oraz sytuacja mają spotykać się z pełną akceptacją. Małżeństwo wymieniane jest tylko kilka razy, razem z rozwodem. Macierzyństwo natomiast i ciąża pojawia się wielokrotnie, razem z chorobami, przenoszonymi drogą płciową. Małżeństwo, płodność i prokreacja są więc traktowane jako czynniki ryzyka dla zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego. Zawsze też, gdy wspomina się o możliwości zajścia w ciążę, natychmiast pojawiają się informacje o antykoncepcji i innych usługach tzw. zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego, co należy rozumieć jako antykoncepcję i aborcję. Płodność, ciąża i rodzicielstwo traktowane są jako zagrożenia dla zdrowia na równi z HIV.
Rodzina jest postrzegana jako potencjalne źródło przemocy, co może się nagle okazać w tych sytuacjach, gdy dziecko, znajdujące się pod opieką i władzą rodzicielską rodziców zechce zrobić coś po swojemu. Może to niedługo dziać się na skalę masową, ponieważ w ramach edukacji seksualnej dzieci mają dowiadywać się na lekcjach, że mają prawo do informacji o usługach i do ekspresji seksualnej. Przy okazji nowej moralności dzieci otrzymały też prawo negocjowania wychowania ze swoimi rodzicami, do łamania stereotypów i krytycznego myślenia, oraz gdzie udać się po pomoc.
Rodzice też coś dostali od edukacji seksualnej. Muszą stworzyć takie warunki dla dzieci, aby możliwa była edukacja, w tym seksualna, i by miały pełen dostęp do informacji, w tym o wszelkich aspektach seksualności. Należy pamiętać, że dla WHO pełne używanie seksualności jest niezbędnym warunkiem rozwoju. Rodzice nie mają prawa tego ograniczać, tak samo, jak nie mają prawa narzucać swoich norm wychowawczych wtedy, kiedy dziecko sobie tego nie życzy.
Zarzut zwolenników edukacji seksualnej, że rodzice nie rozmawiają z dziećmi jest częściowo słuszny. Najczęściej zdarzają się dwie sytuacje. Pierwsza, gdy rodzice nie poruszają pewnych tematów ze swoimi dziećmi, bo nie mają śmiałości, czasu lub wiedzy. Według seksedukatorów jest to tak wielki problem, że wymusza interwencję państwa w stosunki rodzinne. A przecież przez całe wieki nie było edukacji seksualnej, a ludzie rozmnażali się lepiej i problemów psychicznych mieli mniej. Człowiek bez tej wiedzy, wyniesionej ze szkoły doskonale potrafi sobie poradzić w życiu. Jeśli jednak brak szczerych rozmów jest problemem na skalę społeczną, to działaniem bardziej efektywnym i zgodnym z prawem byłoby nauczyć tego rodziców, zamiast tworzyć nowy system edukacji seksualnej.
Jest też druga najczęstsza sytuacja – rodzicom nie przyszłoby do głowy, że można tak deprawować dzieci. Żaden normalny rodzić nie będzie nauczał swoich dzieci tego, co jest treścią edukacji seksualnej, tylko będzie starał się je od tego izolować. Przymusowa edukacja seksualna jest więc nie tylko gwałtem i molestowaniem seksualnym dzieci, ale też gwałtem na rodzicach, zmuszając ich pod groźbą kary, aby ich dzieci uczone były czegoś, co jest w jawnym konflikcie z kulturą swojego narodu i rodziny.
Edukacja seksualna zawiera wiedzę, która zawsze należała do obszaru pornografii, czyli owocu zakazanego. Zawsze też było tak, że w pewnym wieku rodzice wprowadzali swoje dorastające dzieci w te sprawy. Zwykle ojciec syna, a matka córkę, nie z powodu tabu, ale przyzwoitości, aby nie prowokować żenady i nie zawstydzać własnych dzieci. Takie rzeczy młodzi ludzie powinni dowiadywać się od osób, którym ufają z powodu bliskiej relacji. Teraz zaś jakaś obca osoba po przeszkoleniu ma zastąpić ojca i matkę. Wygląda na to, że władza używając edukatorów usiłuje wejść w prywatne życie młodych ludzi i markując bliskość zyskać ich zaufanie.
11. Przejęcie prywatności przez system
Pewne obszary tej wiedzy są tak bardzo osobiste, że każdy powinien poznać ją sam, bez wystawiania się na widok publiczny. Seks i wszelkie relacje z nimi związane są bardzo intymne, ograniczone maksymalnie do dwojga. W ramach seksedukacji wszystko jednak odbywa się w grupie, co naraża młodych ludzi na dyskomfort psychiczny, zawstydzenie i zażenowanie. Przypomina to seks grupowy w klubie swingersów. Dzieci i młodzież tracą tu intymność, ich prywatne intymne sprawy stają się nagle publiczną własnością. Wszak w ramach zajęć młodzież ma się wymieniać doświadczeniami. Doprowadzi to do takich sytuacji, w których ktoś będzie opowiadał całej klasie o swoich fantazjach seksualnych, ktoś inny opowie, jak się masturbuje, a jeszcze inna osoba zda relację ze swojego pierwszego razu. Wszyscy nagle staną się częścią kolektywu i stracą prywatność, tym samym tracąc podmiotowość pod pozorem upodmiotowienia. Każda władza totalitarna zawsze chciała wejść w prywatne życie wszystkich ludzi, a szczególnie do rodzin i młodzieży, aby uczynić ich częścią kolektywu. Tutaj widać, że totalitarna władza chce zawłaszczyć prywatność poprzez kontrolę seksu i związków romantycznych. Oznacza to przejęcie życia przez system i uzależnienie ludzi od systemu już w wieku dziecięcym. Argument o fachowości edukatorów, rozgłaszany przez promotorów edukacji seksualnej jest błędny. Zwykle są to osoby przypadkowe po przeszkoleniu, a jedyna ich kwalifikacja, którą są w stanie nabyć w ten sposób polega na wprowadzaniu zamętu w umysły młodych ludzi. Ich rola nie polega bowiem na tym, aby im pomóc, ale by ich zaburzyć i uzależnić od systemu.
12. Komplementarność z pornografią i antykulturą
Jedno z częstych twierdzeń promotorów seksedukacji odnosi się do wszechobecnej pornografii i łatwym dostępie dzieci i młodzieży do takich treści dzięki Internetowi i smartfonom, posiadanym przez niemal wszystkich. Edukatorzy twierdzą, że seksedukacja ochroni młodych ludzi przed pornografią, jednocześnie nie wspominając, jak to zrobi. Tu jednak należy się dygresja o charakterze i dostępności pornografii.
Pornografia jest tak stara, jak cywilizacja, ludzi zawsze bowiem interesowały „te rzeczy”. Tworzono więc opisy i obrazy, pobudzające wyobraźnię i pożądanie. Niewiele potrzeba, aby podniecić człowieka w młodym wieku, szczególnie mężczyznę. Sterując pożądaniem człowieka, steruje się jego uwagą i czasem, a w ten sposób – zachowaniem. Nowy impuls pornografii przyniosły nowe technologie – kino, telewizja, odtwarzacze domowe, Internet, a obecnie – smartfon. Nigdy w historii ludzkości dostęp do treści erotycznych i pornograficznych nie był tak łatwy i powszechny, i tak rozpowszechniony wśród dzieci. Powoduje to ogrom problemów – zaburzone relacje międzyludzkie i romantyczne, nierealistyczne zachowania, łamanie wszelkich norm moralnych i obyczajowych, zaburzenia koncentracji, uzależnienie od dopaminy, strata czasu, błędne wyobrażenie o rzeczywistości, szkodliwe wzorce zachowań. Są trzy grupy odpowiedzialnych za taki rozmiar pornografii:
Gdyby ludzie jej nie chcieli, to przemysł by jej nie produkował, prosta rzecz. Wszyscy jednak są zgodni, że należy ograniczyć dostęp dla dzieci, a jednocześnie rzadko które państwo podejmuje kroki w kierunku kontrolowania pornografii, zostawiając ją prawom rynku. Głównym winowajcą dostępu młodych do złych treści są więc producenci pornografii, ale głównym odpowiedzialnym za to, co na terytorium państwa trafia do umysłów jest państwo. Skargi na szkody, powodowane przez pornografię należy więc kierować do głównych polityków, że nie chronią dzieci własnego narodu. Oni oczywiście odpowiedzą, że to wolny rynek, w który nie wolno ingerować, albo że państwo nie jest w stanie tego skutecznie robić, ale to nieprawda. To właśnie państwo ma narzędzia w tej walce, a jeśli nie chce ich użyć, to dlatego, że boi się niezadowolenia tłumu głodnego pornografii oraz ulega naciskom pornolobby. W tym drugim przypadku mamy do czynienia z korupcją państwową.
Państwo nie chce więc podjąć niepopularnych działań i trudnych decyzji, chce jednak przed społeczeństwem zachować pozory, że dba o dzieci. Korzysta zatem z gotowych wzorców, dostarczonych przez instytucje ponadnarodowe, czyli z seksedukacji WHO. Argument, że to pomoże w walce z pornografią jest hasłem marketingowym seksedukatorów. Ani podstawa programowa dla Polski, ani standardy WHO nie twierdzą, że pornografię należy zdelegalizować, ani że należy odseparować młodych odbiorców od tych treści. Nie mówią nawet, dlaczego pornografia jest zła. Według projektu rozporządzenia dla Polski uczeń ma wymienić zagrożenia, związane z seksualnością, np. pornografię, a także przeanalizować swoją aktywność w Internecie i wykorzystać sposoby, chroniące przed szkodliwym wpływem ze strony technologii technologiczno – informatycznej. Jak ma jednak to zrobić, skoro cała pornografia i cała edukacja seksualna opiera się na tej samej wartości – przyjemności seksualnej? To właśnie jest głównym celem seksualności i tam, i tu. Jedyne wskazanie moralne, jakim operuje seksedukacja to negocjowanie swoich potrzeb i granic między partnerami relacji. Jeśli więc rodzic będzie chciał zniechęcić swoje dziecko do pornografii, mówiąc mu, że jest zła, może usłyszeć w odpowiedzi, że dla niego pornografia jest dobra, bo on ją lubi. Bazując na aksjologii edukacji seksualnej, nie da się walczyć z pornografią. Pozorną sprzeczność wyjaśniają Standardy WHO. Tam czytamy, że młodzi ludzie mają otrzymać taką wiedzę, aby potrafili radzić sobie z pornografią. Radzić sobie a nie używać – to stany wzajemnie sprzeczne. Jeśli młody człowiek ma sobie radzić z pornografią, to znaczy, że najpierw musiał się z nią zapoznać. Seksedukacja zakłada więc, że dzieci i młodzież używają pornografii, i nie zamierza im tego zabraniać lub oceniać negatywnie, ale przygotować ich i uzdolnić do używania pornografii. Zamiast ją całkowicie odrzucić, seksedukacja pomoże ją uporządkować.
Treści, z których zbudowana jest seksedukacja same w sobie są pornograficzne, a w odróżnieniu od pornografii, używanej przez młodych, stanowią obowiązkowy przedmiot szkolny. To, co zawsze było zakazanym owocem dla zuchwałych, teraz stanie się obowiązkowym chlebem powszednim dla wszystkich. Wcześniej była wyjątkiem od reguły, teraz zaś ma zostać regułą i stałą normą. Seksedukacja jest więc w istocie pornografią, tylko że nie oddolną, indywidualną, dobrowolną i chaotyczną, lecz odgórną, masową, przymusową i uporządkowaną. To, co wcześniej zakazane i co psuło tylko część populacji, teraz stanie się nakazane i psuć będzie całość. W dodatku wciągnięcie w pornografię przez szkołę nastąpi wcześniej, niż zwykle następuje to prywatnie. Wszystkie dzieci zostaną oswojone z pornografią wcześniej, niż same by do niej dotarły, ale dzięki wiedzy szkolnej będą potrafiły uporządkować jej treści.
13. Normalizacja patologii
Promotorzy seksedukacji zapewniają wciąż, że młodzi ludzie otrzymają taką wiedzę, która pomoże im radzić sobie z problemami, związanymi z seksualnością, ale nie tylko – z problemami w relacjach społecznych również. Wciąż jednak napotykamy tu na ten sam problem – w jaki sposób ta wiedza ma doradzać ludziom, jak sobie radzić z problemami, które ich czekają, jeśli nie nazywa wyraźnie dobra i zła. Jest odwrotnie – seksedukacja traktuje każde zachowanie seksualne, nawet zboczenie jako normę, albo medyczną, albo społeczną. Stosunki seksualne między ludźmi są bowiem negocjowane, tak samo, jak wszystko w seksedukacji. Młodzi ludzie wyposażeni w taką wiedzę wejdą w świat relacji społecznych, seksualnych, rodzinnych, i nie będą wiedzieli, jaka jest norma obyczajowa, co jest obiektywnie dobre i złe. Jeśli będą stosowali się do nauk seksedukacji, w środowisku, gdzie powszechna jest pornografia, przez wszystkich akceptowana, będą zachowywać się w sposób wyuzdany, popadając w moralne zepsucie. Nie jest prawdą, że każde zachowanie seksualne jest moralnie obojętne. Istnieje obiektywne dobro i zło, norma obyczajowa i wyrzuty sumienia spowodowane ich naruszaniem. Edukacja, która o tym nie mówi nie jest edukacją, a tylko instruktażem technicznym.
Przykładem symptomatycznym jest masturbacja, ukryta pod eufemizmem pojęcia „zachowania autoseksualne”. Są to jedne z objawów, które uczeń ma identyfikować jako zmiany dojrzewania, należące do normy medycznej. Formalnie nie można niczego tu zarzucić – masturbacja nie narusza normy medycznej, więc o co chodzi – pytają przewrotnie seksedukatorzy. Chodzi o to, że w kategorii „zmian dotyczących dojrzewania” wymieniono trzynaście objawów, będących procesami wzrostu, należących do czynności życiowych, niezależnych od woli, np. trądzik i miesiączka. Przykład trzynasty jest czymś innym – zachowaniem autoseksualnym. Masturbacja nie jest czymś, co dzieje się samo, niezależnie od woli, Konieczna jest tu czynność człowieka, który poddaje się tym zachowaniom, a to wymaga własnej aktywności i decyzji. Zapewne autorzy chcieli przemycić narrację, że masturbacja jest niezależna od woli masturbującej się osoby, i że jest to równie naturalne, jak trądzik.
Istotne jest nie tylko to, co się mówi, ale też czego się nie mówi. Seksedukacja nie mówi tego, że nie wszystko, co trzyma się w normie medycznej, jest zgodne z normą obyczajową. Istnieje całe mnóstwo zachowań, trzymających się normy medycznej, które nie są zalecane, np. kradzież, napaść, gwałt, kłamstwo, defraudacja, łamanie przepisów, uprawianie konopi indyjskiej. Istnieje też wiele czynności, zgodnych z normą medyczną i pożądanych społecznie, o których seksedukacja nie wspomina, np. sprzątanie, robienie zakupów, wyprowadzanie psa, pomaganie rodzicom, uczenie się matematyki. Dlaczego więc seksedukacja tak wyróżnia masturbację, ukrywając ją pod mylącym terminem?
Łatwo się domyślić. Masturbacja jest czynnością najprostszą, dostępną każdemu zdrowemu fizycznie człowiekowi. Nie wymaga kwalifikacji ani żadnych relacji społecznych. Używana sporadycznie nie powoduje trwałych następstw. Używana ciągle, w końcu zmienia się w zachowania kompulsywne. Masturbacja może zastąpić cały szereg innych aktywności, pochłania bowiem trzy parametry bardzo istotne dla homeostazy osobistej i społecznej – czas, uwagę i energię. Czas jest ograniczony, zmarnowany na masturbację nie zostanie przeznaczony na uczenie się i rozwój kompetencji życiowych. Rozproszona uwaga nie skupi się na tym co ważne. Zaspokojenie popędu przez masturbację nie skieruje człowieka na inne ścieżki. Są dwa sposoby rozładowania napięcia seksualnego – nieseksualny i seksualny. Sposób nieseksualny polega na sublimacji – przekształcenia popędu seksualnego w pęd do innych aktywności – wiedzy, sportu, pracy. Sposób seksualny pcha człowieka do szukania drugiej osoby, do relacji międzyludzkiej. Jeśli nie chce korzystać z prostytucji, musi wówczas zadbać o taki związek międzyludzki, w którym może zaspokajać popęd. Najpowszechniejszym sposobem jest związek kobiety i mężczyzny, który może stać się małżeństwem i rodziną. Masturbacja nigdy nie doprowadzi do powstania rodziny i potomstwa. Wskazywanie tego zachowania jako normy medycznej bez wskazania choćby tego, co napisano powyżej zachęca młodych ludzi, głównie młodych mężczyzn do masturbacji. Chrześcijan interesuje też to, że jest to grzech, do którego namawia szkoła, co jest niezgodne z art. 48 Konstytucji RP.
Pozostałe rodzaje czynności seksualnych, opisywane przez seksedukację również nie znajdują oceny moralnej z punktu widzenia tradycyjnej etyki. Program nauczania wskazuje różne rodzaje aktywności seksualnej, w tym homoerotyczne, nie wiążąc ich z żadną formą trwałego związku międzyludzkiego, Pozornie program informuje, że możliwe są różne opcje, a jednocześnie wskazuje na dwa ograniczenia: norma prawna i dobrowolna zgoda. Dla słuszności zgody wystarczy, aby była świadoma, ponieważ partnerzy relacji seksualnej tą normę mogą negocjować. Jednocześnie następuje zerwanie łącznika między seksem a prokreacją i wskazanie na główny cel seksualności – przyjemność. Jest to wprost zachęcanie do rozpusty, a biorąc pod uwagę realia społeczne, takie „kompetencje” w zakresie seksualności są przydatne tylko w jednym typie relacji seksualnej – w prostytucji. Tak więc seksedukacja, która ma być niebawem obowiązkiem dla wszystkich młodych Polaków jawnie zachęca do masturbacji i prostytucji.
Do tego można dodać zrównanie aktywności heteroseksualnej z homo, bi oraz aseksualnością, tak samo, jak płodności z bezpłodnością i prokreacji z niedzietnością. To wszystko podporządkowane głównym normom – celem seksualności jest przyjemność, a moralność się negocjuje i ustala. Podobnie wygląda podejście do pornografii, do której uczniowie mają być przygotowywani.
Wszystko to można sprowadzić do prostego wniosku. Normalizacja patologii ma swoją dynamikę:
Wszystko to dzieje się legalnie, pod osłoną państwa, pod nadzorem naukowców, pod bokiem rodziców. Jeśli dotąd uważaliśmy, że mamy za dużo patologii, to przygotujmy się na dużo więcej.
14. Rozwiązanie głównych problemów
Tym wszystkim problemom, związanym z małżeństwem, rodziną, prokreacją mają zaradzić tzw. prawa seksualne i reprodukcyjne, a edukacja seksualna ma zbudować świadomość młodych ludzi, że mają te prawa, wiedzę, jakie one są, pewność siebie, aby chciały z nich korzystać, i informację, gdzie mają szukać pomocy w realizacji swoich praw. Na gruncie edukacji seksualnej i Standardów WHO jawi się proste i skuteczne rozwiązanie problemów, zarówno poprzez usuwanie skutków, jak i profilaktykę:
15. Czego faktycznie młodzi nauczą się w obszarze seksualności i relacji
Cel życia: seks, przyjemność, relacje.
Cel seksualności: wszystko.
Odpowiedzialność: prawna, kontraktowa, zdrowotna.
Zagrożenia zdrowia seksualnego, psychicznego i fizycznego:
Sposoby radzenia sobie z zagrożeniami zdrowia:
16. Czego młodzi się nie nauczą w obszarze seksualności i relacji
17. Trening pasożytów społecznych
Ocena edukacji seksualnej WHO powinna przyjąć jakiś punkt odniesienia. Z uwagi na rzeczywistość ustrojową, w której jest wprowadzana musi to być państwo narodowe, co wymaga uwzględnienia potrzeb narodu i rodzin, które go tworzą. Edukacja seksualna nie istnieje w próżni, należy uwzględnić zjawiska współistniejące. Jest ich wiele, ale znaczenie mają następujące:
Bezpieczne i dostatnie życie wymaga homeostazy społecznej, czyli równowagi. Wtedy możliwe są skuteczne rządy, sprawna gospodarka, silna armia. Homeostaza państwa narodowego polega na tym, że zamieszkuje go naród, wybierający władzę, tworzący gospodarkę i gotowy do obrony swojego terytorium. Naród składa się z jednostek, rodzących się i wychowywanych w rodzinach. Szkoła powinna dostarczać głównie wiedzy, a wychowywać tylko w niewielkim zakresie, wspomagając rodziców.
Obecnie widać zaburzenia homeostazy społecznej Polski, czego objawem są między innymi: degeneracja władzy i polityki oraz problemy psychiczne i wychowawcze młodzieży. Skąd one się biorą, wyjaśniam w innych lekcjach. Zaburzenia te są spowodowane między innymi wprowadzeniem oddolnej i nieoficjalnej edukacji seksualnej w postaci antykultury.
Homeostaza społeczna jest sumą homeostaz osobistych. Wymagają one dobrego wychowania w domu i edukacji w szkole. Obejmują przede wszystkim dojrzałość, czyli odpowiedzialność za swoje życie oraz częściowo za tych, z którymi tworzy się rodzinę. Prawidłowo wychowany i wykształcony człowiek musi posiadać minimum dwie umiejętności:
Obydwie umiejętności wymagają dojrzałości, odpowiedzialności, długomyślności. Nabyciu tych cech przeszkadzają wszystkie procesy społeczne, toczące się obecnie w Polsce i na Zachodzie: zmiany w edukacji i wychowaniu (Edukacja Włączająca, obywatelska, psychologizacja, Chów Egotyczny), zmiany zachowań społecznych (infantylizacja, egoizm, antykultura), polityka wewnętrzna, wpływy zagraniczne. Skutkiem tych złożonych działań jest zależność Polski od zagranicy, niekorzystna demografia oraz paraliż władzy.
Destrukcyjne zmiany, niszczące nasz naród i państwo jak dotąd pochodziły głównie z otoczenia, szkoła, pomimo swoich wad, wynikających z celowego psucia była ostatnim bastionem dojrzałości, dzięki nauczaniu wiedzy, wymogom i ocenom. Wprowadzenie edukacji seksualnej zbiega się z ograniczaniem nauczającej funkcji szkoły. Docelowo zastąpienie ma być pełne, to znaczy szkoła ma prowadzić tylko Edukację Włączającą, złożoną z trzech przedmiotów: edukacja seksualna, edukacja obywatelska i edukacja psychospołeczna. Destrukcyjne czynniki, niszczące umysły, rodziny i naród mają płynąć nie tylko z otoczenia kulturowego, ale stać się obowiązkiem szkolnym.
Doprowadzi to do następujących skutków. Krąg debilizacji zostanie domknięty. Młodzi ludzie w Polsce zostaną pozbawieni wiedzy, zdestabilizowani emocjonalnie, zaburzeni psychicznie, rozbudzeni seksualnie, przebodźcowani. Nie będą nadawać się do trwałych związków – prywatnych, zawodowych i służbowych. Nie założą rodzin, a jeśli założą, to je porzucą; nie zrodzą potomstwa, a jeśli zrodzą, to nie wychowają; nie podejmą pracy, a jeśli podejmą, to albo za granicą, albo najniżej kwalifikowaną. Większość naszego narodu zamieni się w obiekty eksperymentu socjotechnicznego, podobnego do Mysiej Utopii Kalhouna, tyle, że laboratoryjnymi myszami będą Polacy.
W ciągu dwóch pokoleń wystąpią jednocześnie dwa głębokie kryzysy: ekonomiczny z powodu powszechnej nieumiejętności pracy i demograficzny. To, co dziś postrzegamy jako kryzys, w porównaniu z tym, co nas czeka jest dobrobytem. Państwo będzie tak słabe, że z łatwością zostanie pokonane lub skolonizowane przez każdego przeciwnika. Jeśli tendencja społeczna się nie odwróci, w ciągu najdalej 3 pokoleń przestanie istnieć nie tylko państwo, ale też naród polski. Nasze terytorium zostanie bowiem zasiedlone imigrantami z Afryki i Bliskiego wschodu, w ramach unijnej polityki imigracyjnej.
Odwrócenie tej tendencji wymaga zmiany modelu sprawowania władzy w Polsce i powrotu do polityki narodowej, a także odcięcia Polski od destrukcyjnych wpływów zagranicznych. Doraźnie zaś, aby ustrzec swoje dzieci przed destrukcyjną edukacją seksualną WHO należy konsolidować oddolne środowiska niepodległościowe oraz uczyć dzieci wiedzy o seksualności pozasystemowo.
Koniec części drugiej z sześciu. Ciąg dalszy nastąpi.
Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.