Reformacja Papieża Franciszka, cz. II z II

26 sierpnia 2024

Obraz tytułowy: reformator postmodernistyczny zapatrzony w reformatora renesansowego. https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Statue_Marktplatz_%28Wittenberg%29_Martin_Luther_%28zweite_Bearbeitung%29.jpg, https://www.flickr.com/photos/photosmartinschulz/15875462075

Publikujemy drugą część omówienia słynnej deklaracji Fiducia Supplicans. Poruszamy w niej wszystkie znaczenia i skutki, jakie zdołaliśmy dostrzec. Następstwa stosowania tego dokumentu mogą być bardzo poważne, nie tylko dla Kościoła, ale w ogóle dla życia społecznego. To jednak będziemy mogli obserwować w dłuższym okresie czasu. Już teraz próbujemy Państwu dowieść, czego tak naprawdę dokonał Papież Franciszek wraz z arcybiskupem Fernandezem.

Pierwsza część tutaj:

Reformacja Papieża Franciszka cz. I z II

Konsekwencji ciąg dalszy, tym razem dla prawa. Sytuacje, które teraz będą błogosławione są nieregularne, czyli nie odpowiadają regułom prawa kanonicznego. Teraz jednak nieregularna jest sytuacja samego Kościoła. Fiducia supplicans zezwala bowiem na błogosławienie sytuacji nieregularnych, czyli niezgodnych z prawem kanonicznym, a także sprzecznych z prawem naturalnym. Tworzy się więc sytuacja niezgodna z prawem, zalegalizowana przez urząd, który tworzy i stosuje prawo. Nie jest to jednak luka w prawie lub wewnętrzna sprzeczność, możliwa do usunięcia. Kapłani, udzielający błogosławieństw są wręcz namawiani do obchodzenia prawa. Dokument, z którego wynikają prawa i obowiązki, jest napisany tak, żeby można było dowolnie kształtować ład prawny bez żadnej kontroli. Jedyna kontrola, przewidziana przez Fiducia supplicans polega na celowym, systemowym podtrzymywaniu i wzmacnianiu chaosu. Tak samo jest niemal ze wszystkimi dokumentami pontyfikatu Franciszka, i jest to nieodrodne dziedzictwo Vaticanum II. Jest to stała, systemowa patologia prawna, która musi doprowadzić do destrukcji systemu prawa kanonicznego. Mamy oto równolegle porządek kanoniczny, określony, bazujący na prawdzie, i pozakanoniczny, chaotyczny, dowolny, bazujący na grzechu.

Błogosławienie sytuacji, sprzecznych z moralnością jest odrzucenie tej moralności. Skoro zaoferowano ludziom legalną możliwość grzeszenia bez konsekwencji, będą z tego korzystać, co będzie miało fatalny wpływ na kondycję moralną narodu. Deklaracja jednak idzie jeszcze dalej, akceptując i błogosławiąc stany sprzeczne z prawem naturalnym, a ściślej, takie zachowania, przez które ludzie sprzeciwiają się Boskiemu prawu natury, ustanawiając własne. Jednocześnie Deklaracja wprowadza wolność anarchiczną. Połączenie tych elementów oznacza coś więcej, niż herezję, bo apostazję i szatanizm.

Konsekwencje dla nauczania Kościoła będą równie dotkliwe. Skoro nie ma oceniania moralności, to nie ma dobra i zła. Grzech może więc stać się cnotą, a cnota grzechem. Skoro błogosławi się wiarołomnego małżonka, który nie zamierza przestać cudzołożyć z kochanką, to kto weźmie w obronę zdradzoną żonę? Czy ktoś myśli w ogóle, jak będą czuli się zdradzeni małżonkowie, widząc, że ten sam Kościół, który pobłogosławił ich małżeństwo, teraz błogosławi następny związek osoby, związanej ślubem, winnej zdrady? Jak Kościół zamierza powstrzymywać ludzi od tego, by krzywdzili się nawzajem, skoro nie chce ich oceniać moralnie? Jaką wiarygodność będzie miał Kościół, udzielający sakramentów, skoro ten sam Kościół jednocześnie błogosławi ludzi, którzy odrzucają sakramenty i nie chcą tego zaprzestać? Jak będzie można przekonać wiernych do życia sakramentalnego, skoro życie niesakramentalne traktowane jest na równi? Jak wymagać życia w czystości moralnej, skoro nieczystość przyjmowana jest bez żadnych wymagań? Pytania bynajmniej nie retoryczne, a odpowiedź wcale nie jest trudno ustalić, trudno natomiast ją przyjąć. Otóż wydaje się, że synodaliści wcale nie chcą, aby Kościół powstrzymywał ludzi przed grzechem i wzajemną krzywdą. W dokumencie Sprawozdanie podsumowujące, zamykającym pierwszy etap Synodu o synodalności czytamy wyraźnie, że Kościół synodalny stworzy wszystko nowe: teologię, sakramenty, filozofię, moralność, eklezjologię, doktrynę, prawo kanoniczne, formację, organizację, administrację i w ogóle wszystko. To, co Kościół dotąd wypracował zostanie zniweczone, zwłaszcza sakramenty. Logika synodalna prowadzi do likwidacji sakramentu małżeństwa, tak samo, jak kapłaństwa. Nie będzie potrzebny już kapłan do błogosławieństwa, udzieli go osoba, pełniąca aktualnie posługę kapłańską. Nie będzie małżeństwa, skoro do dyspozycji będzie antymałżeństwo. Po Fiducia supplicans ekumeniczny Kościół byłby skłonny pobłogosławić nawet związek Nerona i Poppei, nie pytając, ile zbrodni musieli popełnić, by skonsumować swoją namiętność. Kościół synodalny będzie prowadził ludzi do zła, zarówno wiecznego, jak i czysto doczesnego. Skutkiem będzie rozpad i chaos. Jedyne, co w tym pandemonium się wzmocni, to władza synodalna. Ta władza, która stwarza chaos i pilnuje, aby się utrzymał, stanie się jedyną siłą regulacyjną. Nikt nie będzie mógł już liczyć na ochronę prawa, moralności lub sakramentu. Władza, która bardzo pragnie zlikwidować to, co było dotąd , sama zamierza stać się jedynym regulatorem wszystkich spraw, procesów i sytuacji w Kościele. Władza, która błogosławi grzech, zaoferuje ochronę przed grzechem, a ceną będzie waluta, jakiej pragnie każda władza totalitarna – posłuszeństwo.

Głębokie rewolucyjne zmiany, jakie przynosi Fiducia supplicans będą miały również wielki wpływ na życie społeczne, i to wpływ wyłącznie negatywny. Moralność sensu largo, a w szczególności moralność seksualna jest podstawą porządku społecznego. Kościół Katolicki dotąd stał wiernie na straży Dekalogu i Chrystusowych przykazań miłości. Pomimo wewnętrznego kryzysu i osłabienia siły urzędu nauczycielskiego katolicka moralność wciąż jest latarnia morską pośród wzburzonych fal sprzecznych opinii i ludzkich namiętności. Wpływ ten jest na tyle silny, że muszą się z nim liczyć nawet rządy i możni tego świata. Nie mogą bowiem dowolnie ustanawiać swoich własnych praw, gdyż zawsze będą one oceniane poprzez porównanie z katolicką moralnością. Jest to ochrona wolności ludzkiej dalekiego zasięgu, której sami ludzie nie dostrzegają. Działa jak pole magnetyczne Ziemi, chroniąc ludzką biosferę przed uzurpacjami władzy. Tej właśnie moralnej latarni i osłonie potężny cios zadaje Fiducia supplicans.

Mamy więc dwa rodzaje związków, podlegających nowemu błogosławieństwu. Są to związki nieregularne i jednopłciowe. Większość opinii publicznej skupia się na tych drugich, jako budzących większe emocje. Nie są one jednak głównym przedmiotem tego procesu, który ma uruchomić Deklaracja. Związki jednopłciowe mają swoje znaczenie, ale w drugim etapie. Pierwszy etap to akceptacja i normalizacja związków nieregularnych, czyli konkubinatów i relacji nietrwałych. Relacja nietrwała jest po prostu egoistyczną chęcią zaspokojenia pragnień bez cechy trwałości i celu prokreacji, nawet, gdy analogiczne pragnienie mają obydwie strony tego stosunku. Konkubinaty natomiast powstają w dwóch głównych sytuacjach: gdy łączą się dwie osoby, mogące zawrzeć ważny związek sakramentalny, lecz nie chcą tego uczynić, oraz wtedy, gdy łączą się dwie osoby, które nie mogą zawrzeć związku sakramentalnego, i dla tej grupy przeważającym powodem jest wcześniejszy ślub. Przyjrzyjmy się najpierw tej pierwszej grupie, czyli konkubinatom, których status jest dobrowolny. Zjawisko to narasta ostatnimi czasy, gdyż młodzi ludzie współcześnie chcą korzystać ze wszystkiego, co mogą uzyskać od świata, a co przynosi im przyjemność bądź korzyść. Jednocześnie chcą to uzyskać natychmiast, bez wysiłku i kosztów. Życie seksualne i rodzinne nie jest tu wyjątkiem. Chcą więc mieć jakąś rodzinę, ale nie chcą wiązać się na stałe. Zawsze bowiem pragną mieć pozostawioną furtkę na wypadek zmiany decyzji, gustów, sytuacji życiowej. Wielu młodych ludzi wybiera dziś konkubinat, co jest powszechnie aprobowane, i jest to jeden z głównych powodów kryzysu demograficznego. Nie tworzą bowiem małżeństwa, które jest ze swej natury nastawione na prokreację, tylko taki związek, którego naturą jest korzyść własna. Dla małżonków kolejne dziecko co do zasady nie jest problemem, dla konkubentów, żyjących dla samorealizacji już tak, więc we współczesnych związkach rodzi się coraz mniej dzieci. Czynnikiem, sprzyjającym małżeństwu w konkurencji z konkubinatem jest jego legalny i sakramentalny charakter, dający możliwość życia zgodnego z zasadami i sumieniem. Skoro jednak konkubinat otrzymuje błogosławieństwo Kościoła, to wiele par będzie miało znacznie mniejszą podnietę do zawarcia małżeństwa.

Druga grupa konkubinatów, czyli związki, których status jest wymuszony przez okoliczności zwykle stoi w obliczu sytuacji, gdy jedno lub obydwoje konkubentów mają już zawarty wcześniejszy związek małżeński. Jest tu co prawda wielość indywidualnych sytuacji, ale możemy wskazać na dwie najczęstsze sytuacje: pierwsza, gdy wiążą się ludzie, którym związki rozpadły się już wcześniej, a oni stali się „wolni z odzysku”, oraz druga, gdy nowy związek jest przyczyną rozpadu małżeństwa. Obydwie sytuacje są bardzo niekorzystne dla spójności społecznej i procesu wychowawczego. Zawsze bowiem takim konkubinatom towarzyszy adulterium – zdrada małżeńska – faktyczna lub formalna. Społeczeństwo, w którym nawet najbliższe sobie osoby, które łączą się w sakramentalny związek małżeński nie dotrzymują sobie wierności i pod wpływem pokus świata zdradzają swoich małżonków, przestaje być społeczeństwem. Spójna struktura wierności pruje się jak tkanina, zbutwiała od zdrady. Jeśli ludzie ważą się zdradzić najbliższą osobę, z którą wiążą ją liczne najbardziej intymne więzy z dziećmi włącznie, wówczas nie dotrzymają wierności niczemu – słowu, umowom, Ojczyźnie, Bogu. Społeczeństwo zamienia się w zbiorowisko nieufających sobie jednostek, które potrzebują zewnętrznej regulacji i nie myślą wcale dbać jedni o drugich.

Każdy rozpad małżeństwa jest osobistą tragedią małżonków, ale jeszcze mocniej odbija się to na dzieciach. Dawniej, gdy nacisk kładziono na pierwszorzędny cel małżeństwa, jakim jest zrodzenie i wychowanie potomstwa współmałżonkowie swoje osobiste dążenia i emocje potrafili podporządkować dobru wyższemu, niż ich własne ego. Gdy na piedestale postawiono dobro współmałżonków, natychmiast we współpracy ze światem owi współmałżonkowie zaczęli interpretować je na sposób liberalny i egoistyczny, dopuszczając w swych sumieniach istnienie „wyjścia awaryjnego”. Na ołtarzu własnych potrzeb współcześni ludzie jakże często poświęcają dobro swoich własnych dzieci. Dla nich, dla których małżeństwo rodziców jest pierwszym i najważniejszym murem, chroniącym przed złem tego świata, taki rozpad jest wydaniem niewiniątek na rzeź. Stąd bierze się większość problemów dzieci i młodzieży. Gdzie jest rozwód, tam sto procent pewności problemów dzieci, i ich niewłaściwego przygotowania do życia w świecie, wśród ludzi. Jest to w ogólności jedno z głównych źródeł problemów współczesności, a w szczególności jedna z przyczyn kryzysu demograficznego.

Gdy więc następuje rozpad małżeństw, tam ludzie, których łączyła bliska więź miłości zaczynają się nienawidzić, Tam, gdzie wcześniej wystarczało słowo, tam musi wkroczyć prawo i uregulować stosunki osobiste i majątkowe. Zaczyna się walka o dobra materialne i o dzieci, walka toczona na wszystkich możliwych frontach, z salą sądową i pogotowiem Policji włącznie. Tam również relacje między rodzicami a dziećmi zaczynają regulować procedury. Tam zamiast wychowania wchodzą terapie, a zamiast dojrzałości do samodzielnego życia – zaburzenia. Ludzie, którzy wcześniej tworzyli rodzinę, zwarta, spójną, samodzielną i niezależną – zamieniają się w gromadkę poranionych, rozbitych jednostek, walczących ze sobą i między sobą. W życie tych ludzi muszą wkroczyć jakieś czynniki oficjalne, używające procedur. Zmienia się całkowicie porządek życia tych ludzi. Małżeństwo sakramentalne wiązane jest porządkiem Boskim. Jeśli małżonkowie żyją tak, jak powinni, potrafią zrównoważyć miłość bliźniego i miłość własną. Relacje w ich związku reguluje prawo moralne. Państwo nie ma potrzeby wkraczać z procedurami i może pozostać subsydiarne. Sybsydiarność państwa oznacza, że nie ingeruje ono tam, gdzie ludzie sami regulują swoje sprawy, nie łamiąc prawa. Prawo wówczas może być łagodne i ogólne, bo nie ma potrzeby szczegółowo regulować złożonych i trudnych stosunków międzyludzkich. W takich warunkach możliwy jest prymat wolności jednostki nad wolnością państwa. Zależność jest więc następująca:

Porządek Boski = miłość bliźniego = prawo moralne = dobrowolność praw i obowiązków = prymat jednostki nad państwem.

Jeśli jednak ludzie postępują nieroztropnie i zapominają o miłości bliźniego, kierując się jedynie miłością własną, wówczas zaburzają to równanie. Jeśli sami burzą katolicką moralność, tam już nie obowiązuje prawo moralne. Odrzucają w ten sposób porządek Boski, przyjmując za początek równania egoistyczną miłość własną. Równanie to obejmuje ich sprawy osobiste i majątkowe, a także stosunki z dziećmi i kwestie ich wychowania. Z natury rzeczy wynika, że zawsze musi istnieć jakiś regulator ludzkich spraw, więc miejsce, z którego wyrwano prawo moralne prędzej czy później wypełnia prawo państwowe. A prawo to system i procedury. System sam ma swoje problemy i potrzeby, więc te kwestie, które wcześniej regulowali ludzie sami dzięki prawu moralnemu, teraz musi uregulować system używając prawa stanowionego i procedur, utwierdzonych przymusem państwowym. Dotyczy to również tak delikatnych spraw, jak stosunki osobiste i wychowanie dzieci. Ludzie, którzy odrzucają prawo moralne lub pozwalają na to odrzucenie godzą się więc na to lub są zmuszeni do tego, aby ich najbardziej intymne relacje regulowało państwo i zarządzało nimi. Tworzy się więc następujący schemat:

Odrzucenie porządku Boskiego = miłość własna = prawo państwowe = przymusowość praw i obowiązków = prymat państwa nad jednostką.

Muszą być tworzone nowe prawa, coraz bardziej szczegółowe, nowe instytucje do zajmowania się życiem zdemolowanych rodzin, nowe procedury, nowe środki kontroli, nowe koszty. Ludzie, wcześniej wolni w tej przestrzeni, gdzie odpowiadali przed Bogiem, teraz muszą spowiadać się urzędnikom i funkcjonariuszom. Nadal jednak uważają się wolnych, skoro odrzucili ograniczenia moralne. Tu widać destrukcyjne konsekwencje, płynące z uregulowań Fiducia supplicans. Za pięknymi słowami, pełnymi pozornej miłości i udawanego szacunku dla człowieka kryje się brak szacunku dla tych ludzi, którzy są lub mogą być małżonkami, a także brak szacunku dla samej instytucji małżeństwa. Praktyczna realizacja tego niemoralnego porządku musi doprowadzić do znacznego pogłębienia kryzysu małżeństwa i rodziny, co nieuchronnie prowadzi do kryzysu porządku społecznego.

Ten porządek jednak wciąż ma szanse naprawy. Jej źródło w naszym języku wskazuje etymologia słowa „rodzina”. To grupa ludzi połączonych więzami krwi, ktoś się urodził, więc była kobieta i był mężczyzna, oni mają potomstwo, i ten związek trwa całe życie. O ile związek intymny między dwojgiem ludzi może trwać lub się zakończyć bez konsekwencji dla świata, a tyle gdy pojawia się potomstwo sytuacja zmienia się radykalnie. Dziecko łączy się z osobami rodziców, jak również łączy ich ze sobą nawzajem. Nawet, jeśli małżeństwo się rozpadnie, to wciąż pozostaje nieusuwalny łącznik, związany z urodzeniem. Nawet, jeśli wkroczy prawo państwowe, będzie to prawo rodzinne, spisane w osobnym kodeksie. Państwo, zarządzające życiem ludzi zawsze będzie musiało się liczyć ze związkami, silniejszymi i niezależnymi od praw. Dopóki są rodzice i dzieci, to prawo musi dostosować się do ludzi, a nie odwrotnie. Jest to ograniczenie każdej tyrańskiej władzy, tkwiące w samej istocie prawa rodzinnego. Nie da się tego ograniczenia usunąć, nie usuwając z prawa rodzinnego samej jego istoty, czyli urodzenia. Co więcej, dopóki istnieją relacje rodziców i dzieci, zawsze jest możliwe odbudowanie relacji rodzinnej. Więzy krwi są też podstawą narodu. Dopóki więc to one są dominantą życia ludzi, istnieją narody. Dopóki istnieją narody, jest możliwość odtworzenia porządku Boskiego i odwrotnego zastąpienia praw państwowych przez prawa moralne. Gdyby natomiast tych więzów nie było, mielibyśmy do czynienia z obywatelami świata, którym wszystko jedno, czyj chleb jedzą i kto stanowi prawa, którym podlegają.

Ograniczenie te są znane możnym tego świata, dążącym do ustanowienia nowego porządku globalnego. Dopóki znaczna część ludzkich spraw regulowana jest przez prawo moralne, ustanowione przez Boga, owi globaliści mają bardzo ograniczone pole działania. Jeśli prawo moralne ustępuje i zostaje zastąpione przez prawo państwowe, ich możliwości znacznie się poszerzają poprzez narzędzia oddziaływania na państwa. Dlatego tak bardzo na różne sposoby wspierają związki nieformalne, a szkodzą sakramentalnym małżeństwom. Wciąż jednak ogranicza ich istota prawa rodzinnego, którą jest urodzenie. Tutaj ujawnia się znaczenie drugiego rodzaju związków, objętych nowym błogosławieństwem, czyli par jednopłciowych. Ze swojej natury związki te nie mają możliwości prokreacji, co ma dla porządku społecznego znaczenie fundamentalne. Ludzie, żyjący w takich związkach umrą bezpotomnie, chyba, że będą mieli dzieci z innego, heteroseksualnego związku. Cała więc populacja nieheteronormatywna skazana jest na wyginięcie, co jest nieubłaganą konsekwencją doboru darwinowskiego, jaki ci ludzie wykonają sami na sobie. Trzeba jednak jakoś uzupełnić ubytek ludności, aby zachować poziom życia. Europa Zachodnia od lat uzupełnia malejącą dzietność importem wielokulturowych imigrantów, ze skutkiem dla siebie samobójczym.

Poza kwestią demograficzną istnieje problem prawno – kulturowy. O ile dla sakramentalnego małżeństwa celem jest zrodzenie i wychowanie potomstwa, a to powoduje, że wewnętrzne relacje są regulowane przez prawo rodzinne, a ono nie może mieć dowolnej treści, bo jest ograniczone naturą człowieka, nadaną przez Boga, to w związkach jednopłciowych jest całkiem inaczej. Są to związki dwóch indywidualnych osób, które nie mają możliwości stać się naturalnymi rodzicami wspólnego potomstwa. Zmiany prawa, ustanawiające pokrewieństwo prawne nie mogą zmienić tej sytuacji. Nie zmieni tego również zmiana nazewnictwa. Prawo stanowione może dowolny układ ludzki nazwać rodziną, co wprowadza dezorientację w zakresie terminologii, ale nie zmienia natury tych związków. Inny rodzaj powiązania będzie więc dominantą takiego związku, który z natury nie może być prokreacyjny. Będą to stosunki ekonomiczne, podobne bardziej do spółki, niż rodziny. Osoby są bowiem w takim związku, aby zaspokajać swoje potrzeby, i temu samemu celowi służą wszelkie inne spółki. Nie ma tu żadnego łącznika nieusuwalnego. Dziecka podzielić się nie da, co wykazał już król Salomon. Natomiast emocje mogą opaść, uczucia mogą się zmienić, wspólną własność można ustanowić lub rozdzielić. Do zaspokajania osobistych potrzeb najlepiej nadaje się prawo rzeczowe, regulujące stosunki ekonomiczne. Jest to bowiem ten wątek wspólnego życia w spółkach, który da się zobiektywizować i poddać kontroli prawa. Jeśli więc prawo nazwie te związki rodziną, to relacje wewnątrz tego związku będą bardziej należały do prawa rzeczowego, niż rodzinnego. A reżim prawny, dotyczący rzeczy można ustalać znacznie bardziej arbitralnie, niż wobec ludzi. Jeśli więc społeczeństwo dopuści do tego, że status prawny związków jednych i drugich, tak różnych z natury zostanie zrównany lub nawet zbliżony, to musi liczyć się z tym, że prawo rodzinne stanie się coraz bardziej prawem rzeczowym. Osoby w tym drugim rodzaju związków będą bowiem domagały się dwóch procesów: pełnego zrównania w prawach między rodzajami związków oraz pełnej ochrony swoich praw wewnątrz swoich związków. Proces ten widać bardzo wyraźnie w świecie białego człowieka, w Polsce też są środowiska, dążące do tego. Możni tego świata bardzo to wspierają. Dążenia te można pogodzić w ten sposób, że prawo rodzinne dostosuje się do potrzeb tych drugich rodzajów związków, a więc reżim prawny, dotyczący rzeczy obejmie ludzi, a dawne relacje moralne staną się relacjami ekonomicznymi. Obejmie to również intymne sfery stosunków osobistych i wychowania dzieci. Będzie to największe możliwe zniewolenie, po tej operacji ludziom nie pozostanie już żadna sfera życia, która nie będzie regulowana przez prawo i nadzorowana przez coraz lepsze środki kontroli, z algorytmami sztucznej inteligencji włącznie.

Ta zależność ludzi od systemów i procedur nie skończy się na poziomie państwa. W zglobalizowanym świecie państwa wykonują wolę organizacji ponadnarodowych, reprezentujących interesy globalistów, a te organizacje dążą do „zrównoważonego rozwoju”, czyli nowego globalnego komunizmu, i zapowiadają, że dzięki ich rządom ludzie nie będą mieli niczego i będą szczęśliwi. W istocie w globalnym porządku zarówno organizacje ponadnarodowe, państwa jak i ludzie realizują interesy globalnych korporacji produkcyjnych, handlowych, technologicznych, medycznych i finansowych. Właścicielom i zarządcom tych organizacji bardzo jest na rękę, gdy relacji międzyludzkich nie regulują te prawa, które są oparte na miłości bliźniego i nierozerwalnych związkach, lecz te oparte na miłości własnej i zmiennych związkach ekonomicznych. Takie są więc dwa najbardziej prawdopodobne cele polityczne deklaracji dogmatycznej Fiducia supplicans : poprzez kościelną legalizację konkubinatów rozbić społeczeństwo na atomy i poddać ludzką intymność kontroli systemów; poprzez przyjęcie praw Sodomy nadać życiu ludzkiemu wymiar rzeczowy, a całość zglobalizować. Ostatecznym celem jest pełna władza nad doczesnym życiem ludzkich dusz, tak, jak się włada materią.

Historia zna podobne przypadki, i są one związane z porządkiem starożytnym, gdzie obowiązywało niewolnictwo, a życie dużej części populacji było regulowane właśnie przez prawo rzeczowe. Współcześnie takie rozwiązania testowano w nazistowskich Niemczech i w krajach realnego socjalizmu. Najbardziej adekwatnym przykładem, pasującym do obecnej sytuacji jest polityka bolszewików zaraz po rewolucji w Rosji. Tam początkowo całkowicie zniesiono chrześcijańską moralność. W pełni uwolniono jednopłciowość, zachęcano do swobody seksualnej, wspierano rozwody, sakramentalne małżeństwa zostały zniesione, a kobiety w wieku rozrodczym stawały się własnością państwa. Rodzina przestała być samoistną wartością, związki małżeńskie istniały z łaski sowieckiego państwa, które przyznało sobie pełną swobodę w regulowaniu relacji międzyludzkich i rodzinnych. Ministrem (dziś byśmy mówili: ministrą) do spraw kobiet została Anna Kołłontaj, słynna postępowa działaczka feministyczna, której bardzo zależało na wyzwoleniu kobiet od maskulinistycznych stereotypów. Leninowscy bolszewicy bardzo chętnie uwolnili więc kobiety od patriarchatu i klerykalizmu. Uwolnili od mężów, rodzin i cerkwi do fabryk, kołchozów i łagrów. Cała Rosja zaroiła się od band bezprizornych – bezpańskich dzieci, pozbawionych rodzin, środków do życia, zasad i skrupułów, napadających na ludzi i ich siedziby. Jedyną siłą, zdolna do opanowania sytuacji stała się założona przez Feliksa Dzierżyńskiego słynna CzeKa, poprzedniczka NKWD, KGB i FSB. Po stu latach od tamtego szaleństwa bolszewickie postulaty podjęła na nowo droga synodalna, między innymi zniesienie patriarchatu i klerykalizmu. Papieża Franciszka możemy więc przyrównać do Lenina, a arcybiskup Victor Manuel Fernandez pełni funkcję Anny Kołłontaj. Ludzie sprawujący tą władzę gotowi są zapłacić za realizację swoich celów herezją i apostazją całego Kościoła. W tej właśnie sytuacji znajdują się jego materialne struktury – przejściowo w stanie herezji, docelowo – apostazji. Najwyżsi hierarchowie Kościoła, wydając takie prawa ośmieszają Kościół i odbierają mu wiarygodność. Nie można bowiem poważnie traktować instytucji, która zaprzecza sama sobie.

Nasuwa się pytanie o znaczenie deklaracji Fiducia Supplicans. W jakim celu najwyżsi hierarchowie Kościoła dokonują tak głębokiej, niszczącej i perfidnej zmiany. Należy spojrzeć na globalną politykę organizacji ponadnarodowych, przede wszystkim ONZ i Unii Europejskiej oraz powiązanych z globalistami organizacji pozarządowych, np. Planned Parenthood. Ci wszyscy globaliści oficjalnie wspierają rodziny i używają pięknych słów. W rzeczywistości nienawidzą funkcjonalnych rodzin i dążą do ich zniszczenia. Powodem jest niezależność funkcjonalnych rodzin od władzy globalistów, co jest zagrożeniem dla globalnego państwa, które zamierzają zbudować. Najbardziej funkcjonalne rodziny to związki sakramentalne, zachowujące katolicką moralność seksualną. Hierarchowie, odpowiedzialni za takie dokumenty jak Fiducia supplicans najprawdopodobniej służą sprawie globalistów, wrogów Boga, Kościoła i ludzkości. Ich dokumenty i działania, poza tym, ze dokonują wielkiego zamętu i zepsucia, są apostazją, której towarzyszy wielkie szyderstwo z Kościoła.

Mówienie, że w deklaracji dogmatycznej Fiducia supplicans chodzi o jakieś dobro zasługujące na ochronę jest zwykłym szalbierstwem. Jedynym dobrem, o które zabiega władza tych, którzy obecnie prowadzą nawę Kościoła jest dobro ich panowania. Troska o uczucia tych wszystkich nieregularnych ludzi, których błogosławić chce władza synodalna jest pozorem. Cel rzeczywisty zapewne polega na tym, by wpuścić do wnętrza Kościoła jak najwięcej dywersantów, by ich rękoma podłożyć miny pod jego filary.

Czytaj też:

Piramida i katedra

Państwo demoliberalne jako struktura antynarodowa.

Fiducia supplicans to bynajmniej nie koniec rewolucji, tylko jej kolejne ogniwo. Wielkim przełomem kościelnej, a zarazem globalnej rewolucji będzie drugi, zasadniczy etap Synodu o synodalności. Intencje rewolucjonistów są jasne i znane. Zakres rewolucji jest jednak ograniczony do jednego obszaru – może rozgrywać się tylko tu, na ziemi, w świecie doczesnym. Nie obejmie nieba ani świata wiecznego. Natomiast powodzenie rewolucji zależy od świadomości ludzi, którzy znajdują się w jej zasięgu. Najbardziej dotyczy to wiernych Kościoła katolickiego, w tym – jego kleru. Ulec rewolucji można tylko w jeden sposób – odrzucić prawdę i przyjąć fałsz za swoje wyznanie wiary. Na chwilę obecną większość wiernych i kleru odwleka w czasie moment wyboru. Ten jednak przybliża się z prędkością pociągu pospiesznego. Kto dalej będzie udawał, że nic się nie stało i nie zajmie stanowiska wobec tego, co się dzieje – stanie po stronie Lucyfera. O możliwość wyboru możemy być wszyscy spokojni – obydwu stronom wojny o duszę człowieka zależy na tej deklaracji. Książe ciemności będzie konsekwentnie dążył do tego, aby każdy musiał się opowiedzieć, a Król światłości zapewni każdemu warunki, aby mógł wybrać dobro.

Niniejsze opracowanie jest częścią większego, opisującego to, co z Kościołem świętym chcą zrobić synodaliści. Jeśli więc nieznani sprawcy nie zabiją lub władza nie zamknie w więzieniu autora, będziecie mogli się o tym dowiedzieć.

Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj