W holenderskim mieście znalazła się zarówno nasza drużyna, która dojechała autokarem, jak i kibice, którzy dostali się do Alkmaar własnymi pojazdami lub środkami transportu zbiorowego. Już na długo przed meczem ze strony mundurowych służb porządkowych polskich kibiców spotykały liczne szykany i prowokacje. Począwszy od dworca autobusowego i kolejowego, przez ulice miasta aż do stadionu Polacy spotykali się z chamstwem i agresją mundurowych. Przeszukania, groźby aresztowania, wezwania do wyjazdu z miasta. Grupa kibiców została wyprowadzona z restauracji. Mundurowi blokowali naszym wjazd i wejście na stadion i próbowali odebrać flagi klubowe, użyli też gazu łzawiącego. Po meczu służby utrudniały wyjście ze stadionu i dojście do zaparkowanych na parkingu samochodów. Wyglądało to na celową strategię eskalacyjną, której służby używają, gdy chcą sprowokować tłum do zachowań agresywnych, aby następnie uzasadnić użycie środków przymusu bezpośredniego.
W tym samym czasie w innym miejscu stadionu trwał agresywny atak Holendrów na polską drużynę. Pracownicy klubu gospodarza oraz policjanci pod wymyślonymi pretekstami przetrzymywali Polaków na stadionie i nie chcieli dopuścić ich do autokaru. Miejscowe służby cały czas zachowywały się prowokacyjnie, konfrontacyjnie i agresywnie. Doszło do przepychanek, podczas których poturbowany został prezes klubu, a dwaj piłkarze wyciągnięci z autokaru, aresztowani i w kajdankach dostarczeni do komisariatu. Holendrzy oficjalnie oskarżają polskich kibiców i piłkarzy o napaść na funkcjonariuszy i łamanie prawa. Tymczasem wszystkie dowody, zeznania i nagrania świadczą jednoznacznie przeciw Holendrom. Widać wyraźnie, że to oni od początku byli nastawieni na konfrontację i agresję, a ich zachowania wypełniają znamiona dyskryminacji ze względu na pochodzenie etniczne i narodowość. Światło na przyczyny tych zachowań rzuca zachowanie pani burmistrz miasta Alkmaar, Anji Schouten. Już kilka dni przed meczem wypowiadała się, że nie chce w mieście Polaków, a w dniu meczu ustami miejskiego komendanta policji ogłosiła, że do 18.00 poza stadionem nie ma być w Alkmaar żadnego Polaka. Lokalni dziennikarze byli przekonani, że do miasta przybędzie dzika horda robiących burdy wandali. Trudno więc się dziwić, że przy takim nastawieniu władz miasta policja zachowała się jak w amoku pod wpływem psychozy. Nie należy też zapominać, że w tym kraju narkotyki są legalne i otwarcie dostępne w coffeeshopach.
Czytaj także:
Zagrożenia polskiej suwerenności. Część I. Unia Europejska
Stan upojenia narkotycznego oraz ślepe posłuszeństwo wobec władzy nie tłumaczą jednak wszystkiego, sprawa ma bowiem szerszy kontekst i głębsze dno. Odkąd nastał kowidowy imperatyw, mieliśmy okazje niejednokrotnie zaobserwować, jak zmieniają się kraje, które zwykliśmy uważać za krainę spokoju, wolności i dobrobytu, a Holandia przoduje w tej niechlubnej rywalizacji. Kilka miesięcy wcześniej w tym samym Alkmaar zaatakowano kibiców West Ham United. Wtedy agresorami byli cywile. W czasie pamiętnej pandemii rząd Holandii, a właściwie po zmianie nazwy Niderlandów starał się być w czołówce działań, chroniących ludzi przed zabójczym drobnoustrojem. W kraju tym rząd wprowadził jedne z najbardziej dotkliwych ograniczeń poruszania się. Ograniczenia dotyczyły m.in. Świąt Bożego Narodzenia, gdy zezwolono na odwiedziny maksymalnie dwóch osób. W reakcji na bezprecedensowe ograniczenia wolności osobistej i praw obywatelskich na ulice miast wyszły tysiące obywateli. Demonstracje te były brutalnie rozpędzane przez policję. W ruch poszły pały, gaz, polewaczki. Cały świat obiegły nagrania, pokazujące brutalnych funkcjonariuszy, szczujących ludzi psami służbowymi. Na ulicach tamtejszych miast działy się takie rzeczy, które my dobrze pamiętamy z czasów stanu wojennego lub niemieckiej okupacji. W roku 2021 i 2023, w reakcji na nową politykę rolną premiera Marka Ruttego, tysiące rolników wyjechało ciągnikami i blokowało drogi. Stara polityka polegała na tym, że na holenderskich rolników nałożono wiele kosztownych obowiązków, związanych z ochroną środowiska, klimatu , planety i transformacją ekologiczną. Musieli oni pozaciągać w bankach znaczne pożyczki, żeby sfinansować inwestycje, które im samym nie były do niczego potrzebne. Nowa polityka polega na tym, że tym samym rolnikom nakazano znacząco ograniczyć rozmiary produkcji, co wielu z nich doprowadzi do bankructwa. Tym jednak postępowy rząd się nie przejmuje, grożąc odbieraniem gospodarstw. Protestujący w tym praworządnym kraju zostali jak zwykle potraktowani policją, która w jednym przypadku użyła broni ostrej.
Jednocześnie w tym kraju można bez ograniczeń nabywać marihuanę i haszysz, byle w coffeeshopach. Można też zawrzeć małżeństwo z osobą tej samej płci, a następnie adoptować dziecko. Możesz dziecko również odrzucić, jeśli jesteś osobą z macicą, i do 6 miesiąca dokonać legalnej aborcji. Królestwo Niderlandów nie stawia również szczególnych barier wobec osób, chcących zmienić płeć. Wystarczy wniosek, oświadczenie i opinia psychologiczna. Kraj ten jest bardzo inkluzywny wobec kolorowych przybyszów i mniejszości seksualnych. Na każdego czeka też nowe prawo człowieka, czyli eutanazja od 12 roku życia. Status krainy LGBT-friendly podbudowany został niedawno, gdy mężczyzna po zabiegach kastracyjnych został wybrany Miss Niderlandów 2023. Premier tej szczęśliwej krainy Mark Rutte to miły, uśmiechnięty pan na rowerze. Jednakże w raju przyszłości, przyjaznym, otwartym, inkluzywnym kraju zakazuje się Świąt, zamyka naród w więzieniu, na farmerów wysyła ludzi z bronią, a esmani szczują psami. A już szczególnie nie lubi się Polaków.
Dlaczego, nietrudno zgadnąć. Zadawniona zadra wynika z tego, że odkąd Niderlandy przeszły na luteranizm, zaczęły nienawidzić papistów i emocja ta trwa nadal, chociaż Holendrzy są już w większości bezbożnikami. Współcześnie elity tego kraju uznały, że najlepiej dla nich będzie dołączyć do korowodu postępu, prowadzonego przez Niemcy, którego niezbędnym warunkiem jest wrogie odrzucenie posiadanej dotychczas kultury, a w szczególności chrześcijaństwa i tożsamości narodowej. To puste miejsce zostało zastąpione przez tożsamość europejską i religię tzw. „wartości europejskich”, które są dowolnie ustalane i interpretowane przez unijne elity. Dla tych ludzi każdy, kto przy swojej kulturze, religii i narodzie pozostał, jest największym wrogiem, niegodnym miana człowieka. Dlatego my, Polacy jesteśmy tak znienawidzeni, bo wciąż jesteśmy katolikami, zostajemy przy prawdziwej kulturze Europy, stanowimy naród i mamy przywiązanie do swojego państwa. Nie znajdujemy też zrozumienia dla nowych europejskich pieszczochów – mniejszości seksualno-płciowych, aktywistów lewackich, bojowników o klimat i planetę, wojujących feministek oraz islamskich inwaderów. Dla nowych, postępowych europejczyków, których awangardę stanowią Holendrzy my nie jesteśmy ludźmi, tylko homofobami, faszystami, ekstremistami religijnymi, szowinistami, patriarchalnymi przemocowcami, białymi suprematystami, niszczycielami klimatu. Dlatego więc w ich przekonaniu mogą wobec nas stosować to, co sami nazywają dyskryminacją, defamacją, szowinizmem, agresją, przemocą. Dla pani burmistrz Alkmaaru, pana premiera rządu i elit zarządzających tym krajem walka ze złem uświęca wszelkie środki.
Czytaj także nasze teksty o zbliżonej tematyce:
Państwa na rozdrożu
Po co nam własne państwo
Okupacja unijna i co dalej
Jaki pan, taki kram, więc nie można się także dziwić zachowaniom społeczeństwa. Należy mieć świadomość, że u nich proces debilizacji społecznej jest już daleko posunięty. Ich szkoły w pełni już realizują program Edukacji Włączającej, którego istotą jest zmiana pierwotnych przekonań i kształtowanie ich zgodnie z obecną definicją pożądanych wartości europejskich. A obecnymi wartościami europejskimi, poza standardową wielokulturowością, różnorodnością, równością i inkluzją jest nakaz, zakaz, kara. Na skutek inkluzyjnego wychowania i edukacji ich ludzie zostali w dużej mierze pozbawieni umiejętności samodzielnego myślenia logicznego. Prywatnie znajdują się w krainie myślenia magicznego, w której wierzą we wszystko, czego doświadczą w mediach. Publicznie i służbowo realizują to, co wskaże im władza, nie myśląc nad zasadnością. Dlatego właśnie ich służby zachowują się zgodnie z oczekiwaniami władzy. Są w istocie biologicznymi androidami, uwarunkowanymi do określonych działań, którym nie trzeba już nawet wydawać szczegółowych rozkazów, bo i tak zrobią to, czego oczekuje władza.
Nie należy myśleć o Europie Zachodniej jako o krainie mlekiem i miodem płynącej, gdzie jest bogactwo, wolność i bezpieczeństwo. Możesz co prawda przypalić jointa, zmienić płeć, zawrzeć małżeństwo z osobą twojej płci, adoptować dziecko, abortować dziecko, a na koniec wielce satysfakcjonującego, udanego życia pełnego sukcesów i samorealizacji skorzystać z eutanazji. Tu spotkasz się z pełną afirmacją. Nie możesz natomiast być chrześcijaninem i patriotą, broniącym swojego narodu i wolności. Dla takich już niebawem będą obozy i esmani z psami. Czas porzucić złudzenia. Tak, jak zostali potraktowani nasi ludzie w Alkmaar, a także protestujący przeciw restrykcjom pandemicznym, a także rolnicy, tak będą nas traktować w integrującej się Unii Europejskiej. Bo oni chcą być bardziej z nami i bliżej nas. Chcą decydować o naszych wszystkich sprawach publicznych i prywatnych, o naszym majątku i pracy, związkach i dzieciach, polityce i edukacji. Właśnie przystąpili do prac w celu zmiany traktatów unijnych i przekształcenia Europy w państwo federalne. Wówczas to, co spotkało naszych piłkarzy i kibiców w Alkmaar, będzie spotykało każdego tam, gdzie mieszka. Jest jeszcze jedna istotna okoliczność. Oni sprowadzili do siebie miliony islamistów, którzy się nie chcą integrować. Namnażają się, mając w swoim nauczaniu podbój Europy i zamianę krajów na kalifaty. Wokół nich żyją rdzenni europejczycy, nieświadomi zagrożenia. Jeśli zestawimy zjawiska: z jednej strony muzułmanów z maczetami, z drugiej esmanów z psami, a z trzeciej zwykłych ludzi bez obrony, wynik jest jasny. Gdy użytkownicy maczet ruszą na rdzennych, esmani przyjdą zrobić porządek. Ponieważ jednak maczetowcy będą się bronić, a rdzenni nie, to właśnie ci ostatni zostaną wzięci pod but, a ci pierwsi będą się cieszyć względną swobodą. Tak oto na naszych oczach niegdyś chrześcijańska Europa zamienia się w ogólny konzentrationslager, którym będą do spółki zarządzali esmani z maczetowcami. Nie czeka nas tam wolność i dobrobyt, lecz niewola i nędza. W obliczu tych i następnych przemian jedyny powód, aby nadal trwać w Unii to doprowadzenie do jej rozpadu. Następnie trzeba będzie wyzwolić ludność Europy, cierpiącą prześladowanie pod rządami tęczowo-islamskiego brutalnego reżimu. A póki co należy się oswoić z myślą, że drugi taki mur, jak na granicy z Białorusią będzie potrzebny na Odrze.
Polecamy także: Unia, weto i syndrom wyparcia
Odwiedź także nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.