W demokracji liberalnej realną władzę posiadają media, a władza ta opiera się na zdolności kształtowania wśród mas z góry określonego obrazu rzeczywistości. Sytuacja to w gruncie rzeczy nowa, gdyż kiedy przyjrzymy się historii świata, kreowanie rzeczywistości na tak wielką skalę, jak na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, zwłaszcza w erze powszechnego tzw. „usieciowienia”, nigdy nie było prostsze.
Jeszcze sto lat temu jedynym w zasadzie środkiem masowego przekazu pozostawała prasa. Dostęp do informacji był ograniczony, a możliwość weryfikowania ich prawdziwości była ograniczona w jeszcze większym stopniu. Taki stan rzeczy powodował, że społeczeństwa były poniekąd zmuszone kształtować swój obraz rzeczywistości w oparciu o doświadczenia własne, czyli doświadczenia rzeczywiste. Jednakże – co oczywiste – możliwości poznania jednostki mają swój limit, chociażby przez sam fakt indywidualnych ograniczeń kognitywno-intelektualnych, stąd też ogromną rolę w naturalnie funkcjonującym społeczeństwie odgrywał autorytet – zarówno na poziomie rodziny, lokalnej społeczności, wspólnoty religijnej, jak i państwa.
Wówczas to jeszcze narody Zachodu nie kwestionowały potrzeby posiadania autorytetów. Dla ludzi było oczywiste, że posiadają oni wspomniane ograniczenia poznawcze, oraz że sprawne funkcjonowanie społeczne nie jest możliwe bez akceptacji przewodniej roli elit. A te jako państwo ciągle posiadaliśmy i w odróżnieniu od pseudoelit III RP, były to elity bezwarunkowo stojące na gruncie interesu narodowego, reprezentujące zresztą znacznie wyższy poziom ogólnej kultury intelektualnej i osobistej.
Z czasem media zaczęły wkraczać w życie społeczne niczym śmierć do zadżumionej wioski, niosąc po cichu spustoszenie, które przestało być przez społeczeństwo odczuwalne. Okres bezpośrednio przedwojenny przyniósł ze sobą dynamiczny rozwój technik propagandowych, które to pozbawione kręgosłupów moralnych władze zaczęły wykorzystywać jako narzędzie powszechnego ogłupiania społeczeństw. Wbrew pozorom nic poza skalą tego działania, a także udoskonaleniem jego technik do dnia dzisiejszego się nie zmieniło.
Więcej o zagadnieniu propagandy w tekście: O propagandzie
Narodowi socjaliści w Niemczech oraz komuniści w Związku Radzieckim dysponowali jedynie prasą, radiem i raczkującym kinem. Dzisiejszy aparat propagandowy zielonego ekoterroryzmu i innych neomarskistowskich (a także liberalnych) ideologicznych odprysków zatruwających od środka naszą cywilizację obejmuje w zasadzie cały przemysł rozrywkowy, telewizję, Internet, radio oraz prasę, a ponadto posiada w rękach niedoceniany jeszcze w pełni klucz, poprzez który jest w stanie dotrzeć do każdego, o każdej porze dnia – smartfon. Propaganda jest w dzisiejszym świecie wszechobecna, a ludzkość przyzwyczaiła się już do stanu permanentnego „przebodźcowania” informacjami tak bardzo, że nie potrafi rozróżniać myśli własnych od myśli cudzych, co natychmiast przywołuje skojarzenia z rzeczywistością orwellowskiego „Roku 1984”.
Cała ta ewolucja medialna pokryła się z rozprzestrzenianiem w świecie Zachodu systemu demokracji liberalnej. Wytworzyła się w ten sposób między światem mediów a polityki perfekcyjna symbioza. Demoliberalizm zapewnił mediom parasol tzw. pluralizmu, będącego w gruncie rzeczy iluzją, w której żyją współczesne masy, przeświadczone o tym, że każda telewizja kreuje swój samodzielny i niezależny przekaz. Z drugiej strony to właśnie te rzekomo pluralistyczne media kształtują rzeczywiste poglądy oraz tendencje polityczne w określonym społeczeństwie, stosując dokładnie te same wyrafinowane techniki, które w przeszłości do perfekcji opanowali Bernays czy Goebbels. Psychika ludzka jest bowiem niezmienna i poprzez jej dogłębne poznanie można w sposób bardzo prosty osiągnąć wpływ na ludzkie zachowania. Oczywiście pod warunkiem, że podtrzyma się tych ludzi w stanie ignorancji – człowiek, który zna techniki manipulacyjne, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kiedy jest manipulowany.
Opisane powyżej w bardzo dużym skrócie procesy doprowadziły do powstania typu człowieka, którego wTowarzystwie określamy mediotą (medialnym idiotą). Jednostka taka charakteryzuje się tym, że nie posiada podstawowych zdolności kognitywnych na poziomie indywidualnym i całą swoją percepcję rzeczywistości bezrefleksyjnie opiera na przekazie medialnym. Mediota to człowiek, który zatracił całkowicie zdolność myślenia zdroworozsądkowego – w większym stopniu wierzy on w to co widzi na ekranie, niż to, co widzi własnymi oczami w sytuacjach życia codziennego.
Demokracja liberalna stała się systemem produkującym mediotów na masową skalę. W warunkach polskich pierwszą próbę produkcji takiego Homo medioticus podjęła komuna, która popełniła jednakże jeden zasadniczy błąd – podporządkowała sobie cały aparat medialny. Spowodowało to wśród społeczeństwa naturalną tendencję do nieufności – wszyscy mieli bowiem świadomość tego, kto posiada media, kto nimi kieruje i kto jest odpowiedzialny za ich przekaz. Manipulowanie ludźmi, którzy posiadają świadomość, że przekaz znajduje się w rękach wroga, jest o wiele trudniejsze niż manipulowanie tymi, którzy niczym dotknięci syndromem sztokholmskim są przeświadczeni o dobrych intencjach swojego oprawcy.
Stąd też demoliberalizm okazał się o wiele skuteczniejszym narzędziem do powszechnej umysłowej kastracji społeczeństwa. Wspomniany wcześniej tzw. pluralizm medialny wprowadził w dotychczas funkcjonujący system przekonań i odczuć na temat mediów nowy dysonans. Proszę zwrócić uwagę na to, że przeciętny „oglądacz” TVN, czytelnik Onetu, albo słuchacz RMF FM nie potrafi nawet powiedzieć, do kogo powyższe media należą i kto jest odpowiedzialny za kreowanie w nich określonej linii propagandowej. Medioci uważają, że media te nie stosują technik propagandowych ani manipulacyjnych, a za kreowanie przekazu są odpowiedzialni „niezależni” dziennikarze.
Mediotę charakteryzuje więc skrajna naiwność, mniej więcej na poziomie trzyletniego dziecka. Odrzuca on z góry tezę o manipulacyjnym z natury charakterze wszystkich mediów, a ponadto za sprawą własnych ograniczeń intelektualno-kognitywnych nie jest w stanie dostrzec, że większość tzw. dziennikarzy, pracujących na poziomie mediów mainstreamowych to niedouczone osły, które – kiedy trzeba – nawet najbardziej absurdalne stwierdzenia będą przedstawiać na ekranie z pełną powagi miną i w pogrzebowym tonie.
Postaci z ekranu to zresztą dla medioty największe i zazwyczaj jedyne autorytety, a ktoś, kto wystąpi „w telewizorze”, już przez sam ten fakt zyskuje status niemalże półboga. O tym jak łatwo wykreować autorytet w mediach, mogliśmy się przekonać już niejednokrotnie. Całkiem niedawno widzieliśmy chociażby robiących z siebie skończonych idiotów błaznów w kitlach, którzy wykazywali się fundamentalnymi brakami wiedzy medycznej czy nawet brakiem zdolności logicznego myślenia, co w normalnych warunkach powinno ich dyskwalifikować z jakiejkolwiek publicznej ekspozycji. Tymczasem wielu z nich nadal zaprasza się do mediów, gdzie w dalszym ciągu kompromitują się na oczach milionów zaślepionych mediotów. Nie będę w tym miejscu tego typu ograniczonych umysłowo person, z których robiono mędrców wymieniał, gdyż nie mam ochoty szarpać się z nimi po sądach za zniesławienie. Niemniej jednak prawda jest taka, że gdyby w telewizji wykreowano na taki autorytet nawet gadającego konia, to medioci w swojej masie wsłuchiwaliby się w każde jego słowo jak w wyrocznię.
Jest też naturalna konsekwencja metafizycznego obcowania z tego typu autorytetami. Słuchanie „mądrych głów” budzi w mediocie przeświadczenie o własnej nieomylności. Człowiek, który jest przekonany o własnej wszechwiedzy, nie jest w stanie dostrzec własnych ograniczeń, a co za tym idzie, wyklucza możliwość trwania w błędzie. Tworzy to pewnego rodzaju błędne koło, w którym niezdolność wykroczenia poza własne ograniczenia sprawia, że człowiek jest pozbawiony nie tylko realnej oceny otaczającej go rzeczywistości, lecz traci zdolność do obiektywnego samopoznania poprzez autorefleksję.
Przejdźmy jednak do tego co najważniejsze z naszego punktu widzenia, czyli wpływu mediotów na funkcjonowanie społeczeństwa i państwa. W demokracji to oni ostatecznie wrzucają kartki do urn zgodnie z instrukcją, jaką otrzymali w swoich ulubionych mediach. Tymczasem przeciętny mediota nie jest zdolny do zdefiniowania interesu państwowo-narodowego, co powinno człowieka automatycznie wykluczać z możliwości oddawania jakichkolwiek głosów, bo to tak, jak gdyby człowiekowi cierpiącemu na ślepotę barw kazać głosować na najładniejszy kolor. Nie rozumie on nawet, w jakich obszarach jego własny interes pokrywa się z interesem państwa, a także nie potrafi przewidzieć, jakie mogą być długofalowe konsekwencje jego wyboru. Mediota oddaje swój głos bezrefleksyjnie, często pod wpływem prymitywnych emocji, czyli dokładnie tak jak został uwarunkowany przez media, choć w swoich ograniczeniach jest przekonany, że decyzje podejmował sam na podstawie swoich własnych poglądów, czyli czegoś, co w rzeczywistości nie istnieje.
Rozprzestrzenianie się mediotyzmu przynosi opłakane skutki dla państwa, gdyż zmanipulowane przekazem medialnym społeczeństwo zatraca zdolność do obiektywnego odbioru i analizy rzeczywistości. Wiemy z kolei doskonale, że bez umiejętności trafnego diagnozowania, nie jesteśmy w stanie podejmować właściwych wyborów, tym bardziej w przypadku tak niezwykle skomplikowanej konstrukcji, jaką jest państwo oraz tak niezwykle kompleksowych realiów polityki międzynarodowej świata, w jakim przyszło nam żyć.
Wielu ludzi w pewnych środowiskach od lat nieustannie zadaje to samo pytanie: „Kiedy ludzie się obudzą?”. Odpowiedź jest wbrew pozorom banalnie prosta – NIGDY. Wyczekiwane przebudzenie nie nastąpi nawet gdyby świat zaczął się walić, gdyż tak jak wspomniałem, społeczeństwo mediotów nie wierzy w to, co widzi, lecz w to, co szepcze mu do ucha aparat propagandowy, w który ślepo wierzy. Jeżeli ludzie nie są w stanie dostrzec, że już teraz żyjemy w czasach trójgłowego, pełzającego kryzysu ekonomiczno-cywilizacyjno-militarnego, to nic nie jest w stanie sprawić, aby w końcu zaczęli go dostrzegać. Zresztą nawet jeżeli, by go jakimś cudem dostrzegli, nie będą w stanie zrozumieć jego realnych przyczyn.
Czas na przebudzenie dawno już minął, a bierne oczekiwanie na tego typu cuda, to jedynie zwalnianie się od odpowiedzialności za przyszły los naszego państwa i narodu. Tymczasem, choć konkluzja ta nie jest dla większości z nas prosta do przyjęcia, wobec braku narodowej elity odpowiedzialność za ten los ponosimy my wszyscy.
Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.
Nie bądź mediotą i poszerzaj swoją świadomość:
Cała prawda, całą dobę
Globalny wzorzec eurodebila