Bizantynizm niemiecki a kwestia polska

22 maja 2024

Niniejszy tekst stanowi ostatnią z dwóch części serii pt. „Bizantynizm niemiecki”. W części tej rozważony został wpływ, jaki bizantynizm niemiecki wywierał i wywiera na kulturę polityczną Niemiec oraz polityczny kształt współczesnej Europy, a także międzynarodowe położenie Polski.

Uważamy, że kwestia bizantynizmu niemieckiego jest kwestią, bez której nie da się dzisiaj w pełni zrozumieć politycznej kultury Niemiec oraz wynikającej z niej specyfiki relacji między Polską a tym państwem, a także Unią Europejską – kolejnym niemiecko-bizantyńskim tworem czasów współczesnych.

Część I: Bizantynizm niemiecki: Geneza

Nie było dziełem przypadku, że rewolucja protestancka rozpętała się właśnie na terytoriach niemieckich. W Niemczech – poddanym od kilku wieków silnym wpływom bizantyńskim – panował idealny grunt pod tego typu awantury. Po pierwsze następcy Ottonów, wykazujący się jednoznaczną skłonnością do cezaropapizmu, wielokrotnie naruszali tradycyjną, łacińską niezawisłość władzy duchowej od władzy państwowej, ingerując w sprawy Kościoła poprzez strącanie, mianowanie i podporządkowywanie sobie papieży. Po drugie na gruncie niemieckim występował bardzo silny resentyment antyrzymski, którego źródeł o podłożu psychologicznym można by doszukiwać się jeszcze w wielowiekowym antagonizmie rzymsko-germańskim.

W opisach genezy i rozwoju rewolucji protestanckiej zazwyczaj – co naturalne – uwaga skupia się przede wszystkim na kwestiach natury politycznej i teologicznej. Taką też podręcznikową perspektywę wynoszą ze szkół młodzi ludzie. Jakkolwiek w całym tym przedsięwzięciu istotne były także na ogół pomijane w analizach kwestie narodowościowe i cywilizacyjne. Retoryka Lutra nie była bowiem jedynie antypapieska, lecz miała szerszy, antyrzymski wymiar. Zręcznie opisał to w książce Luter. Ciemna strona rewolucji Paweł Lisicki: „Przeciwstawiając Włochów Niemcom Luter zręcznie zmienił dysputę teologiczną w spór narodowy, od tej pory atak na niego stawał się atakiem na Niemców. Luter genialnie wręcz gra rolę obrońcy urażonej dumy narodowej. Doskonale rozumie, że Niemcy staną za nim. Spór z Rzymem przedstawia nie jako różnicę teologiczną, ale walkę o narodową godność Niemiec. Kto jest za nim, ten chce dla Niemiec wolności od włoskiej perfidii. Umiejętnie doprowadza do sytuacji, w której Niemcy patrzą na niego jak na swojego bohatera”.

Antyrzymskość nie przejawia się zresztą tylko i wyłącznie w pismach Lutra, lecz także w działaniach innych reformatorów niemieckich. Ulrich von Hutten – jak pisze Lisicki – „wzywa Niemców do powstania przeciw włoskiej pysze i Rzymowi, który wysysa z Rzeszy żywotne soki. Niemcy muszą teraz pomścić hańbę”. Na Huttena warto zresztą zwrócić uwagę także ze względu na jego intelektualne zainteresowania, które z kolei łączą się ze wspomnianą przeze mnie wcześniej żywą wśród średniowiecznych Niemców pamięcią o antagonizmie rzymsko-germańskim z czasów starożytnych. Otóż tak się złożyło, że Hutten pozostawił po sobie dzieło zatytułowane Arminiusz, w którym opisywał… losy wodza antyrzymskiego powstania plemion germańskich.

Wracając jednakże do tła cywilizacyjnego całego przedsięwzięcia reformatorskiego, najważniejsze w tym kontekście okazują się jego konsekwencje. Sukces rewolucji Lutra doprowadza do wielkiego triumfu jednoznacznie bizantyńskiej zasady cuius regio, eius religio. Powstają tzw. Landeskirchen, nad którymi władzę sprawuje Landesfürst, tak więc zgodnie z bizantyńską zasadą władza duchowa zostaje całkowicie podporządkowana władzy świeckiej, a bizantyński sposób myślenia wkrada się – co szczególnie istotne – do niemieckiego Kościoła katolickiego.

W Cywilizacji bizantyńskiej, jednym ze swoich najbardziej monumentalnych dzieł, Feliks Koneczny zwraca uwagę na szczególny charakter protestantyzmu niemieckiego: „Pod względem cywilizacyjnym należy odróżnić protestantyzm niemiecki od wszystkich innych. Reformacja wnosiła wprawdzie wszędzie coś z bizantynizmu, upoważniając władzę świecką do ingerencji w stosunki religijne, lecz tylko w Niemczech natrafiła na grunt przysposobiony, gdyż na istniejącą już kulturę bizantyńsko-niemiecką. W Anglii, w Holandii, w krajach Skandynawii doznawała cywilizacja łacińska wstrząsu z powodu protestantyzmu, lecz ostatecznie otrząsła się i wywarła w rezultacie więcej wpływu na protestantyzm niż protestantyzm na nią. Przeciwnie w Niemczech. […] Dzieje Anglii, Holandii, Skandynawii powróciły w łożyska cywilizacji łacińskiej, chociaż kraje te pozostały protestanckimi; natomiast dzieje Niemiec nabierały coraz bardziej cech bizantyńskich. Nawet katolicyzm niemiecki zaraził się w końcu bizantynizmem. Protestantyzm niemiecki stanowi ciąg dalszy bizantynizmu”.

Warto w tym momencie połączyć te wydarzenia historyczne z kontekstem współczesnym. Jeżeli bowiem należałoby gdzieś szukać przyczyn współczesnego wielkiego odstępstwa Kościoła niemieckiego i jego szczególnej skłonności do ulegania wszelkiej maści herezjom, to należy prześledzić wpływy, jakim podlegał on przez ostatnich 500 lat. Dzisiejszy Kościół Rzymskokatolicki w Niemczech jest kościołem, który na przestrzeni wieków, a szczególnie na fali reform posoborowych, uległ totalnej protestantyzacji, która pośrednio związana jest także z bizantyńską metodą urządzenia religijnego życia zbiorowego w tym kraju.

Obowiązujący w Niemczech system utrzymywania instytucji religijnych z podatków obywateli deklarujących dane wyznanie, którym tak bezrozumnie zachwyca się wielu Polaków, był jednym z tych czynników, które doprowadziły do katastrofy tamtejszego Kościoła katolickiego, którą udokumentować moglibyśmy setkami przykładów zniekształcania doktryny katolickiej. System uzależnienia finansowego instytucji religijnych od państwa prowadzi między tymi instytucjami do rywalizacji o wiernych. W trosce o utrzymanie wiernych, czyli źródła swojego finansowania, hierarchowie niemieccy doprowadzili do całkowitego rozmycia katolicyzmu, znosząc całkowicie wobec wiernych wymagania w obawie o to, że przestaną oni płacić podatek kościelny lub przeniosą swoje finansowe wsparcie na bardziej „tolerancyjny i postępowy”, a przy okazji mniej restrykcyjny Kościół Ewangelicki. Przejawem protestantyzacji niemieckiego Kościoła jest upadek poszanowania dla sakramentów – sakrament pokuty został w Niemczech de facto zlikwidowany, a mimo to Eucharystia przyznawana jest dosłownie każdemu, kto chce ją przyjąć.

W 1226 roku przybywają na Mazowsze rycerze Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, których historia zapamięta jako Krzyżaków. Późniejszy konflikt, do jakiego dochodzi między nimi, a w zasadzie wszystkimi otaczającymi ich narodami ma niewątpliwie podłoże cywilizacyjne – Krzyżacy, choć etnicznie pochodzenia niemieckiego, w okresie swojego funkcjonowania na terytorium Ziemi Świętej podlegali silnym wpływom cywilizacji arabskiej.

Warto zwrócić uwagę na to, że religia w polityce krzyżackiej stała się podstawowym narzędziem realizacji określonych celów politycznych. W krzyżackim „nawracaniu” pogan nie chodziło w gruncie rzeczy o nawracanie pogan, lecz wykorzystywano argumenty religijne do poszerzania obszaru władzy politycznej. W tego typu podejściu można dostrzec pewne analogie z agresywnym ekspansjonizmem wczesnego islamu, który podobnie jak ekspansjonizm krzyżacki charakteryzował się zagrabianiem coraz to większych obszarów geograficznych przy wykorzystaniu propagandy o charakterze stricte religijnym. I choć Krzyżacy z cywilizacyjnego punktu widzenia nie reprezentowali bizantynizmu, ich opanowana do perfekcji umiejętność łączenia władzy państwowej z duchową, idealnie wkomponowała się w mającą później święcić triumfy na terytoriach niemiecko-pruskich bizantyńską zasadę zależności władzy duchowej od władzy państwowej.

Zdaniem Konecznego „prąd, wniesiony w dzieje Niemiec przez Krzyżaków, spłynął w jedno z bizantynizmem dopiero w czasach Zygmunta Luksemburczyka, i to w drugiej połowie panowania tego typowego Bizantyńca na niemieckim tronie, a więc dopiero z początkiem wieku XV. […] Potem, w drugiej połowie XV. wieku, już oni stanowią potężną podporę kultury bizantyńsko-niemieckiej – aż w końcu wydają z siebie to, co się rozumie przez ‘prusactwo’”.

Cywilizacyjny charakter Prus stanowi klucz do zrozumienia cywilizacyjnego charakteru Niemiec jako całości. Dualizm cywilizacyjny Niemiec, o którym wspominałem w poprzedniej części tekstu, można, idąc za Konecznym, sprowadzić do dość prostego, acz niezrozumiałego dla wielu współczesnych podziału na dwie fundamentalne składowe kultury niemieckiej: element niemiecki (łaciński) i element pruski (bizantyński). O tym, jaki charakter w danym momencie przyjmuje państwo niemieckie, decyduje to, który z tych poszczególnych czynników cywilizacyjnych zdobywa w nim pozycję dominującą, a to z kolei znacząco wpływa na postawę Niemiec względem innych narodów.

Jak twierdzi Koneczny: „w państwie pruskim nie kwitła nigdy wolność indywidualna, a urządzenia społeczne otrzymywały upoważnienie od państwa. Jak w Bizancjum, było się w królestwie pruskim obywatelem o tyle, o ile władza państwowa pozwoliła. […] Prawo publiczne polegało na wszechmocy państwa. Teoria stara bizantyńska, zaznaczona w orientalizującym się prawie rzymskim, wskrzeszona przez uczonych niemieckich, rozwinięta nową metodą przez filozofów pruskich i prusofilskich, przez tych, którzy pragnęli zamienić Niemcy na rozszerzone Prusy. Ubóstwienie państwa, określane z taką wyrazistością u Hegla, trwa dotychczas, chociaż używa się innych wyrażeń”.

Prusy stanowiły według Konecznego kwintesencję bizantynizmu, a kulturę niemiecko-bizantyńską uznawał on za jej najbardziej zaawansowany wykwit, znacząco przewyższający cywilizacyjnym poziomem niegdysiejsze Bizancjum. Koneczny posuwa się nawet do stwierdzenia, że „Prusy są bizantynizmu arcydziełem”, dystansując się w ten sposób poniekąd od zarzutów o germanofobię, jakie przypisują mu nawet dzisiaj ludzie, którzy po żadną książkę Konecznego w życiu nie sięgnęli. Jak sam Koneczny zaznacza: „szanuję cywilizację nawet chińską, a zatem nie upatruję w tym nic zdrożnego, że ktoś należy do bizantyńskiej. Stwierdzam tylko po prostu, że to i owo jest cywilizacyjnie bizantyńskie”.

Od ponad tysiąca lat oblicze relacji między Polską a Niemcami stanowi jeden z czynników fundamentalnych dla sprawnego funkcjonowania naszego państwa. Nie jest prawdą, że pomiędzy Polakami a Niemcami istnieje jakiś odwieczny antagonizm. Bywały historyczne okresy, w których z kolejnymi mutacjami niemieckiego państwa nie mieliśmy żadnych większych zatargów, a zdaje się, że szczególnie sprzyjało nam w tej kwestii kilkusetletnie rozdrobnienie Niemiec i ich niezdolność do wypracowania spójnej, zunifikowanej polityki. Przez pewien czas – choć z historycznego punktu widzenia okazało się to okolicznością fatalną – na tronie polskim zasiadała przecież nawet niemiecka dynastia.

Myśląc o historii relacji polsko-niemieckich zbyt często ograniczamy się do okresu ostatnich 250 lat, kiedy to – jak można wydedukować z tego co napisano powyżej – duch pruski zdominował ducha niemiecko-łacińskiego. Wielki sukces polityki Bismarcka był z naszego punktu widzenia wielką klęską nas samych. Polityka kulturkampfu była doskonałym przykładem tępienia łacińskości poprzez zwalczanie katolicyzmu na terytoriach niemieckich. Łacińskości i katolicyzmu nienawidził też narcystyczny austriacki akwarelista, który za pośrednictwem swojej brunatnej mafii socjo- i psychopatów popchnął naród niemiecki w odmęty szaleństwa i masowych mordów.

Na politykę zagraniczną nie możemy jakkolwiek patrzeć przez pryzmat emocji i sympatii kreowanych na bazie historycznych urazów i pretensji, bo w taki sposób postrzegają ją jedynie ciemne, ogłupione infantylnym (częstokroć histerycznym i irracjonalnym) przekazem medialnym masy. Celem nadrzędnym polityki zagranicznej powinna być realizacja racji stanu, interesu narodowego, bez względu na tak kuriozalne czynniki jak odczucia emocjonalne, sympatie albo bliskość ideowa obozów rządzących. Granie na emocjach w kwestii relacji z Niemcami, jak i każdym innym państwem, nie ma więc żadnego sensu, bo odwraca jedynie uwagę od tego, co faktycznie istotne – realizacji naszych interesów. Przetrwania jako państwo nie zapewni nam „sympatia międzynarodowej opinii publicznej”, a zdolność prowadzenia skutecznej polityki na arenie międzynarodowej.

Jeżeli więc mamy w ogóle rozważać to, jakie powinny być relacje polsko-niemieckie, musimy zrozumieć sposób myślenia drugiej strony, a ten jest radykalnie odmienny od naszego.

Podczas gdy Polacy w polityce międzynarodowej przyjmują optykę narodową (rozumując w kategoriach państw narodowych), Niemcy w dalszym ciągu myślą o polityce w kategoriach imperialnych, gdyż jest to element ich cywilizacyjnego DNA, wynikający z przewagi ducha pruskiego nad duchem łacińskim.

Nie przez przypadek tak wielką estymą w Niemczech nieustannie cieszy się postać Ottona von Bismarcka, który dla tamtejszej elity politycznej pozostaje wzorem do naśladowania. Narzędziem realizacji imperialnej polityki Niemiec nie jest jednakże jak za dawnych czasów armia, gdyż strategia militarnego opanowania Europy okazała się zbyt kosztowna, a ponadto wywoływała zbyt duży sprzeciw. Dziś strategia budowania imperium europejskiego pod kontrolą Niemiec sprowadza się do wykorzystania gotowych narzędzi – Unii Europejskiej, budowanego przez dekady soft power oraz nierozerwalnego uzależnienia (by nie rzec kolonizacji) państw europejskich poprzez zacieśnianie wzajemnych relacji gospodarczych, szczególnie w kontekście Europy Środkowo-Wschodniej.

Przybliżenie kwestii bizantynizmu niemieckiego w tym dwuczęściowym cyklu nie miało na celu wykreowania germanofobicznej narracji, jak co bardziej ograniczonym „czytelnikom z przypadku” się wydawało, lecz było próbą przeniknięcia i ukazania zjawiska z punktu widzenia kulturowego niezwykle wyjątkowego, a – niestety – tak słabo rozpropagowanego. Koneczny doskonale ilustruje, że choć na poziomie indywidualnym Niemiec jest takim samym Europejczykiem jak każdy inny, na poziomie organizacji państwa i życia zbiorowego mentalność niemiecka jest w skali kontynentu europejskiego wyjątkowa.

Świadomość tego jest nam także potrzebna do zrozumienia sposobu funkcjonowania międzynarodowych struktur, w jakich się znajdujemy. Wspomniana Unia Europejska to na poziomie organizacyjnym wykwit szczególnie bizantyński, a doskonałym tego dowodem jest fakt totalnego braku poszanowania dla różnic na poziomie narodowym i kulturowym. Unia Europejska w iście bizantyńskim stylu kreuje potężne mechanizmy ujednolicenia – życia społecznego, postaw moralnych, systemów gospodarczych, systemów prawnych, systemów szkolnictwa. To biurokratyczne monstrum dopiero teraz pokazuje nam swoją prawdziwą twarz, lecz nie jest to – jak błędnie się powtarza – zjawisko nowe. Wcześniej ludzie tego po prostu nie dostrzegali.

Czy w podejściu unijnych elit do państw Europy Środkowo-Wschodniej nie dostrzegamy dzisiaj charakterystycznej krzyżackiej buty i arogancji? Czy na poziomie społeczno-kulturowym Unia Europejska nie „nawraca” dzisiaj – zgodnie z krzyżacką tradycją – siłą na skrajnie lewackie ideologie poprzez narzucanie setek strategii i dyrektyw, które mają docelowo zmuszać państwa do wprowadzania określonych rozwiązań prawnych regulujących sferę obyczajową? Czy wreszcie tendencje federalizacyjne Unii nie odzwierciedlają doskonale znanej z bizantyńskiej tradycji dążności do budowania państwa uniwersalnego na możliwie jak największym obszarze geograficznym, bez jakiegokolwiek poszanowania odrębności tradycji narodowych, których bizantynizm zwyczajnie nie bierze pod uwagę?

Spieszmy się czytać Konecznego, bo tendencje federalizacyjne w Unii Europejskiej nie wyparują tylko dlatego, że nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak coś tak abstrakcyjnego można by wcielić w życie. Z perspektywy Niemiec, Unia stała się narzędziem idealnym do uzależniania i kontrolowania państw, które z punktu widzenia politycznego, kulturowego i gospodarczego mogłyby być dla nich zagrożeniem. A tak się składa, że od największego z potencjalnych konkurentów dzieli ich tylko Odra, za którą miliony ludzi, których świadomość ukształtowały media z obcym – często niemieckim – kapitałem, już teraz w kategoriach politycznych myślą „po niemiecku”, popierając politykę Unii służącą Niemcom kosztem Polski.

A nasz interes nie jest i nie może być tożsamy z interesem niemieckim, jeżeli chcemy żyć w państwie realnie suwerennym. Dopóki więc tkwimy w strukturach ponadnarodowych, w ramach których jesteśmy jedynie narzędziem służącym do realizacji cudzych interesów, o realnej suwerenności mowy być nie może.

Bibliografia:
Feliks Koneczny, Bizantynizm niemiecki. Warszawa 2018.
Feliks Koneczny, Cywilizacja bizantyńska. Krzeszowice 2009.
Feliks Koneczny, Cywilizacja żydowska. Warszawa 2019.
Feliks Koneczny, O ład w historii. Warszawa 2018.
Paweł Lisicki, Luter. Ciemna strona rewolucji. Warszawa 2017.

Odwiedź także nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.

Warto przeczytać także:
Państwo narodowe w epoce globalizmu
Jak odzyskać niepodległość

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj