Po wyborach czerwcowych 1989 r. większości Polaków wydawało się, że pożegnaliśmy komunę na dobre, a teraz czeka nas już tylko tylko wolność i dobrobyt. Złudzenie to zostało ugruntowane przeświadczeniem o końcu historii, zaaplikowanym przez Fukuyamę. Przez szereg kolejnych lat goniliśmy Zachód, startując z głębi peerelowskiego zapóźnienia, zmagając się jednocześnie z dojmującym poczuciem niższości. Wówczas wydawało się nam, że bogate kapitalistyczne państwa pochyliły się nad nami z czułością, aby wydobyć nas z ciemnoty i zacofania. Myśleliśmy, że łaskawie zaproszono nas do elitarnego klubu i dopuszczono do wytwornej, bezpiecznej gry w gronie przyjaciół. Minął pewien czas, i oto przekonaliśmy się, że znajdujemy się otoczeni przez szajkę zawodowych szulerów i gramy nie tylko o cały nasz majątek, lecz także o wolność własną. W dodatku szulerzy dowolnie ustalają reguły gry, a my dopiero zaczynamy się ich uczyć. Pula na stole rośnie, a gra wkracza w decydującą fazę. Szczepionkowanie, zamknięcie Turowa, kary finansowe, rezolucje Parlamentu Europejskiego, szantaż finansowy pod nazwą „pieniądze za praworządność”, blokowanie wypłat, kamienie milowe – to tylko najnowsze i najbardziej znane akty powolnego wprowadzania okupacji. Ale trzeba także dostrzec to, że okupantom nie wszystko idzie po myśli, skoro tak jawnie i bezczelnie zdejmują maskę owiec, kryjących wilcze pyski. Znać, że nerwy puszczają.
Należy pozbyć się złudzeń i mieć świadomość jaki to gatunek ludzi. Nie uznają oni praw ludzkich ani boskich, obca jest im przyzwoitość i sprawiedliwość. Są to ludzie całkowicie pozbawieni jakichkolwiek zasad moralnych. Mają jedynie dwie zasady utylitarne. Pierwsza stanowi, że robią tylko to, co im się opłaca. Druga określa, że w tym celu wykorzystają wszelkie środki, które okażą się skuteczne. Oznacza to, że nie cofną się przed niczym, i należy to traktować dosłownie i poważnie. Zagłodzenie, użyte przez wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego Katarinę Barley nie było tu żadną przesadą i może służyć za figurę symboliczną. Ta pani wszak wcześniej pełniła funkcje rządowe w RFN.
Kiedyś mieli czołgi, samoloty, armaty i einsatzgruppen, dziś mają pieniądze, urzędników, ekspertów i prawników. Metody łagodniejsze, lecz cel wciąż ten sam. Dawniej mówili o nas: „banditen”, dziś przybierają maski mężów stanu, nadętych prawami człowieka i wartościami europejskimi, a nam zarzucają łamanie praworządności, chociaż to oni sami ją łamią na każdym kroku – zarówno w sferze osobistej, jak i publicznej. Za komuny uciekaliśmy na Zachód, bo tam była wolność. Dziś można tam zarobić pałą. My pamiętamy esmanów z psami, mieszkańcy Zachodu mają tę lekcję przed sobą.
Sam Parlament Europejski to bardzo ciekawe ciało. Większość stanowią tam lewacy różnych maści. Słuchając ich wypowiedzi i śledząc rezolucje, można odnieść wrażenie, że aby zbudować tą większość, zebrano największych wariatów i szubrawców z całej Europy, rzucono im górę pieniędzy i pozwolono działać. Ich radosna twórczość nie ma co prawda sankcji prawnej, ale wytycza kierunek działania unijnej machiny, stanowi więc dobrą podkładkę pod przyjęty odgórnie cel, jakim jest budowa Europy federalnej, czyli nowej Rzeszy. W tym państwie takie obszary jak Polska nie mogą liczyć ani na wolność, ani na dobrobyt. Retoryczne pytanie: skoro nawet swoich szczują psami, to co zrobią z nami?
Tym ludziom, którzy nie są na bieżąco wydaje się, że Unia daje pieniądze. To przeświadczenie zostało ugruntowane przez zręczną propagandę, korzystającą z wywodzącej się jeszcze z zaborów i komuny idealizacji Zachodu. Teraz jednak to już nieaktualny mit. Unia to, owszem, pieniądze, ale nie rozdawane, lecz zabierane. Cele klimatyczne, Fit for 55, dekarbonizacja, edukacja włączająca, gender mainstreaming, likwidacja kopalń, zamykanie stoczni, oddawanie gazu. Unijna polityka coraz mocniej akcentuje 3 nowe wartości europejskie: zakaz, nakaz, kara. Zakaz ogrzewania, zakaz samochodów, zakaz jedzenia – dla nich granicą jest ich własna wyobraźnia.
Patrząc na te postaci, musimy pamiętać, że widzimy coś na kształt japońskiego teatru bunraku – jest lalka, skupiająca uwagę widzów, i poruszający nią aktorzy. Elity unijne poruszają się w obszarze, wyznaczonym przez globalne strategie, takie jak Agenda 2030, a te z kolei tworzone są przez tych ludzi, których określamy jako globalistów, a którzy skupiają w swoich rękach ogromne światowe kapitały. Są oczywiście obszary swobodnej twórczości elit unijnych, lecz jest to na zasadzie autonomii, którą posiada lokalna satrapia w ramach imperium szachinszachów. Ci ludzie nie działają bezpośrednio – nie zwykli kalać swoich rąk, poza tym, gdyby ujawnili swoje wpływy i tożsamość, wówczas narody zbuntowałyby się i plan spaliłby na panewce. Siły globalno – unijne realizują swoją politykę za pomocą rządów krajowych, wybieranych przez społeczeństwa państw członkowskich. Na razie są to jeszcze władze suwerennych państw, ale wraz z postępem federalizacji Europy będą przekształcać się w rządy kolaboracyjne, a w końcu w zarządy terytoriów okupowanych.
Pocieszeniem jest świadomość, że nawet oni nie są w stanie kontrolować w pełni rzeczywistości, a sytuacje, które sami kreują, mogą wymknąć się im spod kontroli. Przykładem chociażby wojna na Ukrainie. Tym, co wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zawali gmach ich planów, będzie implozja Unii Europejskiej zanim uda się w pełni przerobić umysły europejczyków. Możemy się spodziewać, że w ciągu trzech dekad nastąpi coś na kształt roku 1918, co otworzy szczelinę do uzyskania pełnej suwerenności. Wówczas będziemy musieli szybko zbudować zasadnicze zręby naszej polityki państwowej, zanim kolejne pokolenie globalistów nie wymyśli nowego planu.
Rządy obecnych państw członkowskich Unii staną przed nieuchronnym dylematem. Już niebawem nie da się dłużej udawać, że realizacja polityk unijno – globalistycznych służy państwu i społeczeństwu. Ciężary, wynikające z tych polityk staną się tak dojmujące dla zwykłych obywateli, że politycy będą musieli wybrać czy chcą tworzyć rządy suwerenne, czy okupacyjne. Jeśli wybiorą to drugie, po pewnym czasie ci z nich, którzy nie zdążą uciec, zawisną. Jeśli natomiast zdecydują się na suwerenność, będą musieli być gotowi na czyny wielkie, ponieważ niewykluczone, że drogą do odzyskania suwerenności stanie się walka zbrojna.
Czytaj także: Państwa na rozdrożu
Czytaj także: Nie ma wolności bez wielkości