Reformacja Papieża Franciszka, cz. I z II

23 sierpnia 2024

Obraz tytułowy: reformator postmodernistyczny zapatrzony w reformatora renesansowego. https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Statue_Marktplatz_%28Wittenberg%29_Martin_Luther_%28zweite_Bearbeitung%29.jpg, https://www.flickr.com/photos/photosmartinschulz/15875462075

Publikujemy omówienie słynnej deklaracji Fiducia Supplicans. Poruszamy w niej wszystkie znaczenia i skutki, jakie zdołaliśmy dostrzec. Następstwa stosowania tego dokumentu mogą być bardzo poważne, nie tylko dla Kościoła, ale w ogóle dla życia społecznego. To jednak będziemy mogli obserwować w dłuższym okresie czasu. Już teraz próbujemy Państwu dowieść, czego tak naprawdę dokonał Papież Franciszek wraz z arcybiskupem Fernandezem.

Tekst niniejszy jest fragmentem dłuższej pracy, opisującej proces synodalny, dociekającej, czym ma stać się Kościół katolicki po Synodzie o synodalności.

Autorzy Deklaracji dogmatycznej Fiducia supplicans twierdzą, że „Deklaracja ta pozostaje niezachwiana w tradycyjnej doktrynie Kościoła dotyczącej małżeństwa, nie dopuszczając żadnego rodzaju obrzędu liturgicznego lub błogosławieństw podobnych do obrzędu liturgicznego, które mogłyby powodować zamieszanie.”

Pisaliśmy już o religii:

Utopia w praktyce, czyli totalitaryzm w walce z religią

Nowe grzechy Franciszka

Jednocześnie ustanawia nowy rodzaj duszpasterskich błogosławieństw, mających znaczenie liturgiczne. Dokument ten ma postać „deklaracji”, a nie jakiejś wiążącej formuły. Jednak nowe podejście oparte jest na duszpasterskiej wizji Papieża Franciszka, która twierdzi, że jest rzeczywistym rozwojem koncepcji błogosławieństw, zawartej w Magisterium i oficjalnych tekstach Kościoła.

Oznacza to, że Franciszek używa dokumentów, regulujących kwestie duszpasterskie w celu zmiany Magisterium. Możliwość błogosławienia par w sytuacjach nieregularnych i par tej samej płci, wedle tekstu Deklaracji co prawda nie jest ich oficjalnym potwierdzeniem ani zmianą odwiecznego nauczania w kwestii małżeństwa, jednakże tą możliwość należy rozumieć w kontekście nieoficjalnej zmiany Magisterium, dokonywanej przez Franciszka.

Deklaracja została wydana, aby rozwiać wątpliwości tych, którzy je dotąd mieli, czy należy błogosławić pary tej samej płci. Zaproponowano wizję, która łączy aspekty doktrynalne z duszpasterskimi. Stwierdzono, iż „Niedopuszczalne są zatem obrzędy i modlitwy, które mogłyby powodować zamieszanie między tym, co jest konstytutywne dla małżeństwa jako 'wyłącznego, trwałego i nierozerwalnego związku między mężczyzną i kobietą, naturalnie otwartego na rodzenie dzieci’, a tym, co temu zaprzecza”, więc „Kościół nie ma uprawnień do udzielania błogosławieństw związkom osób tej samej płci”. Potwierdzono też, że błogosławieństwo małżeństwa jest zastrzeżone dla wyświęconego szafarza, więc błogosławieństwo udzielane jakiemuś innemu związkowi, niż małżeństwo mogłoby powoduje ryzyko mylenia tych innych związków z małżeństwem.

Jednakże Franciszek zachęca do poszerzania i wzbogacenia znaczenia błogosławieństw. Związki nieregularne nie mogą być błogosławione błogosławieństwem liturgicznym, gdyż, jak słusznie przyznaje Deklaracja byłoby to niezgodne z wolą Bożą wyrażoną w nauczaniu Kościoła. Tak więc Kościół może udzielać błogosławieństwa liturgicznego jedynie małżeństwom.

Jednakże te ograniczenia nie dotyczą błogosławieństw duszpasterskich. „Błogosławieństwo, udzielone przez Boga ludziom i przekazane przez nich bliźnim, przekształca się w inkluzywność, solidarność i budowanie pokoju. Jest to pozytywne przesłanie pocieszenia, troski i zachęty”.

Deklaracja twierdzi dalej, że poza liturgią znajdujemy się w obszarze większej spontaniczności i wolności nabożeństw ludowych. Pobożność ludowa jest wielka, a błogosławieństwa stają się bogactwem duszpasterskim do wykorzystania. Nabożeństwa pobożności ludowej nie mają charakteru celebracji liturgicznej. Kościół nie może opierać swojej praktyki duszpasterskiej na pewnej doktrynie i sztywnej dyscyplinie, bo to prowadzi do „narcystycznego i autorytarnego elitaryzmu”.

Ludzie, którzy spontanicznie przychodzą prosić o błogosławieństwo, okazują przez tę prośbę swoją szczerą otwartość na transcendencję, ufność ich serca, które nie polega wyłącznie na własnych siłach, ich potrzebę Boga i pragnienie wyjścia z ciasnych ram tego świata zamkniętego w swych ograniczeniach”. Gdy więc zwracają się o błogosławieństwo, kapłan nie powinien wyczerpująco analizować ich sytuacji moralnej, lecz wydać wstępną zgodę. Nie należy traktować „jako «grzeszników» innych ludzi, których wina lub odpowiedzialność może być złagodzona przez różne czynniki, które wpływają na subiektywną obciążalność”.

Papież Franciszek zaproponował więc takie błogosławieństwa, których można udzielać wszystkim, nie pytając o nic. „Nikogo nie można pozbawić tego dziękczynienia, a każdy, nawet jeśli żyje w sytuacjach niezgodnych z planem Stwórcy, posiada dobre cechy, za które można chwalić Pana”.

Tak więc kapłan może przyłączyć się do „modlitwy tych osób, które, chociaż są w związku, którego w żaden sposób nie można porównać do małżeństwa, pragną powierzyć się Panu i Jego miłosierdziu, wzywać Jego pomocy, być prowadzonym do lepszego zrozumienia Jego planu miłości i prawdy”.

Taki jest więc horyzont możliwości błogosławienia par tej samej płci i w sytuacjach nieregularnych. Dotyczy to takich związków, których uczestnicy „uznając się za niegodnych i potrzebujących Jego pomocy, nie domagają się uprawomocnienia własnego statusu, ale błagają, aby wszystko, co jest prawdziwe, dobre i po ludzku ważne w ich życiu i relacjach, zostało przeniknięte, uzdrowione i wzmocnione obecnością Ducha Świętego”. Udzielone przez kapłana błogosławieństwo nie powinno mieć żadnej formy liturgicznej czy obrzędowej, ale ma służyć temu, „aby ludzkie relacje mogły dojrzewać i wzrastać w wierności przesłaniu Ewangelii, uwalniać się od swoich niedoskonałości i słabości oraz wyrażać się w coraz większym wymiarze Bożej miłości”. Bóg nigdy nie oddala nikogo, kto się pokornie zbliża do niego z prośbą o błogosławieństwo. Taka prośba wyraża otwartość na transcendencję, pobożność i bliskość Boga.

Kapłani mają więc udzielać spontanicznych błogosławieństw, których nie ma w Księdze Błogosławieństw, każdemu, kto przyjdzie, bez sprawdzania, kto zacz i do czego mu to potrzebne. Mają to być proste gesty pobożności ludowej. Kapłan ma tylko zadbać, aby te spontaniczne błogosławieństwa nie stały się aktem liturgicznym lub paraliturgicznym, podobnym do sakramentu. Papież Franciszek zachęca do tworzenia nowych formuł, nieznanych prawu kanonicznemu i nieautoryzowanych przez żadne struktury kościelne. Formuły te mają być efektem rozeznania praktycznego, a ponieważ nie będą normami, pozostaną więc poza jakąkolwiek kontrolą. Jednocześnie wszelkie struktury kościelne powinny powstrzymać się od kontroli swobodnej działalności błogosławczej kapłanów, gdyż byłaby to „nieznośna kazuistyka”.

W Deklaracji stoi wyraźnie, że nie przewiduje się rytuału błogosławieństwa par w sytuacji nieregularnej. Jednocześnie Deklaracja taki rytuał określa: przed udzieleniem „spontanicznego” błogosławieństwa kapłan ma odmówić krótką modlitwę, w której poprosi o „pokój, zdrowie, ducha cierpliwości, dialog i wzajemną pomoc, a także o Boże światło i siłę, aby mogli w pełni wypełniać Jego wolę”.

Jest zastrzeżenie – „spontaniczne” błogosławieństwo nie może być udzielane związkom nieregularnym oraz jednopłciowym w kontekście cywilnych obrzędów zawarcia związku, ani w okolicznościach słów, gestów i strojów, właściwych dla małżeństwa. Jednocześnie Deklaracja wylicza sytuacje, w których jest możliwe błogosławieństwo związków nieregularnych i jednopłciowych: nawiedzenie sanktuarium, spotkanie z kapłanem, modlitwa odmawiana w grupie lub podczas pielgrzymki. Nie będzie to jednak legitymizacją tego związku.

Deklaracja Fiducia supplicans jest dokumentem bardzo zwodniczym i bałamutnym. Wielokrotnie zaprzecza sama sobie. Koniec kłóci się z początkiem. Dzięki takim zabiegom autorzy dokumentu mogą zwodzić czytelników i udawać, że nie twierdzą tego, co twierdzą, i nie robią tego, co robią. Tak, jak wszystkie wypowiedzi Franciszka i jego grupy jest to tekst gnostycki. Zawiera bowiem ukryte treści, maskowane różnymi technikami. Żeby zrozumieć teksty gnostyckie, trzeba znać klucze do ich odczytania. Są one następujące: autorzy mają złe intencje w stosunku do Kościoła; efekt finalny jest zsynchronizowany z globalnym wielkim resetem, którego celem jest powstanie nowego globalnego porządku; Deklaracja jest częścią rewolucji komunistycznej w Kościele, znanej jako Droga Synodalna.

Franciszek nie wydaje konkretnych dokumentów doktrynalnych, ale szereg wypowiedzi i dokumentów niższej rangi, a także wspiera i toleruje liczne naruszenia doktryny katolickiej, dokonywane przez samych członków Kościoła, i w ten sposób zmienia doktrynę katolicką. W ten sposób może powoływać się na swoje własne dokumenty, przedstawiając to jako Magisterium Kościoła.

W tekście Fiducia supplicans zostało zawartych kilka doniosłych zmian doktrynalnych i prawnych:

Rytuał:

Według Deklaracji kapłan może i powinien błogosławić związki sodomickie i cudzołożne pod kilkoma warunkami. Błogosławieństo sodomicko – cudzołożne ma posiadać następujące cechy:

Antymałżeństwo:

Związek jednopłciowy lub cudzołożny nie ma być traktowany jak małżeństwo ani stać się małżeństwem. Powstaje zupełnie nowa kategoria związku ludzi, nie występująca dotąd w praktyce Kościoła. Nowe błogosławieństwo wykracza nawet poza konkubinat, obejmując dowolny związek dowolnej pary ludzi z dowolna intencją dotyczącą trwałości tego związku. Nie musi im przyświecać nawet zamiar wspólnego życia, wystarczy fakt bytowania razem, przy czym możliwe są nawet sytuacje krótkotrwałe, spontaniczne, wielokrotne i zmienne co do osób partnerów. Na mocy Fiducia Supplicans błogosławiona przez Kościół staje się sytuacja, będąca zaprzeczeniem małżeństwa, a jednocześnie na tyle do niego podobna, że można ją traktować jako antymałżeństwo sodomalne / cudzołożne. Jest to forma konkurencyjna wobec małżeństwa i zasadniczo mu wroga, szczególne w wersji sodomalnej. Ma wiele cech małżeństwa: związek dwojga ludzi, połączonych współżyciem, błogosławiony przez kapłana, z zastosowaniem formuły rytualnej. Zawiera ona cele antymałżeństwa: pokój, zdrowie, duch cierpliwości, dialog i wzajemna pomoc. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. (kan. 1013 § 1) wymienia następujące cele małżeństwa: cel pierwszorzędny: zrodzenie i wychowanie potomstwa, cel drugorzędny: wzajemną pomoc małżonków i uśmierzenie pożądliwości. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. (kan. 1055 § 1) odwraca porządek celów, ale zasadniczo nadal je zachowuje. Celami są: dobro małżonków oraz zrodzenie i wychowanie potomstwa.

Cele antymałżeństwa są spójne z drugim celem KPK z 1917 r. i z pierwszym celem KPK z 1983 r. Jednak antymałżeństwo nie zawiera pozostałego celu: zrodzenia i wychowania potomstwa. Nie ma również cechy trwałości. Jako, że nie jest małżeństwem, nie jest też sakramentem. Skoro nie jest formalne i nie będzie legitymizowane, nie jest nierozerwalne, nie wyłącza też dalszych związków tych samych osób. Jednak antymałżeństwo zostało uznane i pobłogosławione przez Kościół. Główną cechą odróżniającą go od małżeństwa jest całkowity brak zobowiązań. Antymałżonkowie nie mają żadnych obowiązków zarówno wobec Kościoła, jak i wobec siebie nawzajem. Dopóki trwa związek, trwa błogosławieństwo.

Określanie błogosławieństw sodomalno – cudzołożnych pobożnością ludową musi budzić wesołość. Trudno bowiem wyobrazić sobie jakąkolwiek ludową obyczajowość, która akceptuje zarówno homoseksualizm, jak i błogosławienie tego rodzaju ansambli. Zrobiono jednak rzecz znacznie gorszą. Podparto antymałżeństwo autorytetem Boga, twierdząc wprost, że jest ono wypełnieniem woli Bożej. To już zakrawa na bluźnierstwo.

Omawiana deklaracja jest częścią większego programu Kościoła synodalnego, który z kolei jest częścią jeszcze większego projektu państwa globalnego. Cele synodalistów i globalistów są zbieżne, a działania skoordynowane. Na drugiej Sesji Synodu o synodalności mają zapaść kwestie stanowcze. Trwają pracę nad zniesieniem wszystkich obecnych sakramentów i zastąpienia ich jednym – Kościołem synodalnym, który będzie celem samym dla siebie, W rzeczywistości Kościół synodalny będzie strukturą władzy i kontroli w ręku globalistów. A dla nich najgroźniejszym wrogiem jest funkcjonalna, sakramentalna rodzina. Dlatego Sprawozdanie Podsumowujące włącza do wspólnot kościelnych wszystkich, także mniejszości seksualne. Ten sam dokument przyznaje „potrzebującym” bardzo szerokie uprawnienia, a na wiernych nakłada liczne obowiązki. Wspólnoty kościelne mają monitorować rodziny sakramentalne, zachowujące tradycyjną etykę seksualną. A teraz Fiducia supplicans, która awansuje związki sodomalne i cudzołożne, stawia je ponad prawem i obyczajem. Mało tego, wyróżnia te grupy i zwalnia z wszelkich obowiązków.

Tekst Deklaracji i okoliczności towarzyszące wskazują, że w przyszłości tradycyjna rodzina będzie atakowana nie tylko przez świat i globalistów, ale również ze środka Kościoła. Będzie się to odbywać pod hasłami: wsparcie rodzin, wsparcie dzieci i młodzieży w kryzysie psychicznym, wsparcie uchodźców, walka z przemocą. Związki sodomalne i cudzołożne charakteryzują się większą płynnością i podatnością na dysfunkcje psychiczne i społeczne. Im więcej dysfunkcji, tym silniejsza jest presja globalistów, aby wprowadzić system wsparcia, czyli kontroli i nadzoru. Do tego celu ma służyć Edukacja Włączająca, taki też będzie cel Kościoła synodalnego. – globalne, kolektywne państwo komunistyczne.

Tak mocne twierdzenia wymagają uzasadnień. Należy sobie więc uświadomić, o jakim charakterze związku tu mowa. Zarówno małżeństwa, jak i związki nieregularne i homoseksualne mają cechę wspólną, a jest nią współżycie. Zawiera ono przynajmniej tymczasowy stan wspólnego funkcjonowania oraz relację seksualną. Te pary, o których mowa w Deklaracji przychodzą do Kościoła po błogosławieństwo, znajdując się w takich właśnie relacjach.

Obrońcy Fiducia supplicans przedstawiają określone w dokumencie stany faktyczne następująco: są osoby, żyjące w nieregularnych związkach, o których wiedzą, że są grzeszne. Te osoby pragną jednak transcendencji, być blisko z Bogiem i Kościołem. Proszą więc o błogosławieństwo dla siebie, aby Kościół życzył im natchnienia Ducha Świętego w celu doprowadzenia ich do tej bliskości. Według obrońców tej tezy błogosławieństwo takiej pary nie jest błogosławieństwem ich związku i ich grzesznej relacji, tylko ich osób. Kapłan natomiast nie powinien odmawiać im możliwości nawrócenia, duchowego rozwoju i zbliżenia z Bogiem i Kościołem. Tłumaczenie to jest jednak fałszywe.

Każdy człowiek o przeciętnej inteligencji zdaje sobie sprawę, że kto żyje w związku niesakramentalnym, a tym bardziej homoseksualnym znajduje się w stanie grzechu ciężkiego. Sam siebie odłącza od Kościoła, Boga i Jego łaski. Jedyną drogą zbliżenia się do nich jest nawrócenie, czyli zaprzestanie grzesznej praktyki życiowej, spowiedź i pokuta, i służy temu stosowny sakrament. Obrońcy Deklaracji twierdzą, że pary, o których mowa przychodzą właśnie po to, aby być bliżej Boga i Kościoła, co może wyprostować ich ścieżki życiowe i doprowadzić ich do nawrócenia. Kapłan powinien więc im błogosławieństwa udzielić. To atrakcyjne wytłumaczenie, jednak pozostające w sferze marzeń i fantazji. Ludzie, żyjący w takich związkach chcą, aby się im dobrze w nich żyło, i dopóki się im razem układa, nie będą życzyć sobie zakończenia tej relacji. Błogosławieństwo nie ma co prawda ścisłej formuły, ale ma wyraźnie określoną treść. Kapłan ma im życzyć m.in. aby wszystko, co jest po ludzku ważne w ich relacjach, zostało wzmocnione obecnością Ducha Świętego. Mają też otrzymać łaskę aktualną, aby ich ludzka relacja mogła dojrzewać i wzrastać w wierności przesłaniu Ewangelii. Dla Franciszka to przesłanie znaczy, by ludzie zobaczyli Chrystusa, który przychodzi do każdego, i każdego bezwarunkowo słucha. To wszystko, co po ludzku jest ważne w ich relacji jest tym, co ich łączy, więc emocje, uczucia i pożycie seksualne, i to ma się dzięki nowemu błogosławieństwu wzmocnić. Łaski aktualne są udzielane w danej sytuacji, w celu nawrócenia lub uświęcenia. Jeśli dzięki tej łasce ma się wzmocnić ich ludzka relacja seksualna, a nie dążenie do jej przerwania, oznacza to, że łaska, wypływająca z błogosławieństwa ma tą parę uświęcić. Nie można więc mówić, że Fiducia supplicans oferuje środki, służące naprawie życia i nawróceniu, jest bowiem odwrotnie. Błogosławieństwo ma wzmocnić ich aktualne życie, utwierdzić grzeszne praktyki seksualne i uświęcić ludzi, żyjących w grzechu ciężkim. I tego ma dokonać Duch Święty. Jest to więc bluźnierstwo i antysakrament.

Warto przypomnieć sobie, z jakiego powodu relacje seksualne, o jakich mowa są grzeszne. Nauka Kościoła Katolickiego głosi, że właściwe są stosunki seksualne w sakramentalnym związku małżeńskim pomiędzy kobietą i mężczyzną. Przyczyną jest rola, jaką Bóg wyznaczył ludziom, aby rozmnażali się i czynili Ziemię sobie poddaną. Dlatego Bóg stworzył ludzi obdarzonych dwupłciowością, płodnością i seksualnością. Zrodzenie i wychowanie potomstwa jest wysiłkiem długotrwałym i potrzebuje zgodnego współdziałania obojga rodziców. Potrzebni są swoim dzieciom i sobie nawzajem. Jest bardzo niedobrze zarówno dla samych małżonków, jak i ich dzieci, jeśli małżeństwo się rozpada, zawsze bowiem dzieje się szkoda nie tylko dla życia społecznego i materialnego, ale także dla życia duchowego. Kościół nie może popierać rozpadu małżeństw, dlatego domaga się, aby małżeństwo było wierne i wyłączne, czyli trwało jedno aż do śmierci jednego z małżonków. Błogosławienie ponownych związków osób, które już znajdują się w innych małżeństwach sakramentalnych, albo osób, które pomimo możliwości nie chcą małżeństwa, poprzestając tylko na współżyciu seksualnym byłoby popieraniem cudzołóstwa i grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu. Z kolei związek homoseksualny poza cudzołóstwem posiada jeszcze jedną wadę. Stosunki tego typu są przeciwne naturze, stworzonej przez Boga. Po to ludzie otrzymali płciowość i seksualność, aby wypełniać zamysł Boży, którym jest prokreacja. Przyjemność zmysłowa jest nagrodą i zachętą, mającą prowadzić ludzi do aktów seksualnych, które ze swej natury mogą doprowadzić do prokreacji. Akty homoseksualne to wykluczają, są więc Bogu obmierzłe. Ludzie, którzy wybierają tą drogę uzyskania przyjemności zmysłowej sprzeciwiają się więc prawu naturalnemu, nadanemu przez Boga, i stwarzają swoje własne prawo naturalne, czysto ludzkie. Ich relacja seksualna jest więc wykroczenie przeciw pierwszemu przykazaniu, i do wzmocnienia tej właśnie relacji wzywa Ducha Świętego błogosławieństwo, będące treścią Fiducia supplicans. Jest więc ono nie tylko namawianiem do grzechu, popieraniem grzechu i zezwalaniem na grzech, ale jest grzechem samym w sobie, bluźni bowiem Trójcy Świętej, stawiając Ducha Świętego przeciwko Bogu Ojcu.

Poważnych zarzutów jest jednak więcej. Nauka katolicka wyraźnie rozróżnia dobro i zło. Dobrem jest to, co Bóg ustanowił jako dobre, a złem jest to, co Bóg ustanowił jako złe. Dlatego to, co jest dobre służy człowiekowi i cieszy Boga, a to, co złe szkodzi człowiekowi i obraża Boga. Najwyższym dobrem człowieka jest zbawienie jego duszy, i wszelkie inne dobra, także materialne, zmysłowe i cielesne powinny być temu dobru podporządkowane. Trzeba teraz sposobu, aby rozeznać dobro i zło, postępować dobrze, a unikać zła. Temu służą wyższe władze duszy – rozum i wola. Rozum rozeznaje, wola nakazuje człowiekowi działać lub zaniechać. Tym wyższym władzom powinny być podporządkowane niższe – afekty, popędy, instynkty. Niższe władze są jednak człowiekowi potrzebne jako organizmowi żywemu do zaspokajania swoich żywotnych potrzeb. Jedną z nich jest rozmnażanie. Potrzebie tej towarzyszą bardzo silne uczucia i doznania zmysłowe. To wszystko jest naturalnym wyposażeniem człowieka, nadanym przez Boga. Człowiek powinien więc czynić ze swojej natury właściwy użytek. Musi jednak wiedzieć, co jest użytkiem właściwym, co niewłaściwym. Sama natura częściowo podpowiada, wzbudzając w człowieku pożądanie tych rzeczy, które przynoszą mu korzyść. Ponieważ jednak człowiek jest bytem złożonym z ciała i duszy nieśmiertelnej, musi więc wciąż podejmować wybory. Musi więc mieć zdolność i umiejętność odróżniania dobra od zła. Tam, gdzie natura sama nie wystarczy w tym rozeznaniu, tam musi działać rozum, a ten potrzebuje norm i reguł. Służy temu prawo moralne, nadane przez Boga i przekazane w Objawieniu. Prawo to zostało ujęte w przystępnej formie w katolickiej nauce moralnej. Została ona dana ludziom nie po to, aby utrudnić im życie, lecz odwrotnie – by ułatwiać wybory, dzięki czemu mogą pewniej dążyć do realizacji prawdziwego i słusznego dobra. Wybory to podejmowanie decyzji, a te wymagają oceny. Każdy człowiek musi więc wciąż oceniać – zjawiska, sytuacje, zachowania – zarówno swoje własne, jak również innych ludzi.

Tymczasem Fiducia supplicans nakazuje, aby nie dokonywać ocen moralnych. Kapłan nie powinien analizować sytuacji osób, których zachowanie ma błogosławić pod kątem moralnym. Nikt w ogóle nie powinien nikogo oceniać, ale doceniać to, co jest w innym dobre. Tak samo kapłana, który błogosławi grzech nie powinny oceniać żadne instancje kościelne. Dzięki Fiducia supplicans mamy więc pełną wolność seksualną w Kościele. To istna rewolucja seksualna, od teraz wolno robić wszystko, Kościół ani nikt inny nie powinien tego oceniać, ale doceniać i błogosławić. Ludzie, przychodzący do Kościoła po błogosławieństwo mogą sami wyłączyć swoją odpowiedzialność za grzech, uznając, że jakieś czynniki wpływają na ich subiektywną obciążalność, co prowadzi do luterańskiego samousprawiedliwienia przez wiarę. Skoro się nie wierzy w swoją winę, to winy nie ma. Nie są już więc potrzebne takie artefakty przeszłości, jak wyznanie win, pokuta, przebaczenie, pojednanie. Można więc już nie trudzić się rozumowym rozeznaniem dobra i zła, nie trzeba już uzdalniać woli, aby przeciwstawiała się pokusom. Dzięki Franciszkowi i abp. Fernandezowi można teraz podążać za pragnieniem, puścić wodze fantazji i w pełni oddać się instynktom i popędom. Synodalny Kościół prowadzony przez takich sterników nie będzie tego oceniał, tylko inkluzywnie pobłogosławi i przyjmie do komunii.

Niestety, ofiar tego procederu nie informuje się, jakie będą konsekwencje. Jeśli Kościół nie ocenia moralności, wówczas człowiek, mający nieuporządkowane przywiązania nie ma skali porównawczej i może nie wiedzieć, że żyje w grzechu ciężkim. Nie będzie więc dążył do nawrócenia i stanu łaski uświęcającej. Jeśli tak umrze, zagrożone są jego szanse na zbawienie duszy. Stanie bowiem przed sądem swoich czynów. Co prawda współcześni modni księża głoszą, że nie będzie sądu, wszyscy ludzie zostali już zbawieni raz na zawsze, można więc grzeszyć bezkarnie. Oni jednak są w błędzie lub kłamią. Zwiedziony człowiek nie będzie mógł zasłaniać się okolicznością, że nie wiedział o grzechu, ponieważ miał możliwość się o nim dowiedzieć, natomiast z niej nie skorzystał. Argument, że Kościół Franciszka nie mówił mu o grzechu, będzie okolicznością zaledwie łagodzącą, ale nie wyłączającą odpowiedzialność. Na gruncie Deklaracji mamy jednak sytuacje dalej idącą. Kościół nie tylko nie naucza o grzechu, nie tylko nie ocenia grzechu, ale wręcz namawia do grzechu, błogosławiąc sodomię i cudzołóstwo, wmawiając jeszcze, że będzie za to łaska, wspierająca uświęcenie. Dla błogosławiących kapłanów i wszystkich, którzy są w to zamieszani czynnie lub biernie rodzi to odpowiedzialność za grzechy cudze. Dla samych grzeszników to zachęta, by siedli na zjeżdżalni wprost do samego piekła.

To jednak nie koniec. Mamy oto ustanowiony antysakrament antymałżeństwa sodomalno – cudzołożnego. Nadal jednak pozostaje w mocy katolickie małżeństwo sakramentalne. Przed narzeczonymi, udzielającymi sobie nawzajem sakramentu małżeństwa będzie stał kapłan, który udzieli im błogosławieństwa. Może być tak, że ten sam kapłan chwilę wcześniej udzielał błogosławieństwa parze gejów, lesbijek, rozwodników, konkubentów, wiarołomnych małżonków w trakcie adulterium lub nawet przygodnych kochanków, którzy rozstaną się po upojnej nocy. Wszystkie ustawienia pseudomałżeńskie będą możliwe i dopuszczone do błogosławieństwa. Sakramentalne małżeństwo stanie się więc jedną z wielu form współżycia, błogosławionych przez Kościół. Za pewien czas zwolennicy drogi synodalnej będą zapewne z dumą wykazywać owoce tych błogosławieństw. Będą chwalić się bogactwem różnorodności pożycia w Kościele synodalnym, gdzie każdy może pobłogosławić i uświęcić swój związek. Przecież miłość jest najważniejsza, a gdzie jest miłość, tam jest Chrystus. Takie jest życie Ludu Bożego, a ponieważ Lud Boży ma sensus fidei, w ten sposób odczytuje, czego Duch Święty chce od Kościoła. Tak zapewne będą mówić synodaliści. Po cóż tedy komu będzie sakramentalne małżeństwo, które jest jedno na całe życie. Ludzie żyjący w małżeństwie nie mogą uprawiać poliamorii, nie mogą wiązać się z różnymi nowymi partnerami, nie mogą uprawiać swobodnego seksu. To są daleko idące ograniczenia. Współczesny człowiek, kuszony różnorodnym światem pornografii, portali randkowych, mediów społecznościowych, celebryckich historyjek miłosnych ma silną pokusę, aby zamiast wymagającego ślubu rzymskokatolickiego zawrzeć lada jaki związek, byle zmienny, byle nie na zawsze, ale w kościele i z księdzem. Ci, którzy z jakiegoś powodu jednak zdecydują się na klasyczne małżeństwo, będą mieli pokusę zerwania związku, skoro z nowym wybrankiem czy wybranką znów będą mogli pójść do tego samego kościoła i tego samego księdza i dostać prawie to samo. Watykan pozwolił. Z pewnością nie wzrośnie dzięki temu ilość ślubów, trwałych małżeństw i dzieci.

Zmieniła się również koncepcja wolności człowieka, co ma znaczenie dla antropologii, a w konsekwencji dla całej doktryny katolickiej. Wolność katolicka polega na tym, aby móc wybierać dobro, czyli to, co Bóg określił jako dobre, oraz móc unikać zła, czyli tego, co Bóg określił jako złe. Człowiek nie może więc czynić wszystkiego, na co ma tylko ochotę, bo to jest swawolą, prowadzącą do anarchii i grzechu. Od teraz jednak panuje tu pełna wolność, nie tylko w sferze seksualnej. Kapłan ma udzielać błogosławieństwa, nie badając sytuacji moralnej pary, oczekującej na błogosławieństwo. Mogą więc być to oszuści, wprowadzający siebie nawzajem w błąd, mogą być socjopaci, planujący coś złego dla drugiej osoby, mogą być przestępcy, obciążeni grzechami. Nie ma to jednak znaczenia, bo z jednej strony wystarczy, aby oni w swoim uznaniu nie obciążali się swoimi grzechami, a kapłan i tak nie ma tego badać. Jest to wykroczenie nawet poza wolność liberalną, ta ma bowiem przynajmniej ograniczenie, aby nie czynić innemu tego, czego nie chciało by doznać od innych. W nowym błogosławieństwie nie ma żadnego limitu, błogosławiona jest wolność absolutna, czyli anarchia.

Ciąg dalszy w części drugiej.