Utopia w praktyce, czyli totalitaryzm w walce z religią

24 maja 2023

W lewicowo-liberalnych interpretacjach historii często pojawia się oskarżenie, jakoby za całe zło, nienawiść i nieszczęścia w historii świata odpowiedzialna była religia. Rozwiązanie całego problemu zła i nienawiści jest więc z takiego punktu widzenia bardzo proste – należy religię zniszczyć całkowicie i zainstalować w jej miejsce ideologię, czyli nowy system wierzeń, który pozbawiony będzie Boga, a w którym funkcję kościoła pełnić będzie państwo.

Artykuł ten stanowi pośrednie nawiązanie do innego tekstu, który ukazał się na łamach naszego portalu:
Program pozytywny, część pierwsza: religia

O ile taką prymitywną demagogię można było uprawiać jeszcze w XIX wieku, jak z chęcią zresztą czynili wybitnie antychrześcijańscy filozofowie niemieccy (de facto prekursorzy późniejszych totalitarnych ideologii), o tyle propagowanie takich poglądów w XXI wieku, po tym jak świat dobitnie przekonał się w XX wieku do czego zdolny potrafi być bezwzględnie antyreligijny totalitaryzm, świadczy o fundamentalnych brakach w wiedzy i ignorancji, która ludzi najbardziej wrzeszczących o zbrodniczości religii powinna raczej skłonić do milczenia i natychmiastowej reedukacji. Tak się bowiem złożyło, że dwa najbardziej zbrodnicze systemy w dziejach świata, które unicestwiły miliony ludzkich istnień, a z bytu kolejnych milionów uczyniły prawdziwie piekło, były systemami formalnie radykalnie antyreligijnymi i ateistycznymi, których masowe mordy i ludobójstwa możliwe stały się właśnie dzięki temu, że w całości odrzucały one religię, a co za tym idzie jej system moralny.

Komunizm w walce z chrześcijaństwem

Jest czymś całkowicie logicznym, że ideologie uzurpujące sobie prawo do totalnej kontroli nad państwem i społeczeństwem nie mogą tolerować zorganizowanej religii. Ideologie totalitarne są bowiem „bożkami” wyjątkowo zazdrosnymi i charakteryzują się tym, że same wymagają od swoich wyznawców podejścia fanatycznie religijnego, prawdziwie boskiej czci, pragnąc zająć w ludzkiej egzystencji miejsce centralne. Ideologie totalitarne chcą same wyznaczać co jest dobre, a co złe, wobec czego określony, istniejący już system moralny mający oparcie w religii stanowi przeszkodę – „zabobon”, z którym trzeba się bezwzględnie rozprawić.

Nikołaj Bucharin i Jewgienij Prieobrażenski pisali w Elementarzu komunizmu (1925), że „religia i komunizm nie mogą istnieć obok siebie, ani w teorii, ani w praktyce”. Mieli całkowitą rację. Realizacja komunizmu nie byłaby możliwa jeżeli społeczeństwo w swojej masie posiadałoby silne, religijnie umotywowane przekonanie, że nie można zabijać ani kraść, gdyż polityczne metody działania komunistów od Warszawy do Pekinu zawsze opierały się na fizycznym terrorze i usankcjonowanej kradzieży (warto tutaj przypomnieć, że komunistyczny reżim PRL mordował księży – ks. Stefana Niedzielaka, ks. Stanisława Suchowolca i ks. Sylwestra Zycha – jeszcze w roku 1989 (!), gdy przesądzone zdawały się już losy jego upadku). Toteż jednym z pierwszych działań politycznych bolszewików po triumfie rewolucji październikowej było zaprowadzenie totalnego przewrotu moralnego, o co akurat w sponiewieranej wieloletnią wojną i kryzysem ekonomicznym Rosji nie było szczególnie trudno.

Permisywizm ten przyniósł w społeczeństwie rosyjskim moralne spustoszenie i destrukcję tradycyjnego modelu rodziny w latach 20-tych. Jego symbolem stało się zjawisko bezprizornych – milionów pozbawionych rodziców przez wojnę lub uciekających/wyrzucanych z domów rodzin skrajnie patologicznych dzieci ulicy. Jednocześnie z destrukcją ładu moralnego postępowały prześladowania religijne. Konsekwentna walka ze zorganizowaną religią rozpoczęła się już za sprawą pierwszych rozporządzeń Rady Komisarzy Ludowych po sukcesie rewolucji w roku 1918. Porewolucyjny chaos, kryzys gospodarczy i wojna domowa sprawiały, że w najwcześniejszym etapie swojego istnienia Związek Radziecki zmagał się ze zbyt dużą ilością nawarstwiających się problemów by kwestią totalnej rozprawy z religią zająć się natychmiastowo. Jednakże w miarę „normalizacji” (jeśli w przypadku ZSRR w ogóle można takiego określenia używać) sytuacji wewnętrznej i chwilowego zażegnania kryzysu za sprawą zwycięstwa w wojnie domowej i taktycznego odwrotu w zakresie gospodarki (NEP), komuniści mogli coraz więcej czasu i energii poświęcić na walkę z religią. Prześladowania stopniowo nasilały się i przybierały coraz drastyczniejsze formy. W 1922 roku komunistom udało się dokonać wrogiego przejęcia Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Grabież dóbr kościelnych, masowe aresztowania hierarchów i księży (zarówno prawosławnych, jak i katolickich) oraz liczone w tysiącach wyroki śmierci na duchownych stały się „nową normalnością” w komunistycznym piekle. Nic więc dziwnego, że przy tak niespotykanym natężeniu terroru, komuniści znaleźli chętnych do „współpracy” wewnątrz Kościoła Prawosławnego.

Czytaj także: Rewolucja czy kontrrewolucja? oraz Rewolucja jako kontra

Wraz z postępami rewolucji przechodzono do coraz bardziej wyrafinowanych metod działania. W 1925 ustanowiono pod patronatem Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) Ligę Bezbożników, przekształconą później w Związek Wojujących Bezbożników. Organizacja ta stanowiła ramię partii do walki z religią, dysponując gorliwym wsparciem NKWD i rozlicznymi obrazoburczymi czasopismami. Od czasu do czasu odbywały się też tzw. kongresy Związku Bezbożników. Podczas jednego z nich, w 1929 roku, członek bolszewickiej partii, Michaił Kalinin, błyskotliwie spostrzegł, że „walka przeciwko religii jest środkiem koniecznym i najbardziej skutecznym dla utorowania drogi komunistom”. Szczytowe lata działalności Bezbożników zbiegły się w czasie z postępującą w kraju stalinizacją, a ogłoszona w 1932 roku pięciolatka antyreligijna stawiała za cel całkowitą likwidację świątyń i wymazanie pojęcia boga. Świątynie istotnie zamykano na masową skalę. Tak oto do 1940 roku praktycznie całkowicie wyrugowano religię ze sfery publicznej, a niepodporządkowane reżimowi duchowieństwo albo zlikwidowano fizycznie, albo więziono lub zesłano do obozów pracy. W tym samym roku jedynym istniejącym na terytorium ZSRR kościołem katolickim był kościół w Moskwie, do którego dostęp posiadali jedynie pracownicy zachodnich ambasad.

Zdarzenia roku 1941 i nagłe poluzowanie prześladowań religijnych w obliczu agresji Trzeciej Rzeszy nie miały nic wspólnego ze zmianą postrzegania przez komunistów roli religii w państwie i społeczeństwie. Był to typowy dla komunistów odwrót taktyczny – potrzeba mobilizacji narodu do walki z agresorem. Nawet tak zagorzały nienawistnik i ateista jak Stalin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tylko tak „burżuazyjne” wartości jak wiara czy przywiązanie do ojczyzny mogą wykrzesać w narodzie prawdziwą wolę walki w obronie kraju. Z tego też względu postawę władz państwowych ZSRR względem religii w latach 1941–1944 należy postrzegać jedynie przez pryzmat politycznego pragmatyzmu. Podobnie też przez pryzmat pragmatyzmu należy postrzegać zerwanie z tradycją rewolucji kulturalnej wczesnych lat 20-tych i przejście na pozycje społecznie „konserwatywne” w latach 30-tych. Stalin zerwał z tradycją moralnego permisywizmu nie ze względów ideowych, lecz tylko dlatego, że zrujnowane moralnie przez rewolucję społeczeństwo stało się niezdolne do realizacji jego przyszłych zbrodniczych planów.

Obsesyjny antychrystianizm nie był jednak w szeregach komunistów zjawiskiem, które zrodziło się nagle, pod wpływem politycznego zapotrzebowania, lecz stanowił de facto fundament ideologii komunistycznej. Karol Marks nazywał religię „opium ludu”, a Lenin od swojego mistrza pogląd ten przejmował w całości, w nienawistnych, antychrześcijańskich pamfletach posuwając się jeszcze dalej. Stalin z kolei ze smutkiem zauważał, że „od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus”. Sięganie po klasyków teorii i praktyki zbrodniczych ideologii to zresztą sposób, który najlepiej ilustruje nam jak wyglądała prawdziwa „duchowość” antybohaterów epoki. Podobnie jest w przypadku narodowego socjalizmu.

Narodowy socjalizm w walce z chrześcijaństwem

Istnieje dużo opracowań opisujących okultystyczno-neopogańskie fascynacje naczelnych postaci narodowego socjalizmu i takiego właśnie charakteru tej ideologii nikt raczej nie neguje. Nie trzeba jednak sięgać do opracowań – wystarczy przyjrzeć się osobistym refleksjom na temat religii takich postaci jak Hitler, Goebbels, Himmler czy Rosenberg by zobaczyć, że ich pojmowanie kwestii duchowości miało charakter wyjątkowo prymitywny. To, że Hitler w niektórych fragmentach Mein Kampf czy rozmowach prywatnych wspomina o jakimś „bogu” czy „sile wyższej” nie oznacza, że pojmował on tego „boga” na sposób chrześcijański. To, że zdarzało mu się pozytywnie wyrażać o Chrystusie nie oznacza, że traktował go jako Syna Bożego. To, że zdarzało mu się pozytywnie oceniać niektóre aspekty chrześcijaństwa (czy też raczej naginać pewne jego elementy do potrzeb własnych powierzchownych wyobrażeń i teorii) nie znaczy, że kierował się w życiu chrześcijańskimi zasadami. Religijne pomieszanie z poplątaniem charakterystyczne w przypadku czołowych nazistów wykazuje zresztą cechy typowo gnostyckie.

Czytaj także: O narodowym socjalizmie

Kopalnię cytatów obrazujących prawdziwie zwyrodniałe oblicze nazistowskiej „duchowości” stanowią Dzienniki Josepha Goebbelsa. Już w 1923 stwierdzał on, że „oficjalne chrześcijaństwo powinno przecież zostać teraz definitywnie zlikwidowane, ponieważ w czasie wojny i po jej zakończeniu tak bardzo zbankrutowało, jak bodaj żadna inna religia kiedykolwiek”. Kilka lat później, bo już w roku 1928, innym słynnym cytatem zilustrował co zapełniło mu w duszy tę religijną pustkę:

„Czym jest dla nas dzisiaj chrześcijaństwo? Narodowy socjalizm jest religią. Brakuje jeszcze tylko religijnego geniusza, który rozwali stare, przeżyte formuły i ukształtuje nowe. Brakuje nam obrządku religijnego. Narodowy socjalizm musi stać się kiedyś religią państwową Niemców. Moja partia jest moim kościołem i wierzę, że najlepiej służę Panu, jeśli wypełniam jego wolę, uwalniając mój uciskany naród od kajdan niewoli. To jest moja ewangelia.”

Joseph Goebbels, Dzienniki. Tom 1: 1923–1939

Warto zwrócić uwagę, że gdybyśmy w powyższym cytacie narodowy socjalizm zamienili na komunizm, moglibyśmy go włożyć w usta praktycznie każdemu z czołowych teoretyków i praktyków komunizmu. Pod tym bowiem względem – żądzy zastąpienia religii przez ideologię – reprezentanci zarówno narodowego socjalizmu, jak i komunizmu byli całkowicie zgodni.

Polityczne postępowanie narodowych socjalistów względem zorganizowanej religii różniło się od totalnie konfrontacyjnego rozwiązania przyjętego przez bolszewików w Rosji, gdyż hitlerowcy zmuszeni byli działać politycznie w zupełnie innych warunkach społeczno-politycznych. Społeczeństwo niemieckie okresu międzywojennego nie należało do społeczeństw szczególnie religijnych, a charakteryzowała je raczej typowo niemiecka religijna powierzchowność, sentymentalne przywiązanie do religii pozbawione jakiejkolwiek większej duchowej głębi. Nie jest zresztą tajemnicą, że społeczeństwo Republiki Weimarskiej charakteryzowała daleko posunięta zgnilizna moralna (co zresztą bardzo chętnie i często atakowali sami naziści, licząc na poklask u bardziej konserwatywnych elementów społecznych), czego największym symbolem pozostawał Berlin – Sodoma Międzywojnia. Na korzyść narodowych socjalistów działało pod względem religijnym współistnienie na terytorium państwa protestantyzmu i katolicyzmu, które wyznawało kolejno 54% i 40% społeczeństwa. W warunkach niemieckich to Kościół katolicki od dawna ulegał protestantyzacji, stawał się miałki i niezdolny do duchowego przewodnictwa nad narodem. Słabość ówczesnego niemieckiego Episkopatu spowodowała brak zwartej i jednolitej postawy w niemieckim Kościele w stosunku do narodowego socjalizmu.

Hitler pod względem podejścia do Kościoła – podobnie jak Stalin – zachowywał umiarkowany pragmatyzm. Oznacza to, że pomimo ewidentnej niechęci, potrafił w stronę Kościoła wykonywać pewne gesty, jeśli uznawał je za politycznie korzystne na różnych etapach swojej kariery. Jednym z takich gestów było zawarcie w roku 1933 konkordatu z Watykanem, który gwarantował niemieckim katolikom prawo do publicznego praktykowania wiary. Wzbudzenie zaufania po stronie katolików było Hitlerowi niezwykle potrzebne na wczesnym etapie rządów, kiedy fundamenty władzy nie były jeszcze wystarczająco silne i trwałe by wprowadzać w życie prawdziwie narodowo-socjalistyczną politykę.

NSDAP wykorzystywała więc zręcznie wszelkie przejawy publicznego poparcia ze strony pojedynczych hierarchów czy księży, a takich niestety nie brakowało zarówno na łonie katolicyzmu, jak i protestantyzmu. Takie przypadki nie mogą jednak stanowić dowodu rzekomej „kolaboracji” Kościoła z hitleryzmem, co niektórzy próbują pomimo całkowitej aberracyjności takich stwierdzeń implikować. Kuriozalne twierdzenia o rzekomej sympatii Watykanu względem narodowego socjalizmu to zresztą pozostałość po komunistycznej propagandzie i niestety pomimo upływu lat nadal są często bezrefleksyjnie powtarzane. Historycznym świadectwem prawdziwego stosunku Watykanu względem Trzeciej Rzeszy jest encyklika papieża Piusa XI Mit brennender Sorge (Z palącą troską) z roku 1937, w której to papież jednoznacznie potępia pogańskie tendencje nazizmu i wzywa niemieckich katolików do oporu wobec narodowo-socjalistycznej ideologii.

Narodowy socjalizm tolerował religię i duchownych tak długo, jak ci wyrażali się względem ideologii przychylnie lub neutralnie. Ci, którzy mieli odwagę wyrazić krytykę totalitaryzmu trafiali na czarną listę i byli ze sfery publicznej konsekwentnie eliminowani już od samego początku narodowo-socjalistycznych rządów w roku 1933. Z perspektywy czasu należy jednak stwierdzić, że całościowo rzecz ujmując, opór niemieckich środowisk religijnych wobec ewidentnie antychrześcijańskiej w wielu punktach ideologii nazistowskiej był zdecydowanie zbyt słaby.

Problematyczna z punktu widzenia hitlerowców wydawała się kwestia walki o duszę młodzieży. Dla utrzymania totalitarnego charakter nazistowskiego wychowania potrzebne było zachowanie odporności na jakiekolwiek zewnętrzne (chrześcijańskie) wpływy wychowawcze. Realizacja nazistowskiego programu wychowawczego nie była bowiem możliwa bez odrzucenia I przykazania – „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Jak to przecież ujął wspomniany wcześniej Goebbels, to narodowy socjalizm miał stać się nową religią i nowym kościołem. Do realizacji tego planu narodowi socjaliści dążyli konsekwentnie i niestety, w dużej mierze, program ten udało im się wdrożyć w życie. Antykatolicki charakter narodowosocjalistycznego wychowania idealnie ilustruje przyśpiewka Hitlerjugend z 1934 roku cytowana przez Richarda Grunbergera w książce Historia społeczna Trzeciej Rzeszy: „Żaden podły ksiądz nie wydrze z nas uczucia, że jesteśmy dziećmi Hitlera. Czcimy nie Chrystusa, lecz Horsta Wessela.”

Całkowite zaprzeczenie chrześcijańskiego przykazania miłości stanowiły z kolei inne fundamenty ideologii narodowo-socjalistycznej – rasizm i antysemityzm. Niemcy przykazanie miłości zamienili na przykazanie nienawiści, którego prawdziwą realizację na masową skalę wdrożyli w życie w czasie II wojny światowej. Wywłaszczenia Żydów z końcówki lat 30-tych czy też masowe rabunki z czasów wojny ukazywały dla odmiany typowe dla socjalizmów wszelkiej maści zamiłowanie do usankcjonowanej kradzieży i braku poszanowania dla jakichkolwiek praw ludzkich poza prawem barbarzyńskiej siły. Innymi osiami sporu na linii narodowy socjalizm – katolicyzm były kwestie związane z nazistowską realizacją programów eugenicznych.

Globalizm a religia

Współczesny globalizm to quasi-ideologia, dojrzewająca i niepełna, która w dalszym ciągu zdaje się być dopracowywana przez czynnych intelektualnie ideologów. Globalizm klasyfikuję jako potencjalny totalitaryzm, gdyż analizując prace czołowych jego ideologów oraz dokumenty programowe organizacji ponadnarodowych, bez trudu można dostrzec, że jego ideowe korzenie biorą się z komunizmu, którego w kwestiach fundamentalnych globalizm jest ideowym kontynuatorem.

Podstawowymi założeniami komunizmu były bowiem m.in. zniesienie własności prywatnej i likwidacja państw określanych mianem burżuazyjnych na rzecz międzynarodowego państwa proletariackiego (W. I. Lenin, Państwo a rewolucja). W tych dwóch fundamentalnych punktach komunizm i neoglobalizm spotykają się.

Własność prywatna w optyce globalistów ma bowiem zostać zastąpiona własnością kolektywną, współdzieloną. Państwa burżuazyjne natomiast, których odpowiednikiem w dzisiejszych warunkach są państwa narodowe, stanowią rzekomo anachroniczną strukturę, niezdolną do rozwiązywania globalnych problemów XXI wieku, które to rozwiązać można jedynie poprzez ustanowienie instytucji ponadnarodowych, wyposażonych w kompetencje nadrzędne wobec kompetencji rządów państw narodowych, co najlepiej ilustruje casus WHO i próba przeforsowania przejęcia kompetencji poszczególnych ministerstw zdrowia państw narodowych przez panglobalne uberministerstwo, które miałoby w ten sposób pozyskać możliwość przejęcia faktycznej kontroli nad systemami służby zdrowia poszczególnych państw. Ten sam model działania – poszerzanie prerogatyw własnych instytucji poprzez wymuszanie na rządach narodowych delegacji ich naturalnych kompetencji – stosuje Unia Europejska będąca zresztą w optyce globalistów bardzo istotnym narzędziem w realizacji polityki globalnej na podwórku europejskim.

Więcej na temat polskiej obecności w Unii Europejskiej w artykule:
Okupacja unijna – i co dalej?

W odróżnieniu jednak od komunistów, którzy przynajmniej w swojej retoryce utrzymywali, że rewolucji dokonać chcą w imię proletariatu, współcześni globaliści nie kryją się z tym, że nowa rewolucja nie ma wcale służyć masom – te bowiem będą musiały drastycznie ograniczyć konsumpcję i obniżyć oczekiwania co do swojego standardu życia („Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy” czy „miska ryżu” w warunkach polskich), aby poprzez swoje indywidualne wyrzeczenia wspomóc „ludzkość” w realizacji celów globalnych. Współczesny globalizm ma więc charakter komunizmu arystokratycznego, bowiem nowa globalna arystokracja (nowi nadludzie, czyli homo deus Harariego) nie ma wcale podlegać ograniczeniom narzuconym szarym masom, zrzekać się własności i oddawać nagromadzonych na koncie setek miliardów w imię „kolektywizacji” dóbr. Wręcz przeciwnie, global-arystokracja ma w pierwszej kolejności korzystać z dobrodziejstw technologii by – co stanowi jeden z mokrych snów izraelskiego transhumanisty – osiągnąć „życie wieczne” na Ziemi, poprzez radykalne przedłużenie długości życia za sprawą rozwoju w dziedzinie genetyki i medycyny. Klaus Schwab w nierównomiernej dystrybucji nowych zdobyczy technologicznych, głównie tych w obszarze wspomnianej genetyki, upatruje nawet zarodku przyszłego konfliktu klasowego między klasą posiadającą dostęp do tych dobrodziejstw (global-arystokracją), a pozbawionymi podobnych możliwości masom (global-proletariatem).

W kwestii religii globaliści pozostają – przynajmniej na ten moment – bardziej powściągliwi i subtelni niż ich ideowi poprzednicy z czerwonego obozu. Nowy globalizm nie postuluje więc zniesienia czy przymusowej likwidacji religii jako takiej. Yuval Noah Harari w książce 21 lekcji na XXI wiek pisze nawet, że „Marks jednak posunął się za daleko, gdy odrzucił religię, uznając, że jest jedynie nadbudową skrywającą pod sobą inne potężne siły: techniczne i ekonomiczne”. Proponowana jest zamiast tego wizja nowej globalnej religii stanowiącej mieszankę chrześcijaństwa, islamu, judaizmu, buddyzmu, hinduizmu, a spinać je ma wspólny mianownik w postaci kultu „Matki Ziemi” – idealnie zresztą wpisujący się w aktualnie panujące „zielone” trendy ideologiczne. Podstawowym założeniem tej nowej ekumenicznej wiary jest teza, jakoby cała ludzkość modliła się do tego samego boga, stąd też, aby wygasić wszelkie religijne antagonizmy, na które nie ma miejsca w nowej normalności pełnej zagrożeń o wymiarze globalnym, należy przymknąć oko na takie „detale” jak chociażby różnice w stosunku poszczególnych religii co do roli Jezusa Chrystusa – będące przecież fundamentalną linią podziału między chrześcijaństwem a judaizmem i islamem – i skupić się na tym co ludzkość łączy, a nie tym co ją dzieli. Zdaniem Harariego „dzielące ludzi tradycje religijne często wydają się nieistotne”.

Warto przyjrzeć się bliżej spostrzeżeniom tego izraelskiego „myśliciela”, gdyż jego poglądy w kwestii religii dość dobrze ilustrują ogólnie panujące trendy wśród global-arystokracji. Po pierwsze poglądy te charakteryzują się niesłychaną płytkością i wybiórczością. Harari, który należy do zwolenników wspomnianej przeze mnie na wstępie tezy o odpowiedzialności religii za wszelkie zło tego świata, posuwa się nawet do tak absurdalnych stwierdzeń jak to, że „w XXI wieku podział ludzi na wyznawców judaizmu i islamu albo na Rosjan i Polaków nadal zależy od mitów religijnych”, udowadniając daleko posuniętą ignorancję w kwestiach, o których z taką lekkością się rozpisuje. Religia według Harariego to „służąca nacjonalizmu”, a spory religijne w przyszłości mogą „sprawić, że świat stanie w płomieniach”. Z tego też względu jego zdaniem „tradycyjne religie stanowią raczej część problemu niż część jego rozwiązania” – tworzą zagrożenie dla ładu i pokoju, będąc jednocześnie całkowicie bezużytecznymi z punktu widzenia rozwiązywania problemów globalnych.

W typowy, a nie mający nic wspólnego z rzeczywistością sposób, Harari wrzuca całą ludzkość do jednego „wora”. Twierdzi on, że „ludzkość stanowi teraz jedną cywilizację”, której pokojowa egzystencja zagrożona jest za sprawą tworzących wewnętrzne podziały religii i nacjonalizmu. Łączenie religii i nacjonalizmu jest zresztą zabiegiem typowym dla wszystkich czołowych ideologów globalistycznych.

Warto pochylić się nad tą kwestią, ponieważ już wkrótce okaże się, że wszyscy jesteśmy nacjonalistami.

Dla globalistów nacjonalistami są bowiem ci, którzy opowiadają się za istnieniem niepodległych i suwerennych państw narodowych, a sprzeciwiają się utopijnym eksperymentom z centralnie zarządzanym global-kołchozem. Dostrzegając istotną w przypadku państw narodowych zależność przenikania się tożsamości narodowej z religijną, globaliści próbują upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zohydzić w oczach ludu zarówno religię, jak i przywiązanie do własnej tradycji kulturowej. W zamian za to sami chcą jawić się jako „zbawiciele” ludzkości, którzy są jedynymi zdolnymi do uchronienia świata przed globalnymi problemami XXI wieku. Pomimo swojej prymitywności jest to jednakże narracja spójna i logiczna. Powinniśmy więc mieć świadomość, że to co globaliści określają dziś nacjonalizmem pokrywa się z tym co my na ogół określamy patriotyzmem. W ten także sposób globaliści wyznaczają nową oś politycznego sporu przyszłości. Kwestia światopoglądowego podziału na lewicę i prawicę nadal będzie istotna, ale na pierwszy plan wysforuje się oś globalizm – nacjonalizm. Czy w taki oto sposób paradoksalnie globaliści nie doprowadzą do konsolidacji wszystkich tych, którzy różnią się dzisiaj pod wieloma względami ideowo, ale łączy ich postulat suwerenności i niepodległości państw narodowych?

Więcej na temat globalistów w naszych artykułach:
Mędrcy z Davos
Magowie z Czarodziejskiej Góry

Zakończenie

Dziś nie wystarczy jedynie odtwórczość idei, kopiowanie rozwiązań sprzed stu lat i ubieranie ich we współczesne szaty. Nowe utopie, nowe „mity”, nowe wizje cywilizacji to w gruncie rzeczy nic nowego, a jedynie powrót do tego co kiedyś już bezpowrotnie upadło. Odpowiedzią na globalizm i wyzwania czasów współczesnych nie może być antyglobalizm. Nie mogą być nią także ideologie stawiające się w miejscu religii, a swoich twórców w miejscu kultu. Kto nie wyciąga wniosków z historii sam kopie sobie swój własny grób. Parafrazując słynnego filozofa pamiętajmy, że nie ma większego opium dla ludu niż ideologia, która stawia siebie w miejscu religii.

„Znajomość historii, prawdziwa wiedza i ogromne doświadczenie rządów też by nas jednak nie uratowały. Niezbędne są więzi etyczne, a te, żeby były skuteczne, muszą mieć charakter religijny, muszą zobowiązywać ludzkie sumienie do uznania Słowa Bożego za nadrzędny nakaz” – pisał niegdyś Erik von Kuehnelt-Leddihn. Czy takie więzi etyczne o charakterze religijnym mogą jednak wynikać z każdej religii? Zdaniem wspomnianego autora „nie jest […] prawdą, że nasze zasady wynikają niejako automatycznie z ludzkiej natury i są uniwersalne dla całego świata. Twierdzenie to nie odpowiada rzeczywistości ani w przypadku prymitywnych, ani wysoko rozwiniętych cywilizacji. Pogańskie religie wykształciły obrzydliwe, straszliwe rytuały […] i pojęcia moralne. […] Jakże trudno było nam 'oficjalnie’ pokonać ukryty sadyzm, tkwiący głęboko w naturze człowieka. Nawet chrześcijaństwo potrzebowało na to 1800 lat. W chwili, gdy porzucimy nasze zasady religijne, rozpęta się prawdziwe piekło! Przypomnijmy sobie potworne czyny międzynarodowego i narodowego socjalizmu!”

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj

Bibliografia:
Carroll W. H., Narodziny i upadek rewolucji komunistycznej. Sadków 1995.
Dzwonkowski R ., Szabaciuk A. (red.), Bolszewicy w walce z religią: Kościół rzymskokatolicki w Związku Sowieckim w polskich dokumentach dyplomatycznych 1922–1938. Warszawa 2021.    
Fitzpatrick S., Rewolucja rosyjska. Warszawa 2017.       
Goebbels J., Dzienniki. Tom 1: 1923–1939. Warszawa 2013.           
Grunberger R., Historia społeczna Trzeciej Rzeszy. 2022.
Harari Y. N., 21 lekcji na XXI wiek. Warszawa 2018.
von Kuehnelt-Leddihn E., Ślepy tor: ideologia i polityka lewicy 1789–1984. Sadków 2007.
Lenin W., Państwo a rewolucja. Warszawa 1980.        
Podkowiński M., W kręgu Hitlera. Warszawa 1987.            
Schüßlburner J., Czerwony, brunatny i zielony socjalizm. Wrocław 2009.    
Schwab K., Czwarta rewolucja przemysłowa. 2018.