W poprzedniej części cyklu o współczesnych korzeniach klimatyzmu zatrzymaliśmy się na wejściu „zielonych” ruchów do świata polityki. Dziś przedstawiamy, jak ruchy te w błyskawicznym tempie zdobywały polityczne wpływy na terenie Europy Zachodniej.
„Zielone” partie zaczęły wyrastać na terytorium Europy niczym grzyby po deszczu na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Były to – jak wspomnieliśmy w poprzedniej części – czasy, kiedy agenda ekologiczna została przyjęta przez ONZ, jako jeden z najważniejszych obszarów działania w przyszłości. Początki nie były łatwe, gdyż radykalnym zielonym partiom nie udawało się zdobyć szerszego społecznego poparcia. Choć idee neomaltuzjańskie były na Zachodzie promowane już od dłuższego czasu, ekologia z perspektywy szerszych mas społecznych nadal traktowana była jako tematyka egzotyczna. Trudno było więc partiom głoszącym tak rewolucyjne hasła, których realizacja musiałaby skutkować ogromnymi zmianami w funkcjonowaniu państw i społeczeństw, przebić się w okrzepłych już zachodnich systemach demokratycznych i konkurować z ugrupowaniami funkcjonującymi na scenie politycznej od wielu dekad. Był jednak jeden, kluczowy z europejskiego punktu widzenia kraj, w którym udało się Zielonym w bardzo krótkim czasie stać się częścią politycznego establishmentu i do dnia dzisiejszego kraj ten stanowi wzorcowy przykład postępu zielonej rewolucji.
W styczniu 1980 roku powstała w Republice Federalnej Niemiec pierwsza zielona partia – Die Grünen. Już wkrótce miała ona urosnąć do rangi najpotężniejszej zielonej partii w Europie. Korzenie tej organizacji politycznej sięgają wydarzeń roku 1968 i masowych protestów skrajnie lewicowych studentów, które rozlały się po całej Europie Zachodniej, ale w Niemczech przyjęły wyjątkowo krwawy charakter, czego symbolem była działalność terrorystycznej frakcji Baader-Meinhof. Wielu z późniejszych liderów Zielonych brało udział w tamtych zdarzeniach, a istnieją liczne dowody na to, że więzi z Baader-Meinhof – przynajmniej na poziomie czysto emocjonalnym – nie zostały później zerwane (lewicowych terrorystów otwarcie broniła m.in. Luise Rinser, kandydatka Die Grünen na prezydenta w roku 1984).
Kiedy przejrzy się życiorysy polityków stojących za ruchem Zielonych w Niemczech, dostrzeżemy tam licznych admiratorów Mao i Marksa (m.in. późniejszy wicekanclerz Joschka Fischer czy wiceprzewodnicząca Bundestagu Antje Vollmer), a nawet Lenina i Stalina (Rudolf Bahro). I kiedy spojrzy się na historię tego ruchu z perspektywy czasu, to bez wątpienia za jego największy sukces należy uznać to, że prawdę o tych ideowych korzeniach, udało mu się sprytnie zakamuflować pod hasłami troski o środowisko i klimat.
Tymczasem Zieloni od samego początku byli ruchem o obliczu neomarksistowskim i socjalistycznym, o silnych intelektualnych powiązaniach z tzw. nową lewicą. Porzucając skompromitowane czerwone barwy, z którymi wcześniej przez wiele lat utożsamiało się wielu ekologistycznych działaczy, przemalowali się na zielono i zmodyfikowali swój przekaz tak, aby nie kojarzono ich ze skompromitowaną utopią komunizmu. Dokonano tego poprzez zmianę rozłożenia akcentów. Cztery filary ideowe ustanowione przez inauguracyjny kongres partii brzmiały: 1) sprawiedliwość społeczna; 2) filozofia ekologiczna; 3) demokracja oddolna; 4) pacyfizm. Jakkolwiek ruch od samego początku promował także tzw. wyzwolenie seksualne, włączając w to zniesienie wieku przyzwolenia na stosunki seksualne, czyli postulując de facto legalizację pedofilii (co akurat nie było cechą wyłączną ekologistów niemieckich).
Odwiedź także nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.
W 1982 roku nastąpił w Die Grünen rozłam. „Konserwatywna” frakcja Zielonych odłączyła się i założyła nową Ökologisch-Demokratische Partei, ÖDP. Ta jednak nigdy nie odegrała w niemieckiej polityce żadnej roli, a najlepszy procentowo uzyskany rezultat w wyborach do Bundestagu, jaki osiągnęła to 0,5% w 1990 roku. Po rozłamie Zieloni mieli już pełną swobodę, aby otwarcie głosić kolejne, jeszcze bardziej radykalne i dobrze znane nam dzisiaj postulaty, takie jak: walka z restrykcjami migracyjnymi, aborcja, prawa LGBT i legalizacja marihuany. 41 lat później sami możemy obserwować, czym skończyła się w Niemczech realizacja tego programu. Nie ulega bowiem wątpliwości, że choć okres udziału Zielonych w rządach nie był stosunkowo długi, to „zielone” idee zostały w Niemczech prawie w pełni wdrożone w życie, a wiele z nich firmowała także „chadecka” CDU.
Pierwszych przedstawicieli w Bundestagu Die Grünen uzyskali już w roku 1983 (5,6% i 27 posłów). Od tego czasu nieprzerwanie zasiadają oni w niemieckim parlamencie, a ich wynik wyborczy nigdy nie spadł poniżej 5%. Zieloni współrządzili w Niemczech z SPD za czasów kanclerza Gerharda Schrödera w latach 1998–2005. Przez cały ten okres wicekanclerzem pozostawał wspomniany wcześniej admirator Mao, Joschka Fischer, który poza tym piastował funkcję ministra spraw zagranicznych. Zieloni przez cały czas rządów dzierżyli także władzę nad niemieckim ministerstwem środowiska, a przez większą część kadencji nad ministerstwem wyżywienia i rolnictwa. Warto zwrócić uwagę na personalia zielonych ministrów z tamtych czasów. Jürgen Trittin (minister środowiska) wsławił się w latach 80. poparciem dla legalizacji stosunków seksualnych między osobami dorosłymi i nieletnimi. Z kolei Renate Künast (minister rolnictwa), która za swojej kadencji wprowadzała i promowała tzw. rolnictwo ekologiczne, jeszcze w 2015 roku zabłysnęła jako inicjatorka ustawy legalizującej tzw. samobójstwo wspomagane, czego nawet wypełniony po brzegi lewicowcami Bundestag nie był w stanie zaakceptować, penalizując tego typu praktyki.
Przełomowym dla Zielonych okazał się rok 2019. Wówczas to partia osiągnęła znakomity wynik w wyborach do Europarlamentu (20,5%), co przełożyło się na 22 mandaty. Na fali tego sukcesu partia osiągnęła także rekordowy wynik w kolejnych wyborach do Bundestagu (14,8% i 118 mandatów), dzięki czemu stała się 3. siłą w parlamencie i istotnym graczem w negocjacjach koalicyjnych. W rządzie Olafa Scholza znalazło się aż 5 przedstawicieli Die Grünen. Przez pewien czas, kiedy załamały się sondaże SPD (2022), Zieloni cieszyli się poparciem na poziomie aż 22%, jednakże notowania spadły całkiem drastycznie wraz ze spadkiem poparcia dla rządu Olafa Scholza i wzrostem popularności prawicy.
Sukcesy niemieckich Zielonych w latach 80. otworzyły drogę do sukcesu bliźniaczym partiom w innych europejskich krajach. Prawdziwe pasmo zielonych sukcesów miało miejsce pod koniec lat 90. Choć zielone partie nigdzie nie cieszyły się szczególnie wysokim poparciem, to sam fakt stania się częścią politycznego establishmentu otworzył im drzwi do rządzenia w roli koalicjantów innych lewicowych partii, co najczęściej wiązało się z obejmowaniem przez ekologistów teki ministra środowiska.
Pierwszą partią, która weszła w skład koalicji rządowej była fińska Liga Zielonych. Do dnia dzisiejszego Liga wchodziła w skład aż 5 rządowych gabinetów i nie potrzebowała szczególnie ponadprzeciętnego poparcia społecznego, by wywierać realny wpływ na rzeczywistość społeczno-polityczną. Fińscy zieloni nigdy bowiem nie posiadali więcej niż 20 przedstawicieli w fińskim parlamencie liczącym 200 miejsc, a pomimo tego byli częścią rozmaitych koalicji rządzących Finlandią przez aż 18 lat. Poza tym zielone partie weszły pod koniec lat 90-tych w skład koalicji rządzących także we Włoszech, Francji, Belgii – choć podobnie jak w przypadku Finlandii, ich poparcie nie przekraczało kilku procent. Co ciekawe, zielona ideologia spotkała się także z entuzjastycznym przyjęciem w państwach nadbałtyckich, co jest zjawiskiem całkiem nietypowym dla państw post-komunistycznych. Łotwa stała się nawet pod tym względem światowym pionierem, gdyż w 2004 roku przez kilka miesięcy premierem tego państwa był pierwszy na świecie przedstawiciel ekologistów, Indulis Emsis.
Jakkolwiek prawdziwą specjalnością zielonych partii w całej Europie stały się wybory do Europarlamentu. Zieloni dysponują obecnie reprezentacją składającą się z 73 europosłów z 17 państw, z czego aż 25 z nich reprezentuje rozmaite zielone partie niemieckie, z Die Grünen na czele. Zieloni już od dawna stanowią istotną siłę w Parlamencie Europejskim, co biorąc pod uwagę ich ideową zbieżność i bliską współpracę z inną dominującą siłą – socjalistami – czyni z nich na poziomie Europarlamentu jednymi z głównych rozgrywających.
Jeśli mowa o Parlamencie Europejskim, to nie można nie wspomnieć o Danielu Cohn-Bendicie, kolejnym już zielonym admiratorze Mao. Ten urodzony we Francji francusko-niemiecko-żydowski polityk, w młodości był jednym z przywódców francuskiej rewolty studenckiej 1968 roku, po której to został deportowany do Niemiec. W latach 80. wstąpił do Die Grünen i wkrótce stał się jedną z wiodących postaci tej partii. Cohn-Bendit spędził w Europarlamencie aż 20 lat (co ciekawe przy różnych okazjach był wybierany zarówno we Francji, jak i w Niemczech), a w latach 2004–2014 był liderem europarlamentarnej frakcji Zielonych. Ta oszałamiająca kariera Cohn-Bendita wzbudza szczególne kontrowersje, ze względu na jego obrzydliwe wypowiedzi z przeszłości. W 1982 udzielił wywiadu, w którym przekonywał, że „seksualność dziecka jest czymś wspaniałym”, a „uczucie rozbierania przez 5-letnią dziewczynkę jest fantastyczne” (wywiad ten jest dostępny w Internecie). Co więcej, w 2001 pojawiły się względem niego oskarżenia o pedofilię w oparciu o autocytaty z jego autobiografii. Czy przedstawiciele frakcji Zielonych w Europarlamencie nie posiadali wiedzy na ten temat, czy może wiedza ta wcale nie przeszkadzała im w wyborze takiej postaci na swojego przywódcę?
Jak pokazuje historia ostatnich kilkudziesięciu lat, główną siłą Zielonych w Europie nigdy nie była i w dalszym ciągu nie jest ilość przedstawicieli w parlamencie. Z drugiej strony nie ma chyba innego, tak dobrze zorganizowanego na szczeblu międzynarodowym stronnictwa, które pomimo tak stosunkowo niewysokiego poparcia społecznego w poszczególnych krajach, posiadałoby tak wielki wpływ na kształtowanie polityki. Główna siła Zielonych tkwi w ich zdolności do narzucania swojej ideologicznej narracji i umiejętnego wykorzystania narzędzi propagandowych, gdzie w sukurs przychodzą im dzisiaj wszystkie istotne organizacje i instytucje ponadnarodowe z ONZ i Światowym Forum Ekonomicznym na czele.
To wszystko spowodowało, że choć Zieloni nie posiadają wielkiego poparcia, mają największą obecnie na Zachodzie siłę przebicia jeśli chodzi o realizację swoich postulatów – zarówno natury ekologicznej, jak i społeczno-ekonomicznej. Wiąże się to z faktem, że zielona ideologia wykroczyła dziś już zdecydowanie poza ramy zielonych struktur politycznych, a widząc wzrost zainteresowania ekologicznymi postulatami, szczególnie wśród najmłodszego pokolenia Europejczyków poddanego wieloletniej obróbce propagandowej w tym zakresie, zielone postulaty inkorporowały do swoich programów partie zarówno socjalistyczne, liberalne, chadeckie, jak i te rzekomo konserwatywne.
Doskonałym przykładem tego zjawiska jest Polska. W naszym kraju o istnieniu partii Zielonych wielu ludzi zapewne nawet nie wie. Partia ta startując samodzielnie, uzyskiwała w skali kraju wyniki na żenująco niskim poziomie i nigdy nie doczekałaby się swojej parlamentarnej reprezentacji, gdyby nie wciągnięcie przedstawicieli tej partii na listy Koalicji Obywatelskiej w roku 2019. Nie potrzebowaliśmy jednak żadnej zielonej partii, aby polską politykę ogarnęła zielona obsesja. Dzisiaj praktycznie nie ma już w Sejmie (z wyjątkiem Konfederacji) partii, która nie włączyłaby do swojego programu postulatów o zielonym zabarwieniu ideologicznym. Nawet rządy „konserwatywnego” PiSu charakteryzowały się agresywną realizacją zielonej agendy na terytorium naszego państwa, a biorąc pod uwagę pro-ekologiczny charakter wszystkich elementów nowej koalicji rządzącej, zielona ideologia może być tak naprawdę dla nich największym spoiwem, co zwiastuje jeszcze szerszą realizację zielonych postulatów w Polsce. Wypełnieniu tej „zielonej” luki służyło poniekąd pojawienie się na scenie politycznej Szymona Hołowni wraz z partią Polska 2050, której program jest w zasadzie zdominowany przez elementy ekologistyczno-klimatystyczne.
Innym przykładem na to, że nie potrzeba na scenie politycznej silnej reprezentacji zielonych, aby polityka przesiąknęła zielonymi postulatami, jest Wielka Brytania. Lokalna Green Party, choć jest jedną z najdłużej działających w Europie zielonych partii, nie była nawet blisko rozbicia tradycyjnego brytyjskiego duopolu konserwatywno-laburzystowskiego i z wyjątkiem ponadprzeciętnych wyników w eurowyborach nie odegrała na Wyspach samodzielnie żadnej większej politycznej roli. Tymczasem Wielka Brytania jest jednym z pionierów eko-rewolucji, a konserwatyści prześcigają się z laburzystami w realizacji zielonej polityki (choć ostatnio wśród torysów pojawiają się także pewne głosy sceptyczne).
Warto odnotować, że kolejne przełomowe osiągnięcia dokonywane przez zielone partie w Europie zawsze miały miejsce w korelacji z rozszerzaniem się ekologicznej agendy ONZ. Tak oto pierwsze zielone partie pojawiły się w Europie tuż po zatwierdzeniu Deklaracji Sztokholmskiej w roku 1972, po raz pierwszy weszły w skład koalicji rządzących po zatwierdzeniu Agendy 21 w roku 1992. Obecnie – po przyjęciu Agendy 2030 w roku 2015 – zlewają się w coraz większym stopniu z innymi lewicowymi partiami (przede wszystkim dominującymi nadal na lewicy socjalistami), co powoduje, że zielona retoryka staje się retoryką całkowicie dominującą przekaz lewej strony sceny politycznej w całej Europie Zachodniej.
W kolejnej części przyjrzymy się procesom równoległym do ekspansji Zielonych w Europie, które zaszły na poziomie globalnym.