Zdjęcie tytułowe: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Wsch%C3%B3d_s%C5%82o%C5%84ca_w_g%C3%B3rach.jpg
Kontynuacja wątku:
Kolejna sytuacja, skupiająca jak w soczewce głębie głupoty, niewiedzy i niekompetencji polityków i komentatorów, oraz skalę debilizacji społecznej. Pokazało się też dzięki temu wiele innych ciekawych objawów, mianowicie, jak używa się mediów i polityków do kreowania fałszywej rzeczywistości, w której społeczeństwo jest tak skołowane i zastraszone, że robi to, czego chce władza. Oczywiście nie chodzi tu o władze państw narodowych, ale kryptokracji – ukrytej grupy, sterującej przejętymi i zastraszonymi rządami za pomocą globalnego kapitału i innych, tajemniczych metod nacisku.
Straszy się więc Polaków i inne narody złym Putinem i agresywną Rosją. Wszystko, co złe na Zachodzie, pochodzi dziś ze Wschodu – inflacja, prawdziwa i domniemana agentura, ośrodki tajnego wpływu, ingerencje w wybory, dezinformacja, nawet uchodźcy są od Putina. O tym, że całe mnóstwo innych rzeczy było lub nadal jest od Putina, już się nie mówi, tak samo jak skromnie nie wspomina się o tym, że technologie i materiały z Zachodu nadal do Putina płyną. Jednak Polacy honorowo muszą pierwsi pokazać i dać przykład Europie i Światu, że my twardo potraktujemy dyktatora, walczącego z demokracją i prawami człowieka. Nie kupujmy węgla, lepiej teraz z Kolumbii, nasze kopalnie przecież zamknęliśmy. Nie sprzedawajmy towarów, nie będziemy przecież zaopatrywać agresorów. Nie wchodźmy we współpracę z Chinami przy Nowym Jedwabnym Szlaku, przecież oni są sojusznikiem złego Putina i nie przestrzegają praw człowieka. No i nade wszystko, Putin tylko czeka, aby wkroczyć do Polski i odbudować Związek Radziecki. Taki ma sentyment, takie emocje starego kagiebisty nim targają. Musimy więc oddać wszystko Ukrainie, bo walczy za nas. Wszystko, znaczy broń, amunicję, materiały wojenne i inne zaopatrzenie, a w zamian kupić od nich produkty rolne oraz przyjąć miliony ukraińskich obywateli, którym damy socjal i potraktujemy lepiej, niż swoich. Taki interes.
My, Polacy mamy taką nieszczęśliwą tendencję jednoczesnego wywyższania się i samoponiżania. We właściwej strukturze i proporcji cecha ta mogłaby być nam pomocna, niestety, występuje w postaci odwróconej. Z jednej strony wydaje nam się, że świat patrzy przez nasze okulary, a z drugiej – że my sami nie znaczymy i nie możemy dokładnie nic, bez jakiejś obcej protekcji, a nasza racja stanu polega na tym, że własnej nie mamy. Wszystko się zgadza, tylko na odwrót. Świat jest złożony i składa się z wielu elementów, struktur i procesów. Są państwa i mocarstwa, mają swoje sojusze i interesy, którymi się kierują, nie sentymentami ani emocjami. Polakom natomiast wydaje się, że jakieś mocarstwa traktują nas w jakiś szczególny sposób, że frazesy przywódców o przyjaźni, szczególnej więzi, misji dziejowej, wspólnych wartościach znaczą coś więcej, niż tylko zachęta do podległości, dlatego Polacy mogą pozwolić sobie na samobójcze szarże w imię obcej polityki. Natomiast tam, gdzie Polacy powinni stać jak mur i bronić swoich interesów, tam kapitulują całkowicie i poddają się dziwnej niemocy, jak w Weselu Wyspiańskiego. Polacy w chocholim tańcu przekonują się nawzajem, że naszym interesem jest ciągła realizacja interesów cudzoziemskich potęg, więc poświęcamy nasze interesy i narodowe dobra jakimś zagranicznym hochsztaplerom, wierząc, że nasze gesty solidarności zostaną docenione i nagrodzone wdzięczną wzajemnością. Wydaje się również, że co pokolenie musimy powtarzać wciąż tę samą lekcję i niczego się nie uczymy. Piszę to po to, aby wreszcie przerwać ten chocholi taniec i zaklęty krąg samobójczej polityki zagranicznej, do czego potrzeba posiadać choć minimum wiedzy.
Stosunek Polaków do Rosji determinowany jest naszą długą i złożoną historią, w której było wiele zwyczajnych stosunków sąsiedzkich, ale też rywalizacji, wrogości i walki. Od początku XVIII wieku Polska wciąż znajduje się w cieniu moskiewskiej potęgi, narażona na jej ekspansję. Rozbiory, represje carskie, sybir, rusyfikacja, najazd bolszewicki i Cud nad Wisłą, pakt Ribbentrop – Mołotow, 17 września, Katyń, wywózki, stalinizm, ZSRR i PRL.
Przeanalizujmy jednak głębiej fale krzywd, jakich doznaliśmy od Rosji. Zabory realizowała caryca Katarzyna, z pochodzenia Niemka. Inicjatorem zawsze był król Prus, a cesarz Świętego Cesarstwa wciągnięty był na przyczepkę. Zabory Polski były szokiem dla ówczesnej Europy, zapowiadały bowiem zupełnie nową politykę, uprawianą później na Kongresie Wiedeńskim, Berlińskim, Wersalskim, na konferencjach Wielkiej Trójki. Decydowanie o narodach bez ich udziału. Zabory Polski były projektem nowego, oświeceniowego myślenia, które człowieka traktuje jako biologiczną maszynę bez własnej woli, a społeczeństwa – jako agregaty, złożone z takich właśnie jednostek. Rozbiory, początek naszej niewoli były projektem całkowicie zachodnim, w który Moskwa się wpisała jako rosnące mocarstwo. Zabór części ziem polskich był jednak bardziej potrzebny Prusom, niż Rosji, ta nas bowiem miała w garści całych już przed zaborami, jako swój protektorat.
Potem Polski nie było, następnie została kadłubowo wskrzeszona jako Królestwo Polskie z carem jako królem. 15 lat dynamicznego rozwoju, i nagle Powstanie Listopadowe, nie wiadomo po co, a właściwie wiadomo – zachodni karbonariusze potrzebowali zająć rosyjskie wojska w Polsce, aby wymienić dynastię panującą we Francji i stworzyć nowy twór na mapie Europy – Belgię, której królem uczyniono Koburga. Dla Polski zaś represje, ograniczenia wolności, powstrzymanie rozwoju. Potem znów poluzowanie, odwilż posewastopolska, mozolna odbudowa narodowego życia w warunkach obcej władzy. I znowu kolejne powstanie, znowu nie wiadomo po co, a właściwie wiadomo, tylko nieoficjalnie, że znów kolejne pokolenie karbonariuszy użyło krewkich Polaków jako ofiary – Mesjasza narodów – do realizacji własnych mrocznych celów. I znowu katastrofalne represje, konfiskaty, rozbrat Polski z Litwą, cofnięcie w rozwoju. Trudno dziwić się mocarstwu, że surowo karze buntowników, tak samo robili Ateńczycy, Persowie, Rzymianie, Hiszpanie, Anglicy, Amerykanie. Należy raczej dziwić się tej ochocie żywiołu polskiego do czynu wtedy, gdy nie ma on żadnego sensu i przynosi tylko zniszczenia, i braku ochoty do działania wtedy, gdy może ono przynieść realne korzyści.
Jak postępuje imperium carów, wiedzieliśmy dobrze. Nowością dla nas i dla świata było natomiast nowe imperium czerwone, ojczyzna proletariatu, niosąca na świat rewolucję społeczną, powszechne wyzwolenie i szczęście na bagnetach swoich bojców. Okazali się oni tak okrutni, a napędzająca ich energia tak zjadliwa, że nikt sobie nie wyobrażał, że można aż tak. Dotąd świat spotkał się z czymś takim jedynie podczas tatarskich najazdów, ale też nie w takim stopniu. Hordy najeźdźców, gromko wznoszące okrzyki „dajosz Warszawu” napędzane były nową energią – komunizmem, uwalniającym człowieka ze wszystkich dotychczasowych ograniczeń i powinności, zastępując wszystkie dotychczasowe władze jedną – kierownictwem komunistycznej partii. Wyzwolicielskie hordy nie były więc luźną tłuszczą, lecz zorganizowanym przedsięwzięciem, a energii tym tłumom, poza rewolucyjnym zapałem naprawiania świata dostarczała żądza grabieży, gwałtu, rabunku, mordu i pożogi. To jest właśnie „szlachetny dzikus” Rousseau, uwolniony od pęt chrześcijańskiej kultury.
Po skutecznym odporze i klęsce, jakich bolszewicy doznali od Polaków cofnęli się do swoich leży i skupili na budowie komunizmu w jednym kraju. Powstało w ten sposób pierwsze państwo komunistyczne, raj robotników, dokonujące spektakularnej industrializacji, kolektywizacji rolnictwa, nacjonalizacji własności prywatnej i przebudowy społeczeństwa. Koszty społeczne były ogromne i Rosja dotąd się z nich nie podniosła. My w Polsce słusznie uważamy sowietów i Związek Radziecki za imperium zła. Popełniamy jednak błąd, traktując Rosję jako źródło tego zła. Rosjanie idei zmieniających Rosję nie wymyślili sami, chociaż wdrożyli je u siebie i zakosztowali trujących owoców. Wszystkie co do jednej idee komunistyczne i socjalistyczne, które zwyciężyły w Rosji Radzieckiej wzięły się tam z Zachodu. Nawet ich realizatorzy byli w Rosji elementem obcym etnicznie, choć zasiedziałym. Nie przeszkodziło to oczywiście w tym, że wykształcił się nowy rosyjski establishment, który wykorzystał obce idee do rozbudowy własnego aparatu władzy i terroru.
Nie byłoby jednak Rewolucji bolszewików, ich zwycięstwa w wojnie domowej i budowy imperium sowieckiego, gdyby nie wydatna pomoc nowojorskiej Wall Street i londyńskiej City. Z Zachodu do Rosji szły pieniądze, technologia i doradcy, w odwrotną stronę – tanie surowce. Establishment, rządzący już wtedy Zachodem, który zwę gnostykami w nowej, komunistycznej Rosji widział kontrolowanego wroga, a zarazem tajnego sojusznika. Gdyby Rosja rozwijała się tak dynamicznie, jak przed I Wojną Światową, mając silną, stabilna władzę, niepodbijalne terytorium i wszystkie surowce, mogłaby stać się potężną konkurencją dla USA. Natomiast Rosja opanowana przez sowietów i spętana komunizmem rozwijała się znacznie wolniej i w określonym kierunku. Komunizm to ustrój pasożytniczy na zewnątrz i do wewnątrz. Na zewnątrz eksportuje Rewolucję i wciąż planuje podboje „wyzwoleńcze”, aby rozszerzyć władzę swoich zarządców. Do wewnątrz pasożytuje na niewolniczej pracy całej ludności, niszcząc wszelkie przejawy własnej, wolnej inicjatywy. Ludzie wybitni albo są wkręcani w aparat zarządzania państwem, opierający się na terrorze, stając się wspólnikami zbrodni, albo są niszczeni duchowo, psychicznie i fizycznie. W komunizmie największe wyzwolenie człowieka polega na uwolnieniu największej podłości i dzikości, nie regulowanej żadną przyzwoitością, a tylko państwowym prawem. Gnostycy wiedzieli dobrze, że taka Rosja nie będzie skuteczną konkurencją dla gospodarki Zachodu, będzie za to skutecznym straszakiem dla ludzkiej świadomości. Bez trudu udało się rozkręcić Zimną Wojnę i skłonić społeczeństwa Zachodu i Wschodu do podjęcia wielkich wysiłków, znoszenia wielkich ciężarów i ograniczenia własnej wolności, w imię przygotowań do wielkiej konfrontacji militarnej, do której w końcu nie doszło. W tym czasie gnostycy zachodni spokojnie używali USA do kolonialnego podboju. Dawne Imperium Brytyjskie, francuskie, hiszpańskie, portugalskie, holenderskie po „wyzwoleniu’” się spod władzy metropolii trafiały albo pod zarząd USA, albo ZSRR. Na najwyższym poziomie obydwa bloki prowadzone były przez tą samą ideę – globalnego państwa socjalistycznego. Nie pochodziła ona ani z Rosji, ani z Ameryki, ani też z chrześcijańskiej Europy, ale gdzieś z okolic Bliskiego Wschodu, skąd gnostycy zanieśli ją do centrów sterowania Zachodem, gdzie pulsuje po dziś dzień.
Rosja nigdy więc nie była ojczyzną komunizmu, stała się natomiast wygodnym rozsadnikiem idei, przynajmniej do pewnego czasu. Już Stalin odszedł od koncepcji Lenina Rewolucji światowej na rzecz budowy komunizmu w jednym kraju, co dla trockistów i gnostyków było zdradą. Nie dało się jednak usunąć Stalina, ten był zbyt potężny po kampanii masowego terroru i represji. Poza tym komunistyczna Rosja wciąż była potrzebna, planów globalnych nie da zmienić z dnia na dzień. Gnostycy postanowili jednak wyznaczyć ZSRR okres przydatności, po którym postanowili wrócić do polityki NEP lat 20-tych i oddać Rosję liberałom. Tak w kontrolowany sposób, na zasadzie tajnego porozumienia elit Zachodu i ZSRR doszło do likwidacji imperium komunizmu i na scenę polityczną powróciło Imperium Rosyjskie, z prezydentem zamiast cara. Początkowo, podczas Dekady Jelcyna Zachód obławiał się bajecznie, współpracując z oligarchami, którzy za niewielkie, choć dla nich bajońskie prowizje oddawali zasoby Rosji w ręce ponadnarodowego kapitału, po raz kolejny niemiłosiernie grabiąc ludy Rosji. Zaczęło się to zmieniać, gdy prezydentem został namaszczony przez Jelcyna mało znany człowiek służb, Władymir Władymirowicz. Objął w posiadanie wielkie imperium, skorumpowane do cna, zbiedniałe i rozrywane przez prywatę, globalny kapitał, oligarchów, mafie i lokalne władze. Energicznie rozpoczął odbudowę autorytetu władzy, co w Rosji zawsze wiąże się z siłą. Wziął w karby oligarchów, niektórych kazał zabić, innych wygnać, jeszcze innych uwięzić. Ukrócił swobodę działania kapitału globalnego w Rosji i zaczął ponownie konsolidować rosyjską strefę wpływów. Tym razem nie ma tu żadnej ideologii – pozostał stary, dobry zysk i władza. Zbyt duża niezależność i konflikty interesów między Rosją a globalnym kapitałem, zarządzającym obecnie Zachodem doprowadziły do realnej wojny, toczonej za zachodnie pieniądze rękami Ukraińców. Trudno więc nazwać „specjalna operację wojskową” zarówno wojną obronną, jak i napastniczą.
Drugim symbolem Wschodu są Chiny, państwo o długiej tradycji, sięgającej 5000 lat. Dzisiejszy ustrój formalnie powstał w 1949 r., choć władza cesarska została obalona w 1912 r. Historia Chin w ogóle jest bardzo ciekawa, a w Polsce bardzo słabo znana. Gdyby nasi krewcy krzykacze, domorośli specjaliści od geopolityki, ekonomii, wojskowości i doktryn przysiedli nieco fałdów, ze zdumieniem odkryliby, jak XIX wieku Chiny były słabe i jak silnie penetrowane i eksploatowane przez państwa Zachodu. Wojny Opiumowe, Traktaty Nierównoprawne, Powstanie Bokserów. Chiny wtedy były czymś podobnym do Rzeczypospolitej przed rozbiorami, i do III RP dziś. Chińczycy nie zapominają, pamięć mają długą i dobrą, pamiętają dokładnie, jakich upokorzeń doznawali, i jak chiński lud niszczony był przez politykę i idee Zamorskich Diabłów.
Gdy na skutek wewnętrznego zamętu i zewnętrznych intryg upadła władza cesarska, w Chinach przyjęto model rządów parlamentarnych na wzór zachodni, który oczywiście się nie przyjął, tak, jak większość zachodnich demokratycznych rozwiązań ustrojowych. Polityczna scena Chin szarpana była przewrotami i rewolucjami. Na główną siłę polityczną kraju wysunął się nacjonalistyczny Kuomintang, dowodzony przez Sun Jat-Sena, a po jego śmierci w 1924 r. przez Czang-Kai-Szeka. Początkowo współpracował z komunistami i i sowietami, co było mu potrzebne w podporządkowaniu władzy państwowej lokalnych watażków. Szybko jednak przejrzał zamiary komunistów i w 1927 r. dokonał wielkiej czystki w strukturach władzy, usuwając komunistów i zrywając współpracę z sowietami. Poprzez koneksje rodzinne – żonę Song Meiling, jej siostrę Song Ailing i jej męża Kong Xiangxi wszedł w orbitę wpływów amerykańskich protestantów i zarazem wielkiego kapitału globalnego. Konkurencją Kuomintangu w naturalny sposób została Komunistyczna Partia Chin, dowodzona przez Mao Zedonga, wspieranego przez sowietów. Rozgorzały walki wewnętrzne, a potem w 1937 r. inwazja Japonii. Na czas walk z Japończykami obie chińskie partie współpracowały, był to jednak sojusz taktyczny i od razu po odparciu zagrożenia japońskiego walki wewnętrzne rozgorzały na nowo. Czang, opuszczony przez swoich zachodnich sojuszników z resztką wojsk ewakuował się na Formozę, dziś Tajwan. Obie strony bratobójczych walk posługiwały się ideologiami, pochodzącymi spoza Chin, importowanymi z Zachodu.
W 1949 r. zaczął się rozdział Chińskiej Republiki Ludowej, trwający do dziś. Jej historia zdumiewa rozmachem i beztroską zbrodni na własnych ludziach, a także konsekwencją w dziele zdobywania i konsolidacji władzy. Obecni władcy Chin mają możliwości większe, niż cesarze, na chwilę obecną ich władza nie jest zagrożona. Mogą liczyć na niezakłócone z zewnątrz długotrwałe prowadzenie konsekwentnej polityki. Ceną za ten luksus były niesamowite cierpienia ludów Chin podczas kilku wielkich eksperymentów społecznych, głównie w wykonaniu Mao:
Wszystkie pomysły, realizowane w komunistycznych Chinach, łącznie z polityką jednego dziecka pochodziły spoza Chin. Wywodziły się albo z kręgów ponadnarodowej finansjery, albo z organizacji ponadnarodowych. Chiny co najmniej od końca XIX wieku były traktowane jako obszar szczególny, zwany przez gnostyków „zbiornikiem losu”. Były jeszcze dwa – USA i Rosja. Europa wówczas była jeszcze zbyt zróżnicowana narodowo i politycznie, aby zostać takim obszarem, plan dla Europy musiał poczekać do naszych czasów, szczególnie do wezwania pani Kanclerz Angeli Merkel: „Herzlich willkommen”. Główne idee, kształtujące procesy w Chinach były więc importowane z Zachodu, w celu realizacji wciąż tego samego celu – budowy jednego państwa globalnego. Gdyby plan gnostyków się udał, prototypy takiego państwa powstałyby jednocześnie w USA, Rosji i Chinach. Europa zostałaby zamieniona w Stany Zjednoczone Europy i dołączyłaby do peletonu jako dodatek do imperium atlantyckiego. Założenia były dobrze pomyślane, środki zaangażowane potężne, rozpętane dwie wojny światowe i szereg rewolucji. Na szczęście dla ludzkości plany te nie powiodły się. Zarówno Rosja, jak i Chiny wybrały własną drogę do komunizmu, co oznacza po prostu rezygnację z planów globalnego imperium i skupienie się na budowie potęgi własnego państwa.
Procesy, które w Chinach w XX wieku spowodowały tak potężne straty i cierpienia ludności napędzane były najbardziej zjadliwymi ideami, które opracowane zostały na Zachodzie i wcielone w życie na Wschodzie, a władcy takich państw, jak Rosja i Chiny zgodzili się zastosować je na swoim obszarze i ludności. Zachód nie uzyskał panowania nad całym globem, bo główne „zbiorniki losu” wymknęły się z rąk, ostatecznie w XXI wieku. Wojna Zachodu z Rosją na Ukrainie, odcięcie Rosji od rynku zachodniego, osadzenie rubla na złocie, rywalizacja Zachodu z Chinami, zwycięstwo Trumpa, kryzysy polityczne w centrum Europy – Niemczech i Francji, oraz na obrzeżach – w Rumunii i Gruzji, niezależna polityka Węgier, fall-start pandemiczny, budząca się świadomość sytuacyjna w okupowanej Polsce – to wszystko są elementy utraty przez gnostyków sterowania sprawami globu. Dopiero znając ten kontekst, jesteśmy w stanie ocenić zadziwiające procesy, toczące się na Zachodzie, w Rosji i Chinach. Samobójcza polityka wewnętrzna Chin za Mao, Układ Nixona z Mao z 1972 r., przenoszenie przemysłu do Chin, współpraca Chin z ONZ w depopulacji, rozpad ZSRR, testy technologii 5G w Chinach, współpraca w pandemii. Wydaje się, że Rosja i Chiny zgodziły się zostać polem doświadczalnym wielkich operacji socjotechnicznych, przeznaczonych docelowo dla całego globu z głównym wskazaniem na Zachód. Władza radziecka to dziś demokracja partycypacyjna; Pierwszy Sekretarz to Przewodniczący Komisji Europejskiej; Biuro Polityczne to Komisja Europejska; Wielki Skok to prototyp Zielonego Ładu; Rewolucja Kulturalna to Gender Mainstreaming w UE; polityka jednego dziecka to strategia depopulacyjna, realizowana obecnie na Zachodzie; 5G to system totalnej kontroli, urządzany przez sprzedajne rządy na zlecenie instytucji ponadnarodowych; demokracja ludowa to dziś demokracja walcząca. Widać sieci niejawnych powiązań, współpracy i rywalizacji, rozpinające się jak pajęcza sieć ponad głowami nieświadomych ludzi, także polityków i komentatorów.
Wydaje się, że plan był następujący. Gnostycy obmyślili drabinę wpływów, od lokalnych do globalnego, realizowanych poprzez wchodzenie na kolejne szczeble organizacyjne i przejmowanie nad nimi kontroli sterowniczej. Najpierw Anglia, potem kolejno Wielka Brytania, Imperium Brytyjskie, imperium amerykańskie. W międzyczasie przejęcie kontroli nad „zbiornikami losu” – Rosją i Chinami, przemianę chrześcijańskiej, narodowej Europy w Paneuropę, czyli Unię Europejską, czyli kolejny „zbiornik losu”, nadający się do centralnego sterowania. Mając opanowane te obszary, reszta globu płynnie sama wpadłaby w tryby imperium światowego. Coś jednak nie poszło, i to na różnych obszarach. Chińczycy i rosyjscy Słowianie okazali się sprytniejsi, niż sądzili gnostycy, i wykorzystali zachodnią technologię zdobycia i utrwalenia totalitarnej władzy dla swoich własnych celów, a nie dla centralnego zarządu globalnego. Przyciągają teraz kraje tzw. „trzeciego świata” do struktur BRICS, coraz bardziej grając na nosie gnostykom. Narodowa Europa jak dotąd nie dała się dobrowolnie przekształcić w Paneuropę, i Komisja Europejska musi swoje plany przeprowadzać siłowo, przy okazji doprowadzając gospodarkę i społeczeństwa Europy na skraj upadku. Udaje się uskuteczniać etap chaosu, ale nie uda się nowy porządek. Przyszłość krajów Unii Europejskiej jest dziś nieodgadniona tak samo dla elit władzy, jak i dla samych europejskich narodów. Dla gnostyków to największy koszmar na jawie. W USA pogardzani przez oświecone elity, poczciwi mieszkańcy interioru okazali się bardziej odporni na lewacką debilizację, niż się wydawało na Wall Street i w kampusach. Na razie przylgnęli do Trumpa, bo taki jest akurat pod ręką, co przede wszystkim pokazuje, że interes amerykański dla Amerykanów będzie droższy od światowej demokracji i praw człowieka. I to pomimo wszystkich technik walki informacyjnej, użytej wobec tego narodu. Teraz najwyższa pora na otrzeźwienie Lechitów.
Zachód jest dziś szarpany celowo wywołanym i sterowanym chaosem, który jednak wymyka się spod kontroli sterników, natomiast Wschód postanowił zerwać się z sieci zależności od globalnego kapitału i gnostyków. Nam w Polsce pierze się umysły na potęgę, każąc oczekiwać dobra od elit rządzących Zachodu, czyli najbardziej zdegenerowanych ludzi na świecie. Żaden polityk, poza nielicznymi wyjątkami nie jest tu samodzielny, żaden rząd, poza wyjątkami, nie dba o swój naród, tylko o interesy globalnej kasty. Każdy polityk Zachodu może zostać w każdym momencie obalony i wymieniony na uśmiechnięty zamiennik. Tymczasem jeśli spojrzymy na władców Wschodu, ujrzymy tam dyktatorów, którzy wiedzą, czego chcą, działają w interesie własnych państw, w sposób stały i konsekwentny. Swoją władzę potrafią obronić i rozszerzać na kolejne obszary globu. Mają oni swoje wady – nie można podważać ich władzy, bo są poważne nieprzyjemności; z przeciwnikami rozprawiają się skutecznie i nieetycznie; prześladują te grupy społeczne, które ich interes każe im określać jako niebezpieczne dla ich władzy. Dzięki temu próby urządzenia im kolorowych rewolucji społecznych jak dotąd nie powiodły się. W tym wyliczeniu widać wyraźnie, na czym polega różnica między Zachodem i Wschodem. To, co wypracowano na Wschodzie od samego początku przeznaczone było również dla Zachodu. Wschód się zgodził na współpracę, a potem ograł Zachód. Zachód teraz zachłystuje się totalną destrukcją, praktykowaną wcześniej na Wschodzie, natomiast Wschód, gdy już zdobył zachodnie kapitały i wiedzę, gdy uzależnił cały Zachód od swojej produkcji, teraz może sobie pozwolić na podążanie własną drogą. Gnostykom zastała już tylko rozpaczliwa pospieszna próba zamiany Europy w Unię Europejską, czyli Paneuropę, czego jesteśmy obecnie uczestnikami i ofiarami.
Na końcu warto spytać każdego domorosłego specjalistę, czy dobrze będzie żyć w prawach genderowych, pod zielonym ładem, z mową nienawiści nad głową, z zakazem samochodów i budynków, z edukacją seksualną, upaństwowieniem dzieci, wejściem systemu do rodzin i debilizacją w szkole, z umową MERCOSUR, z panoszącym się lewactwem, z klasą polityczną niezdolną do racjonalnych samodzielnych działań, z obcymi mediami, zatruwającymi umysły, z feminizmem, równością, zwalczaniem dyskryminacji i nierówności, z masową kolorową imigracją. Zanim więc ktoś zarzuci komuś onucyzm lub brak realizmu, niech najpierw sam sprawdzi, jakie blokery ma nałożone na zwoje mózgowe. Polacy tak bardzo chcą być na Zachodzie, że nie dostrzegają, iż upragniony Zachód odpłynął na Wschód znacznie bardziej, niż sam Wschód. Zachód dzisiejszy nie jest Zachodem sprzed pięciu wieków, jest jego zaprzeczeniem i swoją własną antykulturą. Wartości, określające dziś myślenie i zachowania ludzi Zachodu są odwrotne w stosunku do pierwotnych. Jednym z pryncypiów jest eksploatacja i bezwzględny wyzysk. Polacy są jego przedmiotem od końca XVIII wieku na równi z ludami kolonizowanymi przez Wielką Brytanię, Francję, Niemcy i Belgię. Dla Zachodu jesteśmy bliskimi geograficznie białymi murzynami. Większość cierpień, jakich doznaliśmy od Wschodu była inspirowana na Zachodzie. Nie zmniejsza to w niczym odpowiedzialności bezpośrednich sprawców naszych nieszczęść, ale pozwala zrozumieć historię i przewidywać przyszłość. Atakować Wschód, mając za sobą zdradziecki Zachód to pakowanie się we własną eksterminację, jak w 1939 r. Jeśli nie chcemy powtórki rozbiorów, rekwizycji mienia, wynarodowienia, rozbijania rodzin, kradzieży dzieci, likwidacji elit społecznych, upodlenia i wyzysku, musimy wreszcie zacząć prowadzić własną politykę. Nie możemy być wieczną przywieszką do Zachodu lub do Wschodu, zależnie, kto akurat dorwie się do służb. Mamy aspiracje i możliwości większe, niż być chorągiewką na dachu, obracającą się za każdym podmuchem rozbawionych naszą głupotą i impotencją mocarzy. Nie są oni zresztą tak potężni i wieczni, jak dajemy sobie wmawiać. Tych wszystkich oszołomów, gadających o onucach, wspólnym interesie europejskim, kolektywnym Zachodzie, a także upatrujących odnowy Europy ze Wschodu, myślących idyllicznie o ruskim mirze, odsyłam do politologicznego przedszkola. Trzeba bowiem myśleć realistycznie, a nie emocjonalnie, i patrzeć daleko w przyszłość, a nie uzależniać się od tego, co dziś.
Czytaj wcześniejsze cykle:
Debilizacja-kabalistyczna zemsta na chrześcijaństwie, cz.VI
Gdy zbudzi się naród, cz.IV-podbój Europy przez narody
Przyszła polityka zagraniczna przyszłej Polski będzie zupełnie inna od dzisiejszej, uprawiana w inny sposób i przez innych ludzi.
O tym w następnych artykułach.
Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.