Obraz tytułowy: nic dodać, nic ująć. https://www.pickpik.com/pinocchio-figure-wood-males-carving-carved-148743
Tutaj część druga:
Noc wyborów
Emocje wyborcze już za nami, teraz emocje powyborcze. Polska wkroczyła w scenariusz rodem z filmów Alfreda Hitchkocka – zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie zaczyna wzrastać. Trzęsieniem ziemi była noc wyborów, a teraz przeżywamy wzrost napięcia, związanego z losem rządu uśmiechniętej koalicji, przy czym uśmiech okazał się makijażem, spod którego jawnie już wydobył się grymas wściekłej pogardy, wcześniej triumfującej, dziś trwożliwej. Noc wyborów była o tyle niezwykła, że zaskoczyła wszystkich, a triumfujący wygrani rychło okazali się zdumionymi przegranymi. Zaczęło się chwilę po 21, od ogłoszenia wyników sondażowych exit poll, które wskazały na przewagę Rafała Trzaskowskiego, bardzo jednak niewielką, wynoszącą zaledwie 0,6%. Zdrowy rozsądek i doświadczenie powinny wskazać sztabowi i zwolennikom Trzaskowskiego, żeby nie cieszyć się przedwcześnie, lecz by poczekać na pełniejsze wyniki. Nieraz bowiem zdarzało, się, że ostateczny rezultat głosowania znacząco różnił się od sondaży, a różnica z godz. 21 mieściła się w granicach błędu statystycznego. Wyniki exit poll należało więc traktować bardzo poglądowo, a nie przesądzająco.
Tymczasem od razu po ogłoszeniu tych wieści w sztabie Trzaskowski ogłosił z triumfem: „wygraliśmy”, a jego sztab i zwolenników ogarnęła euforia. Politycy koalicji triumfalnie zaczęli już planować rozszerzenie swojej władzy. Nowy (jakoby) prezydent ogłosił również pierwszą damę. W jego podziękowaniach wymienieni zostali wszyscy, poza premierem Tuskiem. Przeoczenie czy zamysł – trudno powiedzieć, stawiam na to drugie. Siedziba sztabu Trzaskowskiego stała się miejscem frenetycznej radości. W pewnym momencie jednak główny bohater, który wcześniej sam siebie ogłosił Prezydentem RP, opuścił imprezę i w otoczeniu najbliższych współpracowników i ochrony wsiadł do limuzyny i odjechał w mrok.
Niedługo potem nastąpił gwałtowny zwrot sytuacji. Około 23 ogłoszono bardziej precyzyjne wyniki late poll, które wskazały na wynik odwrotny – przewaga Karola Nawrockiego wyniosła 1,4%. Zwolennicy Trzaskowskiego przeżyli wstrząs, emocjonalny rollercoaster – w jednej chwili przeszli od euforii do rozpaczy. Zwolennicy Nawrockiego nie musieli przechodzić aż takich emocji, ich kandydat wykazał bowiem więcej wstrzemięźliwości o 21. Lewostronni pogrążyli się w szoku zdumionej rozpaczy, prawostronni zaś w uldze spokojnej satysfakcji. Bardzo ciekawe jest, skąd wzięła się taka pewność siebie Trzaskowskiego, pomimo wątpliwej i niepewnej przewagi. Z pewnością na tą reakcję wpłynęło osobiste wyposażenie mentalne, oparte na pysze i urojeniu wyższości, to jednak za mało, by wytłumaczyć wpadkę i wstyd na całą Europę. Być może wiedziano tam, że oficjalny wynik będzie pewny, niezależnie od faktycznie oddanych głosów. Być może liczono na realny cud nad urną lub na wariant rumuński. Nic takiego jednak się nie stało. Cuda owszem, były, za małe jednak, aby przełamać siłę polskiej ofensywy „byle nie Trzaskowski”. W poniedziałek rano Ursula von der Leyen pogratulowała wyboru Karolowi Trzaskowskiemu, również reakcje zachodniej prasy były dość stonowane. Europa nie zagrzmiała głosem oburzenia, nie wezwano do wyzwolenia Polski od faszyzmu, populizmu i rosyjskich wpływów. Był to wyraźny sygnał dla uśmiechniętej, a raczej wyszczerzonej władzy – nie róbcie numerów, bo wam nie pomożemy. To jednak rodzi dalsze pytania – dlaczego unijna kamaryla tak łatwo zaakceptowała swoją porażkę w Polsce? Dlaczego nie zrobiła tego, co w Rumunii? Zapowiadała się przecież zacięta walka o rząd nad Polską i wykorzystanie wszystkich dostępnych środków, byle skutecznych. Żeby to zrozumieć, trzeba spojrzeć na panoramę stosunków i procesów międzynarodowych współczesnego świata.
Zobacz też:
Theatrum mundi
Teatr świata to topos, czyli figura retoryczna o silnej argumentacji, pozwalająca wytłumaczyć złożoność świata. Oznacza determinizm stosunków międzyludzkich, więc także politycznych. Zbieżna z pogańskim fatalizmem, z którego się wywodzi, który tłumaczy ludzkie życie jako igraszkę bogów, grę aktorów na scenie greckiego teatru. Przeciwny jest pogląd katolicki, który zakłada, że pewne sytuacje są od człowieka niezależne, posiada on jednak wolna wolę i wpływ na życie swoje i innych. Powinien więc go używać, aby dążyć do społecznego panowania Chrystusa na ziemi, nawet, jeśli to nie będzie możliwe za jego życia. Świat istnieje, bo Bóg go stworzył, i w każdej chwili podtrzymuje w istnieniu i działaniu. Wszystko, co w świecie przesądzone, jest takie z woli Bożej, wszystko, co nie przesądzone, zależy od ludzi, którzy mają własną duszę, wolną wolę i wolny wybór dobra lub zła. W nauce katolickiej nie ma więc determinizmu w relacjach politycznych, a teatr świata nie ma ścisłego scenariusza, jest raczej performansem, w którym nie wiadomo do końca, co się wydarzy, i jakie będzie miało skutki. Wielu natomiast współczesnych ludzi, nawet tych, którym lewacki zamordyzm nie w smak, pogodziło się z nim na tyle, że poza werbalnym narzekaniem nie robi niczego więcej, by wydobyć się z tego. Robią tak dlatego, gdyż uwierzyli, że w teatrze świata można być jedynie widzem, który z wygodnej widowni komentuje grę scenicznych aktorów. Widz tłumaczy więc sobie, że od widowni nie zależy nic z tego, co odgrywa się na scenie. Ci jednak są w błędzie, reżyser teatru świata jest bowiem spoza teatru i każdemu przeznaczył rolę w performansie, nawet widzom. W theatrum mundi widzowie również są aktorami znaczącymi, i to od nich najbardziej zależy, jaką sztukę grają aktorzy. Tyle, że widzowie tej swojej roli wiodącej przyjąć nie chcą, wolą innych nią obarczać, i trojakie zwykle są temu powody: gnuśność, tchórzostwo i obciążenie własnych grzechów.
Światowa reżyseria
Wyjaśnienie teatru świata było niezbędne, aby pojąć sztukę, jaka akurat idzie na scenie. Główny jej wątek stanowi próba budowy państwa światowego, obejmującego całą ludność i wszystkie obszary, a także zasoby, moce produkcyjne, środki i sieci komunikacji i wymiany. Państwo światowe ma być zarządzane przez jedną władzę i zarządzać wszystkimi procesami, dotyczącymi ludzi, włącznie ze sprawami najbardziej prywatnymi, jak relacje międzyludzkie, małżeństwa, płodność, prokreacja, wychowanie dzieci. Aby powstało państwo światowe, muszą zniknąć państwa narodowe, a narody zatracić swoją tożsamość, a potem ulec wymieszaniu w globalnym tyglu. Kluczowe znaczenie mają cztery obszary: USA, Rosja, Chiny i Europa. Gdyby udało się przejąć jednej władzy kontrolę nad Rosja, Chinami i Europą, w ręce globalnej władzy dostałaby się cała Eurazja i Afryka. Gdyby do tego dołączyć USA, praktycznie cały świat zostałby połączony w jedną całość. Ujednolicenie wszystkiego i masowa wymiana ludności byłaby tylko kwestią czasu.
Plan państwa światowego realizowany jest bez przerwy od XVII w. W jego ramach stworzono państwo amerykańskie, z myślą wykorzystania go jako światowego hegemona. Ta sama myśl przyświecała rewolucjom komunistycznym w Rosji i Chinach, obu wojnom światowym oraz integracji europejskiej pod kryptonimem Unia Europejska. Nie będzie państwa światowego, jeśli państwa narodowe UE nie połączą się w jeden byt polityczny, a narody europejskich chrześcijan nie znikną, roztopione w powodzi przesiedleńców ze Wschodu i Globalnego Południa. Projekt globalny jednak zgrzytnął, zadymił i się zaciął. Najpierw odłączyły się Chiny, około 2008 r. Potem zaczęła wymykać się Rosja, więc żeby ją zdyscyplinować, uruchomiono aktywa ukraińskie. Najpierw dokonano przewrotu w Kijowie, aby wprowadzić posłuszny Zachodowi rząd, a potem sprowokowano Rosję do ataku militarnego, najpierw w roku 2014, potem w 2022. Specjalna Operacja Wojskowa w lutym 2022 r. była bardzo na rękę globalistom, przykryła bowiem wielki skandal, jaki nabrzmiewał, związany z oszustwem pandemicznym, do którego wciągnięto większość rządów, pod nadzorem ONZ, WHO i UE. Operacja pandemiczna pozwoliła na potężne zadłużenie rządów i państw, zniszczenie i uzależnienie gospodarek narodowych, likwidację prywatnej działalności gospodarczej, przeniesieni części życia społecznego do kontrolowanej przestrzeni wirtualnej, zebranie ogromu metadanych o ludziach, wprowadzenia wielu destrukcyjnych programów infrastrukturalnych, szkodzacych narodom i ich państwom, np. KPO, wykonanie na masach ludzi eksperymentu socjotechnicznego i medycznego, ograniczenie wolność słowa, wprowadzenie wielkiej inflacji, zarobienie kroci na szczepionkach, skłócenie wewnętrznie narodów, zastraszenie dużej części ludzkości. Operacja pandemiczna miała jednak poważną wadę dla swoich autorów: zdemaskowała ich samych, ich dążenia i metody działań. Gdy wrzenie zaczęło się podnosić, grożąc obaleniem zdradzieckich rządów, czego symbolem była Kanada, rozładowaniem napięcia i gwałtowną zmianą tematu stała się wojna na Ukrainie. Powtórzono standardowe działania, znane z pandemii: ograniczenie wolności słowa, inflacja, nowe szkodliwe projekty polityczno-ekonomiczno-społeczne, skłócenie wewnątrz narodów i między narodami, zastraszenie, zadłużenie, niszczenie gospodarek państw europejskich i Rosji. Wojna ukraińska w stosunku do pandemii ma zasięg ograniczony, skierowany w pierwszym rzędzie na Europę i Rosję, w drugim – na Chiny. Jeśli chodzi o Rosję, cel wojny jest jasny: obarczyć pełną odpowiedzialnością za jej rozpoczęcie, oskarżyć o zbrodnie wojenne na ludności cywilnej, poparte dowodami, dostarczonymi przez Ukraińców, bez możliwości weryfikacji przez międzynarodową komisję. Następnie odizolowanie Rosji od świata, oraz ścisłe uzależnienie Europy od amerykańskiej potęgi militarnej, materiałowej i finansowej. Wojna przyniosła globalistom jeszcze inne korzyści: wypróbowanie nowych technik i taktyk wojskowych, pogłębienie uzależnienia Ukrainy od Zachodu, pobudzenie nienawiści i wrogości, wytracenie dużej ilości białych chrześcijan, przesiedlenie dużej ilości Ukraińców na Zachód, szczególnie do Polski, wyludnienie państwa ukraińskiego. Szczególnie dużą rolę odgrywa wojna ukraińska wobec Polski: zniszczenie polskiego rolnictwa, rozbrojenie armii, obciążenie daninami, kosztami i długami na rzecz Ukrainy, zmiana składu etnicznego Polski, zaburzenie porządku wewnętrznego. Eskalacji działań wojennych towarzyszyła medialna wrzawa, która na ponad trzy lata uniemożliwiła racjonalną dyskusję o sytuacji międzynarodowej Polski, wszystko bowiem kończyło się zdaniem: „Rosja zła, Putin zbrodniarz, trzeba pomagać Ukrainie”. Potrzeba było trzech lat, aby Polacy spostrzegli się, że sprowadzili do siebie wielkie ilości obcych, skonfliktowali się z mocarstwem atomowym, rozbroili armię, wydali krocie, a w zamian nie tylko nie mają mniej bezpieczeństwa, ale jeszcze dostają pogardę i wrogie gesty zarówno od władz, jak i obywateli Ukrainy. Zaiste, Polska wyszła na Ukrainie jak Zabłocki na mydle. Jednak obydwie strony politycznego sporu w Polsce – KO i PiS były w tej kwestii zgodne, tak samo, jak i w innych, kluczowych dla UE kwestiach: pandemii, zielonego ładu, inkluzji. Różniły się tylko co do imigracji, ale nie co do ilości, lecz kierunku. KO bowiem chce imigrantów z globalnego Południa via Niemcy, a PiS-owi wystarczały Ukraińscy w milionach i sprowadzani z Azji pracownicy w tysiącach.
Państwa UE, a Polska w szczególności zaszachowane zostały wojną i Rosją. Stało się to niezbędne nie tylko z powodu pandemicznego oszustwa, ale również, aby odwrócić uwagę od innych zabójczych dla Europy strategii: zielony ład, umowa MERCOSUR, imigracja, likwidacja wolności słowa, federalizacja, likwidacja demokracji, zamordyzm, czyli wszystko, co wchodzi w skład polityki likwidacyjnej narodów. To wszystko zaczęło bardzo uwierać nie tyle rządy, ile rdzenną ludność Europy. Zaczęło się niezadowolenie i wzmocnienie ruchów odśrodkowych, nazywanych przez unijną kamarylę „faszyzmem”, „populizmem”, „skrajną prawicą”, „ekstremizmem”, „rosyjską dezinformacją”. Wojna i zagrożenie jej eskalacją zadziałały bardzo dobrze na sytych, gnuśnych, zepsutych, sparaliżowanych strachem Europejczyków. Dobrze oznacza tu, że stali się potulni i nie podejmują rozprawy ze zdradliwymi rządami i elitami. Wojna stała się więc głównym spoiwem UE, trzeszczącej w szwach i upadającej ekonomicznie. Pozostałe strachy: pandemia, płonąca planeta, patriarchat stały się już nieskuteczne. Zagrożenie wojną ze strony Rosji jest ostatnią nadzieją Unii, a żeby to zagrożenie było realne, Unia potrzebuje, aby wojna trwała. Poczesne miejsce w unijnej i wojennej układance zajmuje Polska, ze względu na swoje strategiczne położenie, zasoby naturalne i ludzkie, potencjał gospodarczy, militarny, kulturowy i polityczny. Bez posłusznej Polski nie będzie możliwe prowadzenie wojny na Ukrainie, ta bowiem bez zachodniego wsparcia musiałaby skapitulować w ciągu kilku tygodni. Dla unijnej kamaryli jest sprawą żywotną, aby w Warszawie osadzony był rząd potulny wobec UE.
Do niedawna polityka zachodnia była spójna, to znaczy USA i UE prowadziły tą samą linię, po wektorze, prowadzącym do państwa światowego, przy czym to USA były partnerem głównym, a UE – pomocniczym. Wszystko zmieniło się, gdy pod koniec 2024 r. wybory wygrał Donald Trump. Po objęciu urzędu w stycznia 2025 r. nowy prezydent gwałtownie zaczął wycofywać USA z projektu globalnego, co było szokiem dla lewicowo-liberalnych elit. Grupa zarządzająca budową państwa światowego chcąc nie chcąc musiała przenieść się do Europy, i teraz krąży gdzieś między Londynem (City), Bazyleą (Bank Rozrachunków Międzynarodowych), Brukselą (UE, NATO), Paryżem (Macron, Wielki Wschód) i Berlinem (Reich). Trump jest wyrazem poglądów większości Amerykanów oraz części elit, tzw. deep state. Ludzie ci pojęli, że dalsze pozostawanie w projekcie globalnym grozi upadkiem nie tylko gospodarki, ale wręcz państwa. USA poszły więc poszła więc tą samą drogą, którą wcześniej Chiny i Rosja – budowy własnego imperium. Dla USA oznacza to zawładnięcie sferą atlantycką, zakończenie wojny na Ukrainie i współpraca z Rosją.
Odpowiedzią UE na amerykańską rewolucję jest projekt Europejskiej Unii Obronnej (EUO), czyli federalnego państwa, złożonego z UE i Wielkiej Brytanii. Ukraina traktowana jest jako dominium, wykorzystywane w charakterze narzędzia do prowadzenie wojny i polityki oraz źródło zasobów. EUO oznacza totalną federalizację całej UE i likwidację niepodległości państw członkowskich. Oczywiście UE nie rezygnuje z zielonego ładu, migracji i gender, a wszystkie potrzeby zamierza pokrywać z dwóch źródeł: ograbienia narodów oraz zaciągnięcia nowych, ogromnych długów, obciążających narody. Projekt federalizacji pod pretekstem obrony zawiera także likwidację wolności słowa, demokracji, praw obywatelskich. Oznacza też wchłonięcie wszystkich narodowych systemów edukacji i złączenia w jeden Europejski Obszar Edukacji. Ma on nie tylko pozbawić narody wiedzy i wyprać umysły, ale też zarządzać całą ludnością poprzez dzieci i rodziny. Dla Polski pozostawanie w UE jest więc śmiertelnym zagrożeniem w każdym aspekcie, łącznie z wojennym. Dla kamaryli nie będzie żadnym problemem urządzić na ziemiach Polski strefy zgniotu, jeśli tylko będzie to się opłacało UE.
To są główne powody, dla których Polska jest tak ważna w rachubach UE i USA. Obecnie obie te siły prowadzą politykę sprzeczną. Polityka USA jest znacznie mniej szkodliwa dla Polski, a w sprzyjających okolicznościach może przynieść Polsce korzyści, jeśli tylko władze w Warszawie będą chciały i potrafiły te szanse wykorzystać. Dla UE utrata kontroli nad Polską może okazać się katastrofą, rozbije bowiem nie tylko spoistość terytorialną, ale też uderzy w wojenną narrację Brukseli. Warszawa proamerykańska będzie bowiem realizowała zalecenia USA, które dążą do wygaszenia konfliktu ukraińskiego. Powodem tego dążenia są nie tylko wielkie koszty i plany geopolityczne, ale także potencjalna wojna na Bliskim Wschodzie, do której USA są pchane przez pewne niewielkie państwo. Jak wielka jest waga utrzymania swoich rządów w państwach członkowskich przez UE, mogą świadczyć przykłady rażącego złamania prawa i wszelkich cywilizowanych zasad we Francji i Rumunii. We Francji odebrano prawo wyborcze prześladowanej Marie Le Pen, w Rumunii najpierw unieważniono wybory prezydenckie, a potem urządzono kolejne i obsadzono drugą turę. W Niemczech zaś trwają próby delegalizacji AfD. Wszędzie, gdzie unijna kamaryla broni swego, używa przejętych przez swoją agenturę systemów stanowienia i stosowania prawa państw członkowskich przeciwko ich narodom i samym państwom.
Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.
Wygrana Trzaskowskiego oznaczałaby głębokie wpadnięcie Polski do unijnego lochu. Rozpętałyby się wszystkie siły lewackie i diabelskie, opętane czarownice z wściekłą radością urządziłyby nad Polską swój sabat, wszelkie siły wrogie Polsce ruszyłyby jak Kolumny Piekielne w Wandei niszczyć i grabić wszystko, co polskie. Władza stałaby się jeszcze bardziej potulna wobec UE i jeszcze bardziej wroga wobec Polaków. Największym wrogiem obywateli polskich nie byłaby wcale Moskwa, lecz Warszawa, okupowana przez wzmocnioną, uśmiechniętą władzę. Natomiast wygrana Nawrockiego oznacza, że uśmiechnięta władza została bardzo osłabiona i zagrożona przez siły narodowe, co zapewne doprowadzi do jej rozpadu i upadku. Polska z niewolnicy unijnej ma szansę na powrót stać się graczem na globalnej szachownicy, aktorem teatru świata. Z pewnością globalno-unijna kamaryla zdaje sobie z tego sprawę, a jednak nie chce wprost unieważniać wyborów. Z całą pewnością wielką rolę gra tu nacisk USA na UE. Europa bez osłony wojskowej Stanów nie jest ani samodzielna, ani odporna, i długo jeszcze nie będzie. Stawka jest jednak zbyt wysoka, aby UE mogła poddać się tak łatwo. Być może istnieje coś, co daje kamaryli nadzieję na utrzymanie wpływów w Polsce. Nadzieja ta polega na utrzymanie duopolu dialektycznej, naprzemiennej władzy formalnych wrogów, w istocie sojuszników, łączonych niewielka partyjką jako języczek u wagi. Obecnie duopol tworzą KO i PiS, a języczek u wagi – Trzecia Droga, złożona z PSL i Polski 2050.
Ciąg dalszy w części drugiej.