Mędrcy z całego świata ponownie zebrali się w małym szwajcarskim kurorcie i dyskutowali o tym, jak należy urządzić świat, aby uchronić go przed nadciągającą apokalipsą.
Przekaz telewizyjny z Davos doskonale obrazuje nam sposób, w jaki media przedstawiają rzeczywistość. Gdybyśmy bowiem swoją wiedzę na temat wydarzeń mających miejsce w Szwajcarii bazowali na tym, co przekazały nam media głównego ścieku, nie wiedzielibyśmy w gruncie rzeczy nic. Tymczasem Davos oprócz pompy i pozy, których prezentowaniem zajmuje się mainstream, to także liczne przemówienia oraz setki godzin paneli dyskusyjnych, gdzie zaproszeni goście zdradzają, jakie działania szykuje globalna elita w nadchodzącej przyszłości.
O zeszłorocznym forum przeczytasz w tekście: Mędrcy z Davos
Jako pierwszy na scenę wtoczył się 85-letni już prezes Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) Klaus Schwab i swoim charakterystycznym, tubalnym i zachrypniętym głosem roztoczył nad całym rozpoczynającym się zgromadzeniem tradycyjnie apokaliptyczną atmosferę.
Dalej Schwab, przechodząc do bardziej szczegółowej, aczkolwiek krótkiej analizy, wygłosił stwierdzenie, że z geopolitycznego punktu widzenia świat jest dziś podzielony, z ekonomicznego pełen nierówności i niepewności, ze środowiskowego stoi w obliczu nieustających wyzwań klimatycznych, a z technologicznego wypływa na „niezbadane wody”, które stanowią jednocześnie szansę, jak i zagrożenie.
Błędem, za który „Imperator” gani przywódców jest krótkowzroczność, przez którą zaniedbuje się dalekowzroczne działania. Zamiast poszukiwać strategicznych i zrównoważonych rozwiązań – twierdzi Schwab – skupienie na działaniach krótkoterminowych skutkuje zagrożeniem ze strony postaw egocentrycznych na poziomie narodowym i indywidualnym. Stąd też według prezesa WEF „potrzebujemy zmiany paradygmatu – potrzebujemy odbudować zaufanie”. „Odbudować zaufanie”, to zresztą hasło tegorocznego szczytu, a fraza ta powtarzana była podczas tegorocznego forum niczym mantra.
Schwab w swoim krótkim przemówieniu inauguracyjnym odniósł się też do tego czym w zasadzie są coroczne szczyty organizowane przez WEF. Według niego „coroczne WEF nie jest kolektywnym, decyzyjnym ciałem, ale jego wpływ bierze się […] przede wszystkim ze zobowiązań składanych przez wszystkich uczestników”. Być może Schwab poczuł się zobowiązany do werbalnego umniejszenia wpływu WEF na globalną rzeczywistość, wobec mnożących się „teorii spiskowych”, jakoby gremium to uzurpowało sobie prawo do nadmiernego decydowania o globalnych kierunkach rozwoju.
Z całej mowy Schwaba wynika jakkolwiek niewiele. Zdaje się, że prezesowi WEF chodziło przede wszystkim o stworzenie odpowiedniej atmosfery „odbudowywania zaufania”, gdyż to na ten właśnie aspekt położył on największy nacisk. Jego analiza problemów globalnych była aż nadto ogólnikowa i w zasadzie bardziej można by skupić się na tym czego nie powiedział, niż tym co powiedział. Czego jednak nie dopowiedział Schwab, dopowiedzieli inni.
W mediach głównego ścieku praktycznie nikt nie analizował przemówienia sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa, a było ono być może najistotniejszym z punktu widzenia całego forum. Guterres – już kolejny rok z rzędu – przyjął bowiem maskę naczelnego światowego proroka, a co istotne, zwrócił uwagę na kilka fundamentalnych w perspektywie przyszłości kwestii.
Świat jest w kryzysie – oto teza główna tegorocznego wystąpienia Guterresa, i teza ta jest, co oczywiste, identyczna z tym, co sekretarz ONZ mówił przed rokiem. Tym razem w jego retoryce pojawiło się jednak całkowicie nowe pojęcie, a mianowicie tzw. „chaos klimatyczny”, które z emfazą wymienił w trakcie swojego przemówienia wielokrotnie. „Klimatyczny chaos” to według Guterresa obok galopującego rozwoju sztucznej inteligencji i niezdolności światowych przywódców do współpracy, główne przyczyny kryzysu, w jakim znajduje się świat. „Załamanie klimatyczne zaczyna się” – grzmi w apokaliptycznym tonie Guterres. „Burze, pożary, powodzie spadają na państwa i społeczeństwa”. Dalej dodaje on, że „2023 był najgorętszym rokiem w historii pomiarów, ale może być to jeden z chłodniejszych lat w perspektywie przyszłości”.
Guterres musiał naturalnie skorzystać z okazji, by rytualnie potępić przemysł paliw kopalnych za to, że zamiast się zwijać, daje początek nowym inicjatywom. Uniesionym tonem perorował, że taki stan rzeczy jest nieakceptowalny, gdyż „właśnie teraz musimy zapewnić sprawiedliwą i godziwą tranzycję na źródła odnawialne”, bez czego – jego zdaniem – nie da się rozwiązać kwestii klimatycznej.
Dalej portugalski socjalista przechodzi do wątków, w których jednoznacznie demonstruje swoje skrajnie fanatyczne, globalistyczne poglądy. Grzmi on, że klimat i sztuczna inteligencja są problemami fundamentalnymi, a mimo to nie ma w dalszym ciągu skutecznej globalnej strategii, co do tego, jak w tych obszarach działać. Wszystko to spowodowane jest geopolitcznymi podziałami, a przez to, że ludzie tracą wiarę w rządy, te geopolityczne podziały zapobiegają powstaniu „globalnych rozwiązań dla globalnych problemów”.
Warto w tym miejscu wtrącić dlaczego Guterres nadaje w tegorocznym przemówieniu tak dużą rangę kwestii sztucznej inteligencji. Otóż według niego (a w zasadzie w optyce wszystkich naczelnych globalistów, co doskonale ilustrują publikacje Schwaba i Harariego) rozwój technologii może zwiększyć na świecie nierówności. Ponadto – nad czym Guterres akurat tym razem nie rozwodził się tak bardzo – globaliści od dawna postulują większą „kontrolę” nad rozwojem technologii, co najprościej można tłumaczyć jako dążenie do reglamentacji technologii. A jeśli ma istnieć reglamentacja technologii, to musi istnieć też ciało, które będzie decydować o tym kto może, a kto nie może z niej korzystać lub ją dystrybuować. Tutaj zdaniem globalistów rozwiązanie jest oczywiste, gdyż według nich nie ma w tym kontekście lepszego potencjalnego zarządcy niż instytucje o charakterze ponadnarodowym. Identyczne rozumowanie wśród Guterresa i innych globalistów występuje zresztą w kwestii „klimatycznego chaosu”, o czym mowa była dwa akapity wcześniej. Jak widać sztuczna inteligencja zaczyna zajmować czołową pozycję w obrębie zainteresowań WEF – było to także w licznych panelach dyskusyjnych poświęconych właśnie temu zagadnieniu, które jeszcze rok temu stanowiło jedynie tło.
Następnie Guterres przechodzi do potencjalnych rozwiązań, które według niego mogą okazać się dla świata zbawienne.
Jednakże wielobiegunowość też tworzy pewne komplikacje, dlatego kluczową rolę do odegrania w takim „nowym porządku świata” miałyby „silne multilateralne instytucje” i „efektywny mechanizm globalnego zarządzania”, które uchroniłyby świat przed niekończącymi się konfliktami wynikającymi z realizacji partykularnych interesów narodowych.
Guterres po tym prawdziwie globalistycznym manifeście dodał też niezwykle istotną uwagę odnośnie koniecznych zmian w światowym systemie finansowym. Sekretarz generalny ONZ odnotował, że instytucje oraz ramy globalnego działania zostały stworzone już ponad 80 lat, a „nie możemy zbudować przyszłości dla naszych wnuków przy systemie zbudowanym dla naszych dziadków”. Ze wszystkich wypowiedzianych podczas tegorocznego szczytu słów, być może właśnie te powyższe w perspektywie długoterminowej są najistotniejsze. Jak bowiem dodał Guterres już we wrześniu ma się odbyć szczyt ds. Przyszłości, podczas którego zostaną zaproponowane zmiany światowej architektury finansów, a ONZ ustami swojego sekretarza uzurpuje sobie w całym tym procesie rolę wiodącą.
Wyjątkowo bezbarwnie – co nie jest niczym nowym – zaprezentowała się na tegorocznym forum przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. W swoim nadmiernie emocjonalnym przemówieniu, ta niemiecka polityk miotała się od ściany do ściany, poruszając wiele różnych kwestii, z których w sumie niewiele wyniknęło. Jak bumerang powracał temat dezinformacji – zdaniem Leyen zagrożenia dla skutecznej walki z globalnymi wyzwaniami takimi jak zmiany klimatu (w tym także „klimatu” geopolitycznego) czy rozwój technologii. W związku z koniecznością natychmiastowej walki z powyższymi problemami należy… „odbudować zaufanie”. I niech nikogo nie dziwi, że Leyen diagnozuje tutaj te same problemy (swoją drogą jako lekarka z wykształcenia, mogłaby wreszcie wrócić do diagnozowania tego, na czym się zna – gorzej dla jej pacjentów, jeśli jej kompetencje zawodowe są równie żenujące, co polityczne) i proponuje te same rozwiązania co Schwab czy Guterres. Jak pokazuje przykład wszystkich powyżej opisanych mówców – narracja, linia działania oraz strategia długoterminowa WEF, ONZ i UE są identyczne.
Czytaj także:
Zagrożenia polskiej suwerenności. Część I: Unia Europejska
Zagrożenia polskiej suwerenności. Część II: Globalizm
Pani Leyen podzieliła się ponadto tak błyskotliwym przemyśleniami, jak to, że obecnie państwa rywalizują ze sobą najbardziej od wielu lat, a także – wbrew coraz bardziej dominującej opinii, nawet w skrajnie do niedawna proukraińskich kręgach – snuła wizję możliwego zwycięstwa Ukrainy w trwającej wojnie z Rosją. Ukrainie zresztą poświęciła sporo miejsca w kontekście jej potencjalnego członkostwa w UE. Według jej zapewnień, droga do Unii jest dla Ukrainy jak najbardziej otwarta.
Aż strach pomyśleć, co ta niekompetentna biurokratka ma na myśli, kiedy mówi, że jej osobistym priorytetem jest walka z dezinformacją… Tutaj jednakże z pomocą przychodzi inna eurokratka, Vera Jourova, która wystąpiła w panelu pod jakże ironicznie brzmiącym tytułem „W obronie prawdy”. „Skupiamy się na ulepszaniu systemu, w którym ludzie będą otrzymywali same fakty” – mówiła. Według niej dla zapewnienia ludziom tych „faktów” potrzebne są m.in. „silne, profesjonalne media oraz bezpieczne miejsce do pracy dla dziennikarzy […]; współpraca z platformami, czyli przede wszystkim tzw. fact-checking […]; obniżenie wśród społeczeństw skłonności do wierzenia w kłamstwa […]; egzekwowanie prawa”. Brzmi to wszystko dosyć znajomo i przejrzyście, gdyż ma to po prostu być kontynuacja tych zamordystycznych trendów, które już od wielu lat są widoczne, w szczególności w internecie. Jourova obłudnie przyznaje, że „regulowanie” wolności słowa jest dla niej osobiście bardzo trudne, gdyż pół swojego życia spędziła w totalitarnym kraju. Jednocześnie jednak tylko ktoś, kto mentalnie pozostał totalniakiem może wygłaszać tak absurdalnie brzmiące pomysły jak ten o „obniżaniu skłonności ludzi do wiary w kłamstwa” poprzez „budowę świadomości” czy promować tak patologiczne zjawiska jak tzw. „fact-checking”, który jest niczym innym jak cenzurą po rebrandingu.
Oczywiście większość społeczeństwa karmiącego się mainstreamową papką z telewizora nie dostrzega galopującego zagrożenia cenzurą, ale dla nawet przeciętnie zorientowanych użytkowników internetu, zmaganie się z nią jest praktycznie codziennością na takich portalach jak Facebook czy YouTube, który demonetyzuje lub całkowicie usuwa na masową skalę, te kanały, które „naruszają zasady”. Jednocześnie ci często bezimienni cenzorzy są na tyle bezczelni, że właściciele demonetyzowanych lub usuwanych kanałów nie otrzymują nawet informacji za co konkretnie są one karane. W obliczu działań UE na przestrzeni ostatnich lat, deklaracje von der Leyen i Jourovej należy odbierać jako jednoznaczny sygnał – na terytorium UE nie będzie miejsca dla tych, którzy kwestionują dominującą narrację, w jakiejkolwiek z istotnych kwestii, bo kwestionowanie stoi dziś na drodze do realizacji przyjętych przez UE programów długofalowej polityki.
Kolejny już raz zaproszenie do Davos otrzymał Prezydent RP Andrzej Duda. Był on jednak w całym tym zgromadzeniu postacią odgrywającą rolę marginalną, a jedyny portal, który zwrócił większą uwagę na jego obecność to Politico.eu, który umieścił go na liście „parszywej dwunastki” z Davos, czyli postaci nieszczególnie mile widzianych w gronie globalistycznej elity.
Pierwsze miejsce na wspomnianej liście zajął Javier Milei, nowy prezydent Argentyny, co nie powinno budzić zaskoczenia, gdyż był on prawdopodobnie najbardziej znaczącym „schwabosceptykiem” spośród gości tegorocznego forum. Milei jeszcze przed przyjazdem do Davos deklarował, że jedzie tam, aby wnieść w „socjalistyczną agendę” WEF ducha wolności.
Już na początku przemówienia Milei wystosował potężny cios w goszczące go globalistyczne gremium mówiąc: „Jestem tu dziś, by powiedzieć wam, że Zachód znajduje się w niebezpieczeństwie. Jest on zagrożony, ponieważ ci, którzy powinni bronić wartości Zachodu są przejęci wizją świata, która nieubłaganie prowadzi do socjalizmu, a co za tym idzie do biedy. Niestety […] świat zachodni porzucił model wolności na rzecz różnych wersji tego, co nazywamy kolektywizmem”. Jako przykład państwa „wykończonego” przez kolektywizm i socjalizm Milei nie musiał sięgać daleko – przytoczył doświadczenia jego własnej ojczyzny. Była to więc zagrywka ze strony prezydenta Argentyny całkiem ostra – Davos to bowiem od lat towarzystwo wzajemnej adoracji i tak jednoznaczne słowa krytyki bezpośrednio skierowane do tego gremium stanowią rzadkość. Reszta przemówienia wyglądała jak wykład z historii ekonomii dla studentów powtarzających pierwszy rok i być może w całej tej sytuacji, sposób potraktowania przez Milei zgromadzonych na widowni jak kompletnych ignorantów w kwestiach ekonomicznych, nadawał jej szczególnie komicznego charakteru. Milei stwierdził także, że czas, w którym żyjemy, to najlepszy czas w historii ludzkości, co wyraźnie kontrastowało z apokaliptyczną narracją pozostałych zgromadzonych (podczas jednego z paneli, jedna z „ekspertek” stwierdziła z kolei, że żyjemy w „najmroczniejszych od dawna czasach”). Przypomniał także, że socjalizm, to utopia, która nigdy i nigdzie nie funkcjonowała dobrze, a ponadto doprowadziła do śmierci milionów ludzi, skrytykował neomarksizm, promocję aborcji oraz sztucznie wywoływane podziały między mężczyznami a kobietami.
W tym miejscu nie oceniam Javiera Milei jako polityka czy też jego programu politycznego – sam zresztą dziwię się temu bezrefleksyjnemu zapatrzeniu w niego polskich środowisk wolnościowych, tej naiwnej idealizacji postulatów przez niego głoszonych, spośród których niektóre wydają się wręcz libertyńskie i sprzeczne z normami obowiązującymi w naszej cywilizacji. Oceniając jakkolwiek to konkretne przemówienie, należy prezydentowi Argentyny oddać, że jako jeden z nielicznych polityków wysokiego szczebla wykazuje dobre rozeznanie, co do tego, czym Davos i WEF faktycznie są oraz jakie jest ideologiczne tło działalności tego gremium, a także dokąd musi siłą rzeczy prowadzić realizacja promowanej przez WEF, a realizowanej przez ONZ i UE globalistycznej agendy.
Wracając jednak do „parszywej dwunastki”, Andrzejowi Dudzie przypadło miejsce 11., a przed nim znaleźli się – najwidoczniej uznani za bardziej istotnych – Robert Fico, premier Słowacji oraz Katalin Novak, prezydent Węgier. „Kiedy porównujesz polskiego prezydenta Andrzeja Dudę z niektórymi innymi osobami na tej liście, wydaje się, że może im nie dorównywać. Nie jest dyktatorem rządzącym brutalnym petropaństwem, nie napadł na sąsiadów ani nawet nie dzierżył na scenie piły łańcuchowej” – zaczynał się opis sylwetki prezydenta. Zarzut Politico polegał jednak na tym, że prezydent jako „ostatni Mohikanin” na polskiej scenie politycznej, przyjechał do Davos bardziej po to, by reprezentować interesy obozu, z którego się wywodzi. Opis jego sylwetki kończyły słowa: „Kiedy spotkasz się z prezydentem Dudą w Davos, nie zakładaj, że przemawia w imieniu Polski”.
Nie oceniam czy Politico ma w tym przypadku rację, ale trzeba przyznać, że jeżeli w mainstreamie pojawiały się już jakieś wypowiedzi prezydenta z Davos, to zazwyczaj były to wypowiedzi odnoszące się do wydarzeń w bieżącej polityce krajowej. Andrzej Duda wystąpił jednakże w panelu nt. militarnego bezpieczeństwa Europy, lecz w odróżnieniu od zeszłorocznego występu, podarował sobie męczarnie w języku angielskim i poprosił zgromadzonych o założenie słuchawek, gdyż przemawiał w języku ojczystym. Streszczania jego przemówienia jakkolwiek sobie podarujmy, gdyż identyczną narracją w kwestii wojny na Ukrainie, będącej tematem dominującym, faszerowali nas politycy poprzedniego obozu rządzącego przez dobre dwa lata.
Podczas tegorocznego szczytu w Davos doszło do szeregu niecodziennych sytuacji, ale nic nie przebije szamańskiego rytuału, który odprawiono przed jednym z paneli dyskusyjnych. Na scenie pojawiła się w pewnym momencie szamanka w indiańskim stroju. Rytuał polegał na tym, że kobieta jednocześnie energicznie pocierała dłońmi oraz wypowiadała zawiłe formuły w niezrozumiałym języku, robiąc okazjonalne przerwy na dmuchnięcie w złożone dłonie. Po wszystkim podchodziła kolejno do uczestników panelu i… dmuchała im w czoło.
Elity z Davos przyzwyczaiły nas do tego, że co roku zaskakują różnego rodzaju niecodziennymi „zjawiskami”, ale tym razem osiągnięto chyba szczyt kuriozum. Warto wspomnieć przy tej okazji, że większość znanych czołowych przedstawicieli WEF, jak i wielu z prominentnych gości Forum, należy do grona ludzi jednoznacznie sprzeciwiających się jakimkolwiek przejawom kultów religijnych w życiu publicznym, a niektórzy z nich w swojej działalności czynnie je zwalczają. Najwidoczniej jednak nie dotyczy to tego typu quasi-pogańskich rytuałów, wpisujących się w promowany przez global-ideologów kult „matki ziemi”.
Cała akcja odbiła się szerokim echem w internecie, gdzie ludzie zwyczajnie zadawali pytanie: „o co w tym wszystkim chodzi?” . Warto przy okazji zwrócić uwagę na fakt, że można było zaobserwować w sieci, chociażby na platformie X (Twitter), gdzie treści o charakterze jednoznacznie krytycznym względem Światowego Forum Ekonomicznego robiły furorę, rosnącą świadomość społeczną, co do szkodliwości działań WEF i jego negatywnego wpływu na politykę na szczeblu międzynarodowym, jak i bezpośrednio na życie społeczeństw. Rosnąca świadomość, za którą idzie rosnący opór, stwarza dla globalistycznych elit spod znaku WEF istotny problem, gdyż dalsze forsowanie obłędnych ideologicznie rozwiązań, napotyka na coraz większe trudności. A dla wszystkich tych, którzy obserwują działalność tego gremium, także na polu intelektualnym, nie ulega wątpliwości, że Davos jest dzisiaj platformą służącą do promocji antyludzkiej, neokomunistycznej ideologii, zgodnie z którą państwa, społeczeństwa i jednostki mają całkowicie podporządkować interes osobisty oraz społeczny abstrakcyjnemu interesowi globalnemu i w jego imię zrzec się prawa do dobrobytu, wolności i własności prywatnej.
Czytaj także:
Zrozumieć globalną władzę. Cz. I: struktury
Zrozumieć globalną władzę. Cz. II: procesy
Odwiedź także nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.