W przekazie głównego nurtu o globalizmie mówi się niewiele, stąd też mało kto postrzega go jako realne zagrożenie dla suwerenności państw i wolności narodów. Opinia publiczna, choć świadoma istnienia licznych ponadnarodowych organizacji, nie interesuje się kwestią kluczową, czyli do czego tak naprawdę organizacje te służą. Mało kto interesuje się też tekstami źródłowymi, a te są dla zrozumienia całego zagadnienia fundamentalne. Globalizm to nowa ideologia, która – podobnie jak wszystkie inne ideologie – dąży do hegemonii w sferze politycznej i społecznej.
Czytaj także: Część I: Unia Europejska
Przede wszystkim należy rozpocząć od rozróżnienia pojęć globalizacji i globalizmu, które są ze sobą często mylone. Globalizacja to ogół zachodzących na świecie procesów, które prowadzą do większej współzależności państw, gospodarek, kultur, etc. Globalizm natomiast to – w interesującym nas kontekście – zbiór poglądów, który uznaje globalizację za najwłaściwszy kierunek polityczny i poprzez jej wykorzystanie chce doprowadzić do scalenia świata w jeden polityczny organizm lub szereg organizmów politycznych (np. bloków kontynentalnych) podległych instytucjom międzynarodowym.
Problem z globalizmem jest taki, że można go definiować na bardzo wiele różnych sposobów. Nas interesuje globalizm w kontekście politycznym. Trudno jest jednoznacznie orzec, czy współczesny globalizm jest ideologią, lecz stwierdzenie takie nie jest pozbawione sensu. Jeżeli przyjmiemy, że ideologia to zbiór światopoglądów, za pośrednictwem których dąży się do stworzenia holistycznej interpretacji świata oraz wizji jego przekształcenia, globalizm w nowoczesnym wydaniu zaczyna nabierać ideologicznego kształtu. Stąd też dla ułatwienia wywodu w dalszej części tekstu globalizm będzie przeze mnie określany ideologią lub neoideologią. To drugie pojęcie lepiej odzwierciedla stan jego rozwoju – podkreśla ono fakt, że globalizm to ideologia, która nie jest jeszcze w pełni wykrystalizowana, lecz cały czas formuje się pod wpływem ideologów.
Kim są z kolei ideolodzy współczesnego globalizmu? Na przestrzeni historii pojawiało się wiele postaci, które rozważały możliwość powstania czy to jednego światowego organizmu państwowego, czy też ponadnarodowej organizacji, która miałaby sprawować kontrolę nad teoretycznie niepodległymi, lecz w zasadzie całkowicie pozbawionymi suwerenności państwami. Ideowych korzeni współczesnego globalizmu można dopatrywać się już w XVIII wieku, jednakże dla lepszego zrozumienia tego czym jest globalizm współczesny, należy skupić się na ideologach globalistycznych XX i XXI wieku.
Współczesny globalizm jest bowiem ściśle powiązany z filozoficznym ruchem transhumanizmu i niemożliwe jest analizowanie tej ideologii bez wzięcia tego czynnika pod uwagę. Podobnie jak rozwój idei Marksa powiązany był ściśle z rozpowszechnieniem się rewolucji przemysłowej w państwach Zachodu, rozwój współczesnego globalizmu wiąże się z galopującym postępem technologicznym („czwartą rewolucją przemysłową” w terminologii Klausa Schwaba). Jest to bardzo istotne z tego względu, że rozwój technologiczny w dziedzinach takich jak informatyka, genetyka, implantologia czy medycyna stanowi dla globalistów jeden z najważniejszych obszarów zainteresowania. Rozwój ten ma też być kluczowym dowodem na to, że globalizm jako ideologia jest dziś potrzebny całemu światu.
W ostatnich latach naczelne miejsca wśród globalistycznych ideologów zajęli wspomniany wyżej Klaus Schwab, założyciel i prezes zarządu Światowego Forum Ekonomicznego, oraz Yuval Noah Harari, izraelski historyk i były stypendysta Fundacji Rotschildów. Choć trudno jest powiedzieć jaką rolę realnie odgrywają ci dwaj myśliciele w ruchu globalistycznym (nie musi być to wcale rola wiodąca), to należy poważnie traktować publikowane przez nich prace, gdyż łącząc je ze sobą, możemy ideologię neoglobalizmu spiąć w jedną logiczną całość. Schwab w swoich pracach tworzy podwaliny pod ideologię globalistyczną w wymiarze polityczno-ekonomicznym, natomiast Harari w wymiarze społeczno-kulturowym. Jeżeli weźmiemy w dodatku pod uwagę fakt, że Harari należy do grona doradców Schwaba i współpracuje ze Światowym Forum Ekonomicznym, to rozważanie poglądów tych dwóch autorów zbiorczo staje się tym bardziej uzasadnione.
Stąd też w Towarzystwie globalizm nazywamy czasami zamiennie pojęciem schwabizm-hararizm, nawiązując w ten sposób do terminu marksizm-leninizm.
Następnie należy określić kim są sami globaliści. Co ciekawe, środowiska globalistyczne nie posiadają swojego formalnego politycznego przedstawicielstwa. W parlamentach krajów zachodnich nigdzie nie znajdziemy Partii Globalistów, gdyż takie partie nie istnieją. Nie istnieje też (przynajmniej oficjalnie) globalistyczna międzynarodówka, choć zdaje się, że do tej roli aspiruje kilka ponadnarodowych inicjatyw ze Światowym Forum Ekonomicznym (WEF) na czele. Nie oznacza to jednak, że nie ma na świecie partii, które służą globalistycznym interesom. Zastanawiający w tym kontekście może być fakt, że zarówno podczas corocznych spotkań WEF, jak i dwóch innych istotnych globalistycznych gremiów, czyli Grupy Bilderberg i Komisji Trójstronnej, pojawiają się politycy najróżniejszych opcji politycznych (we wszystkich tych gremiach pojawiają się często te same nazwiska), dzięki czemu widać, że globaliści preferują oddziaływanie na politykę poprzez jednostki. Wielu polityków sprawujących ważne stanowiska w Unii Europejskiej oraz państwach członkowskich Unii, w młodości było wspieranych finansowo przez rozmaite organizacje i fundacje promujące globalizm, stanowiące realne narzędzie do tzw. kreowania liderów, bo tak określają ten proces sami globaliści. O sposobie kreowania „liderów” lokalnych jako skutecznej strategii politycznej pisze w swoich książkach George Soros, prominentny globalista i promotor idei społeczeństwa otwartego.
Uzupełniając wywód na temat globalistów pozwolę sobie zacytować fragment tekstu Rewolucja jako kontra mojego redakcyjnego kolegi Bartosza Kopczyńskiego. W tekście tym red. Kopczyński globalistów określa w następujący sposób:
Ważne jest także to o czym red. Kopczyński wspomina w dalszej części swojego tekstu, wymieniając szereg ponadnarodowych organizacji, które służą globalistom jako narzędzia do realizacji panglobalnej polityki. Obok wspomnianych już przeze mnie Światowego Forum Ekonomicznego, Grupy Bilderberg, Komisji Trójstronnej i Unii Europejskiej, na tej liście znajdują się też instytucje takie jak ONZ, OECD, WHO, Bank Światowy, Klub Rzymski czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Znaczenie tych instytucji dla poszerzania globalistycznych wpływów na świecie zdaje się bardzo niedoceniane przez współczesne społeczeństwa Zachodu, które zdają się kompletnie nie rozumieć tego jaką rolę te instytucje w rzeczywistości odgrywają. Tymczasem jak pisze Klaus Schwab przyszłość należy właśnie do nich.
Schwab nie postuluje oficjalnie utworzenia rządu światowego, ale jest zwolennikiem rozwiązania, które de facto oznaczałoby ni mniej, ni więcej to samo. Według niego państwa narodowe nie są w stanie rozwiązywać współczesnych problemów globalnych związanych z m.in. zagrożeniami bezpieczeństwa, zmianami klimatu, terroryzmem, ryzykiem związanym z wymknięciem się spod kontroli rozwoju technologicznego. Z tego też względu państwa narodowe powinny się stopniowo zrzekać swoich własnych kompetencji na rzecz instytucji międzynarodowych, niekoniecznie tych już istniejących. Schwab nazywa to działaniem przez „wspólną platformę”. O możliwości powstania „rządu światowego” wprost pisze z kolei Harari.
Tzw. problemy globalne stanowią klucz do zrozumienia współczesnego globalizmu. Globalistyczna narracja głosi, że ludzkość w XXI wieku znajduje się w stanie permanentnego kryzysu, który jest tak naprawdę skutkiem jej działania. Problemy, które narosły w wyniku szkodliwej działalności człowieka stanowią zagrożenie egzystencjalne dla miliardów ludzi na całym świecie. Państwa narodowe w obliczu tych wszechobecnych zagrożeń przestają według globalistów spełniać taką rolę, jaką mogły odgrywać jeszcze 50 czy 100 lat temu. Nie są one bowiem w stanie rozwiązywać problemów globalnych, a co gorsza – narodowy egoizm utrudnia międzynarodową współpracę i prowadzenie skoordynowanych działań na rzecz walki z globalnymi problemami. Wobec tego świat powinien dostosować się do tej nowej rzeczywistości i odchodząc od archaicznej formy organizacji politycznej w postaci państw narodowych, wejść w erę globalnej, ponadnarodowej współpracy.
Globalne problemy mogą rozwiązać tylko globalnie działające instytucje. Państwa narodowe powinny więc przekazać swoje własne uprawnienia na rzecz tych instytucji, aby możliwe było rozwiązanie problemów zagrażających ludzkości. Stąd też np. aby skuteczniej walczyć z przyszłymi pandemiami (dla globalistów stanowi pewnik, że będą one miały miejsce, o czym wspominają zarówno Schwab, Bill Gates, jak i sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres), państwa narodowe powinny całkowicie podporządkować swoje systemy opieki zdrowotnej Międzynarodowej Organizacji Zdrowia (WHO), która mogłaby o wiele skuteczniej wprowadzać określone rozwiązania mające pandemiom zapobiegać, np. ogólnoświatowy lockdown czy ogólnoświatowy nakaz szczepień.
Jeżeli czytali Państwo część I niniejszego cyklu to zapewne pamiętają Państwo, że podobny model działania przyjęła na naszym kontynencie Unia Europejska. Proces federalizacyjny, czyli przekształcenie Unii w superpaństwo miałby przebiegać w dokładnie ten sam sposób – państwa narodowe niezdolne do rozwiązywania problemów w skali europejskiej i globalnej (gdyż UE także posiada takie aspiracje) powinny delegować swoje kompetencje na rzecz Komisji Europejskiej, czy też innego organu, który miałby się z niej w przyszłości wyłonić, aby ta mogła „skuteczniej” zarządzać polityką europejską. Co istotne, tego rodzaju okoliczności zostały przewidziane w obowiązującej Konstytucji RP z roku 1997.
W artykule 9 punkt 2 czytamy: „Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach”.
Prawda jest jednakże taka, że globaliści już teraz posiadają ogromną kontrolę rozciągającą się na wielu kluczowych z punktu widzenia polityczno-ekonomicznego obszarach. Red. Kopczyński w swoim tekście wymienia pośród tych obszarów m.in.: organizacje ponadnarodowe, międzynarodowe, eksperckie, pozarządowe; system bankowy; globalne firmy wszystkich branż, czyli przemysł, handel, technologia; media i przemysł rozrywkowy. Poza tym wpływy globalizmu obecne są także na szeroką skalę w świecie nauki oraz w Kościele Katolickim.
Zagrożenie globalizmu dla suwerenności Polski, a w zasadzie wszystkich państw Zachodu wynika więc – podobnie jak w przypadku zagrożenia ze strony UE – z globalistycznych tendencji do demontażu państw narodowych poprzez odebranie przynależnych im kompetencji na rzecz organizacji międzynarodowych. Na ten moment nie chodzi więc o żadne proklamowanie światowego państwa czy rządu światowego, jak często w uproszczony sposób wyobrażają sobie ludzie świadomi zagrożenia ze strony globalizmu. Podobnie jak w przypadku UE jest to zagrożenie pełzające, które można by też przyrównać do powolnego gotowania żaby. Zagrożenie suwerenności państwa ze strony globalizmu nie jest gwałtowne i natychmiastowe, jak w przypadku zbrojnej agresji wrogiego państwa. To zagrożenie wynika z procesów zachodzących stopniowo, na przestrzeni wielu lat, a w obecnych czasach, w których międzynarodowy system finansowy charakteryzuje się nieustająco rosnącym zadłużeniem państw, globaliści posiadający dominujące wpływy w systemie bankowym posiadają wszelkie narzędzia ku temu, by procesy te jeszcze bardziej zintensyfikować.
Jeżeli zagrożenie wynikające z sukcesów globalizmu dotyczy państwa, to tak samo dotyczy narodu dane państwo zamieszkującego. Już dziś w warunkach systemu demoliberalnego naród posiada niewielki wpływ na to w jaki sposób kształtowane jest państwo. W warunkach globalizmu ten wpływ spadłby do zera. Oznacza to, że społeczeństwa w gruncie rzeczy zostałyby pozbawione możliwości decydowania o swoim losie, gdyż wszelkie wytyczne przychodziłyby z góry, do której nie byłoby możliwości się odwołać. Brzmi to abstrakcyjnie? Wystarczy, że wrócimy do osławionego przykładu WHO. Załóżmy, że faktycznie traktat pandemiczny WHO zostaje podpisany przez wszystkie państwa świata i w nadchodzących latach dochodzi do ogłoszenia stanu globalnej pandemii. WHO uznaje arbitralnie, że w Polsce należy wprowadzić lockdown. Jeżeli bowiem WHO posiadłoby takie kompetencje, rząd staje się tak naprawdę jedynie podwykonawcą i musi polecenia spełniać, bo traktatowo się do tego zobowiązał. Wyobraźmy sobie, że społeczeństwo polskie w zdecydowanej większości nie zgadza się z decyzją WHO, jednakże państwowe służby zobowiązane są do zaprowadzenia w narodzie posłuszeństwa. W takiej sytuacji społeczeństwo nie ma nawet możliwości wywarcia jakiejkolwiek presji na ośrodki decyzyjne, gdyż te, oddalone od Polski o tysiące kilometrów, nie za bardzo interesowałyby się zdaniem opinii publicznej.
Oczywiście jest to tylko scenariusz teoretyczny i – jak to zwykle z utopiami bywa – w praktyce niewiele miałby wspólnego z górnolotnymi założeniami. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę rozwój technologiczny i możliwości likwidowania wszelkiego oporu za pomocą narzędzi cyfrowych (tak jak Trudeau postąpił z protestującymi w Kanadzie), nie jest to coś niemożliwego. Tutaj należy postawić więc pytanie o to czy globalistyczna, utopijna wizja świata pod nadzorem wielkich organizacji ponadnarodowych jest w ogóle wykonalna. Otóż odpowiedź na to pytanie brzmi: tak – dokładnie tak samo, jak możliwe było realizowanie innej globalistycznej utopii, czyli komunizmu, którego globalizm jest w dużej mierze ideowym spadkobiercą. Utrzymanie w szyku dużych, niejednolitych kulturowo obszarów możliwe jest jedynie poprzez tyranię i w tym właśnie tkwi największe zagrożenie ze strony globalizmu, że pod postacią szlachetnych haseł walki o lepsze jutro planety i dobrobyt ludzkości, kryje się realna groźba cyfrowej, technologicznej tyranii na niespotykaną w historii świata skalę.