Polska czerwonym suknem

17 stycznia 2024

Obraz tytułowy: Maski w Muzeum Archeologicznym w Mediolanie, Giò Sciarrone, CC BY-SA 4.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0, via Wikimedia Commons

Gorzka jest prawda, którą musimy przełknąć, ale jeśli odważymy się na to, droga do gwiazd, chociaż przez ciernie, wszelako stanie dla nas otworem. Artykuł niniejszy jest kontynuacją poprzedniego na naszym portalu.

Polska Wenezuelą Europy

Sytuacja polityczna Polski od 1989 r. przypomina to, co mówił Kmicicowi Bogusław Radziwiłł w „Potopie” Henryka Sienkiewicza. Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągnie, kto żyw, żeby swój płaszcz z tego wykroić. System rządów mamy parlamentarno – mieszany, z pozostawionym Prezydentem, który coś może, ale do końca nie wiadomo, co. W ogóle patrząc na nasz formalny ustrój i praktykę rządów, nie wiadomo do końca, kto tu rządzi. Ma to dwie przyczyny, które się wzajemnie warunkują. Kształt prawa z Konstytucją na czele to przyczyna pierwsza, sposób uprawiania polityki to rzecz druga. Wadliwe prawa, które nie rozdzielają ściśle kompetencji, dublują zakresy kompetencyjne, innych w ogóle nie określają, utrudniają działania, które mogłyby podjąć siły społeczne, a ułatwiają takie, które mogą wykonać tylko wiodące siły polityczne, a zarazem uniemożliwiają tym siłom skuteczne rządzenie. Długo można wyliczać niedostatki polskiej legislatury.

Do tego mamy dwa wrogie obozy, strzelające ku sobie nienawiścią niczym z dział ustawionych na barykadach. Co pierwsi zrobią, drudzy zaraz muszą zmieszać z błotem, co drudzy ustanowią, pierwsi muszą zburzyć, gdy wejdą na miejsce pierwszych, a potem da capo al fine przy kolejnej zmianie rządzącej ekipy. Jedni i drudzy odzyskują Polskę za każdym razem, wszystko robią dla Polski i narodu, nawet oddychają, jedzą, piją, i zapewne wiatry też dla nich puszczają. Jakież to żałosne i nikczemne, za każdym razem ta sama bajeczka, kolejny spektakl tej samej zgranej farsy. Co ciekawe, te działa, z których strzelają ku sobie z przeciwległych barykad tak, że bębenki w uszach pękają, słabymi widać ładunkami nabite, kartaczami najwyżej. Wiela huku robią a dymu, czasem który z gemajnów padnie, kartaczem trafiony, lecz wały przeciwne niewzruszone tak stoją, jak stały, i wodzom też krzywda się nie dzieje.

Państwo narodowe w epoce globalizmu

Jak odzyskać niepodleglość

Całej bitwy przebieg na to wskazuje, że te wały przeciwne mają tak stać i hałas robić, lud polski wciąż ku sobie wabić, lecz w istocie nie tam walka prawdziwa się odbywa. Prawdziwe zmagania na innych odcinkach frontu inne siły toczą. A właściwie bez przeszkód niemal wrogowie ludzkości postęp czynią, niewielki opór napotykając. Nie tylko bowiem w Rzeczypospolitej takie porządki, bo jeśli spojrzeć na inne państwa Europy, szczególnie te większe i znaczące, tam wszędzie albo lud władzy ślepo słucha, albo walka wewnętrzna trwa podobna do naszej. Wspólne to jest, że narody wroga nie widzą, nie widząc nie znają, kto zacz i co zamierza, nie znając, obrony nie podejmują. Narody Europy śpią lub walczą same ze sobą.

Polska od wieków skupia na sobie uwagę mocarzy, wpierw Europy, potem świata, bowiem to miejsce jest znaczące i dla przyszłości świata kluczowe. Od tego, kto panuje nad tym czerwonego sukna postawem, zależeć będzie, czy powstanie jedna Eurazja, czy osobne części, a to z kolei warunkuje przebieg wielu procesów globalnych. Patrząc na mapę globu, wczytując się w plany tych, którzy chcieliby zostać tego globu panami, analizując historię dawniejszą i nowszą, wierzajcie mi, nabiera się dystansu wobec tego, kogo wsadzono, na jakiej podstawie, co w telewizji leci, co powiedział prezes, co zamierza przewodniczący i kim jest marszałek. Są to nieistotne przepychanki aktorów spektaklu, których emploi polega na odwracaniu uwagi publiki od tego, że ktoś inny właśnie robi przebudowę teatru.

Wszystkie okoliczności sporów, które rozpalają emocje i wyobraźnię Polaków wyraźnie wskazują na to, że jedynymi ich beneficjentami są ci właśnie aktorzy, co ów spektakl odgrywają. Główni przywódcy niczym primadonny, a wraz z nimi całe ich trupy. Na widowni profesjonalni klakierzy wmieszani w tłum widzów tak rozgrywają publikę, że ta przekonana jest święcie, że to nie spektakl jest, że tam wszystko naprawdę się dzieje, że tam się sprawy widowni rozstrzygają. To jednak tylko gra aktorska, z kadencji na kadencję coraz sprawniejsza technicznie, a jednocześnie coraz mniej do prawdy podobna.

Ta farsa trwa już od 1944 r., odkąd PKWN wydał Manifest Lipcowy. Tak aż do teraz kolejne rządy są jego kolejną odsłoną. Niewiele tu zmienił przełomowy, jak mniemaliśmy rok 1989. Zmienili się częściowo aktorzy na scenie, zmieniono scenarzystę, wpuszczono trochę nowych aktorów – amatorów z publiki na scenę, poprawiono maszynerię i scenografię. Zabiegi te na tyle były skuteczne, że prawie cała widownia dała się nabrać. Publika myślała, że po 45 latach komuszej niewoli wreszcie jest to prawdziwe centrum zarządzania państwem, wreszcie wyrażające prawdziwą wolę narodu. Naiwni byli ci wszyscy, co tak myśleli, z autorem tegoż artykułu włącznie. Scenariusz i reżyseria nie są u nas pisane, i nie dla naszych pożytków. Aktorzy główni muszą angaż uzyskać u głównego impresario, po czym trupę sobie mogą dobrać, jednak wciąż są pod uważną kontrolą. Wskazuje na to logika, biorąca pod uwagę wiedzę i praktykę ustrojową III RP. Pokazują to zapisy naszej Konstytucji, zadziwiające zapisy niektórych ustaw, ogólna jakość tworzonego prawa, choć bardziej tu pasuje termin: produkcja prawnicza. Widać to również po śladach obcych wpływów. Gdyby przebadać działalność głównych ugrupowań politycznych pod kątem obcej agentury, pewien jestem, że takich szokujących śladów znaleźlibyśmy wystarczająco wiele, żeby zażądać przywrócenia kary głównej i jej szerokiego zastosowania.

Niczego nie zmienią kolejne wybory i kolejna zmiana ekipy rządzącej. Będzie to samo innymi środkami. Niczego też nie da demokracja bezpośrednia. Tak oszukiwane i ogłupiane społeczeństwo wybrałoby coś nowego, co szybko okazałoby się nowym – starym. Nie tędy droga prowadzi.

Pośród ludzi, którzy wreszcie doszli do tej świadomości pokutuje taka postawa, że niczego nie da się zrobić, bo „polityka to bagno, zawsze tak było, od nas nic nie zależy, niczego nie da się zmienić, ludzie zawsze tacy byli, od zawsze władza lud łupiła, zawsze był złoty cielec” itd. Skutkiem takiej postawy jest wycofanie się w domowe pielesze i pozostawienie spraw własnemu biegowi, czyli sterowanym z zewnątrz rządom sprzedajnych szubrawców. Inni szybko lecą partyjki zakładać, wzniecają słomiany zapał, licząc na to, że dzięki chwilowemu wzmożeniu wypromują własną osobę, by dorwać się na scenę do jakiejś epizodycznej rólki i udziału w apanażach. Nie tędy droga prowadzi.

Większość jednak publiki nie interesuje się wcale, mniemając, że jakoś to się będzie toczyć, jak zwykłe bywało, a oni jakoś sobie będą sprawy układać, jako zawsze. I oni mają najwięcej racji, bo ludzie jakoś żyli za komuny, za okupacji, za sanacji, za Wielkiej Wojny, pod zaborami, i pod padyszachem, i pod faraonem także. Idzie o to, jakie to życie jest, i co można z nim zrobić. Otóż jeśli ktoś może jako człek wolny nie tylko z prądem dziejów podążać, ale i pod prąd się postawić i prąd ten zmienić, ale niecha tego i sam życie niewolnika wybiera, ten godzien jest najwyższego politowania. A gdy więcej jeszcze, niż siebie samego, ale i swoje dzieci, i wnuki z lekkim sercem na gorszy jeszcze los, niż swój własny skazuje, tego postępowanie zasługuje na najwyższą pogardę. Dziś wielu takich, którzy ze swej wygody, gnuśności i głupoty taką drogę obierają. Zamiast starać się o jak największą potęgę Rzeczypospolitej, aby być godnym pamięci swoich wielkich przodków, aby swe imiona wielkimi znakami w złotych księgach chwały zapisać, oni wolą zapisanymi być w czarnych księgach hańby. I nie myślę tu tylko o tych, co na scenie farsę odgrywają i na scenę się pchają, ale i o tych, co na widowni, co mogliby tą farsę zakończyć i życie prawdziwe rozpocząć. Ci jednak wolą sami się ogłupiać i nie chcą zdobyć się na to.

Każda jednak rzecz się kończy, skończy się dobrostan widowni, okaże się, że ogrzewanie nie działa, światło z przerwami, w dachu są dziury, drzwi zamknięto, a na zapleczu szaleje pożar, zagrażający całemu gmachowi teatru i publiczności w nim. Nie będzie wówczas miało znaczenia, jakie kwestie kto wygłasza na scenie, i jakie rekwizyty rozstawiono. Nie można liczyć, że cała publika zdatna będzie do tego, by pożar ugasić i teatr naprawić. Trzeba zawczasu ekipę ratowniczo – naprawczą szykować. Czas, by otrząsnąć się z emocji i zacząć myśleć logicznie na chłodno. Nie można liczyć ani na całość publiki, ani na aktorów farsy. Ci pierwsi będą płakać, rozpaczać i panikować, ci drudzy nie będą zdatni do zadań, które przekraczają ich kompetencje. Ekipa, która pożar ugasi i teatr naprawi zastąpić musi wszystkie trupy w farsie grające. Całą scenę na nowo trzeba urządzić, i odtąd już scenariusz samemu pisać i reżyserią samemu zarządzać.

Teraz nie pora, by snuć mrzonki, że można inna partię wybrać czy lepszą ustawę uchwalić. Przebudować trzeba wszystko – uczelnie, szkolnictwo, rozrywkę, kulturę, media, wymiar sprawiedliwości, ochronę zdrowia, prawo, służby, ustrój polityczny, a nade wszystko, świadomość. Ponieważ jednak nikt nie jest w mocy oddolnie zmienić świadomość ogółu, trzeba skupić się teraz na kadrze przyszłej elity. Takich ludzi jest w Polsce dość. Trzeba więc, aby tacy szukali się i wchodzili w lokalne zrzeszenia. Mogą być to zarówno istniejące już oddolne organizacje społeczne, których członkowie zdecydują się na działanie, jak też nieformalne grupy znajomych. Równolegle musi tworzyć się zrąb przyszłej narodowej polityki, nowe jej pryncypia i nowe zasady współżycia społecznego. Tą refleksję muszą podjąć ci, którzy intelektualnie są w stanie dokonać tego dzieła. Takich jest tylu, ilu potrzeba, a prace już się toczą. Następnie koncepcje te powinny zostać przedstawione lokalnym zrzeszeniom, przedyskutowane i zgodnie przyjęte jako program wspólnego działania.

Pierwsze zadanie dla ludzi dobrej woli, którzy nie chcą stać się globalną biomasą, to zadbać o świadomość własną i swoich najbliższych rodzin. Dalej muszą uchronić swoje dzieci przed deprawacją i przekazać im dobrą naukę. Następnie trzeba przekazać wiedzę znajomym i dalszej rodzinie. W ten sposób, poza zawiązanymi wcześniej strukturami lokalnych zrzeszeń należy rozszerzać krąg świadomych, którzy dalej będą robić to samo – uświadamiać swych najbliższych i właściwie prowadzić dzieci. Jeśli nie będzie wojny domowej lub ruskiego najazdu, w ciągu najbliższych dwudziestu kilku lat będą następowały mniejsze i większe kryzysy ekonomiczne. Młodzi ludzie będą coraz słabsi, coraz bardziej szaleni, coraz bardziej opętani. Prawdopodobnie około 2050 r. nastąpi jakiś znaczący globalny krach finansowy, co w połączeniu z narastającymi problemami społecznymi i demograficznymi spowoduje sytuację, w której władza będzie leżała na ulicy, i przejmie ją ten, kto będzie najlepiej zorganizowany i najbardziej zdeterminowany. Moment ten może jednak nastąpić szybciej, więc nie ma co liczyć na nadmiar czasu. Obecnie, w tym momencie najważniejszą pracą, którą może wykonać każdy bez żadnych kosztów i struktur organizacyjnych jest budowanie świadomości.

Co do obecnych sił politycznych, toczących tak zaciekłą walkę o postaw czerwonego sukna, to ich tożsamość i umocowanie wyraźnie określiła sejmowa pożarnicza potrzeba. Incydent ten pokazał, kto świeczki zapala, i kto się w hołdzie lennym ustawia. Odtąd już nikt logicznie myślący nie powinien mieć żadnych wątpliwości, kto tu jest kim. Całość tej sytuacji najlepiej wyraża aforyzm: „I jedni, i drudzy, chabadu słudzy”.

Odwiedź także nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj