Obraz tytułowy: Lucas Cranach Starszy, Prostytutka, 1548 https://picryl.com/media/the-procuress-by-lucas-cranach-the-elder-tbilisi-museum-of-fine-arts-6941c1
Mamy faktycznie i teoretycznie dwie główne grupy społeczne: jedną popierającą Tuska, jego ludzi i sojuszników, zwana w skrócie „platformą”, drugą popierającą Kaczyńskiego, jego ludzi i sojuszników, zwana w skrócie „pisem”. „Platforma” ma media prywatne, założone przez ludzi związanych z bezpieką PRL, a później przejęte przez zagranicę, lub od razu założone przez zagranicę. Właściciele i dziennikarze tych mediów zwą je „mediami wolnymi i niezależnymi”, Polacy, którzy chcą być świadomi nazywają je „media polskojęzyczne”. Jeśli „platforma” przejmuje władzę, dołączają do nich media państwowe, stając się „platformerskimi” „Pis” też ma swoje media, założone przez ludzi ze swojego środowiska, słabsze od mediów platformerskich, ale za to bardziej dynamiczne. Gdy „pis” był przy władzy, miał na swe usługi media państwowe, i wówczas były one „pisowskie”, choć wcześniej należały do „platformy”. Takie mamy dwie największe siły polityczne, które wyłoniły się po początkowym chaosie lat 90-tych. Doszło tu do pewnej zmiany, gdyż rolę „platformy” przed Aferą Rywina pełniło środowisko dawnego betonu postsowieckiego, które w skrócie można określić jako „komuchy”. Długo prowadzili oni Polskę, aż się zużyli, a wtedy ich miejsce płynnie przejęła „platforma”. Doszło więc do zmiany nazwy, ale nie zasad i kierunku. „Platforma” przejęła nawet większość zasobu kadrowego „komuchów”, zlewając się w jedną koalicję. Komplet dwóch dialektycznych, wiecznie zwalczających się bloków politycznych uzupełnia trzecia siła, za słaba, aby móc kiedykolwiek stać się jedną z dwóch głównych, robiąca za tzw. „języczek u wagi”. Tradycyjnie w III RP, kontynuując tradycje PRL rolę tą przyjęli „ludowcy”, oficjalnie reprezentujący lud wiejski. Jest ona neutralna światopoglądowo w tym sensie, że przyjmuje ten światopogląd, który reprezentuje ta większa siła, z którą „ludowcy” wejdą akurat w koalicję. Równie dobrze siła ta mogłaby zwać się „tofu”, które też nie ma własnego smaku, przyjmując smak tego, do czego zostało dodane.
Czytaj też:
Dlaczego nie należy obalać III RP
Tak wygląda scena polityczna w Polsce, wykazująca się zadziwiającą trwałością i stałością polityki. Trwałość polega na tym, że zawsze może rządzić albo „platforma”, albo „pis”, a aktualną większość zapewnia „tofu”. Bardzo łatwo też kontrolować taki układ za pomocą polskojęzycznych mediów. Każdy blok ma swój żelazny elektorat, wierny dozgonnie i niezmienny, nie szukający prawdy, ale podążający za emocjami, co jest rodzajem religii. Swoich wyznawców ma więc „platforma” i swoich wyznawców ma „pis”. Dla wyznawców „platformy” największym wrogiem we wszechświecie jest „pis” i jego wyznawcy, dla wyznawców „pisu” per analogiam. „Tofu” nie ma wyznawców, tylko ludzi, podchodzących do życia i wyborów bardzo pragmatycznie, co sprawia, że są w swoich sympatiach wierni tak samo, jak wyznawcy, dopóki im się nie zmieni na wyznanie przeciwne. „Platforma” przez swoich liderów, sympatyków i swoje media jest ukazywana jako środowisko ludzi wykształconych, kulturalnych, nowoczesnych, światowych i nade wszystko zadowolonych z siebie i ze swojego życia, które postrzegają jako pasmo sukcesów. „Platforma” przedstawia „pis” jako przegrywów, ciemniaków, prymitywów, niewykształconych, agresywnych i tępych. Bardzo charakterystyczne w „platformie” jest to, co redaktor Rafał Ziemkiewicz zwykł nazywać urojeniem wyższościowym, połączonym z pogardą wobec swoich przeciwników, oraz ojkofobia, czyli nienawiść do własnych korzeni, objawiająca się tym, że ludzie „platformy” chcą być europejczykami polskiego pochodzenia lub obywatelami świata. Jeśli deklarują patriotyzm, to tylko po to, aby zdobyć więcej głosów w wyborach. „Platforma” skupia więc wokół siebie ludzi, którzy chcą być kimś innym, niż byli ich przodkowie, i kim są oni sami. „Platforma” nie chce, aby dalej istniała Polska, chcą jej przejęcia przez struktury Zachodu.
„Pis” uważa się za prawdziwych patriotów i katolików, sprzeciwiających się moralnemu zepsuciu i rozpasaniu „platformy” oraz świata zachodniego, który reprezentuje. Ludzie „pisu” deklarują swój patriotyzm i przywiązanie do tradycyjnych wartości, w tym katolicyzmu, i większość jest w tym szczera, poza tymi, co udają dla korzyści. Różnią się tym od „platformy”, że w „platformie” wszyscy są szczerymi antypatykami Polski, zaś w „pisie” większość jest jej szczerymi sympatykami, poza grupą przywódczą, o czym będzie dalej. „Pis” chce zachowania niepodległej Polski, ale w strukturach Zachodu, czyli UE i NATO. Świadomość geopolityczna ogranicza się do wiecznego bezwarunkowego sojuszu z USA, to znaczy Polska nie może stawiać żadnych warunków, tylko godzić się na warunki narzucone. W „Platformie” jest tak samo, tyle że rolę USA pełni UE. „Tofu” godzi wszystkich, bo podziela ich aktualne zdanie.
Bloki zwalczają się i kłócą, korzystając ze swoich mediów, dysponując stałymi wyznawcami i walcząc jedynie o grupkę niezdecydowanych, którzy interesują się tym, co nazywane jest polityką. Pozostała część mieszkańców Polski, czyli około 40% uprawnionych do głosowania stanowi milczącą część, którą główne bloki polityczne zwykle wolą pozostawać w uśpieniu. Dzięki temu każde wybory to walka o tych kilka procent niezdecydowanych, co ułatwia utrzymanie i stabilność układu. Dwie główne partie rywalizują więc o emocje, starając się wywrzeć jak najlepsze wrażenie i jak najbardziej zohydzić przeciwnika. Sprzyja to rozdawnictwu, gdyż najłatwiej można pozyskać elektorat przez obietnice, a skoro obiecuje się tak wiele, od czasu do czasu coś trzeba dać ludowi, co zwykle zwiększa zadłużenie. Różnice pomiędzy wynikami obydwu oponentów są więc wymienne, to znaczy jeśli u jednych ubywa, u drugich mniej więcej tyle samo przybywa. „Tofu” zawsze może liczyć na stały wynik, i tak się to kula bez zmian, pomimo pozorów zaciekłej rywalizacji. Wszystkie trzy bloki polityczne łączą bowiem pewne spoiwa ponad podziałami i partyjnymi kłótniami. Zawsze akceptują to, co przychodzi z głównych centrów sterowania Zachodem: Berlina, Brukseli, Londynu, Nowego Jorku, Waszyngtonu, Tel Awiwu. Tak właśnie wszystkie trzy bloki zaakceptowały Zielony Ład, wszystkie polityki unijne, wszystkie strategie ONZ, plandemię, zadłużenie Polski, rozbrojenie Wojska Polskiego, darmowe wsparcie dla Ukrainy, wrogość i prowokowanie Rosji, otwarcie polskich granic. Różnica dotyczyła tylko imigrantów islamskich z Zachodu, których chciała „platforma”, a nie chciał „pis”, co zostało pogodzone poprzez sprowadzenie rzesz migrantów z Azji i przesiedleńców z Ukrainy. Najważniejszy jednak łącznik, najtrwalsze spoiwo, łączące ponad podziałami, ponad korytami (jak trafnie to ujął Grzegorz Braun), ponad denominacjami, ponad kadencjami, to służalcza, chroniczna, chorobliwa wręcz żydofilia, poddańczość i akceptacja dla wszystkiego, czego chcą Żydzi.
Jest to widoczne przy okazji rytuałów chanukowych, gdy zapala się świeczniki w Sejmie, w Pałacu Prezydenckim i w jakimś miejscu publicznym w stolicy. Przychodzą tam reprezentanci wszystkich głównych sił politycznych, aby świętować talmudyczny triumf samowybranej kasty. Zawsze zacząć musi jakiś wybrany goj, zapalający środkową świeczkę, jako „szamasz”, co oznacza sługę zapalającego świece w bóżnicy. Tak więc rządcy wszystkich trzech głównych sił politycznych z własnego wyboru przyjęli funkcje „szamaszów”, potulnych i posłusznych sług żydowskiej racji stanu, opisanej w Talmudzie i zmierzającej do ustanowienia Wielkiego Izraela, obejmującego cały świat. Cały szereg zdumiewających antypolskich i antyludzkich polityk i decyzji, w które ochoczo zaangażowały się władze Polski, wynikają z tej pierwszej, fundamentalnej zasady: dla Żydów wszystko. Takie sprawy, jak: Zielony Ład, klimatyzm, masowa imigracja, masowa sterylizacja i aborcja, masowy genderyzm, plandemia, lockdown wszystkiego, wojna ukraińska, rozbrojenie i zadłużenie Polski, rozpanoszenie banderyzmu, służalczość Polski wobec Ukrainy, narażanie Polski na odwet Rosji, likwidacja polskiej gospodarki i rolnictwa, likwidacja polskiej edukacji, likwidacja polskiej nauki, powszechna debilizacja, likwidacja bezpieczeństwa, przygotowania do ewakuacji ludności, inne niewyliczone, to zostało dużo wcześniej opisane w Talmudzie, a teraz za pośrednictwem podstawionych agentów i organizacji ponadnarodowych zostaje implementowane do Polski i innych państw europejskich.
Jak jednak doszło do tego, że główne bloki polityczne wyznają taką właśnie wiarę? Pochodzenie tego schematu nie jest już dla nikogo tajemnicą: nieoficjalne układy Kiszczaka z reprezentantami kontrolowanej przez służby opozycji, odbyte w Magdalence i potwierdzone przy Okrągłym Stole. Nazwa nie jest przypadkowa, tak nazywała się tajna struktura, zarządzająca Imperium Brytyjskim od końca XIX wieku do II Wojny Światowej: „The Round Table”, co nawiązywało do legend o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu. To, co zorganizowano w Polsce jest oczywiście karykaturą pierwowzoru, kpiną z ustroju i tradycji politycznych Polski. Magdalenka nie była jednak źródłem tego układu, lecz pewna mało znana rozmowa, odbyta we wrześniu 1985 r. w Nowym Jorku między Dawidem Rockefellerem a generałem Wojciechem Jaruzelskim, na mocy której przeprowadzono późniejsze operacje na Polsce, a której konsekwencje ponosimy do dziś. Tam wyznaczono kierunki rozwoju Polski, według starych dobrych przepisów „divide et impera”. Musi więc zawsze być ktoś, kto rządzi. Polakom wmówiono, że wszystkie ich bolączki załatwi niewidzialna ręka rynku, która w magiczny sposób zawsze robi to, co należy. Polacy jednak nie zdawali sobie sprawy, że niewidzialna ręka ma niewidzialne ciało i niewidzialną głowę, która ma niewidzialne myśli.
Powszechna opinia publiczna ma jakieś niejasne przeczucie, jak naprawdę wygląda rzeczywistość. Myślą Polacy jednak tak: „nic się nie da zrobić, wszystko zaorane, Polski już nie ma, oni nam na nic nie pozwolą”. Widzą wciąż te same twarze i te same partie, zmieniające się tylko miejscami, i pogrążają się w rezygnacji i marazmie, potulniejąc i przyjmując wszystko, co im przedłożą żydofile i samozwańczy zarządcy Europy i świata. Nie widzą biedni Polacy jednak dwóch procesów, jednego o znaczeniu globalnym, a drugiego o znaczeniu lokalnym. Proces o znaczeniu globalnym to zmiany geopolityczne, polegające na wykolejeniu się projektu budowy państwa światowego, realizowanego od czasu rewolucji Lutra. Nie uda się zbudować jednego państwa i powołać jednego rządu, trwają natomiast gorączkowe improwizacje, aby podtrzymać stan posiadania. To znaczy siły, które od 500 lat przebudowują Europę i świat, gdy im się nie udało to, co zaplanowali, teraz próbują utrzymać kontrolę nad strefą euroatlantycką, a jednocześnie powstrzymać Chińczyków przed odbudową Jedwabnego Szlaku. W tym właśnie celu została wszczęta i jest podtrzymywana wojna ukraińska. Proces rozpadu potęg Zachodu nie da się jednak powstrzymać, co spowoduje, że potężne struktury, trzymające Polskę w uścisku będą za moment miały potężne problemy z utrzymaniem samych siebie.
Proces o znaczeniu lokalnym pokazuje nam prawdziwy charakter struktur, zarządzających Polską. Są to struktury okupacyjne, sterowane przez siły spoza Polski, a polityka III RP ma ca celu wyzysk i likwidację państwa i narodu polskiego, i równocześnie podmianę ludności na przybyszów z Ukrainy, Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Okupacja Polski nie jest jednak wsparta przez jakieś zewnętrzne siły wojskowe. Nie ma obcych wojsk na terytorium Polski w takiej ilości, aby były w stanie stłumić odzyskanie niepodległości Polaków. Cała ta okupacja, wszystkie te działania likwidacji wszystkiego, co polskie, całość tej bezczelnej pogardy dla Polski i Polaków obsługiwana jest przez ludzi z Polski, mających polskie dowody tożsamości. Jak to jednak możliwe, że niemal wszyscy, zarządzający polityką III RP znaleźli się w antypolskim spisku? Częściowo odpowiada za to sprawna konstrukcja systemu zarządzania korupcją i zdradą, wbudowana w III RP, przyjęta w Magdalence po konferencji z Rockefellerem. To jednak wyjaśnia mechanizm, ale aby on działał, potrzebni są jeszcze ludzie. Odpowiedni ludzie z odpowiednią psychiką i moralnością.
Potrzebni są ludzie, którzy wygasili swój rozum i podporządkowali wolę sile zewnętrznej, antypolskiej i antyludzkiej. Potrzebni są ludzie, którzy za swoje życiowe credo przyjęli prostytucję, dzięki czemu sami się usprawiedliwiają i chlubią swoim własnym nierządem, nie czując wyrzutów sumienia. Aby oszukać samego siebie, trzeba oszukać wszystkich, dlatego politycznym prostytutkom, udającym polskich polityków na rękę jest ugruntowanie wiary w swoich ofiarach, że niczego nie da się zmienić, tak już musi być, i wszystko toczy się samo. W rzeczywistości nie toczy się to samo, lecz jest sterowane, nie musi tak być, wszystko da się zmienić, trzeba jednak przede wszystkim chcieć. Nie chcą jednak tego zmieniać ani na jotę ludzie, którzy zarabiają na własnej prostytucji, i którzy do tego samego nierządu chcą włączyć jak najwięcej innych, aby każdy był tak zanurzony w świństwie, by nie chciał i nie mógł się już z tego wydobyć, ale by zmuszony był przez całe otoczenie i własne przyzwyczajenie do sprzedawania się temu, kto akurat płaci.
Oto są główne siły polityczne w Polsce, a ustrój, panujący w III RP możemy określić jako trójprostytucję, obsługiwaną przez trzy partie prostytucyjne. Nie jest to żadna polityka, ta bowiem oznacza sztukę rządzenia państwem. Tu zaś jest sztuka uprawiania politycznej prostytucji, polegająca na tańcu trzech murew (aby nie drażnić algorytmów, użyłem staropolskiego określenia). Trójprostytucja, czyli taniec trzech murew: dwóch dużych i małej. Prowadzi ona zawsze do łamania praw ludzkich i boskich, zawsze więc polityczne prostytutki stają się zdrajcami i przestępcami, wspólnikami wrogów Polski lub wrogami Polski we własnej osobie. Establishment III RP można podzielić bowiem na trzy kategorie ludzi: Obcych Udających Swoich, przybyszów z zewnątrz, oddelegowanych do skrytego podboju, czasem kilka pokoleń wstecz, którzy przyjęli polskie nazwiska i sztuczną polską tożsamość, aby wtopić się w polskie społeczeństwo, dzięki sekretnemu wsparciu awansować w strukturach społecznych, dostać się do systemów sterowania i przejąć władzę polityczną. Są tu więc ludzie o tożsamości masońskiej, żydowskiej, niemieckiej i ukraińskiej. Ci dobierają sobie kompadrów spośród Polaków, szczególnie podatnych na zdradę i korupcję. Takie warunki spełniają ludzie narcystyczni, chorobliwie ambitni, pełni pychy, zepsuci moralnie, uzależnieni od własnych grzechów, którzy jednocześnie chcą ukrywać to przed otoczeniem. Takich się korumpuje, wciąga do sitwy, podstawia pokusy, szczególnie seksualne, gromadzi dowody i szantażuje. Trzecią podgrupę stanowią ludzie tak głupi, że nawet nie zdają sobie sprawy, komu i jak służą. Tacy właśnie stanowią zasób ludzki, gotowy na wszystko w imię władzy. Ludzie ci nie tylko są zdegenerowanymi prostytutkami, odrażającymi zdrajcami, oślizłymi tchórzami, obżydliwymi służalcami (błąd nieprzypadkowy). Są również podejrzanymi o popełnienie wielu poważnych przestępstw, tak więc wszyscy, współtworzący establishment polityczny III RP kwalifikują się do zatrzymania przez odpowiednie służby, postawienia przed sądem, osądzenia, wykonania kar. Główne negocjacje z działaczami partii prostytucyjnych powinny skupić się na warunkach ich ustąpienia i przekazania władzy, za co być może zostaną im wymierzone niższe wyroki.
Czytaj też:
Teraz, gdy już to wiadomo, należy zastanowić się, jak ten nierząd zakończyć, jak zakończyć taniec trzech murew, i zacząć budowę ustroju Polski. Przede wszystkim więc należy wyrzec się prostytucji na rzecz miłości. Co to jest prostytucja w sensie politycznym, już wyjaśniłem. Prostytucja w sensie społecznym oznacza sprzedawanie tego, co powinno być dawane w darze osobie lub ludziom starannie wybranym, z powodu miłości, i równolegle odmowa dawania czegokolwiek bezinteresownie, lecz wystawienie całej swojej osoby i swoich talentów na sprzedaż. Miłość to pragnienie dobra dla samego dobra, a nie korzyści materialnej. Najwyższym dobrem każdego człowieka jest wieczne zbawienie duszy. Otrzymuje się je od Boga w Trójcy Jedynego, w akcie łaski, przyznanej w nagrodę za wiarę w boskie obietnice i godne postępowanie na ziemi, czyli życie według sakramentów. To zakłada miłosierdzie i sprawiedliwość. Uczynki miłosierdzia są nie tylko wobec ciała, ale też wobec duszy, i te są ważniejsze. Sprawiedliwość oznacza dawać każdemu człowiekowi, co mu się należy, a Bogu najwyższą cześć i chwałę, jest bowiem Stwórcą, a jako Chrystus jest naszym królem – Pantokratorem, władcą wszystkiego. Są to zasady katolickie, zgodne z etyką cnót. Aby wyrwać Polskę spod władzy prostytucji, nie należy rozwodzić się, jak potężni są alfonsi naszych okupantów, bo wcale nie są tak potężni, jak się przedstawiają. Już niedługo będą mogli dużo mniej, niż mogą teraz, gdyż ilość i waga problemów, jakie same spowodowali ich przerośnie. O tym, co będzie działo się w Polsce, zdecydują Polacy, jeśli zechcą. Jeśli nie zechcą lub nie będą psychicznie w stanie, kontrolę nad nami przejmie znów jakaś siła zewnętrzna. Tak jednak być wcale nie musi, możemy wybić się na niepodległość, o czym piszę w wielu publikacjach. Pierwsze zaś, co trzeba zrobić, to samemu wyrzec się prostytucji, przestać biadolić i zacząć organizować struktury odnowionego państwa polskiego. Te zaś potrzebują przywództwa, ono zaś potrzebuje programu sterowania. To, co Czytelniku czytasz, jest wprowadzeniem do programu sterowania narodu i państwa polskiego, ujawnianego w Poradniku świadomego narodu.
Poradnik świadomego narodu mozna kupić tutaj:
Księga I: Historia debilizacji: https://sklep.instytutws.pl/ksiazki/20-poradnik-swiadomego-narodu-9788397591301.html
Księga II: Rewolucja bachantek: https://sklep.instytutws.pl/ksiazki/61-poradnik-swiadomego-narodu-ksiega-2-rewolucja-bachantek-bartosz-kopczynski-9788397591325.html
Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.