Dobrostan i koniec jazdy

2 sierpnia 2023

„Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny tęskny się w niebo unosi dźwięk”. Tak brzmi incipit pieśni, skomponowanej przez o. Louisa Lambilotte, wykorzystanej w Śpiewniku Kościelnym ks. Jana Siedleckiego. Co się stało z ludźmi? Czemu odrzucają chrześcijaństwo, życie pogańskie wiodą, aborcję chwalą, rozwody biorą, dzieci swe porzucają, o sprawy publiczne nie dbają?

Ludzie co bardziej świadomi zdają sobie sprawę, jak przykre konsekwencje ten styl życia niesie i dla życia jednostek, i dla życia narodów, i dla dusz ludzkich. W całym świecie białego człowieka trwają dyskusje, co tu zrobić, by ten stan odmienić. Większość natomiast pędzi swe życie, ani myśląc o tym, co najwyżej na duchowe indagacje ramionami obojętnie wzruszając, bo cóż ich to obchodzić może? Różni tacy, co mędrców zgrywają, tłumaczą, iż takie czasy, postęp, komputery, ludzie teraz inni i w ogóle samo wszystko się dzieje.

Owszem, rozwój techniczny zmienia sposób życia, co wpływa na zachowania ludzkie w wymiarze jednostek i społeczeństw. Tak już jest od ponad dwustu lat. Po drodze zaliczyliśmy wielkie, fundamentalne przemiany społeczne, przy których te dzisiejsze nie wydają się bardziej znaczące. Nasza kultura, kultura chrześcijańskiego Zachodu znosiła gwałtowne przemiany, wojny i rewolucje, do połowy XX wieku adaptując się, wyciągając wnioski i proponując swoje rozwiązania. Coś zmieniło się nie w czasie wojen, rewolucji czy migracji ludności wiejskiej do fabryk w miastach. Coś zmieniło ludzkie pragnienia i cele wśród wzrostu dobrobytu, wygody i rosnących perspektyw awansu życiowo – społecznego. Cóż to jest takiego przełomowego, w czym wszyscy biorą udział, ale mało kto dostrzec umie?

Czytaj także: Wolność wyzwolona i zniewolenie

Żeby to pojąć, należy oderwać się nieco od bieżącej gonitwy myśli i zdarzeń, i przypomnieć sobie, co tam niegdyś dziadki, babki i ksiądz dobrodziej gadali. Coś mówili o życiu wiecznym i duszy zbawieniu, ale kto by tam w dzisiejszych czasach czwartej rewolucji przemysłowej poważnie myślał o jakichś średniowiecznych zabobonach. Tu nauka, postęp, ludzie chcą wreszcie żyć po swojemu, rozwijać swój potencjał, każdy chce kochać tak, jak chce i być tym, kim pragnie. Taka jest właśnie recepcja współczesnego człowieka, który poglądy te posiada sam nie wie skąd. Przecież wszyscy teraz tak myślą i działają, więc musi to być prawda.

Jaka jest aktualna wersja prawdy, dzisiejszy człowiek dowiaduje się z ekranika, migającego kolorowymi obrazkami. A tam algorytmy sztucznej inteligencji ustawiają go do pionu tak, jak trzeba. Ludzie, którzy mają prawdziwą inteligencję i wielkie pieniądze tworzą algorytmy pod siebie, w systemach, które zbudowali i sprzedali ludziom, aby myśleli i robili to, co powinni.

Czytaj także: Demostenes i Herostrates

Człowiek nowoczesny dąży do dobrostanu, taki jest cel jego życia. Po angielsku wellbeing tłumaczy się również jako dobre samopoczucie. Wyjaśnieniem tego pojęcia zajmuje się niezawodna Światowa Organizacja Zdrowia. Przyjęto tam konstrukcję dobrostanu subiektywnego jako jednego z elementów ludzkiego zdrowia. Oprócz obiektywnych wskaźników medycznych, takich, jak brak choroby czy niepełnosprawności bierze się pod uwagę subiektywnie postrzegane przez człowieka zadowolenie z fizycznego, psychicznego i społecznego stanu własnego życia. Tyle definicja, trzeba ją wypełnić treścią. Skoro jednak jest tu subiektywna opinia, to powinien każdy człowiek sam określać swój wzór dobrostanu. I tak się dzieje, oczywiście według norm, określonych przez ekspertów WHO. Któż bowiem może lepiej znać się na dobrostanie, niż oni?

Dobrostan, tak jak większość ludzi go rozumie, oznacza stan, w którym człowiek czuje się dobrze. Wydaje się to oczywiste i trywialne, można przejść nad tym do porządku dziennego i dalej szukać przyczyn obecnego stanu rzeczy. Trzeba jednak nad tym się zatrzymać i uzmysłowić sobie, co to znaczy, że dobrostan jest celem życia nowoczesnych ludzi. Jednocześnie prawie każdy człowiek przyzna, że chce być szczęśliwy. Antynomia tych dwóch pojęć jest właśnie głównym źródłem naszych problemów.

Definicji i opisów pojęcia szczęścia jest co nie miara, tak samo, jak pojęcia wolności. Chcę zwrócić uwagę na szczęście chrześcijańskie. Jak mamy napisane w Bogurodzicy, „(…) a na świecie zbożny pobyt, po żywocie rajski przebyt”. Jest to najprostszy opis szczęścia. Życie doczesne należy kształtować w oparciu o Dekalog, przykazania miłości Chrystusa oraz inne wskazania Starego i Nowego Testamentu. Można też skorzystać z preaceptów Ulpiana: „honeste vivere, alterum non laedere, suum cuique tribuere” – żyć godnie, drugiemu nie szkodzić, oddać każdemu, co mu się należy. Żyć tak, by służyć Bogu i ludziom. Nie zmarnować talentów, ale używać ich na chwałę Bożą, dla dobra swego i innych ludzi. Celem głównym życia ludzkiego jest tu osiągnięcie zbawienia w życiu przyszłym, czyli po śmierci. Bóg wyraźnie powiedział, co należy czynić, a czego czynić nie wolno. Każdy, kto w Boga wierzy i postępuje według słowa Bożego zostanie zbawiony mocą łaski Pańskiej, i wtedy będzie prawdziwe szczęście. Natomiast na tym świecie samo dążenie do szczęścia wiecznego powoduje, że człowiek żyje uczciwie i zdrowo, nie robi złych rzeczy, nie krzywdzi siebie i innych, dobrze żyje z ludźmi. Dzięki temu czerpie satysfakcję z tak udanego życia, i to jest szczęście doczesne. Jest ono więc efektem ubocznym i zarazem konsekwencją dążenia do zbawienia.

Zanim przejdę do dalszych rozważań, muszę wprowadzić i wyjaśnić trzy pojęcia, niezbędne dla postępu zrozumienia. Należy mieć świadomość, że istnieje cały przemysł doradzający ludziom, jak żyć, co robić, co myśleć. Jest to korpus wszelakiej maści psychologów, psychiatrów, doradców, coachów, mentorów, trenerów, pedagogów, których łączy to, że wszyscy razem i każdy z osobna realizują interesy wielkich kapitalistów globalnych, czyli globalistów. To pierwsze pojęcie. Ludzie ci dążą do monopolizacji wszystkiego w swoich rękach, a do tego potrzebują sformatować umysły tak, aby ludzie zachowywali się w sposób przewidywalny, oczekiwany i kontrolowany. W tym celu zbudowali ów potężny przemysł psychologiczno – pedagogiczny, który nazywam psychopedą. To drugie pojęcie. Funkcjonariusze psychopedy mają różną rangę i różnie są umocowani. Część z nich zatrudniona jest na uczelniach, również państwowych, gdzie opanowali większość wydziałów humanistycznych, szczególnie psychologię i pedagogikę. Dzięki temu wyznaczają standardy wychowania i edukacji w świecie białego człowieka. Jest to część większego zamierzenia globalistów, prowadzącego do przejęcia świata nauki. Dzięki swoim pieniądzom i możliwościom budują swe wpływy na uniwersytetach i innych uczelniach, zapełniając je swoimi ludźmi z tytułami naukowymi. Dlatego obecnie duża część środowiska ludzi na uczelniach nie zajmuje się poszukiwaniem prawdy dla dobra ludzkości, lecz wykonuje zlecenia globalistów, co jest równoznaczne z destrukcją prawdziwej nauki. Ludzi tych, z uwagi na tytuły przed nazwiskami nazywam osobami profderhab.

Czytaj też: Mędrcy z Davos

Zupełnie czym innym niż szczęście chrześcijańskie jest dobrostan. Tu szczęście ma definicję utylitarną – benthamowską, polegającą na braku bólu i doznawaniu przyjemności. Jest to więc bardziej hedonizm, niż epikureuizm. Potrzeby człowieka wyjaśnia słynna Piramida Maslowa. Większość popularnych obrazków umieszcza na szczycie samorealizację, lub samoaktualizację. I to jest obecnie punktem dojścia ludzi dobrostanu. Mamy tu jednak do czynienia z fałszerstwem, bo psychopeda nie ujawnia, że Maslow pod koniec życia uzupełnił swą piramidę, na szczycie umieszczając transcendencję, a na to psychopeda reaguje jak diabeł na święconą wodę. Jednak na wszelki wypadek, gdyby ktoś jednak to odkrył i zaczął zadawać niewygodne pytania, przygotowano wyjaśnienie zarówno samorealizacji, jak również transcendencji.

Samorealizacja według profderhabów z psychopedy ma oczywiście cały szereg ładnie brzmiących wskazań, lecz fundamentalnie oznacza proces stawania się tym, kim chce się być. Nie jest to więc żaden konkretny poziom finalny, lecz proces, który może trwać całe życie, bo człowiek może przecież zmieniać swoje zachcianki, w czym dopomaga mu kolorowy ekranik z algorytmami globalistów.

Transcendencja nie oznacza dziś tego, co myślą chrześcijanie. Nie jest to dążenie do Boga, zostały znalezione inne formuły. W sukurs psychopedzie przyszedł postęp neuronauk i neuroobrazowania działania ludzkiego mózgu, jaki dokonał się w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Zaczęto rozumieć działanie neuronów, połączenia synaptyczne, jak pracują biochemiczne mechanizmy motywacji. Zrozumienie tych procesów wciąż znajduje się na poziomie bardzo podstawowym, ale już to wystarczyło profderhabom, aby wyciągnąć wybiórczo pewne pojęcia i procesy i włączyć do swoich teorii powszechnego sformatowania umysłów. Założenia tej globalistycznej wizji człowieka są bardzo proste i wynikają z marksowskiego materializmu. Człowiek jest tu jedynie biologiczną maszyną, zbiorem tkanek i narządów. Tym, co decyduje o tym, czy, jak i kiedy człowiek działa lub nie działa, są bodźce płynące ze środowiska zewnętrznego lub wynikające z instynktowych popędów. Bodźce te poprzez receptory zmysłowe są przekazywane do mózgu, gdzie pobudzają neurony do emitowania elektrycznych impulsów. Te z kolei powodują wydzielanie określonych substancji chemicznych, które wpływają na różne partie mózgu, które podają sygnały do narządów i członków ciała. I tak w skrócie działa człowiek według globalistów, ich profderhabów i psychopedy. Jest to powielane przez wszystkie istniejące kanały informacyjne i wpływa na ludzi. Człowiek w tej wizji nie ma ani duszy, ani też wolnej woli, ani nawet osobowości. Człowiekiem można więc sterować za pomocą impulsów z zewnątrz. Takimi na przykład, jak kolorowe obrazki na ekraniku smartfonika, których treść, a więc też konkretny rodzaj impulsu dobierany jest poprzez algorytmy globalistów.

Czytaj także: Magowie z czarodziejskiej góry

Jednocześnie psychopeda podkreśla znaczenie wewnątrzsterowalności człowieka, szukania własnego „ja”, zaspokajania swoich potrzeb, wolności wyboru. Jest bardzo dużo postulatów wolnościowych w przekazie psychopedy. Wabi to ludzi dobrostanu, bo oni myślą, że dzięki ich poradom wreszcie będą całkowicie wolni, niezależni, będą mogli robić, czego pragną, słowem, każdemu będzie się należało wszystko według jego potrzeb, od każdego będzie się oczekiwać według jego możliwości. Obietnica wolności i dobrobytu materialnego za darmo. Srodze zawiodą jednak się ci ludzie, bo tam w założeniach tkwią ukryte zasadzki. Wszystko, czego chcieć może człowiek dobrostanu, nie pochodzi z jego woli, bo takiej dla globalistów nie ma. Są tylko reakcje na impulsy, a to obrabiać globaliści świetnie się nauczyli dzięki swoim profderhabom. Już od końca XIX w nurcie psychologii eksperymentalnej słynnej szkoły lipskiej, zapoczątkowanej przez prof. Wilhelma Wundta, rozwijano możliwości bodźcowania. Kolejni prominentni naukowcy tego nurtu uczyli się, jak sterować człowiekiem, aby nie był on tego świadom. Wpierw eksperymentom poddawano zwierzęta w klatkach, takie, jak kurczaki, koty, szczury, małpy, a nawet ryby. Doświadczenia te zastosowano wobec ludzi z dobrym skutkiem, to znaczy nauczono się sterować człowiekiem na poziomie behawioralnym tak, jak zwierzęciem. Rozwijano dalej tę wiedzę w nurcie behawioryzmu, a później neurolingwistyki. Jednocześnie inne nurty psychologii penetrowały wszelkie meandry ludzkiej psychiki, rozwijając szczególnie psychoanalizę i zgłębiając kwestie seksualności ludzkiej. Te wszystkie nurty w końcu połączyły się w jeden globalistyczny trend, którego podbudowami ideologicznymi jest marksizm i niczeańsko – heideggerowski nihilizm. Twór ten ewoluował i przepoczwarzał się w postmodernizm, wchłaniając po drodze wszystko, co tylko może doprowadzić do rozkładu człowieka i normalnego społeczeństwa. Obecnie odnogi tej globalnej ośmiornicy myśli znajdują się w większości przejawów życia społecznego i publicznego, infekując też umysły w znacznej liczbie.

Ludzie, którzy uwierzyli w dobrostan i dążą do samorealizacji podążają więc drogą, wytyczoną przez psychopedę i robią nie to, czego chcą oni sami, lecz to, czego chcą globaliści. Samorealizacja, jak wskazuje źródłosłów, oznacza, że człowiek będzie coś robił sam dla siebie. Jest więc to założenie głęboko egoistyczne i aspołeczne. Człowiek ten będzie dążył do dobrego samopoczucia, czyli przyjemności zmysłowych, bo nic innego przecież nie ma u psychopedy. Takie przyjemności jednak są ulotne, co już zauważyli starożytni hedoniści. Jedyną radą dla człowieka, który się tak samorealizuje jest jeszcze więcej przyjemności jeszcze bardziej intensywnej. Będzie więc musiał dostarczać do mózgu coraz więcej impulsów, powodujących wydzielanie dopaminy, co prowadzi do uzależnienia. Takimi impulsami są na przykład: ruchome obrazki na ekraniku, seks, narkotyki i wszelkie inne czynności wykonywane kompulsywnie. Jednocześnie człowiek taki, idąc za Arystypem i Benthamem będzie unikał cierpienia. Cierpieniem dla niego będzie wszelki dyskomfort, tak fizyczny, jak psychiczny. Nauczenie się czegokolwiek, co będzie wymagało wysiłku będzie wykluczone, podobnie regularna praca zarobkowa. Trwały związek i własna rodzina będą dlań nie do zniesienia, bo wymagają wyrzeczeń i kompromisów, co zakłóci mu samorealizację i spowoduje dyskomfort. Cokolwiek, co będzie musiał zrobić pożytecznego dla siebie lub innych powodować będzie traumę i depresję, a w końcu PTSD – zespół stresu pourazowego. Pragnąc samorealizacji i przyjemności dobrostanu, stanie się skrajnym narcyzem i egoistą, uzależnionym od impulsów, pobieranych z systemów bodźcowo – behawioralnych, należących do globalistów. Taka sytuacja życiowa oczywiście spowoduje liczne pogłębiające się problemy psychiczne, co popchnie go do szukania pomocy u specjalistów, czyli u psychopedy, która go wcześniej wepchnęła w ten żałosny stan. A psychopeda zaordynuje mu terapie i psychotropy. Innemu zdiagnozuje, że ma problemy z orientacją seksualną, i skieruje w opiekuńczo – empatyczne ramiona kochających różnorodnie. Innemu jeszcze powie, że ma dysforię płciową, i powinien przejść przez tranzycję, bo tylko wtedy poczuje się lepiej, po czym delikatnie wtuli go w objęcia skoligaconego przemysłu kastracyjno – sterylizacyjnego, produkującego eunuchów, wiernych, bo dozgonnie uzależnionych od leków i wsparcia psychopedy. Te skrajne przypadki wcale nie są zmyślone, na Zachodzie mniej więcej od 2010 r. nastał dramatyczny wzrost przypadków dysforii płciowej wśród nastolatków. Zaczyna się to również w Polsce.

Czytaj także: Rewolucja czy kontrrewolucja

Jeśli już jesteśmy przy sferze seksualno – relacyjnej, to dzielne WHO określa składniki zdrowia: dobrostan fizyczny, dobrostan psychiczny (emocjonalny i osobowościowy), dobrostan społeczny. Natomiast koniecznymi elementami tych składników jest zdrowie seksualne i zdrowie reprodukcyjne. Za tymi enigmatycznymi nazwami kryje się coś, co przed psychopedą określało się jako deprawację, ruję, porubstwo, rozpasanie, rozpustę, łajdactwo, sprośność, nierząd, degenerację, Sodomę i Gomorę, dzieciobójstwo. Wszystko, tylko nie normalna rodzina z normalnym stosunkiem do seksu i moralnym wychowaniem dzieci i młodzieży.

Owa słynna wewnątrzsterowalność, której konieczność budowania w człowieku podnosi neurodydaktyka, kojarzona jest powszechnie jako postępowanie zgodne z własną wolą, autonomiczne i niezależne od czynników zewnętrznych. Jest to kolejna pułapka, bazująca na dobrej wierze i niewiedzy słuchaczy. Skoro dla psychopedy nie ma wolnej woli i autonomii, a tylko naturalne reakcje fizykochemiczne na bodźce, wewnątrzsterowalność należy rozumieć zupełnie inaczej. Oznacza to całkowitą podległość umysłu naturalnym impulsom, powodującym naturalne reakcje behawioralne, szczególnie te, które oparte są na dopaminie i serotoninie, oraz zakaz wywierania nacisków, które prowadzą do wysiłku, nie powodującego natychmiastowej przyjemności. Wola samego człowieka, który ma być wewnątrzsterowalny też jest traktowana jako niedozwolony czynnik obcy, rodzaj dominacji i przemocy stosowanej przez patriarchalną strukturę władzy. Innymi słowy, dla psychopedy wolność wewnętrzna oznacza wolność poddawania się instynktom i popędom, prowadząca do natychmiastowego ich zaspokojenia. Takie odwracanie kota ogonem typowe jest dla logiki talmudycznej.

Inne jeszcze skutki poszukiwania dobrostanu nastąpią na płaszczyźnie społeczno – politycznej. Ludzie dobrostanu jako niezbędny warunek dobrego samopoczucia odnajdą poczucie własnego bezpieczeństwa. To, na co się w życiu całym zdobędą oscylować będzie tylko w obszarach, gdzie takiego poczucie dostąpią. Unikać wręcz panicznie będą wszystkich sytuacji, które im to poczucie bezpieczeństwa zaburzą. Wezmą tyle dawek szczepionki, ile każą, schowają się w areszcie tak długo, aż pozwolą wyjść. Gdy wróg napadnie Ojczyznę, jako pierwsi uciekną za granicę. Zrobią wszystko, co powiedzą im ekrany, dostarczające impulsów. Oddadzą panowanie nad swym życiem systemom, należącym do globalistów, organizującym zbiorowe bezpieczeństwo na zasadzie niewolniczej hodowli.

Czytaj także: Rewolucja jako kontra

Konstrukt dobrostanu jest na tyle nowy, że póki co niewielu objął starców. I tu kryje się kolejna pułapka, bowiem warunkiem korzystania zeń, oprócz poczucia bezpieczeństwa jest dobry stan fizyczny, szlachetne zdrowie. I tu każdy człowiek jest na z góry przegranej pozycji, śmiertelnym będąc, co zwykle poprzedzane jest dość paskudnym samopoczuciem, a trwać potrafi długo. Tu boli, tam strzyka, tu się nie zgina, to już nie funkcjonuje. Cóż zrobić ma ów dobrostanowy biedaczyna, gdy już dobrostanu zażyć nie będzie mógł? Otóż i jest złoty środek, balsam kojący od globalistów, są już kapsuły eutanazyjne najnowszej generacji, a postęp wciąż się toczy. Już niedługo eutanazja będzie równie dostępna, powszechna, bezpieczna i tania, jak aborcja. Oczywiście o zbawieniu duszy mowy być tu nie może, ale według psychopedy wcale jej nie ma.

Jakże inaczej te sprawy kształtuje światopogląd chrześcijański, zorientowany na życie wieczne i dobra wyższe. Przyjemność zmysłowa i owszem, fajna jest, lecz jeśli jej akurat nie ma, to strata niewielka, mając widok na rozkosze niebiańskie. Tu w cenie są działania ludzkie, skierowane na cele odległe, i nie tylko przyjemności osobiste mając na względzie, ale też dobro powszechne i innych ludzi. Można więc zakładać rodziny, przyjmować dzieci, wychowywać uczciwie na porządnych, pomyślność Ojczyzny budować, tejże bronić od wrogiej inkursji. Dyskomfort to nic, hartuje ciało i charakter, o depresjach tylko z opowieści słyszano, traumę jak ktoś miał, to przebolał, w Panu mając oparcie i ludziach życzliwych.

Ciało dla chrześcijan nie jest celem samym dla siebie, lecz mieszkaniem duszy, specjalnym, bo mobilnym. Jest więc jakoby wehikułem, którym dusza, niczym kierowca samochodem kieruje. Maszyna ta na całe życie służyć musi, dlatego trzeba o nią dbać, nie przeciążać, naprawiać wedle potrzeb. Ale choćby najpyszniejszy pojazd był, wszelako kierowca nie jest jego sługą, lecz panem. Tak długo więc będzie swym cielesnym wehikułem świat przemierzał, aż ten, zużyty, służby dalszej odmówi, bo i naprawiać więcej się nie da. Wtedy będzie koniec jazdy, i każdy człek Boży o tym wie, na chwilę tę duszę szykując. Moment ten nazywa się śmiercią. Lecz ten, co swój dobrostan a samorealizację jeno będzie miał na względzie, co pocznie, gdy koniec jego jazdy nastąpi? Skończy mu się i dobrostan, i samorealizacja, i za żadne pieniądze ani zaklęcia sobie czasu jazdy nie dokupi.

Mamy więc do czynienia z epokową zmianą, wielką, a niedostrzeżoną powszechnie. Oto zamieniono ludziom cel życia – zabrano zbawienie, a w to miejsce podmieniono dobrostan. Wszystko wskazuje na to, że zrobiono to celowo, planowo, konsekwentnie. Dokonali tego globaliści, używając profderhabów, psychopedy, i innych swych potężnych wpływów. Celów tu jest wiele, ale główne są dwa – doczesny i eschatologiczny. Cel doczesny to skupienie w ręku wąskiej grupy globalnej oligarchii władzy nad znaczną częścią ludzi, nad ich zasobami i owocami pracy. Wymaga to zamiany społeczności ludzkich w bezkształtne stada hodowlanych niewolników. Drugi cel, eschatologiczny dla ludzi nie wierzących wyda się nieważny i nieistniejący. Celem tym jest oszukanie jak największej ilości ludzi, aby w ogóle nie zajmowali sie sprawami duszy i zbawienia, lecz by żyli w taki sposób, który skieruje ich na drogę ku potępieniu. Tu idzie o to, aby jak najwięcej dusz podać szatanowi prosto do piekła.

Nie myślą o tym dziś ludzie młodzi, nie myślą zdobywcy świata i okolic, co jeszcze w sile wieku będąc, kolejne swe związki zakładają na przemian z rozwodami. Nie myślą postępowe nauczycielki, co tak pieją nad dobrostanem dzieci, a nauki zdrowej im odmawiają, by dzielnymi dorosłymi się stali. Nie myślą postmodernistyczni kapłani nowej wiary, emocjonalnie rzucając dusze wiernych w objęcia nieznanego bytu. Nie myślą ludzie publiczni, służąc globalnej władzy, by lud prowadzić na zatracenie. Trzeba, aby ktoś im o tym powiedział, zanim nastąpi koniec jazdy.

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj

obrazek: domena publiczna licencja cc0, https://pixabay.com/pl/photos/kogut-w-koszyku-dobrostan-zwierz%C4%85t-4416134/