szczegóły zdjęcia: Licencja CC BY SA-2.0 Can Ayaz, strajk kobiet w Warszawie 2020
O globalizmie:
Zrozumieć globalną władzę. Cz I struktury
Zrozumieć globalną władzę. Cz.II procesy
Dużo można znaleźć ostatnimi czasy porad wielce mądrych lub raczej mądrość udających, jako to różne psychiczne konstytucje mając, ludzie czasów naszych różnie zachowywać się mogą. Wszystko im więc płazem powinno uchodzić, bo nic na to poradzić nie mogą, skoro taką, a nie inną właśnie konstrukcję psychiczną mają. Tłumaczą to mędrcy od mentalu, specjaliści wszelacy, psycholożki empatyczne, coache dzielni, trenerzy ofiarni, terapeuci oddani. Nie wdając się tu i teraz w dywagacje nadmierne, wskazuję na trzy źródła. Pierwsze to naturalizm, czyli wyjaśnienie wszelkich zachowań ludzkich naturalną, biologiczną kondycją i ewolucyjnym uwarunkowaniem. Drugie to psychoanaliza, czyli usilne poszukiwania we wczesnej historii każdego ukrytych popędów i traum, stłumionych przez przymus kultury. Trzecie to okultyzm, czyli wiara w mroczne siły spoza świata zmysłów, duchy i demony, kierujące ludzkim losem. To z grubsza biorąc są podstawy tego, co dziś zwie się psychologią, co zostało powszechnie uznane za naukę, a czemu ludzie współcześni pozwolili sobą kierować. Ta mitologia, za naukę uważana jest dziś dla większości białych ludzi świętą księgą, której nakazy wykonują w bałwochwalczym oddaniu. Dzisiejszy lud niegdyś chrześcijański, porzuciwszy wiarę prawdziwą musiał bowiem wybrać sobie nową. W miejsce metafizyki Chrystusowej obrał więc sobie do wierzenia kabalistyczną mitologię. Ona się bowiem kryje za meandrami współczesnej psychologii. Kabała, przepracowana przez liczne pokolenia heretyków judaizmu, z Sabatajem na czele, co mistrzem był dla Freuda. W to wierzą dzisiejsi wyzwoleni, postępowi ludzie. Wszystkie te kabalistyczne nauki, należące do spektrum współczesnej psychologii mają wspólną cechę. Nie uznają wolnej woli. Niektóre w ogóle nie uznają duszy, a jeśli jakieś uznają, to nie jest ona wolna, lecz zawsze podlegająca siłom zewnętrznym. To jednak tylko tytułem wstępu. Chcę bowiem zająć się najpowszechniejszym dziś zaburzeniem społecznym, które zwę osobowością ego/emo.
Nie ma takiej nazwy w annałach psychologii, sam ją ukułem, żyjąc wśród ludzi i doświadczając ich. Zbliżona jest do niej nieco osobowość borderline, ale nie całkiem. Osobowość ta ma dwa komponenty współistniejące: ego i emo.
KOMPONENT EGO
Dzieli się on na dwoje – egotyzm i egoizm. Ściśle związane, są jednak czymś innym. Egotyzm to ksobność – człek taki wszystko bierze k’sobie, czyli wszelkie zjawiska odnosi do swojej jaźni, swoich doświadczeń, odczuć, pragnień, emocji, celów. Nie potrafi wyjść poza tę ciasną ramę i spojrzeć na świat obiektywnie. Jest to skrajna subiektywizacja, skutecznie uniemożliwiająca oglądanie rzeczy takich, jakimi są naprawdę. Zawsze bowiem egotysta będzie traktował każdą prawdę jako subiektywną. Odrzuca więc prawdę obiektywną, mówiąc: „to jest twoja prawda, a ja mam swoją. Nie ma w ogóle żadnej prawdy wspólnej dla wszystkich, bo każdy ma tylko swoja prawdę subiektywną”. Wszystkich innych ludzi będzie traktował swoją miarą, dlatego ani nie będzie potrafił innych ocenić, ani siebie samego. Nie dostrzeże więc swoich wad, które mógłby poprawić, ani swoich zalet, które mógłby wyzyskać. Dla innych będzie więc nieużyty, a inni dla niego będą obcy. Nie potrafi także rozpoznać przyjaciela ani wroga. W zależności od wahań nastroju, wszystkich będzie traktował bądź jako przyjaciół, bądź jako wrogów.
Egoizm to zamiar i realizacja kierowania się we wszystkich aspektach życia wyłącznie swoim własnym osobistym interesem. Egoista robi tylko to, co mu się opłaca, i ani grama więcej. Ponieważ jednak w tej konfiguracji osobowościowej egoizm współistnieje z egotyzmem,występuje brak należytej oceny rzeczywistości, więc także swojego własnego interesu. Będzie taki go definiował przez pryzmat swych wierzeń, zbudowanych na podstawie osobistych doświadczeń i demonów jaźni, trawiących jego duszę. Nawet więc to, co takiemu człowiekowi się opłaci, nie będzie tym, co się opłaca wszystkim, bo zostanie ściśle przefiltrowane przez osobiste doświadczenia i przekonania, ugruntowane w dziecinnym wieku.
Czytaj: O wielkim hetmanie i wychowaniu rycerskim
KOMPONENT EMO
Emocje ma każdy człowiek, a także niektóre zwierzęta. Tym się jednak różnią jedni od drugich, że zwierzęta woli własnej nie mają, wszystko więc u nich instynkt reguluje. Dlatego też nie mają myśli samobójczych. Inaczej z dwunożnymi. Ci mają duszę i jej wyższe funkcje, czyli rozum i wolę. O ile samo występowanie emocji zwykle nie zależy od rozumu ani woli, są one bowiem reakcją na bodźce, o tyle to, co człowiek z emocją uczyni, zależy już od niego samego. Emocja jest więc naturalna, ale reakcja na nią – wolitywna. Człowiek może być w stanie stresu, błogości, smutku, radości, zakochania, nienawiści, ale to, jak odniesie się do sytuacji i otoczenia zależy od jego własnej woli. Może się uśmiechnąć, może przekląć, może uderzyć, może pogłaskać, może działać, może zaniechać. Emocje są bardzo silnym, ale tylko czynnikiem, wpływającym na proces decyzyjny i dalsze postępowanie. Nie jest prawdą to, co dziś często twierdzi psychologia, że emocje mają człowieka we władaniu, że nie jest on w stanie nic zrobić, bo jest w depresji, ani się powstrzymać, bo znajduje się w silnym stresie. Jest to powszechne dziś oszustwo, maskujące proces odbierania ludziom decyzyjności, a więc także wolnej woli, co prowadzi do samopozbawienia się wolności. Czasem niezwykle trudno jest zapanować nad emocjami. Każdy to przeżywał, oprócz ludzi całkiem pod tym względem upośledzonych, co jest już jednak sytuacją kliniczną. Szczególnie dzieci do pewnego wieku nie mogą nad nimi zapanować, co związane jest z niedojrzałością biologiczną. Dlatego więc pozostają pod władzą i nie podejmują same decyzji. Jednak człowiek w pewnym wieku osiąga już taki etap dojrzałości biologicznej, że jest w stanie panować nad swoimi emocjami i zachowaniami. Jeśli tego nie czyni, to dlatego, że nie dojrzał mentalnie, a utrzymywać ten stan może jedynie z własnej woli – bo tak mu wygodnie. Nawet, jeśli sobie tego nie uzmysławia i żyje w nieświadomości swojego dziecięcego stanu, nie jest to żadnym usprawiedliwieniem, gdyż ma wszelkie moce po temu, aby dojrzeć i z dziecięctwa się wydobyć.
Czytaj: Wolność wyzwolona i zniewolenie
Jest więc osobowość typu emo, która na tym polega, że jej posiadacz nie panuje nad swoimi emocjami i zezwala, aby to one panowały nad jego wolą i rozumem. Może być tak, że taka osoba ma typ emo, ale nie występuje w niej typ ego, opisany wyżej. Zdarza się to dość często, szczególnie w przypadku kobiet i mężczyzn – choleryków. Jeśli osoba emo ma także innych ludzi na względzie, wówczas pomimo przeróżnych napadów, utrudniających współżycie w końcu poprzez wpływ innych dobrych dusz wokół zmiarkuje się i utemperuje, wiodąc życie wcale szczęśliwe. Również jeśli jest osobowość ego, ale panuje nad emocjami, to mimo, że zadufany egoista, w końcu dojrzy, że jego samolubstwo sprawia, że inni stronią od niego i bliższych z nim stosunków. Człowiek to jest jednak zoon politikon, zwierzę społeczne, co dostrzegł już Arystoteles, autarkią być nie może i do swego życia innych ludzi potrzebuje. Egoista, nawet egotyczny, którego emocje do cna z rozumu nie obiorą, będzie więc musiał uwzględnić interesy innych ludzi wokół, jeśli nie z dobrej wiary, to chociaż z wyrachowania. Jeśli inni wokół znać będą jego przypadłości, dojdą z takim do ładu, a i on sam jakoś będzie mógł życie swe ułożyć.
Jeśli jednak razem w jednym człowieku ego z emo występuje, nie masz żadnej rady ni ratunku dla takiego. Niczym dziecko małe, co klocki swe rozrzuca, tak samo i osoba taka rozrzuci na cztery strony świata to wszystko, co na istotę jej życia się składa. Niczego zwykle sama nie dokona, bo zanim do pracy się przyłoży, już cierpliwość straci. Jeśli wespół z innymi pocznie działać, wnet w kłótnie wejdzie z wszystkimi naraz i każdym z osobna. Jeśli co zbuduje, to raczej nie sama, lecz wespół z innymi. Wnet na rozkrusz pójdzie dzieło takie, i nie tylko swoją pracę zniweczy, ale też wysiłek innych zaprzepaści. Ego zabroni patrzeć, czego inni potrzebują, a emo energii destrukcji udzieli. Niczego też człowiek ego/emo się na swoich błędach nie nauczy, bo zawsze będzie mniemał, że to on sam jeno praw, a inni tylko błądzą i na złość mu robią. Zwykle przy tym osobowości takie fantazję mają bujną i gładko konfabulacje tworzą, w które zaraz też sami wierzą. Pozostają więc stale w świecie fikcji i urojeń, nieszczęśliwi przez świat cały, nie widząc, że to oni w tym świecie jedyną Nemezis. Ściągają też na siebie niewiarygodne nieraz kłopoty, których twórcy bajek nawet by nie wymyślili.
Czytaj: W kleszczach ignorancji
Radzić sobie z osobowością ego/emo można na dwa sposoby. Pierwszy i najpewniejszy, oddalać takich od siebie i w konszachty nie wchodzić. Szczególnie żadne trwałe wspólne przedsięwzięcia nie powinny być z takimi osobami pod żadnym tytułem zawierane. Małżeństwo z ego/emo niechybnie skończy się rozwodem, rujnującym emocjonalnie i materialnie, i będzie to najłagodniejszy sposób na wyjście z piekła na ziemi, w jakie obróci się życie z taką osobą. Nie należy dać się zwieść pozorom. Osoby takie, jeśli im zależy, potrafią przez pewien czas dobrze udawać. Mogą okazać bardzo silne uczucie, mające pozory miłości. Będą jednak tak kochać nie drugiego człowieka, lecz swój stan emocjonalny. Ich emocje są dla nich bowiem najcenniejsze, i najbardziej kochają być w stanie głębokiego poruszenia, obojętnie, czy w miłości, czy w nienawiści. Jeśli więc mocno kochają na początku, to na końcu będą równie mocno nienawidzić, a zmiana nastąpi nagle i niespodziewanie, bez żadnego racjonalnego powodu.
Jeśli ktoś z taka osobą przebywać musi z powodów konwencjonalnych, wynikających ze stosunku pracy lub sąsiedztwa lub innych podobnych, niech stara się ze wszystkich sił oddalić się od niej. Nie będzie bowiem z nią spokoju. Jeśli to możliwe, lepiej zmienić pracę i miejsce zamieszkania. Jeśli nie da się odseparować, należy w każdej chwili spodziewać się ataku. Lepiej zawczasu oddzielić się murem procedur i sztywnych zasad, a każde ustalenie z takim człowiekiem dokumentować, by mieć podkładkę formalną na wypadek ataku lub zdrady. Nie pozwalać na spoufalanie, nie przypuszczać do swoich spraw, trzymać na dystans. Osobę taką w jej dziele zniszczenia może bowiem powstrzymać jedynie twardy i bezwzględny opór. Należy wznieść swoją twierdzę, podobną do fortecy bastionowej, wznieść wały, wykopać fosy, wystawić ostrza i lufy, by takiego ego/emo bliżej, niż na strzał z muszkietu nie dopuszczać. Ogólna zasada oddalenia od siebie ludzi ego/emo musi jednak mieć nad sobą regułę wyższą, że zawsze należy dawać szansę na nawrócenie. Jeśli taki człowiek szczerze błędy swe dostrzeże i naprawę rozpocznie, wówczas można go przypuszczać bliżej, w miarę jego moralnych postępów. Jeśli jednak pomimo dawanych szans przy swoim się upiera, niech pozostanie z dala pod murami, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Gorzej jest, gdy osobowość ego/emo jest blisko spokrewniona, szczególnie jako matka. Będzie bowiem stosować szantaże emocjonalne i gotowa jest zniszczyć każdy inny związek, nawet małżeństwo swojego dziecka, byle tylko uczynić zadość swojej żądzy. Nieszczęście polega na tym, że od tak bliskiej osoby nie można się całkiem odseparować. Dopóki będzie miała ona jakikolwiek wpływ decyzyjny, będzie niszczyć. Jak najszybciej więc należy się od takich osób spokrewnionych emancypować i uniezależniać. Do założonej przez siebie rodziny zbyt blisko nie dopuszczać. Stworzyć takie warunki, w których od osób takich nie zależy nic ważnego, wówczas dopiero będzie można je otoczyć opieką.
Skąd się tacy biorą, odwieczne pytanie. Zawsze tacy byli, człowiek bowiem od czasu swojego upadku podatny jest na grzech. Współczesne czasy zapewniają jednak stały, rosnący dostęp osobowości ego/emo. I tu wytłumaczenie jest tak proste, że umyka umysłom. Ludzie są współcześnie psuci celowo. Wszystkie modele wychowawcze, zalecane przez tzw. specjalistów od wychowania są w istocie antywychowawcze. Ci doradcy skupieni są w przemyśle psychologiczno-pedagogicznym, będącym jednocześnie armią sformowaną i rzuconą do boju przeciw narodom. Zwę to środowisko psychopedą. Oni właśnie wzięli na warsztat teorie psychologiczne, i synkretycznie sklejając Rousseau, Freuda (a z nim kabałę), Junga (a z nim okultyzm), Watsona (a z nim behawioryzm), a dalej Deweya, Makarenkę, Rogersa, Perlsa, Masłowa, Reicha, Adorno, Fromma, Kinseya, Kohlberga, Skinnera, Derridę, Foucault, Levinasa, von Schoenebecka, von Braunmuhla, Spocka, Juula i wielu innych luminarzy prania mózgu stworzyli współczesne tzw. style wychowawcze, które pomimo pozorów różnorodności są w zasadzie tym samym sposobem. Zwę go „chowem egotycznym”, a jest on niczym innym, jak wychowaniem małego barbarzyńcy, zwierzątka wrzeszczącego, małej bombki z zapalonym lontem wielorazowego użytku. W wersji dla chłopców jest to „Piotruś Pan”, dla dziewcząt – „królewna świata”. Wskazania wychowawcze psychopedy są zwielokrotnione przez antykulturę masową, która od urodzenia zaczyna kształtować ludzi przez wszystkie media ze smartfonem na czele.
Czytaj: Demostenes i Herostrates
Powód takiego zabiegu jasny jest, a jednocześnie zbyt oczywisty, aby został powszechnie dostrzeżony i uznany. Tacy ludzie bedą mieli poważne trudności, aby założyć rodziny, firmy, stowarzyszenia, partie. Zwykle też, skupieni na swoich stanach emocjonalnych nie zdołają nabyć umiejętności wykwalifikowanych. Jest to więc inwestycja globalnej władzy w zasób ludzki, który się nie porozumie, nie zjednoczy, nie zbuntuje, nie zorganizuje własnego państwa. Ludzie tacy będą zależni od wsparcia z zewnątrz, które w zamian zażąda niewolniczego oddania.
TEORIA SERA
Człowiek z wiekiem powinien być coraz mądrzejszy z racji doświadczeń. Nie dotyczy to osób ego/emo. Oni raczej z wiekiem będą coraz bardziej zajadli, a ich destrukcyjne cechy osobowości zwykle ulegają wzmocnieniu. Odpowiedzialny za to jest proces, który nazywam „TEORIĄ SERA”. Proszę sobie wyobrazić ser długodojrzewający. Na początku jest miękki i nasączony wodą. Jednak w miarę leżakowania woda odparowuje, aż zostaje esencja sera, twarda i bardzo silnie aromatyczna. Podobnie jest z ludźmi. Za młodu lico gładkie, skóra jędrna i nawodniona. Człowiek młody musi nawiązać relacje z innymi ludźmi, żeby założyć rodzinę i zrodzić potomstwo, dlatego musi być atrakcyjny dla świata, i tacy właśnie są młodzi ludzie, szczególnie kobiety. Gdy jednak już zapoznali, kogo mieli zapoznać, zrodzili (lub też nie, co staje się coraz częstsze), kogo mieli zrodzić, nie muszą już wabić. Z wiekiem woda z człowieka uchodzi, jędrność się obkurcza, nie musi już udawać przed światem kogoś atrakcyjnego. Tak, jak zostaje esencja sera, zostaje też esencja charakteru. Poza więc przypadkami uwiądu starczego, taki człowiek, jaki jest na starość, taki był przez całe życie, tylko rozcieńczał to wodą rozlicznych relacji międzyludzkich, które musiał nawiązać.
Czytaj: Celowa dekonstrukcja edukacji
Najbardziej zastanawiające jest to, że ludzie ci wcale nie muszą być tacy wredni i bezmyślni. Mogliby zupełnie inaczej pokierować sobą i swoim życiem. Wolą jednak pogrążać się w otchłani osobowości ego/emo, unieszczęśliwiając siebie, unieszczęśliwiając innych. Taki determinizm na własne życzenie.