O wielkim Hetmanie i wychowaniu rycerskim

7 października 2022

Hetman Wielki Koronny Stanisław Żółkiewski, jedyny pogromca Moskwy, zapisał się w historii jako jeden z najwybitniejszych polskich dowódców. Stał się legendarną postacią. Jednak jego kariera rozwijała się powoli, mało efektownie, a zaszczyty przyszły bardzo późno.

Ówcześnie normą było wśród zamożnych wysyłanie swoich dzieci celem wykształcenia do zagranicznych akademii. Tam miały nabyć ogłady, nauczyć się języków obcych, poznać szeroki świat. Młody Żółkiewski pochodził ze szlachty średniozamożnej. Był wychowywany wśród dobrych przykładów polskiego szlachectwa, jednak na własnym podwórku. Urodzony w Turynce pod Lwowem inicjację do duchowej kultury szlacheckiej uzyskał w szkole katedralnej we Lwowie. Umysł kształcił zaczytując się w dziełach Marka Tuliusza Cycerona i Horacego. Lekturę uzupełniał również o poezję polską, przede wszystkim Jana Kochanowskiego, którego wpływu na formację Stanisława, jak i całego pokolenia nie można nie zauważyć.

Doświadczenie zdobywał u boku swojego patrona Jana Zamoyskiego, niezwykle uzdolnionego człowieka. Ten był dla niego mentorem. Za jego sprawą dostał możliwość czerpania także od innej wybitnej persony, króla Batorego, po wejściu do szerokiego grona jego sekretarzy. Przy Batorym rozpoczął swoją żołnierską drogę. Pierwszy raz na polu marsowym wyróżnił się w bitwie 1580 r. podczas wojny polsko-rosyjskiej (1577–1582). Był już w wieku chrystusowym. Żółkiewski cechował się niezwykłą uczciwością, nie potrafił i nie lubił rozpychać się łokciami, jak wielu innych przedstawicieli szlachty. Być może dlatego jego kariera wojskowa i polityczna rozwijała się wolno. Przy Zamoyskim i za jego protekcją, już zasłużony w boju, został hetmanem polnym. Urząd godny, jeden z najwyższych w I RP, ale w tamtym czasie naznaczony ogromnym wysiłkiem podczas niekończących się wojen na różnych kresach państwa i poza jego granicami. Jak na przykładzie zwycięskiej bitwy w 1600 r. w środku Rumunii, 500 km od granic Rzeczpospolitej, by półtora roku później przerzucić się do dalekiej Estonii i pokonać Szwedów. Żółkiewski już nie był młody, miał 53 lata, a służba zobowiązywała. Być może były to dla niego przedbiegi, parafrazując jego słowa ciało w wojnie hartował i umysł zaprawiał do dzieł rycerskich, bo 10 lat później przeprowadził najefektowniejszą bitwę w historii polskiego oręża.

Czytaj także: Po co nam własne państwo

4 lipca 1610 r. stoczono bitwę pod Kłuszynem, która wprowadziła Żółkiewskiego i jego wojska na Kreml, choć walczył z pięciokrotnie liczniejszym wrogiem. Na przeciwko 35 tys. armii moskiewsko-szwedzko-niemieckiej wystąpiło 5600 husarzy, 700 towarzyszy pancernych i 200 żołnierzy piechoty. Roty husarii by pobić większego przeciwnika przeprowadzały nawet 8-10 krotnie szarże. Poległo tylko 107 husarzy przy wielu tysiącach zabitych Rosjan i Szwedów. Żółkiewski, bez wiedzy swojego króla, podpisał porozumienie z bojarami moskiewskimi, na mocy których Moskwa weszła pod panowanie królewicza Władysława, 15-letniego syna Zygmunta III Wazy. To nie spodobało się królowi. Ten patrząc bardziej realnie od swojego hetmana, wiedział, że moskale zbuntują się szybko przeciwko nieletniemu władcy. Żółkiewski wyrażał nadzieję i pragnienie, by przeszczepić ducha republikanizmu Rzeczpospolitej na tereny wschodnie. Tak, jak udało się to zrobić z księstwem litewskim. Jednak kilkuset letnia różnica cywilizacyjna między Polską a Rosją, już wtedy okazała się dziurą nie do zakopania. Niestety Stanisław Żółkiewski, pomimo swojej wielkości, całkowitego oddania Rzeczpospolitej i królowi, nie zawsze dokonywał trafnych decyzji politycznych.

Zdobywca Moskwy długo czekał na najwyższe wyróżnienie w swojej rycerskiej karierze. Godność hetmana wielkiego koronnego uzyskał dopiero w 1618 r., w jesieni swojego życia, gdy miał 71 lat. Zatem nie był to wiek rozsądny do skutecznej aktywności na polu marsowym. Być może z jego zaawansowanego wieku wynikały decyzje, za które był bardzo krytykowany, na przykład o nie podjęciu walki pod Oryninem podczas najazdów tatarskich w 1618 r. Przypuszczalnie krytyka wobec niego i oskarżenia o tchórzostwo zmobilizowały go później do podjęcia wyprzedzającej walki z Turkami pod Cecorą w 1620 r. Tam niestety poległ z szablą w ręku, zapewne tak jak chciał, uformowany cnotami rycerskimi i służbą dla ojczyzny. To on zresztą spopularyzował powiedzenie zaczerpnięte z Horacego „pięknie i słodko umrzeć za ojczyznę”.

Hetman pozostawił po sobie z ostatnich godzin swojego życia niesamowitą pamiątkę, ostatni list napisany w dniu 6 października, który skierował do swojej żony Reginy. Kobieta ta, z uwagi na to jaką żoną była i jakie szczere uczucie łączyło tych dwoje ludzi, zasługuje również na pamięć. Stanisław Żółkiewski miał do niej pełne zaufanie. Potrafiła wychować dwoje ich dzieci na potrzeby rodzinnego domu, w prawdziwej wierze katolickiej i w gotowości do usług dla Rzeczpospolitej. Podczas długich i częstych nieobecności męża to ona dbała o utrzymanie stanu posiadania, a powracający co jakiś czas z niekończących się wojen Hetman zawsze wracał do domu, który był pełen ciepła ze strony Reginy, i w którym pod jej administracją niczego nie brakowało. To też jeden z przykładów na to jaką rolę w Polsce odgrywały kobiety. Kiedy na Zachodzie równolegle nie miały większych praw, w Polsce zarządzały wielkimi majątkami.

Hetman czując już, że sytuacja w obozie żołnierskim jest zła (wojsko było już zdemoralizowane, pobite) i być może nie uda mu się wrócić do ojczyzny wystosował list, w którym opisuje to, co się wydarzyło, jak przedstawia się sytuacja i co zaleca na wypadek najgorszego. Wyrażona w tym liście jest również głęboka duchowość katolicka Żółkiewskiego.

„MIŁOŚCIWA JEJMOŚĆ PANI, A MAŁŻONKA MA SERCEM UKOCHANA I WIECZYŚCIE MIŁA!

[…] NA WYPADEK JAKIBĄDŹ ZALECAM WASZEJ MIŁOŚCI, NAJUKOCHAŃSZEJ MAŁŻONCE, MIŁOŚĆ DO DZIATEK, PAMIĘĆ NA ME ZWŁOKI, BO JE STYRAŁEM KU USŁUDZE RZECZYPOSPOLITEJ […] CO PAN BÓG ZECHCE ZE SWEJ ŁASKI DAĆ, NIECH SIĘ STANIE. WOLA JEGO ŚWIĘTA BĘDZIE NAM MIŁOŚCIWA DO OSTATKA ŻYCIA NASZEGO. Z TYM MNIE MODLITWĄ I ŁASCE WASZEJ MIŁOŚCI, NAJUKOCHAŃSZEJ JEJMOŚCI, POLECAM I DZIATKI NASZE NA PAMIĘĆ PANA BOGA PAMIĘTAĆ UPOMINAM…”.

Pogromca Moskwy zginął w wieku 73 lat z odrąbaną ręką. Jego syn Jan i zięć Stanisław Koniecpolski, wówczas hetman polny, dostali się do niewoli tureckiej. Po stoczonej walce legendarnemu Żółkiewskiemu odcięto głowę i wysłano sułtanowi tureckiemu. Ten przez dwa lata trzymał ją na widoku publicznym przed swoim pałacem. Czy zatem żona Regina zgodnie z ostatnim listem zadbała o szacunek dla zwłok męża, który styrał je dla Rzeczpospolitej? Tak. Regina wykupiła je za ogromną cenę i złożyła w Kolegiacie św. Wawrzyńca w Żółkwi, ich flagowej rezydencji (obecnie obwód lwowski). Na grobie Stanisława Żółkiewskiego wyryto z czasem napis z Eneidy Wergiliusza: „Exoriare aliquis nostris ex ossibus ultor„ tzn. Niech z kości naszych powstanie mściciel. Synowi Janowi nie udało się pomścić ojca, po wykupieniu z niewoli wkrótce zmarł. Natomiast pamięć w rodzinie i w Rzeczypospolitej o Żółkiewskim była żywo pielęgnowana i ostatecznie z jego kości mściciel powstał – Jan III Sobieski, prawnuk Hetmana Wielkiego Koronnego Stefana Żółkiewskiego, który wielokrotnie pokonywał Turków, a najdobitniej w Bitwie pod Wiedniem 1683 r.

WYCHOWANIE RYCERSKIE

Bogu moją duszę, me życie królowi, me serce damom, sławę dla siebie” – motto rycerzy

Wychowanie rycerskie ze średniowiecza legło u podstaw wychowania w późniejszych epokach. Przygotowywało obywateli do obrony nie tylko państwa, ale i chrześcijaństwa. W czasach Żółkiewskiego nazywane było wychowaniem szlacheckim. Wchodziło doń wychowanie religijne i wychowanie patriotyczne. To pierwsze miało na celu uformować człowieka w duchu katolickim. Podyktowane przekonaniem szlachty, iż Rzeczpospolita była wybraną córą Kościoła, która miała bronić Europę przed Turkami. W wychowaniu patriotycznym natomiast można wyróżnić trzy składowe. Pierwsza to dziedziczenie tradycji rycersko-żołnierskich. Druga to czerpanie z tradycji republiki rzymskiej. Trzecim elementem był czynnik wolnościowy jako podstawowy warunek demokracji szlacheckiej. Obrazem literackim wychowania patriotycznego tamtej epoki może być chociażby Pieśń XII Jana Kochanowskiego:

Nie masz, i po drugi raz nie masz wątpliwości,

Żeby cnota miała być kiedy bez zazdrości:

Jako cień nieodstępny ciała naszladuje,

Tak za cnotą w też tropy zazdrość postępuje.

(…)

Ale człowiek, który swe Pospolitej Rzeczypospolitej

Służby oddał, tej krzywdy nie ma mieć na pieczy;

Dosyć na tym, kiedy praw, ani niesie wady;

Niechaj drugi boleje, niech sie spuka jady.

(…)

A jesli komu droga otwarta do nieba,

Tym, co służą ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba,

Że co im zazdrość ujmie, Bóg nagradzać będzie,

A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie.

Wychowanie patriotyczne czerpało z republikańskiego Rzymu. Widziano w nim pierwowzór demokracji. Dobrze wychowany szlachcic postrzegał ojczyznę przez pryzmat miłości, obowiązku wobec niej, służenia jej i poświęcenia się dla niej. Przez cały okres XVI i XVII w. w podejściu do wychowania zakotwiczone było przekonanie, że żołnierz powinien cechować się męstwem, wiedzą, odwagą, honorem i religijnością. Ucieleśnieniem tego idealnego wzorca wychowania był właśnie Stanisław Żółkiewski.

Postrzeganie szlachty przez samą siebie właśnie w takich kategoriach doprowadziło do wyidealizowania jej jako wybranej części narodu. Miało to również negatywne konsekwencje. Najwyżsi magnaci brali na siebie obowiązek obrony Rzeczpospolitej, ale wydaje się, że jednocześnie broniąc swojej uprzywilejowanej pozycji nie dopuszczali do wykwalifikowania szerszych grup żołnierskich. Odpowiednie wykształcenie posiadali tylko najwyżsi dowódcy. Z reguły zdobywali wykształcenie na zagranicznych studiach i praktykach w zachodnich armiach. Barierą ograniczającą zdobycie wykształcenia dla szerszych zastępów żołnierskich był brak szkoły wojskowej, gdzie młodzież szlachecka, mogłaby być formowana na światlejszych obywateli. Prości żołnierze wykazywali się walecznością, ale towarzyszyła temu często zabobonność i brak rozeznania geopolitycznego (mówiąc współcześnie) i płynących z tego zagrożeń. Już w XVII w. głośno mówiono o tym problemie i choć wielu polskich monarchów na mocy pacta conventa było zobowiązanych do założenia szkoły wojskowej, żaden z nich tego nie uczynił. Pierwsza szkoła wojskowa dla polskiej młodzieży powstała dopiero w 1737 r. i to nie w Polsce, lecz we Francji, a dokładnie w Luneville.Połowa miejsc miała być przeznaczona dla młodzieży polskiej i litewskiej, zaś druga połowa dla francuskich szlachciców.

Obraz pędzla Witolda Piwnickiego, Bitwa pod Cecorą, domena publiczna