Od ponad roku w mediach pojawiają się doniesienia o tym, że niektóre państwa członkowskie Unii Europejskiej dążą do likwidacji mechanizmu weta. 12 października, a więc za niewiele ponad tydzień, Komisja Konstytucyjna Parlamentu Europejskiego ma podjąć wstępną decyzję w tej sprawie.
Sposób działania prawa weta doskonale znany jest z historii, więc opisywać go nie ma potrzeby. W pewnych okolicznościach prawo weta może działać na daną strukturę polityczną destrukcyjnie (okres schyłkowy I Rzeczpospolitej), w innych weto może spełniać użyteczną funkcję, chroniąc słabszych przed dominacją silniejszych. Tak właśnie sprawa przedstawiała się do tej pory w Unii Europejskiej, a dokładniej rzecz ujmując na forum Rady Unii Europejskiej.
W ostatnich latach kwestia weta stała się jednak dla wiodących w Unii sił, czyli przede wszystkim najważniejszego gracza na unijnej arenie – Niemiec – kwestią nadto problematyczną. Nie wynikało to bynajmniej z tego, że weta używano często i paraliżowało to unijne procesy decyzyjne. Wbrew dominującej w polskich mediach wszelkiej maści narracji o rzekomej antyunijności obozu rządzącego, premier RP pokornie i konsekwentnie zapominał o możliwości wetowania rozwiązań sprzecznych z polską racją stanu i polskim interesem narodowym, aby nie narażać się berlińsko-brukselskim elitom.
Dla Niemców i ich europopleczników – Francji – kwestia likwidacji weta nie jest więc istotna ze względu na teraźniejszość. Obawy Niemców polegają na tym, że prawo weta może uniemożliwić dalsze przekształcanie Unii Europejskiej w federalne superpaństwo, a to z kolei stanowi jeden z kluczowych punktów umowy koalicyjnej rządu Olafa Scholza, o której pisaliśmy już wielokrotnie. Zgodnie z nią Unia ma w najbliższej przyszłości zostać przekształcona w „federalne, europejskie państwo związkowe”. Wizja przekształcenia Unii w federalne państwo, to zresztą jedna z alternatywnych ścieżek rozwoju unijnego projektu, wypracowanych na przestrzeni ostatnich kilku dekad, uwzględniona w m.in. Białej księdze Jean-Claude’a Junckera. Jak zdaje się w dniu dzisiejszym – wizja ta jest konsekwentnie realizowana.
Prawo weta na forum Rady Unii Europejskiej w pewnym sensie chroni państwa słabsze przed dyktatem państw silniejszych. Podobnie też opór przeciwko federalizacji państw, które nie mają ochoty zrzekać się swoich prerogatyw na rzecz brukselskiej centrali, mógłby uniemożliwiać Niemcom dowolne forsowanie rozwiązań przez nich pożądanych. Kwestia ta ma zatem fundamentalne znaczenie dla przyszłości Unii.
Eurokraci przygotowali tzw. „Raport o Zmianie Traktatów UE”. Według oficjalnej narracji sprawozdawców tego projektu (aż 4 spośród 5 z nich to przedstawiciele Niemiec, a zestaw uzupełnia znany belgijski polonofob Guy Verhofstadt), Unia Europejska potrzebuje zmian w celu usprawnienia swojego funkcjonowania – zarówno na poziomie administracyjnym, jak i decyzyjnym. Zdaniem jednego ze sprawozdawców Svena Simona z CDU likwidacja weta ma być kluczowym czynnikiem umożliwiającym przeprowadzenie tych zmian.
Sam raport to oczywiście tylko wstęp do o wiele bardziej doniosłych przemian. Jeżeli Komisja Konstytucyjna Parlamentu Europejskiego zagłosuje za jego przyjęciem, trafi on następnie na forum Parlamentu Europejskiego. Tam z kolei, partie lewicowo-liberalne już przygotowują się do uruchomienia procedury zmiany traktatów UE. Nie wydaje się więc, by sprawa raportu została nagłośniona jedynie w celu zbadania reakcji państw członkowskich. Przedsięwzięcie to zostało bowiem przygotowane na zbyt dużą skalę, a w samym raporcie znajduje się postulat zwołania konwencji w celu zmiany traktatów UE. Maszyna została wprawiona w ruch i nikt nie będzie cofał się przed stłamszeniem wszelkiego oporu.
Co zawiera „Raport o Zmianie Traktatów UE”? Uwagę przykuwa przede wszystkim opisywana przeze mnie sprawa weta, a mówiąc ściślej chodzi o zmianę mechanizmu głosowania Rady UE. Państwa mają zostać pozbawione możliwości weta w ponad 60 przypadkach, a decyzje miałyby być podejmowane większością kwalifikowaną. Jednakże w raporcie pojawia się także szereg innych, bardzo istotnych zmian, które często łączą się ze wzmocnieniem pozycji Unii względem państw członkowskich, co doskonale ilustruje federalistyczne zapędy UE i potwierdza to, o czym ostrzegamy od dawna – Unia Europejska konsekwentnie dąży do przejęcia od państw narodowych jak największej ilości kompetencji, a co za tym idzie ich ubezwłasnowolnienia.
Czytaj także:
Zagrożenia polskiej suwerenności. Część I: Unia Europejska
Zagrożenia polskiej suwerenności. Część II: Globalizm
W raporcie Unia rości sobie prawo do przejęcia całkowitej kontroli nad polityką w zakresie środowiska, w tym – co oczywiste – polityki klimatycznej. Jest to zgodne z linią propagandową środowisk globalistycznych firmowanych przez WEF i Klausa Schwaba, który praktycznie w każdej ze swoich publikacji kładzie nacisk na to, by instytucje ponadnarodowe przejęły od państw kompetencje w tym zakresie. Jest to tylko jeden z wielu przykładów ilustrujących ścisłą współpracę UE z organizacjami o charakterze globalistycznym.
Postulowane jest także – co wiąże się z powyższym – utworzenie unii energetycznej, która miałaby stać na straży instalowania w całej Europie odnawialnych źródeł energii. Inny istotny postulat to utworzenie tzw. unii obronnej, co spowodowałoby, że UE dorobiłaby się własnych jednostek militarnych. Wreszcie – co bardzo istotne – pojawia się kwestia szkolnictwa i opracowania wspólnych standardów edukacyjnych promujących demokrację. Nie ulega wątpliwości, że eurokratom chodzi w tym miejscu o projekt tzw. „edukacji włączającej”, przed którym ostrzegaliśmy na naszym portalu już wielokrotnie, gdyż to właśnie środowiska unijne zajmowały się propagowaniem tego absurdalnego projektu.
Więcej na temat Edukacji Włączającej w raportach znajdujących się na naszej stronie.
Interesujące są także postulaty odnośnie zmian w sposobie wewnętrznego funkcjonowania unijnych struktur. Całkowicie bezużyteczny i fasadowy Parlament Europejski miałby doczekać się wreszcie inicjatywy ustawodawczej. Rozważane jest także m.in. wprowadzenie paneuropejskich referendów unijnych, wzmocnienie roli Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oraz uznanie przemocy ze względu na płeć za „przestępstwo unijne”. Szczególnie te dwa ostatnie postulaty pokazują, że UE konsekwentnie prowadzi politykę, która prawo unijne ma uczynić nadrzędnym względem praw obowiązujących w państwach członkowskich. Uskutecznienie tego działania wiązałoby się z możliwością narzucania przez eurokratów obłędnych ideologicznie rozwiązań na terenie całej Unii.
Syndrom wyparcia
Wyparcie, znane także pod nazwą represji, to w psychologii nieświadomy proces, który polega na niedopuszczaniu przez człowieka do własnej świadomości myśli czy też uczuć, które wywołują u niego bolesne skojarzenia lub poczucie głębokiego dyskomfortu.
W dzisiejszych czasach żyjemy w epoce zbiorowego wyparcia. Ludzie nie dopuszczają do swojej świadomości żadnych opinii czy też refleksji na temat rzeczywistości politycznej, innych niż te, które przedstawiane są im w mediach mainstreamowych. Jednym z objawów zbiorowej represji jest skłonność do klasyfikowania wszystkich przekazów odmiennych od dominującego jako „teorii spiskowych”, nawet jeśli strona przedstawiająca konkretne argumenty powołuje się na konkretne źródła pisane.
W polskim społeczeństwie ten mechanizm obronny doskonale odzwierciedla postawę ludzi względem Unii Europejskiej. Wbrew wszelkim faktom i dowodom, wbrew unijnym dokumentom, wbrew wnioskom wynikającym z analizy politycznej rzeczywistości XXI wieku, Polacy masowo wypierają prawdę o tym jaką instytucją jest w gruncie rzeczy Unia Europejska. Odrzucają prawdę o marksistowskich korzeniach ideowych UE, o skrajnie lewicowym, a w wielu przypadkach neokomunistycznym światopoglądzie przedstawicieli unijnych elit – polityków odpowiedzialnych za tworzenie nowego europejskiej prawa. Odrzucają wreszcie prawdę na temat mechanizmów wewnętrznego funkcjonowania Unii – rozbudowanej do bizantyjskich rozmiarów pasożytniczej administracji, masowego marnotrawstwa środków pochodzących z budżetów krajowych, czy też wreszcie utrzymywania całej rzeszy polityków, żyjących jak pączki w maśle na koszt europejskiego podatnika.
Podobnie sytuacja wygląda w kwestiach wszystkich destrukcyjnych dla społeczeństw europejskich decyzji podejmowanych na szczeblu unijnym. Unia Europejska forsuje aktualnie tak absurdalne przepisy jak m.in. wprowadzenie zakazu sprzedaży samochodów spalinowych czy ograniczenie ilości spożywanego mięsa. Bez względu na stopień prawdopodobieństwa realizacji powyższych postulatów – nie wypierajmy faktów. Eurokraci nie toczą już na te tematy dyskusji, gdyż przeszli do realnych działań legislacyjnych i powyższe rozwiązania zamierzają wprowadzić w życie, bez względu na to czy będziemy to wypierać, czy też nie.
Tak oto wracamy do kwestii federalizacji. Na dzień dzisiejszy ludziom ciężko jest wyobrazić sobie na czym realnie federalizacja miałaby polegać i jak miałaby w praktyce wyglądać. Proces ten nie jest bowiem gwałtowny, a zamiana UE w „federalne państwo związkowe” nie jest planowana jako działanie, które ma nastąpić jednego dnia. Proces ten został przez unijnych ideologów rozłożony na lata i polega na stopniowym pozbawianiu państw narodowych kompetencji poprzez przekazywanie ich strukturom unijnym. „Raport o Zmianie Traktatów UE” mówi zresztą o tym wprost, a stopniowa likwidacja weta poprzez jego ograniczenie do spraw nieistotnych, to jedynie kolejny etap na drodze do realizacji dalekosiężnych celów.
Odwiedź także nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.
Teoretycznie wydaje się, że wprowadzenie w życie postulatów zawartych w raporcie będzie niezwykle trudne. Paradoksalnie zmiany te mogłyby zostać zablokowane poprzez… weto, gdyż dopóki nie zostanie ono zlikwidowane, z prawnego punktu widzenia nie da się zakazać jego użycia. Można się jednak zastanawiać na ile praworządnie będzie zachowywała się Unia w obliczu protestów ze strony państw narodowych, np. Europy Środkowo-Wschodniej. Może się bowiem okazać, że zgodnie z zasadą „zero tolerancji dla wrogów tolerancji”, Unia zastosuje zasadę „zero praworządności dla wrogów praworządności” i przeforsuje swoje postulaty bez względu na opór państw członkowskich i wątpliwości natury prawnej.
Bez względu na to co się wydarzy, „Raport o Zmianie Traktatów UE” to kolejny dowód na to, że euroelity i państwa wiodące prym w Unii prą do ustanowienia europejskiego, „federalnego państwa związkowego” i wypieranie tego faktu, jak i zaklinanie rzeczywistości, procesu tego nie powstrzyma. Pocieszający może być jednak fakt, że cały ten pośpiech eurokratów może spowodować największy w historii kryzys w UE. Tak się bowiem składa, że zmiany o charakterze rewolucyjnym zawsze prędzej czy później napotykają na opór, a wraz z rosnącą świadomością na temat zakusów euroelit, rządy poszczególnych państw członkowskich przeciwnych federalizacji mogą pozyskać znaczące poparcie społeczne dla obrony resztek własnej suwerenności. W takich okolicznościach mogłoby dojść do implozji Unii, a to z kolei wytworzyłoby warunki do wykrystalizowania się nowego europejskiego ładu, w którym Polska mogłaby odegrać rolę o wiele bardziej prestiżową niż wasal tego czy innego mocarstwa.