Świat znajduje się dziś w punkcie przesilenia. Już sama ilość trwających kryzysów wymaga odważnego, kolektywnego działania – głosi sentencja wprowadzająca do tegorocznego szczytu w Davos na stronie internetowej Światowego Forum Ekonomicznego.
Mędrcy, eksperci i politycy z całego świata zlecieli się do tej małej szwajcarskiej miejscowości swoimi prywatnymi samolotami, aby głosić, że to m.in. te właśnie samoloty przyczyniają się do kryzysu, który wkrótce może poskutkować śmiercią milionów.
Apokaliptyczny charakter tegorocznego szczytu w Davos nadało już pierwsze przemówienie wygłoszone przez gospodarza forum Klausa Schwaba. Charakterystycznym głosem z groteskowo silnym niemieckim akcentem „Imperator” w zaledwie 7 minut nadał ton całemu zgromadzeniu, a opinie wygłaszane w trakcie późniejszych paneli „eksperckich” zdawały się brzmieć niczym echo zachrypniętego głosu niemieckiego inżyniera, ekonomisty oraz przede wszystkim twórcy Światowego Forum Ekonomicznego.
W tym momencie „Imperator” wymienia te problemy i jak się później okaże, będą to kwestie, które całkowicie zdominują narrację tegorocznego forum. Zmiana klimatu, eksploatacja natury, możliwe incydenty nuklearne, ekstremalne ubóstwo oraz wirusy – oto problemy, z którymi już teraz musi lub będzie musiała wkrótce zmagać się ludzkość. Zdaniem Schwaba „wszystkie mogą doprowadzić do wyginięcia ogromnej części światowej populacji.”
Skoro więc apokalipsa wisi nad nami musimy działać natychmiast. Według Schwaba „mamy możliwość zbudować wspólnie bardziej pokojowy, odporny i inkluzywny zrównoważony świat.” Żeby tak się jednak stało ludzkość musi osiągnąć wyznaczone cele, a priorytetowymi spośród nich są w dzisiejszych czasach inwestycje w zieloną i zrównoważoną gospodarkę, bardziej „zwarte” społeczeństwo (cokolwiek to znaczy) wyposażające każdego w odpowiednie umiejętności i szanse oraz twardą i miękką infrastrukturę.
Tuż po „Imperatorze” głos zabiera drugi z gospodarzy, Alain Berset, urzędujący prezydent Konfederacji Szwajcarskiej, członek Socjaldemokratycznej Partii Szwajcarii, który idealnie wpisuje się w apokaliptyczny ton nadany przez Schwaba, mówiąc o „największym kryzysie świata powojennego” oraz nawołując do utworzenia „silnych, multilateralnych platform działania”, ponieważ największe obecnie zagrożenia mają charakter ponadnarodowy. Według Berseta te zagrożenia to: zmiana klimatu, pandemia, migracja, wojna i proliferacja (natury? broni jądrowej? ludzi? – tego niestety mówca nie precyzuje).
Czytaj także: Matka nieboszczka ludowa chociaż coś po sobie pozostawiła
W równie apokaliptycznym tonie wypowiadał się sekretarz generalny ONZ – Antonio Guterres, w Polsce znany bardziej niż z działalności politycznej z „pranku”, którego niegdyś dokonali na prezydencie RP rosyjscy dowcipnisie, nagrywając rozmowę telefoniczną, w której to podawali się właśnie za Guterresa. Przedstawiając dostojnego gościa Klaus Schwab zdążył zauważyć, że „Organizacja Narodów Zjednoczonych nigdy nie była tak istotna jak dziś, w popękanym i podzielonym świecie.”
W swoim siedemnastominutowym wystąpieniu Portugalczyk poruszył całe spektrum tematów nakreślonych wyraźnie przez wcześniejszych mówców. „Nie jesteśmy nawet blisko tego by być gotowym na nadejście pandemii” – głosił jak gdyby antycypując kolejne pandemie w przyszłości. „Flirtujemy z klimatyczną katastrofą” – grzmiał dalej Guterres ubolewając, że wzrost temperatury o 2.8°C spowoduje katastrofalne konsekwencje, będąc dla wielu „wyrokiem śmierci”. Sekretarz generalny gromił też w swoim przemówieniu przemysł paliw kopalnianych, który rzekomo znał prawdę na temat szkodliwości swoich własnych działań już kilkadziesiąt lat temu, lecz dla własnych zysków wolał utrzymać ją w tajemnicy. Potępiał on także wojnę na Ukrainie, co na tegorocznym forum było zresztą swego rodzaju rytuałem (co ciekawe i sporo mówiące – w moim subiektywnym odczuciu – częściej potępiano wojnę jako zjawisko niż Rosję jako agresora).
„Wszystkie te wyzwania są ze sobą powiązane” – dodaje Guterres, stosując technikę łączenia ze sobą wszystkich wspominanych zjawisk, która powielana jest także później przez wielu mówców biorących udział w poszczególnych panelach. To co należy zrobić jest jednak według niego całkiem oczywiste – trzeba podjąć działania na rzecz klimatu już TERAZ.
Wspomnę w tym miejscu także o dwóch przemówieniach dość istotnych z naszego, polskiego punktu widzenia. Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, po wygłoszeniu całej litanii łzawych, pustych frazesów odnośnie wsparcia UE dla Ukrainy (z dumą pochwaliła się nawet, że „gościmy” około 4 milionów Ukraińców w „naszych” miastach, domach i szkołach), przeszła do dalszej części swojego wystąpienia, które sprawiało wrażenie sprawozdania składanego przed przełożonymi. Von der Leyen dała jasno do zrozumienia, że Unia jest globalnym prymusem jeżeli chodzi o kwestię transformacji energetycznej i bez względu na jej koszt i konsekwencje zamierza doprowadzić ją do końca. W podobnym tonie wypowiadał się także kanclerz Niemiec, Olaf Scholz, który powiedział, że „przyszłość należy wyłącznie do energii odnawialnych”.
Czytaj także: Odczarowanie Niemiec
Przejdę teraz do kwestii, które rzadziej pojawiały się w mediach głównego ścieku w kontekście wydarzeń mających miejsce w Davos. Media mainstreamowe skupiły się bowiem przede wszystkim na przemówieniach ważnych polityków, a w naszym lokalnym kontekście także na kompromitującym wystąpieniu prezydenta Dudy i bełkocie premiera Morawieckiego na temat „nowego porządku świata”. Prezydent Duda powinien zresztą zastanowić się poważnie nad tym czy jego wystąpienia publiczne w języku angielskim nie narażają na niebezpieczeństwo polskiej racji stanu. Niewłaściwie dobierając słowa mógłby przecież spowodować nie lada dyplomatyczny skandal, a zatrważająco często niewiele mu do tego brakuje.
Przy wątku polskim pozostanę jednak jeszcze chwilę. W Davos miała też miejsce niezliczona ilość paneli „eksperckich”, podczas których deliberowano na najbardziej rozmaite tematy. Co nie powinno być szczególnie zaskakujące, panele te charakteryzowała perfekcyjna wręcz „jednomyślność” zaproszonych gości, a pewne słowa i sformułowania powtarzane były niczym mantra bez względu na to czy tematyką danego panelu był klimat, zdrowie czy ekonomia. Jak zdążył zresztą zauważyć Antonio Guterres – o czym wspomniałem wcześniej – wszystkie te kwestie są przecież ze sobą powiązane.
Wątek polski pojawił się co oczywiste w kontekście wojny na Ukrainie, choć wcale nie z taką częstotliwością z jaką spodziewaliby się tego zapewne nasi rządzący. Prezydenta Dudę miłymi słowami i pochwałami „połechtał” sekretarz generalny NATO – Jens Stoltenberg. Nie wszyscy jednak byli tak chętni do wystawiania Polsce laurek. W swoim oddzielnym wystąpieniu kanclerz Scholz niejednokrotnie wspominał o państwach udzielających wsparcia Ukrainie (sam zresztą musiał tłumaczyć się z niemieckiej „niechęci” do natychmiastowych działań w tej kwestii), lecz o Polsce się ani słowem nie zająknął. Nie wspominam o tym dlatego, że mnie to dziwi lub też oburza. Wspominam o tym by pokazać, że dominująca w prorządowych mediach narracja o tym jak świat zachwyca się postawą Polski wobec Ukrainy to jedynie puste frazesy mające na celu dowartościowanie zakompleksionego polskiego społeczeństwa.
Czytaj także: U kresu jedynowładztwa
O wiele ciekawszy wątek polski pojawił się jednak na panelu, podczas którego dyskutowano o prawach osób LGBT. Jedną z zaproszonych „ekspertek” była Tirana Hassan, p.o. dyrektora wykonawczego Human Rights Watch, pozarządowej organizacji zajmującej się „prawami człowieka”. Ta oto pani podzieliła się dość szeroką gamą ciekawych spostrzeżeń w kwestiach związanych z prawami osób LGBT, które warto według mnie zacytować.
Pani Hassan nie raczyła jednak przytoczyć żadnych danych potwierdzających tezę, jakoby w Polsce dochodziło do „zwiększonej liczby aktów przemocy i dyskryminacji”, gdyż nawet gdyby chciała to zrobić to takie dane najpierw sama musiałaby sobie stworzyć. Jest to zresztą charakterystyczną cechą zachodnich „intelektualistów”, że powielają oni na temat Polski oderwane od rzeczywistości stereotypy, jednocześnie przedstawiając się jako ci, którzy walczą na każdym możliwym froncie ze zjawiskiem stereotypizacji, która jest według nich przejawem uprzedzeń i dyskryminacji.
Ta sama pani dzieli się też ciekawymi refleksjami w kontekście walki o prawa LGBT w przyszłości. Jest dla niej szczególnym powodem do optymizmu fakt, że wszędzie na świecie udawało się do tej pory podważać konstytucyjne podstawy (jak się to ma do „kultu” praworządności?), dzięki czemu otwierała się droga do ustanawiania odpowiednich, oczekiwanych regulacji prawnych. W tym miejscu wspomina ona o prawie międzynarodowym jako najskuteczniejszym środku, dzięki któremu można postulaty środowisk LGBT realizować w kolejnych krajach oraz o tym by wszelkie naruszenia praw LGBT były jednocześnie uznawane za naruszenia praw człowieka.
Bez wątpienia najbardziej dominującym podczas tegorocznego szczytu w Davos tematem była kwestia zmian klimatycznych. O klimacie mówili właściwie wszyscy najważniejsi goście Klausa Schwaba i wszyscy zgodnie i bez zastrzeżeń powtarzali jakobyśmy znajdowali się aktualnie w ostatnim momencie, w którym można jeszcze podjąć działania zapobiegające katastrofie (co ciekawe ta narracja powtarzana jest regularnie od wielu lat i „ostatnia chwila” dość elastycznie przesuwa się z roku na rok). Widać jednak pewnego rodzaju nową tendencję w globalistycznej narracji na temat globalnego ocieplenia. Jest ona teraz ściśle powiązywana z kwestią zdrowotną.
„Kryzys klimatyczny to bezspornie kryzys zdrowotny” – stwierdziła podczas panelu zatytułowanego „Zdrowie w centrum działań na rzecz klimatu” Cheryl Moore z organizacji charytatywnej Wellcome. „Odkąd byliśmy w Davos po raz ostatni 6 miesięcy temu miały miejsce znaczące ‘zdarzenia’ klimatyczne i pokazały one ludziom w większym stopniu jak potrzebne jest natychmiastowe działanie na rzecz klimatu aby ratować ludzkie życie”. Stawia ona także niesamowicie pokrętną tezę o „rosnącym zagrożeniu dla zdrowia psychicznego za sprawą zmian klimatycznych”, nie tłumacząc jednak konkretnie z czego miałoby ono wynikać (zakładam jakkolwiek, że nie miała na myśli problemów psychicznych aktywistów przylepiających się na zachodzie do obrazów, stołów i asfaltu) oraz wspomina o rzekomych związkach ze zmianami klimatycznymi rosnącej na świecie liczby przedwczesnych zgonów. Z dalszego wywodu pani Moore można odnieść wrażenie, że kryzys klimatyczny jest w gruncie rzeczy przyczyną wszystkich pozostałych kryzysów, w związku z czym działania trzeba podjąć już TERAZ.
Dość interesującą cegiełkę w tej dyskusji dołożył od siebie Paul Hudson, brytyjski biznesmen i szef potężnego koncernu farmaceutycznego Sanofi. Zwrócił on uwagę, że bardzo ważnym obszarem związanym z powstrzymywaniem globalnego ocieplenia jest inwestycja w medycynę prewencyjną. Powołuje się on w tym momencie na przykład diabetyków. Hudson stwierdza, że na przestrzeni swojego życia wydzielają oni bowiem o wiele więcej gazów cieplarnianych niż ludzie zdrowi, w związku z czym trzeba zadbać o to by tego typu szkodliwe dla klimatu choroby nie rozprzestrzeniały się po świecie.
Jeszcze dalej w swoich rozważaniach posuwa się Catherine Russell, przedstawicielka UNICEF. Według niej kryzys klimatyczny to w rzeczywistości „kryzys zdrowotny dzieci”, gdyż to one są według niej najbardziej narażone na odczuwanie konsekwencji zmian klimatycznych. Chwilę później jeden z innych uczestników debaty Victor Dzau z Narodowej Akademii Medycznej USA stwierdza jednak, że w tym momencie brakuje danych, które pozwalałyby na jednoznaczne potwierdzenie związku między zmianami klimatu a zdrowiem, co spowodowane jest niewystarczającym rozwojem baz danych, szczególnie w krajach ubogich. Jakkolwiek pani Russell nie zweryfikowała w tej kwestii swojego pierwotnego stanowiska.
Podczas panelu dyskusyjnego na temat zagrożenia dezinformacją błyszczała niewątpliwie dobrze w Polsce znana wice-przewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova. Choć Jourova zarzeka się, że Unia Europejska nie ma zamiaru „kasować” treści pojawiających się w internecie to stwierdza, że konieczne jest ustalenie takich zasad, które „nie będą naruszane”.
Wypowiedź ta wbrew pozorom zgadza się całkowicie ze wcześniejszymi słowami Jourovej. Komisja Europejska nie ma zamiaru treści kasować, lecz zamiast tego zwyczajnie je zdelegalizuje, czyli w ogóle nie dopuści do ich publikacji. Jourova dzieli się także z publicznością dość intrygującym faktem w odniesieniu do usunięć treści na Facebooku i portalach społecznościowych. Z jej informacji wynika, że „90% próśb o usunięcie treści pochodzi od rządów”.
Jak więc przeciwdziałać dezinformacji? Jourova chwali się stworzonym przez KE systemem, „w którym nikt nie decyduje arbitralnie czym jest prawda”. Gwarancją tego ma być zaproszenie do współpracy w sferze walki z dezinformacją wielu niezależnych od siebie ośrodków: platform społecznościowych, przemysłu reklamowego, fact-checkerów oraz „profesjonalnych” mediów. Co ciekawe zapytany o to co sądzi na temat polityki unijnej w kwestii walki z dezinformacją w sieci demokratyczny kongresmen ze Stanów Zjednoczonych, Seth Moulton, choć generalnie zgadzał się z obranym przez Unię kierunkiem, wyraził obawy, że „Unia posuwa się trochę za daleko”.
Kolejnym tematem dość obszernie dyskutowanym w Davos była teraźniejszość i przyszłość demokracji. Nie zamierzam jednak zbyt wiele miejsca tym dyskusjom poświęcać, gdyż – ponownie – obfitowały one przede wszystkim w powtarzane przez wszystkich oklepane frazesy, które najlepiej oddaje bodajże analiza obecnego podczas jednego z paneli nt. demokracji prezydenta Łotwy – Egilsa Levitsa. Według niego istnieją w tym momencie dwa największe zagrożenia dla demokracji. Pierwsze z nich – wewnętrzne – to rosnący w siłę populizm. Drugie – zewnętrzne – to reżimy autorytarne zagrażające państwom demokratycznym. Ot, cała głębia analizy demokratycznego stanu rzeczy wśród globalnych elit.
W jednym z ostatnich podcastów znanego amerykańskiego komentatora Joe Rogana do tematu Światowego Forum Ekonomicznego oraz jego wizji przyszłości świata odniósł się jeden z najwybitniejszych intelektualistów czasów współczesnych – Jordan Peterson. Peterson, który w Kanadzie jest już od dłuższego czasu prześladowany za wygłaszanie poglądów powszechnie uznanych za niepoprawne politycznie (choć zazwyczaj są to po prostu oczywiste oczywistości) zdecydowanie sprzeciwia się wprowadzaniu w życie rozwiązań, które sam określa jako „globalistyczna, utopijna tyrania”. Sposób myślenia globalistów jest według niego oparty na przekonaniu, że „należy interpretować kulturę, a w szczególności kulturę przemysłową, jako tyranicznego ojca gwałcącego i grabiącego wszystko na swojej drodze, co jest niewiarygodnie niebezpiecznym sposobem myślenia”.
Peterson podsumowuje narrację Światowego Forum Ekonomicznego w trzech punktach: „dziewicza planeta, tyraniczny patriarchat i drapieżna jednostka.” Dalej stwierdza on, że działania podejmowane przez globalistów uderzą przede wszystkim w ludzi biednych, ponieważ gwałtownie wzrastający koszt cen energii uniemożliwi wielu ludziom dostęp do niej, a co tym idzie spowoduje znaczące obniżenie standardów życia i w konsekwencji… pogorszenie stanu zdrowia. Jako przykład nieskuteczności działań globalistycznych elit przywołuje Peterson to co wydarzyło się niedawno w Niemczech. Tam bowiem kilkukrotny wzrost cen energii nie doprowadził w żaden sposób do poprawienia jakości powietrza, lecz jedynie do ponownego uruchomienia elektrowni węglowych.
W Polsce jako kraju, który w największym stopniu w Unii Europejskiej polegał na energetyce węglowej realizacja programu globalistycznych elit oznacza nieporównywalnie bardziej znaczące obniżenie poziomu jakości życia niż w krajach, które od kilkudziesięciu lat stopniowo przestawiały swoje gospodarki na odnawialne źródła energii. W imię globalistycznej ideologii warszawski rząd rezygnuje z walki o interes narodowy i jednocześnie prowadzi nas całkowicie świadomie w kierunku powszechnej nędzy i zubożenia. Taki bowiem musi być rezultat nieustającego wzrostu cen energii, surowców, a co za tym idzie wszystkich produktów. Jeżeli Komisja Europejska będzie realizowała w dalszym ciągu politykę zeroemisyjności – a co za tym idzie będziemy w pełni podlegali wytyczonym przez nią dyrektywom – rezultat może być tylko jeden. I jeżeli ktoś na świecie ma w tym momencie realny powód do tego by siać atmosferę apokaliptyczną to globaliści są ostatnimi w kolejce, którzy powinni mieć do tego prawo – ich interesy pozostaną bowiem niezagrożone.
Czytaj także: Po co nam własne państwo
Choć ciężko wyobrazić sobie dzisiaj, że tak skrajnie negatywny scenariusz może się w rzeczywistości spełnić, to historia nie raz pokazywała, że światowy porządek w bardzo krótkim czasie potrafi wywrócić się gwałtownie. Nie musimy zresztą sięgać daleko w przeszłość. Czy ktoś w roku 2019 spodziewałby się, że rok później będzie chodził po ulicy w masce przy 30 stopniowym upale, a na wieczerzy wigilijnej będzie go obowiązywał limit liczby gości narzucony odgórnie przez władze państwowe? I jeśli globaliści mówią dziś, że „nie ma już czasu” i działania trzeba podjąć „natychmiast”, to czy nie oznacza to jednocześnie, że globalistycznemu wyzyskowi narodów trzeba przeciwdziałać już TERAZ?