Co łączy Lewandowskiego, Brauna, futbol i siatkarzy.

13 czerwca 2025

Na zdjęciu: heavy cruiser tank Centurion (A41), https://www.flickr.com/photos/hh27/15060023263


Tytułowe byty: Robert Lewandowski, Grzegorz Braun, piłka nożna i piłka siatkowa są na tyle różne, że bezpośrednio nie łączy ich nic. Pośrednio natomiast można wskazać pewne analogie, z których da się wysnuć określone refleksje, którymi chcę się podzielić.

Dzień 11 czerwca wdarł się w sferę poznawczą Polaków trzema głównymi wydarzeniami krajowymi: votum zaufania dla rządu Donalda Tuska, poprzedzonym debatą, którą można określić jako przedstawienie cyrku na Wiejskiej; dekonstrukcją wystawy LGBT w sejmowych korytarzach, dokonaną własnoręcznie przez Grzegorza Brauna; i wreszcie aferą w reprezentacji piłkarskiej kadry narodowej. Cyrk na Wiejskiej polegał głównie na wystąpieniach wybitnego polityka ze szkoły pinokiańskiej, którego występ został nagrodzony okazaniem zaufania przez sejmową większość, i powierzeniem mu sterów nawy państwowej. Grzegorz Braun okazał się sprawnym dekonstruktorem iluzji kolorowego świata, co okazało się nie lada skandalem dla wszystkich Polaków. Przy czym dla uśmiechniętej połowy skandal polegał na dekonstrukcji wystawy, a dla połowy poważnej skandalem był sam fakt umieszczenia tej instalacji w Sejmie. Afera w drużynie przebiegała fazowo: najpierw selekcjoner kadry Michał Probierz zdegradował dotychczasowego kapitana Roberta Lewandowskiego do rangi zawodnika, potem Robert Lewandowski zrezygnował z gry w drużynie, następnie drużyna w nieładnym stylu przegrała z Finlandią 1:2, a następnego dnia Michał Probierz złożył dymisję. Dużo się dzieje w kraju nad Wisłą. Tyle główne fakty, teraz refleksje.

Czytaj też:

być jak siatkarze

napaść na Legię i kibiców w Holandii

Refleksja pierwsza dotyczy stanu polskiej piłki nożnej. Mamy bardzo dobrych piłkarzy, ale dość słabą drużynę. Czołowi piłkarze w swoich klubach, zwykle zagranicznych radzą sobie dobrze lub bardzo dobrze, nie są jednak w stanie zbudować narodowej drużyny, która dorównałaby naszej kadrze z lat 70-tych. Zupełnie inaczej dzieje się w piłce siatkowej, w której osiągamy bardzo dobre rezultaty na skalę światową, plasując się w czołówce. Jednak można, i Polak potrafi, jeśli mu zależy. Dlaczego w piłce nożnej jest inaczej, tłumaczy wciąż aktualny fabularyzowany dokument pt. Piłkarski poker z 1988 r. w reżyserii Janusza Zaorskiego. Jeśli od tamtej pory zaszły jakieś zmiany, to głównie w wysokości stawek. Za komuny paszport dostawało się na SB, władza ludowa nie lubiła wypuszczać swoich obywateli. III RP przyniosła tu wyzwolenie, i teraz każdy może wyjechać na takie saksy, na jakie zechce, tam, gdzie mu więcej zapłacą. Za siermiężnej PRL wszyscy musieli siedzieć na miejscu i grać w klubach krajowych, dzięki czemu piłkarze mogli się poznać, zgrać, wypracować skuteczną taktykę, i w większym stopniu poświęcić uwagę i energię wygranej, niż zarabianiu fortun i pozowaniu do sesji reklamowych. Pieniądze i pokusy potrafią zepsuć. W piłce siatkowej nie ma takich pieniędzy i takich pokus, łatwiej więc utrzymać się w świadomości, że nie jest się bogiem. W Rzymie podczas uroczystego triumfu zwycięski wódz jechał na rydwanie, a towarzyszył mu niewolnik, powtarzający frazę hominem te memento – pamiętaj, że jesteś (tylko) człowiekiem. Dziś nie trzeba nawet triumfu, by upoić się poczuciem boskości, wystarczają odpowiednie zapisy na koncie.

Refleksja druga dotyczy relacji władzy i ludu. Nie mnie oceniać, kto miał rację w sporze między Probierzem i Lewandowskim. Zapewne obaj mieli swoje powody, i obu można zarzucić pewne uchybienia. Trudno, aby wszyscy zachowali się, jak należy, gdy cały system, w którego trybach działają jest nie taki, jak być powinien. Spór ten odsłania szerszą panoramę nieprawidłowości, które należałoby naprawić, i zmiana kolejnej osoby na stanowisku niewiele tu pomoże. Nie będę więc zajmować stanowiska ani po jednej, ani po drugiej stronie, bo nie o tym ta refleksja. Idzie o wzajemną relację między formalnym urzędem, dysponującym władzą wydawania wiążących decyzji, a władzą ludu, dysponującym opinią. Po zdegradowaniu Lewandowskiego, jego odmowie gry i żenującej przegranej z Finlandią przez całą Polskę przetoczył się pomruk gniewu, skierowany przeciw selekcjonerowi. Gniew był tym silniejszy, że od długiego czasu poziom gry naszej drużyny znajduje się znacznie poniżej naszych aspiracji i możliwości. Selekcjoner nie odpowiada za cały system, więc nie można zrzucać winy wyłącznie na jego głowę, ale ponieważ on piastuje stanowisko, wiążące się z odpowiedzialnością, vox populi zwykle kieruje się przeciwko niemu. Tej przyczynie zapewne należy zawdzięczać czwartkową dymisję selekcjonera. Świadczy to o tym, że władza, nawet najpotężniejsza zawsze ostatecznie zależy od ludu. Dopóki lud tylko szemrze, ale nie opowiada się czynnie przeciwko władzy, może ona dalej robić swoje. Jeśli jednak przekroczy się tą magiczną granicę, i lud zapała gniewem, a nastrój ten nie zostanie przez nic poskromiony, upadek władzy jest tylko kwestią czasu. Rzadko jednak władza na tyle kieruje się rozsądkiem, aby ten moment dostrzec i go nie przekraczać. Zwykle upaja się jak narkotykiem poczuciem własnej potęgi, zwłaszcza, jeśli kieruje się ułudą własnej wyższości i pogardza ludem, od którego zależy, i któremu służyć powinna. Władza w Warszawie, tytułująca się rządem polskim posiada wszelkie wymienione cechy, a przy tym robi wszystko, aby lud polski poniżyć i sponiewierać, czego dobitnym wyrazem choćby sejmowa instalacja na okoliczność sześciokolorowej dumy. Wyczyn Grzegorza Brauna nie jest tu przyczyną, ale skutkiem wzburzenia, jakie narasta w ludzie w reakcji na prowadzoną politykę. Obieralnym urzędnikom, pełniącym swe funkcje z nadania obcych potęg wydaje się, że od nich zależą i im tylko powinni służyć. Bardzo jednak się mylą, gniew ludu narasta, tym większy, im więcej niegodziwości na jaw wychodzi. Mogą sobie nakładać kary rozmaite na Brauna, myśląc, że tym sposobem kłopotu się pozbędą. Pycha każe im myśleć, że są jak bogowie, którym władza nadana została na wieczność, tymczasem niewiele trzeba, aby role się odwróciły, i by to oni stanęli bezsilni naprzeciw władzy, która im kary wymierzać będzie. I tak samo, jak lud ujął się za Lewandowskim, dymisji żądając Probierza, także samo i na to przyjdzie, że lud pójdzie za Braunem, godząc w tych, co dziś jeszcze na urzędzie siedzą.

Trzecia refleksja dotyczy odwagi, i to zarówno tych, co lud chcą reprezentować, jak i ludu samego. Wiele zamętu przechodzi nasza Ojczyzna, szczególną rolę III RP w tym odgrywa, zamęt ów pozornym spokojem przykrywając. Politycy w Polsce (trudna zwać ich polskimi) poddali się głównej szkole myśli politycznej, a jest nią szkoła pinokiańska. Zaiste, wiele nam ostatnie 35 lat przyniosło wybitnych jej przedstawicieli! Ich główną troską polityczna poprawność, coby się nie narazić nikomu, zwłaszcza tym, co apanaże i granty rozdają. Samemu nic więcej, niż tupet nie mając, tak się kręcą jak frygi, byle się tylko na stołkach utrzymać, byle tylko ze żłoba breję móc chłeptać. Nie narażą się tacy, goniąc za tłumem, a tłum idzie za tym, co mu w mediach pokażą. Tak przynajmniej było do czasu morowego powietrza. Od tamtego czasu coś jakby pękło, jakby przełamał się szklany sufit. Pęknięcie powiększyła ukraińska wojna, nie od razu, na początku bowiem szok był niemały, a kłamstwa zbyt wielkie. Stopniowo jednak i ta prawda do ludzi trafiać zaczęła. Nie widać tego od razu, w skali masowej procesy mają swoją bezwładność. Jednak doświadczenie pinokiańskich rządów Wielkiej Morawy wykazało, że statek zmienił kurs. Nie da się żyć w kłamstwie, hańbie i poniżeniu. Część ludu polskiego, co rozum zachowała, zaczęła mocno się rozglądać, kto by chciał i potrafił naród i państwo wywieść z domu niewoli. Poważniej wtedy zaczęli traktować to, z czego wcześniej się śmiali. Między licznymi, pinokiańskimi reprezentantami tylko kilku posłów konsekwentnie mówiło to samo – stały, niepodległościowy przekaz, broniący wolności i nawołujący do wyzwolenia. Ten głos należał do polityków Konfederacji Korony Polskiej. Poza nimi inni co najwyżej pół prawdy odważyli się mówić, a tym bardziej nikt czynem prawdy potwierdzić nie był skłonny.

Nie jest w tym rzecz, że z czynnych w parlamencie polityków tylko kilku posłów otwarcie opowiedziało się jednocześnie przeciw zielonym ładom, kowidiozie, ukrainozie, imigracji, ukraińskiej wojnie, konfliktowi ze Wschodem, oddawaniu niepodległości, molochowym ofiarom, dechrystianizacji. Rzecz jest w tym, że inni nie uczynili tego samego, mimo że jawnie głoszą swój patriotyzm i wiarę. Nie chodzi też o to, że zrobili to akurat ci politycy, ale o to, że zostało to zrobione. Nie dlatego, że za to ktoś płaci albo że podoba się tłumom, ale właśnie dlatego, że za to nie płacą, i że jest to wbrew owczemu pędowi. Do niedawna ludzie, mówiący tym głosem, nie mieli prawa głosu w większości mediów, a za głos prawdy grożono im i naznaczano kary. Większość ich środowiska odwróciła się ze wzgardą, uszy, oczy i nozdrza zasłaniając, aby nie słyszeć własnych kłamstw, nie widzieć własnego wstydu i nie czuć smrodu siarki. Zaiste, konsekwentne mówienie o tym, co się nie podoba możnym tego świata wymagało odwagi. Więcej jeszcze wymagało zgaszenie świeczek, zdjęcie obcych flag, pokazanie Polakom kultu Molocha, uprawianego w szpitalu, jawne pytania o żydowskie wpływy. Odwagi wymagało też zgłoszenie kandydatury w prezydenckich wyborach, wbrew wszystkim i bez niczego.

Również odwagi wymagało wyraźnie poparcie Karola Nawrockiego w drugiej turze, pomimo ryzyka utraty poparcia własnych zwolenników. Odwaga i konsekwencja jednak popłacają, trudno dziś wyobrażać sobie polityków, chcących uchodzić za prawicowych, którzy nie przejęliby przynajmniej części poglądów Korony. Dzięki zuchwałemu przełamaniu hanukowego tabu, dziś prezydent-elekt Nawrocki może odważnie i jawnie oświadczać, że przerwie hanukową tradycję jego poprzedników. Taki skutek w szeregach wroga czyni czołg przełamania, jak sam określa się Grzegorz Braun. A gdy raz uczyni się wyłom w liniach wroga, można wyprowadzić ofensywę na jego tyły.

Czytaj też:

okupacja unijna-i co dalej

gdy zbudzi się naród-cz.2-twierdza-kulturowa-program-pozytywny

Jest jednak podstawowy warunek powodzenia tej ofensywy, i to refleksja czwarta. Najlepszy czołg przełamania niewiele zdziała, jeśli w wyłom nie podążą masy piechoty. Sam czołg też nie może wstrzymać natarcia, bo cały atak załamie się, a armia pójdzie w rozsypkę. W ostatnich 35 latach było tak kilka razy po prawej stronie. Nie wystarczy więc odwaga i zuchwałość dowódców, musi być determinacja i duch bojowy armii. Ten, jak widać, zaczyna wracać, teraz więc trzeba, aby z pospolitego ruszenia uformować armię, aby dowodzenie objęli właściwi oficerowie, wojsku aby nie zabrakło ducha, wojna aby miała określone cele, a bitwa przyjętą taktykę. Z całą pewnością wróg wyśle swoich agentów jako oficerów rosnącej w siłę armii, aby judzili, kłócili i kompromitowali. Dwie rzeczy Polacy mogą teraz zrobić, aby przegrać: zawieść musieliby liderzy, i zrezygnować z walki musiałaby armia. Jeśli to się nie stanie, program wolnej Polski stopniowo będzie przejmował sposób myślenia narodu i narzucał sposób działania polityków innych partii, inaczej stracą wyborców.

Podpowiadamy Polakom, czego powinni się trzymać i czego żądać od polityków. Pracujemy nad Programem Wolnej Polski, którego istotną część stanowi Program Edukacji Narodowej. Ten rozpoczyna się od Poradnika świadomego narodu, którego tom pierwszy pod tytułem Historia debilizacji jest już dostępny w przedsprzedaży.

Poradnik świadomego narodu-wesprzyj wydanie książki

Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj