W dzisiejszych czasach jesteśmy przyzwyczajeni do postrzegania świata i jego historii poprzez narzucony nam paradygmat anglosaski. Ten, zwłaszcza w swojej dominującej obecnie amerykańskiej wersji, oferuje nam punkt widzenia nadto uproszczony – pozwalający zrozumieć problemy o charakterystyce politycznej i kulturowej jedynie w sposób powierzchowny.
Nikogo nie powinno to zresztą dziwić, gdyż kultura amerykańska, osadzona w odróżnieniu od europejskiej na fundamencie demokratycznym, od początku nosiła w sobie zalążki kultury masowej, w którą ostatecznie się przerodziła, i którą od dobrych stu lat infekuje cały świat Zachodu. Stąd też na poziomie intelektualnym, amerykański przekaz zawsze kreowany był w taki sposób, aby trafić do mas, a to z kolei musiało wiązać się z jego uproszczeniem. Za jeden z dowodów niech posłuży nam fakt, że naród amerykański pomimo swojej silnej pozycji politycznej i ekonomicznej nie wydał w swojej historii ani jednego wybitnego filozofa, a przez ostatnie dwa stulecia filozofia amerykańska podążając ścieżką od transcendentalizmu przez pragmatyzm, dotarła wreszcie w drugiej połowie XX wieku do takiego poziomu wynaturzeń intelektualnych, że obcowanie z nią może przyprawić człowieka co najwyżej o zaburzenia psychiczne. Temat amerykanizacji europejskiej sfery świadomości, to jednak temat zbyt obszerny, by rozwijać go w tym miejscu. W tym kontekście wspominam o nim zasadniczo z jednego, bardzo istotnego względu.
Więcej na ten temat w tekście: Amerykanizacja, czyli zalew antykultury
Anglosascy badacze cywilizacji od zawsze ukierunkowani byli w stronę interpretacji cywilizacji Zachodu jako cywilizacji jednolitej. Taki też obraz świata zdominował umysły Europejczyków XXI wieku. Zupełnie odmienny punkt widzenia przyjmował z kolei wybitny polski badacz cywilizacji Feliks Koneczny. Jego zdaniem coś takiego jak uniwersalna „cywilizacja zachodnia”, która obejmowałaby cały geograficzny Zachód nigdy nie istniało i stanowi jedynie fantazję zachodnich badaczy.
Koronnym dowodem na nieistnienie jednolitej cywilizacji zachodniej są w myśli Konecznego Niemcy – naród o niezwykle skomplikowanym rodowodzie cywilizacyjnym. Naród, który z geograficznego punktu widzenia stanowi centrum Europy – stąd też instynktownie postrzegany jest jako wzorcowo europejski – a który jednocześnie od wieków stanowi na kontynencie rozsadnik dominującej na nim cywilizacji powstałej na gruzach Imperium Rzymskiego zwanej łacińską lub chrześcijańsko-klasyczną. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest panujący od wieków w tym państwie dualizm cywilizacyjny, a mówiąc ściślej niemiecki bizantynizm.
Historii politycznej Niemiec nie da porównać się do historii żadnego innego narodu europejskiego. Rzesza Niemiecka przez setki lat pozostawała tworem na ogromną skalę rozczłonkowanym, a jednocześnie bardzo podzielonym wewnętrznie na tle cywilizacyjnym i religijnym. Spowodowało to sytuację, w której sposób postrzegania polityki, roli państwa czy metody politycznej organizacji Europy jest w mentalności niemieckiej całkowicie odmienny od tego, który dominuje wśród narodów europejskich, w których górę zdecydowanie wziął pierwiastek łaciński. Optyka łacińska to optyka narodowa. W jej rozumieniu międzynarodowy ład powinien być oparty na suwerennych i niepodległych państwach narodowych. Niemiecko-bizantyński punkt widzenia, który stał się w niemieckiej polityce dominujący wraz ze zdobyciem pozycji hegemona wśród państw niemieckich prototypu euro-bizantyńskiego państwa – Królestwa Prus, to punkt widzenia imperialny, w którym centralną rolę odgrywa pochłaniające państwa narodowe cesarstwo.
Nie wzięło się to jednak z niczego, a na pewno nie ze względu na (jak niektórzy dla uproszczenia sobie wizji świata chcieliby myśleć) czynniki o charakterze czysto ludzkim czy moralnym. Różnice te wynikają przede wszystkim z czynników o charakterze cywilizacyjno-historycznym, których świadomość społeczna jest dziś znikoma lub nieistniejąca. Mówiąc ściślej, różnice te biorą się z faktu, że nie było w Europie Zachodniej drugiego państwa, które w tak wielkim stopniu uległoby wpływowi cywilizacji bizantyńskiej. W przypadku Niemiec wpływ ten zaowocował wspomnianym już wcześniej wyjątkowym dualizmem cywilizacyjnym.
Cywilizacja bizantyńska to jedna z cywilizacji opisanych przez wybitnego polskiego uczonego Feliksa Konecznego. Jak sama nazwa wskazuje cywilizacja bizantyńska wywodzi się z Bizancjum. Warto jednakże pamiętać, że określenie „Cesarstwo Bizantyńskie” to wymysł nowożytnych historyków. Bizancjum samo siebie określało Cesarstwem Rzymskim, a Bizantyńczycy Rzymianami. Choć teoretycznie Bizancjum po upadku Rzymu stało się kontynuatorem rzymskiej tradycji państwowej, to na jego terytorium zrodziła się i rozwinęła zupełnie nowa cywilizacja – czerpiąca z jednej strony z Rzymu i prawa rzymskiego, lecz z drugiej strony skłonna aż nadto do ulegania wpływom orientalnym, turańskim.
Czytaj także: Feliks Koneczny i teoria cywilizacji
„W zachodniej Europie, w cywilizacji naszej, chrześcijańsko-klasycznej, góruje treść nad formą; w bizantyńskiej forma ważniejsza od treści. Umysł bizantyński ma na wszystko gotową zawsze i niezmienną formę, podczas gdy intelekt łaciński szuka coraz to nowych form. Bizantynizm zatracił wreszcie zdolność zrozumienia prądów zmierzających ku zróżniczkowaniu się” – pisał Koneczny, a szczególnie to ostatnie stwierdzenie powinno być w dzisiejszych czasach „europejskiego” parcia do uniformizacji wszystkiego i wszystkich, dość sporo mówiące. Bizancjum w odróżnieniu od Zachodu dążącego do jedności z wyraźnym poszanowaniem odrębności narodowych, zawsze aspirowało do miana państwa uniwersalnego, które swoją dominację narzucić chce poprzez ujednolicenie określonej formy ustrojowej na możliwie jak największym obszarze geograficznym. Dziś moglibyśmy to porównać do idei europejskiego „superpaństwa”.
Dążenie do jednostajności wymaga z kolei przymusu – bez niego nie da się bowiem ani jej wprowadzić, ani utrzymać. Państwo to instytucja oparta na przymusie, stąd też w bizantynizmie zostaje ono wywyższone, aby stać się poniekąd strażnikiem tej jednolitości. Nieprzypadkowo koncepcja ta powraca później wielokrotnie w XIX-wiecznej filozofii niemieckiej, w postaci choćby heglowskiej statolatrii, kultu państwa, a realizuje się wzorcowo w dobrze nam znanym Królestwie Prus, które później w ramach Związku Niemieckiego, a przede wszystkim Cesarstwa Niemieckiego (od 1871), rozszerza swoje metody urządzenia państwa na pozostałe kraje niemieckie, często o dominującym czynniku łacińskim. W państwie, które sprawować ma tego typu totalną kontrolę nie ma z kolei miejsca na rozumianą po łacińsku wolność indywidualną, wolność rodziny czy wolność zrzeszeń. Koneczny pisze, że ”w Bizancjum indywiduum, rodzina, ród, wszelkie urządzenia społeczne były zgoła bez znaczenia wobec państwa. Było się w państwie bizantyńskim wolnym obywatelem o tyle – o ile władza państwowa pozwoliła”.
Skąd wzięła się ta cywilizacyjna różnica w relacji na linii państwo-społeczeństwo? Z racji na geograficzną bliskość do tradycyjnie despotycznego, turańskiego Wschodu, Bizancjum podlegało o wiele większej orientalizacji niż Zachód. Cywilizację turańską łączy z bizantyńską – do pewnego stopnia – gromadny charakter oraz podporządkowanie społeczeństwa państwu. W przypadku cywilizacji turańskiej nie można zresztą w ogóle mówić o społeczeństwie (w cywilizacji łacińskiej z kolei państwo jest oparte na społeczeństwie). Być może dlatego Koneczny w książce O ład w historii przyznawał, że dostrzega w bizantynizmie zaczątki państwa totalnego.
Szczególnie istotną różnicą cywilizacyjną, która od dawien dawna generowała w Europie różnego rodzaju konflikty, była także relacja na poziomie państwo-władze kościelne. W cywilizacji łacińskiej naturalnym stanem był prymat siły moralnej względem siły fizycznej oraz niezależność władz kościelnych od władz świeckich. Bizantynizm natomiast zawsze odrzucał taki stan rzeczy i dążył do podporządkowania władzy duchowej władzy świeckiej, tłamszenia siły moralnej poprzez siłę fizyczną.
W przypadku Niemiec należy zakładać, że istotną rolę odgrywał tutaj nie tylko wpływ bizantynizmu, lecz również tradycyjne nastawienie antyrzymskie, którego korzeni można dopatrywać się jeszcze w czasach przed-narodowych, czyli plemion germańskich, toczących nieustanne boje z wielkim Imperium Rzymskim. Bizantyńska zasada cuius regio, eius religio zatriumfowała w końcu ostatecznie w Niemczech za sprawą rewolucji protestanckiej – z pism Lutra emanowała zresztą nieskończona nienawiść nie tylko do samego papieża, ale także do Rzymu i jego łacińskości, od której chciał on poniekąd uwolnić germańskiego ducha. Rewolucja protestancka nie miała jedynie charakteru religijnego. Sprawy natury politycznej odgrywały w niej kluczową rolę. Tak oto odtąd w Niemczech powstawały wzorcowo bizantyńskie „Landeskirche”, a władza książąt w kwestiach religijnych była tak potężna, że ludzi o odmiennym wyznaniu mieli oni prawo wysiedlać ze swoich terytoriów. Te wzorce nie obowiązywały zresztą tylko w niemieckich krajach protestanckich – rozlały się one także na niemiecki Kościół katolicki, który aż do dnia dzisiejszego wykazuje największe skłonności do „protestantyzowania” się, co raczej powinniśmy nazwać wprost skłonnościami do ulegania herezjom. Do tego tematu, jak i kontekstu współczesnego wrócimy jednak w drugiej części.
Więcej o sprawach na pograniczu religii i polityki w tekstach:
Utopia w praktyce, czyli totalitaryzm w walce z religią
Dlaczego ludzie odchodzą od Kościoła i co z tego wynika
Inna znacząca różnica cywilizacyjna na linii Rzym – Bizancjum to kwestia pojęcia narodowości. Cywilizacja bizantyńska nigdy nie przyjęła łacińskiej koncepcji narodowości i pomimo tego, że samo Cesarstwo istniało przez lat ponad tysiąc, na jego terytorium nigdy nie wytworzyła się narodowość w rozumieniu rzymskim. Co powinno nas w tym kontekście interesować, niektórzy badacze, w tym także Koneczny, uważają, że poczucie narodowe pojawiło się w Niemczech zdecydowanie później niż wśród innych europejskich narodów, czyli dopiero na początku XIX wieku, na co wpływ bez wątpienia mógł mieć brak posiadania zjednoczonego i jednolitego cywilizacyjnie państwa. Jest to stwierdzenie, które ciężko jednoznacznie zweryfikować, biorąc pod uwagę różnice zdań jakie występują wśród historyków w debatach na temat tożsamości narodowej dotyczącej także innych narodów europejskich. Niemniej jednak kiedy już narodowościowe poczucie zakwitło w Niemczech, nie minęło dużo czasu, a przerodziło się ono w szowinistyczny nacjonalizm.
Cofnijmy się o ponad tysiąc lat. W roku 936 do władzy na dziesiejszych niemieckich terytoriach dochodzi Otton I, książę Saksonii, pierwszy z trzech kolejnych władców o tym imieniu (stąd też dziś dynastia ta nosi miano ottońskiej). Niemcy nie stanowiły wówczas oczywiście żadnej spójnej organizacji państwowej w rozumieniu współczesnym. Sam Otton musiał zresztą od razu po swojej koronacji zająć się tłumieniem buntów, które wybuchły w kilku księstwach jednocześnie. Król niemiecki wzmocnił jednak swoją pozycję na tyle znacząco, że na przestrzeni kilkudziesięciu lat stał się w całej Europie jedną z najpotężniejszych postaci.
A były to czasy, gdy na terenach eurazjatyckich nadal funkcjonowało Cesarstwo Bizantyńskie, cały czas będące znaczącą siłą polityczną, traktowane jako spadkobierca tradycji Imperium Rzymskiego. Choć władcy europejscy byli w o wiele większym stopniu uwikłani w bezpośrednie relacje z Rzymem za pośrednictwem papieża, Bizancjum w dalszym ciągu miało znaczny wpływ na politykę europejską, a przy okazji toczyło nieustające spory z łacińską częścią kontynentu.
Relacje Ottona I z Bizancjum były dość zawiłe. Kiedy został on w roku 962 koronowany na cesarza rzymskiego, zrezygnował nawet w swojej tytulaturze z określenia „rzymski”, gdyż z formalnego punktu sukcesorami cesarzy rzymskich pozostawali cesarze bizantyjscy, a samo państwo z formalnego punktu widzenia pozostawało Cesarstwem Rzymskim. Otton zachowywał więc w stosunkach z Bizancjum pewną ostrożność, ale ostatecznie i tak doszło między nim a Cesarstwem do konfrontacji.
Kilkuletnie walki przyniosły jednak konkretne rezultaty. W 972 roku między Bizancjum a Ottonem I doszło do ugody – król niemiecki zwrócił Cesarstwu podbite w trakcie wojny ziemie bizantyjskie na terytorium Italii, ale w zamian za to uzyskał zgodę na uznanie swego cesarskiego tytułu. Zawarto jednakże jeszcze jeden układ. Następca tronu Otton II miał poślubić jedną z bizantyjskich księżniczek imieniem Teofano. Ta z kolei miała odegrać w dalszej historii rolę o wiele większą niż mogłoby się wydawać.
Koneczny zwracał uwagę, że już za czasów Ottona I dwór urządzony był „na wielką skalę na modłę bizantyńską”. Sam tytuł cesarza brał się zresztą od nazewnictwa bizantyńskich „kajdzarów”. My znamy ten sam tytuł w niemieckobrzmiącej formie „Kaiser”, zachowany aż do czasów Wilhelma II. X wiek to zdaniem historiozofa druga fala bizantynizmu w Europie Zachodniej. Pierwsza przypadała według niego na okres pomiędzy IV a VI wiekiem. Przybycie Teofano do Niemiec nie było więc tym bardziej przypadkowe – Otton doskonale zdawał sobie sprawę z potrzeby wzmocnienia swoich więzi z Bizancjum, aby stanowiły one przeciwwagę w relacjach z papieskim Rzymem.
Historia potoczyła się zresztą zupełnie inaczej niż wszyscy zapewne się spodziewali. W roku 983 zmarł Otton II, mąż tytułowanej już wówczas królową Niemiec i cesarzową Teofano. Choć formalnie jego panowanie trwało aż 22 lata, był wówczas władcą ledwie 28-letnim. W takich oto okolicznościach realna władza przypadła o rok młodszej od niego Teofano, która została współregentką (wraz z Adelajdą, matką Ottona II), gdyż następca tronu, Otton III, miał wówczas tylko 3 lata.
Choć Teofano przybyła do Niemiec „z dalekiego kraju”, musiała działać całkiem sprawnie, bo swojej współregentki „pozbyła się” w bardzo krótkim czasie, zmuszając ją do opuszczenia dworu. Niemieccy książęta zapewne nie należeli do zbyt szczęśliwych, patrząc jak cała władza spada w ręce kobiety „z zewnątrz”. Mógł ich zresztą gorszyć bizantyjski przepych, bizantyjski ceremoniał i obnoszenie się luksusem, jakie zapanowało na cesarskim dworze, co skwapliwie i zgryźliwie opisywali dziejopisowie tamtych czasów. W 984 doszło nawet w Niemczech do sporej politycznej awantury, kiedy to książę bawarski Henryk II Kłótnik otwarcie wystąpił przeciwko Teofano. Jednakże w późniejszym okresie jej pozycja, wspierana przez przedstawicieli niemieckiej hierarchii kościelnej, zdawała się na dłuższą metę niezagrożona.
Od śmierci Ottona II do śmierci Teofano miało upłynąć zaledwie 8 lat, ale jak twierdzi Koneczny wystarczyło to do tego by „otoczona gronem bizantyńskich uczonych i statystów wytworzyła nowe środowisko bizantyńskiej idei politycznej, bizantyńskiej państwowości – a ta przyjęła się w Niemczech do tego stopnia, iż należy do głównych cech dziejów niemieckich”.
Czytaj także: Zmierzch rasy panów, czyli koniec Herrenvolku
Oddajmy zresztą w tym momencie głos Konecznemu, który doskonale opisuje te zjawiska w Bizantynizmie niemieckim:
„W Niemczech zapuściła już korzenie cywilizacja łacińska, a odtąd przybywa druga, tamtej w wielu cechach przeciwna: poczyna istnieć niemiecki rodzaj bizantynizmu. Nie opanował ten bizantynizm nigdy całych Niemiec w zupełności; zawsze część znaczna krajów i społeczności niemieckich przynależała do cywilizacji łacińskiej. Odtąd też dzieje przedstawiają ustawiczne ścieranie się pojęć bizantyńskich z łacińskimi, z zachodnioeuropejskimi. Istny dualizm cywilizacyjny w samym środku Europy”.
Koneczny pisze dalej: „Był zaś dwór Teofanii wyrazem nie lokalnego zbizantynizowania się, lecz reprezentował uniwersalność. Pod wpływem niemieckim i z niemiecką pomocą podniosła się na nowo powaga Konstantynopola, nawet we Włoszech. […] Oczywiście nie sama osoba Teofanii i jej towarzyszów sprawiła, iż bizantynizm ostał się w Niemczech i stał się Niemiec połową. Historia poucza, że podobne z sytuacji księżniczki i podobne ich dwory, Anny Włodzimierzowej w Kijowie (988) i Zofii Paleolożanki, wydanej za Iwana II (1472) nie nabrały żadnego zgoła historycznego znaczenia. […] W saskiej części Niemiec tkwiło wiele danych sprzyjających rozwojowi bizantynizmu; grunt był urodzajny dla tego krzewu”.
Koniec części pierwszej.
W części drugiej m.in.: