Celowa dekonstrukcja edukacji

12 kwietnia 2023

obrazek tytułowy: Theodore Palser „Silly face”. Domena publiczna CC0.

Artykuł niniejszy jest rozwinięciem wcześniejszego artykułu na tym portalu. Kto chce zrozumieć, w czym rzecz, niech najpierw przeczyta tamten. Oto i on:

Po co nam szkolnictwo wyższe?

Widać już na oko, że tematyka ważka i złożona. Wywód mój będzie więc długi, a wnioski trudne do przyjęcia. Uprzedzam lojalnie, pisać będę bowiem prawdę, a nie, by komu było czytać przyjemnie.

Wpierw muszę wstęp uczynić, konieczny by pojąć procesy działające wśród naukowców i ich instytucji. Te zresztą nie są samoistne, lecz zależą od innych, które trawią instytucje państwa i polityki.

Powinniśmy pamiętać, jak zaczęły się przemiany w Polsce, fundamentalne dla III RP i naszej współczesnej kondycji. O tzw. Plan Balcerowicza mi idzie, a ściślej, o jego prawdziwych autorów. Projekt ten bowiem został nam przywieziony przez niejakiego Jeffreya Sachsa, znanego i cenionego światowego eksperta od ekonomii i wszystkiego. Człowiek ten oczywiście nie wziął się znikąd. Niczym Hermes olimpijskich, tak tamten nowojorskich bogów jest jeno posłańcem. Przyjęcie rad starszych i mądrzejszych poprzedziły wcześniejsze narady Jaruzelskiego z Rockefellerem. Łatwo więc dostrzec, że autorami głębokich przemian, jakie dotknęły świat i Polskę w latach 90-tych byli ludzie zarządzający wielkimi pieniędzmi, których zwykliśmy zwać globalistami. Ich pomysły nie ograniczały się jednak tylko do gospodarki i finansów, lecz objęły wszystkie sfery życia, a edukacja była i jest nadal najbardziej przez nich poważaną dziedziną. Doceniwszy jej rolę dla formowania zarówno elit, jak też całego tła społeczno-polityczno-gospodarczego, korzystając ze swych majątków i wpływów zyskali przemożne wpływy na uczelniach, wpierw amerykańskich, potem i innych. Następnie powołali lub przejęli kontrolę nad uznanymi organizacjami ekspertów, doradzających rządom. To samo uczynili z ważnymi ponadnarodowymi organizacjami gospodarczo-finansowymi. Takoż zrobili z wielkimi i szanowanymi organizacjami pozarządowymi, mającymi najbardziej szczytne cele u swych podstaw. Następnie przejęli kontrolę nad polityką wielkich politycznych organizacji międzynarodowych, z których główne to ONZ i Unia Europejska. Tak więc ich eksperci stali się wyrazicielami nowej wizji edukacji dla świata zrównoważonego rozwoju. Sytuacje te opisują następujące książki:

Margaret A. Peeters „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej”, Song Hong Bing „Walka o pieniądz” w pięciu częściach, Paolo Lionni „Szkoła lipska”, Carrol Quigley „Sekretna Władza”, Anthony C. Sutton „Skull and bones. Tajna elita Ameryki”.

Pisaliśmy o towarzyszach globalistach: Mędrcy z Davos

Pojęcie zrównoważonego rozwoju nie oznacza ani rozwoju, ani zrównoważenia. Mędrcy świata przemawiają w imieniu ludzkości, dając rady, a światowi liderzy na wielkich spotkaniach zawierają pakty i zobowiązania, które mają wybawić ludzkość od jej problemów. Tymczasem głównym problemem są właśnie globaliści i ich poczynania. Dążą oni do przejęcia kontroli nad rządami państw, gospodarką i zasobami. Kierują się oni sposobem myślenia XIX-wiecznych monopolistów. To z ich kręgu wyszły pierwowzory NWO, które dziś mają dojrzałą postać zrównoważonego rozwoju. Założenie jest takie, że wolność ludzka prowadzi do chaosu. Wolny rynek ze swobodną konkurencją powoduje przestoje, nadmiary, niedobory, nieefektywne zarządzanie zasobami, marnotrawstwo, niepotrzebną rywalizację. Skoro więc ludzie nie umieją sami sobą się rządzić, więc powinni to robić ci, co potrafią, czyli najwięksi przedsiębiorcy i najlepsi specjaliści. Początkowo wskazanie to odnosiło się do gospodarki, ale rychło przejęło politykę i wszelkie dziedziny życia. Natomiast ludzkość powinna z wdzięcznością przyjąć władzę globalnych panów i łagodnie powierzyć się ich kojącym objęciom. Porządek taki opisują m.in.:

Frederic Clemson Howe „Wyznania monopolisty”, Bernard Baruch, autor Nowego Ładu prezydenta Roosevelta, Burrhus Frederic Skinner „Walden Two”, „Poza wolnością i godnością”. O tych działaniach piszą także: Anthony C. Sutton w cyklu swych książek o Wall Street oraz wspomniany Song Hong Bing.

O ich magicznych mocach także: Magowie z Czarodziejskiej Góry

Przywykliśmy mniemać, że żyjemy w epoce wielkiego postępu naukowo-technologicznego, który zmieni nasze życie tak, że nie będziemy potrafili się odnaleźć. Tak twierdzi Yuval Noah Harari w swych wszelkich wynurzeniach, takoż Klaus Schwab i wielu innych piewców bigtechu. Prawda jednak jest taka, że żyjemy w okresie regresu naukowego. Pisał o tym Stanisław Lem w „Summa technologiae”. Gwałtowny postęp, trwający od XVIII wieku nie może trwać bez przerwy. Wzrost ilości odkryć to wzrost informacji. Potrzeba do tego rosnącej liczby naukowców i coraz sprawniej działającego kanału przepływu informacji, czyli nauki. Dochodzimy do momentu, w którym wyczerpują się zasoby ludzkie – brakuje naukowców do przetwarzania informacji, a kanał naukowy staje się niewydolny. Postęp zaczyna dławić się sam sobą.

Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłaby demokratyzacja nauki, czyli jej upowszechnienie. W postęp musiałyby zostać włączone nowe zastępy naukowców, nowe ośrodki naukowo-badawcze, a sztuczna inteligencja mogłaby pomagać naukowcom w zarządzaniu informacją i wiedzą. Są warunki po temu, zapóźnione obszary świata dzięki nowoczesnym technologiom mogłyby nadrobić dystans do światowej czołówki i włączyć się do postępu ludzkości. Dzieje się jednak inaczej. Wiedza to klucz do władzy i potęgi. Kto ją ma, ten nie chce dzielić się ze światem, musiałby bowiem oddać część swej władzy. Główne ośrodki naukowe, kreujące faktyczny postęp i dokonujące rzeczywistych badań i odkryć znajdują się pod kontrolą globalistów. Tak ma też pozostać. Postęp naukowo-techniczny ma być ograniczony do wąskiej grupy użytkowników i dotyczyć tylko wybranych dziedzin nauki. Beneficjentami postępu mają być globaliści. Wybrane dziedziny, które chcą rozwijać dotyczą głównie biotechnologii, sztucznej inteligencji i kontroli nad wszelką aktywnością. Pragną oni bowiem nieśmiertelności dla siebie, stwarzania nowych, posłusznych gatunków i absolutnej kontroli nad ludźmi. Tak zawężony i ograniczony postęp jest więc w istocie regresem naukowym, celowo sterowanym

Pozornie widzimy dynamiczny rozwój instytucji naukowych w większości państw świata, także w Polsce. Jest to złudne i mylące. Systematyka nauki wyróżnia dwie główne kategorie – nauki podstawowe i nauki stosowane. Nauki podstawowe wyznaczają teorie, pryncypia i zasady, z których korzystają nauki stosowane w praktycznych zastosowaniach, np. w przemyśle, rolnictwie i medycynie. Badania nauk podstawowych są bardzo kosztowne i poza wiodącymi ośrodkami nikogo nie stać na ich prowadzenie. Tam też trafiają najzdolniejsi naukowcy z całego globu. Uczelnie peryferyjne, czyli większość świata muszą więc zadowolić się jedynie ograniczonym dostępem do pracy nad naukami stosowanymi. Żeby jednak w prowincjach nikt nie wpadł na pomysł, by narody same zyskały dostęp do zaawansowanej nauki, angażuje się czas, energię, zasoby, finanse i umysły do pozornej działalności naukowej. Dlatego fundacje Sorosów, Gatesów i innych globalistów wspierają rozwój studiów genderowych, kulturowych, feministycznych, ableistycznych, krytycznej teorii rasy i wszelkiego innego postmodernizmu. Decydenci polityczni, którzy z zasady nie grzeszą nadmiarem świadomości z entuzjazmem przystają na te pomysły i pozwalają w swoich państwach otwierać kolejne uczelnie i wydziały pseudonauki. To pozwala im chwalić się przed społeczeństwami, jak bardzo wspierają rozwój nauki i edukacji. W rzeczywistości narody same finansują naukowe marnotrawstwo. Globaliści mają stąd wiele profitów. Wśród narodów nie wyrośnie im konkurencja, bo naukowcy zajęci są bzdurami. Państwa zadłużają się w bankach globalistów, by tworzyć pseudouczelnie. Narody z podatków finansują darmozjadów i globalistycznych agentów, którzy formatują umysły studentów tak, jak chcą globaliści. Większość ludzi jest dzięki temu ogłupiana, a obiecujący młodzi naukowcy przekupywani karierą i przejmowani. Wykształceni przez pseudonukę absolwenci mają pseudowiedzę, która ułatwia globalistom przejmowanie polityki państw narodowych. Dzięki temu społeczeństwa akceptują zieloną transformację, politykę feministyczną, zmiany genderowe, posthumanizm, pandemię. Dzięki temu państwa pogrążają się w intelektualnym marazmie i same obciążają swoje społeczeństwa ogromnymi haraczami dla globalistów. Rola edukacji jest tu kluczowa.

Od początku transformacji władze Polski przyjęły programy działania narzucane przez Unię Europejską, ONZ, Bank Światowy, OECD i inne organizacje globalistów. Edukacja stała się jednym wielkim polem doświadczalnym i areną kolejnych gruntownych reform. Tyle, że ani naród, ani decydenci, ani nawet krajowi realizatorzy nie mieli wiedzy, co się wyprawia. Dziś wiemy już, że wszystkie przemiany w edukacji, jakie zaszły na Zachodzie i w Polsce od lat 90-tych były stopniowym wprowadzaniem Edukacji Włączającej.

Jest to piękne hasło, jakich pełno stworzyli eksperci globalistów na użytek nieświadomych społeczeństw. Oficjalnie oznacza to dostosowanie edukacji do wymogów współczesności, przyszłości, rozwoju technologii, zrównoważonego rozwoju i wymogów rynku pracy. Promuje się więc włączenie wszystkich w główny nurt edukacji, czyli niepełnosprawnych, mniejszości etnicznych, biednych, kobiet, mniejszości seksualnych, wszystkich grup defaworyzowanych. To sprawi, że globalne społeczeństwo będzie równo, solidarnie, sprawiedliwie dzielić bogactwo i dbać o równomierne rozłożenie zamożności w skali państwa i globu. Gdy zdejmie się lukier propagandy, sprawa staje się prosta. Należy zlikwidować szkoły specjalne, a dzieci niepełnosprawne rozmieścić równomiernie we wszystkich szkołach na całym obszarze kraju. Główną wartość dla globalistów stanowią uczniowie niepełnosprawni intelektualnie, upośledzeni, niedorozwinięci, zaburzeni. Tacy bowiem, pozbawieni właściwej opieki w szkołach specjalnych skutecznie zakłócą pracę szkół i nauczanie narodów wiedzy. Do tego promuje się wielokulturową imigrację, która jest zarówno celem, jak i środkiem do celu. Celem – bo globaliści chcą totalnego wymieszania, aby był chaos i żadnego naturalnego spoiwa społecznego. Środkiem – bo obecność różnokulturowych dzieci bez znajomości języka państwa przyjmującego utrudnia działanie szkół i nauczanie narodu wiedzy. Taka jest polityka edukacyjna rządów w świecie białego człowieka. Ten stan chaosu uzasadnia narzucenie narodom nowej ideologii komunistycznej pod nazwą inkluzji. Głosi ona, że jeśli w społeczeństwie są ludzie różnorodni, to muszą też być w szkołach. Skoro są w szkołach, to mają różne możliwości, nie można więc wymagać od wszystkich tej samej wiedzy, bo to jest dyskryminacja, kategoryzacja, szufladkowanie, stygmatyzacja. Dlatego wiedzę wymaganą przez szkołę redukuje się do poziomu uczniów najsłabszych, czyli niepełnosprawnych intelektualnie w stopniu głębokim. Są to ludzie, w wieku dorosłym funkcjonujący na poziomie trzylatków. Do niedawana używano medycznego określenia „idiotyzm”.

Wiedza przestaje być celem szkoły, a staje się nią dobrostan uczniów. W szkole włączającej każdy ma czuć się dobrze i bezpiecznie. Bezpieczeństwo oznacza brak wymagań, dysonansu poznawczego, ocen i wszelkich sytuacji wymagających wysiłku intelektualnego. Szkoły nasycane są psycholożkami, za to stopniowo usuwa się nauczycieli przedmiotów. Wiedza redukowana jest do poziomu nauczania początkowego, wszystkich kierunkuje się na kształcenie zawodowe na poziomie podstawowych umiejętności, niewymagających teorii i wiedzy ogólnej. Szkoły przestają być szkołami a stają się ośrodkami zbiorowej socjoterapii. Nazywam je Lokalnymi Ośrodkami Socjalnej Terapii, czyli LOST-ami. W placówkach tych musi dziać się bardzo dużo, aby zapewnić społeczeństwo, że system edukacji bardzo prężnie zajmuje się dziećmi i dba o ich dobro. Organizuje się więc wspólne zajęcia integracyjne, kreatywne zabawy pseudonaukowe, innowacyjne metody nibynauczania, dni misia, tęczowe piątki, strajki klimatyczne. LOST-y organizują przyjęcia dla rodziców i lokalnych mieszkańców, akcje charytatywne, zbiórki dla potrzebujących, wsparcie dla schronisk dla zwierząt. Jest tam wszystko oprócz wiedzy. Model ten nazwany jest jednak „edukacją wysokiej jakości”, więc nieświadomi rodzice dają aplauz. Ponieważ edukacja w świecie białego człowieka jest silnie sfeminizowana, poparcie dla tego modelu uzyskiwane jest poprzez wyrafinowane działania emocjonalne, trafiające do mamusiowych, empatycznych serduszek, tak bardzo kochających dzieci, że chroniących je przed kwalifikowaną wiedzą. Społeczeństwa same wśród radosnego szczebiotu osuwają się w powszechną ignorancję i analfabetyzm, ale dzieje się to w kreatywno-innowacyjno-pseudonaukowym sosie. Większość społeczeństwa traci na inkluzyjnym interesie, bowiem zostaje mu odebrana edukacja publiczna, w znaczeniu wiedzy i umiejętności. Sęk w tym, że te umiejętności są już tak powszechne i dla ludu oczywiste, że mało kto zdaje sobie sprawę, jak wiele trudu wymaga wprowadzenie powszechnej wiedzy szkolnej. Ba, większość, zamiast cenić sobie szkołę, myśli o niej z niechęcią. Kojarzy się ona bowiem z wysiłkiem i ocenami, które były, są i będą jednak niezbędne, aby ludzie ci czegokolwiek się nauczyli. Korzystają więc jako dorośli z wiedzy szkolnej, żyją dzięki temu w dobrobycie i zarabiają niezgorsze pensje, lecz drażni ich, że muszą z dziećmi swymi robić lekcje. Zapomniał wół, jak cielęciem był. W kulturze masowej i mediach od trzydziestu lat prowadzona jest zmasowana i skoordynowana kampania nienawiści wobec szkoły, która daje wiedzę i jej wymaga. Ci ludzie, którzy na co dzień korzystają w wiedzy szkolnej, aprobują niszczenie edukacji i godzą się na to, że ich potomkowie będą jej pozbawieni. Nie mają bowiem świadomości, że dzisiejsze dzieci będą dorosłymi, a bez wymagającej edukacji ich poziom życia drastycznie się obniży.

Edukacja Włączająca obejmuje też szkolnictwo wyższe. Dla działaczy inkluzji, których zwę inkluzjonistami aspekt społeczny studiowania jest ważniejszy niż poznawczy. Oznacza to, że studia stają się sposobem na awans społeczny dla grup defaworyzowanych. Społeczeństwo włączające jest szczególnie wrażliwe na osoby z niepełnosprawnościami i problemami psychicznymi. Studia wyższe muszą więc stać się dla nich dostępne i dostosować swe wymogi do niepełnosprawnych intelektualnie i zaburzonych. Dla inkluzjonistów każdy człowiek ma prawo uczyć się w tej szkole, w której zechce i mieć tam sukcesy, niezależnie od swej sytuacji osobistej. To jest nowe prawo człowieka, promowane przez globalistów. Jeśli nie jest w stanie, to winna jest temu szkoła. Musi więc ona dostosować swoje wymogi, co z czasem prowadzi do absurdów, np. asystent naukowy dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. Pojawiają się liczne NGO-sy, wspierające defaworyzowanych w walce o dostępne uczelnie. Zagrożone pozwami, przekupywane grantami, zmieniają się w ośrodki inkluzyjnej socjoterapii, zyskując pieniądze, tracąc jakość i tożsamość.

Ważne źródło – raporty o planach na edukację dla Europy i dla Polski: wtowarzystwie.pl: raporty

Są oczywiście tacy, którzy na inkluzji bardzo skorzystają. Będzie to zgraja pseudospecjalistów, psycholożek, coachów, mentorów i innych treserów, związanych z Edukacją Włączającą. To jednak będą tylko żołnierze. Największe frukta zbiorą wodzowie tej armii, globaliści, rzeczywiści twórcy, sponsorzy i promotorzy inkluzji. Ich interes jest banalnie prosty. Jako, że wywodzą się z XIX-to wiecznych monopolistów i bankierów, pamiętają, ile ich dziadowie zarabiali na wyzysku proletariatu, pozbawionego wykształcenia. Potem wymogi technologii, potrzeby polityczne i działalność Kościoła Katolickiego wymusiły na protoglobalistach podniesienie statusu majątkowego i społecznego mas roboczych. Było to ściśle związane z powszechną edukacją i uspołecznieniem wiedzy. Możni tego świata zostali zmuszeni przez świat do podzielenia się zyskami. Teraz jednak mają cyberntechnologię, Internet, massmedia i wiedzą, jak ogłupiać ludzi tak, by sami tego chcieli. Wdrożyli więc program wygaszania wiedzy pod płaszczykiem innowacji, kreatywności, praw dzieci niepełnosprawnych intelektualnie, powszechnych praw wszystkich ludzi do sukcesów edukacyjnych bez żadnego własnego wysiłku.

Oczywiście sami dla siebie zachowują normalną, wymagającą edukację. Ich szkoły poza nazwami niczym nie przypominają LOST-ów dla ludu. Szkoły Steve’a Jobsa, popularne w Holandii, nie znają zeszytów ni podręczników, wszystko odbywa się nowocześnie, przez komputer. Sam jednak dla swoich dzieci stosował jak najbardziej tradycyjną edukację bez komputerów. Tak samo zresztą robi większość rodziców z Doliny Krzemowej. Ciekawe, że nikt z naszych decydentów, promujących cyfryzację nie wyciąga z tego wniosków.

Jak na dole, tak na górze. Inflacja wykształcenia powoduje nie tylko spadek jakości absolwentów i studentów, ale też naukowców. Rozwój postmodernizmu jako głównego prądu myślowego Zachodu umożliwił odrzucenie prawdy obiektywnej i przyjęcie rzeczywistości konstruowanej społecznie, dzięki technikom komunikacyjnym. Oznacza to stwarzanie fikcyjnej rzeczywistości za pomocą słów. Każdy chciałby być kimś ważnym i zapisać się w historii. To wymaga jednak predyspozycji, wysiłku i odwagi. Postmodernizm połączony ze sponsoringiem globalistów dał możliwość tchórzom i miernotom, by stali się bohaterami. Wystarczy, by włączyli się w genderowo-antychrześcijańsko-antynarodowo-antykolonialno-feministyczno-klimatyczno-prozwierzęco-posthumanistyczno-szczepionkowo-marksistowsko-poprawnościowy mainstream, a już karierki, granciki, punkty za publikacje gotowe. Szczególnie docenione zostały miernoty nibynaukowe, mamisynki spanikowane, dziewczątka oburzone, gejowie obrażeni. Zamiast kwalifikacji naukowej, zaczęto stosować socjopatyczną – kto jest bardziej skłócony z normalnością. Tak produkuje się obecnie kadry postnaukowe w świecie białego człowieka. Raz osadzone w systemie miernoty nie mogą dopuścić, by się wydało, jak bardzo król jest nagi. Zwalczają więc lepszych od siebie, promując podobnych sobie i gorszych. Szczególnie w naukach humanistycznych dało to istną epidemię wariatów z tytułami naukowymi. Tacy, którzy mają sprawny intelekt, wybitny czasem, lecz chorą duszę źle czują się w prostej normalności. Muszą więc normalny świat pogiąć tak, jak sami są pogięci, i dopiero wtedy czują się dobrze, gdy doprowadzą normalność do obłędu.

Pisaliśmy już o tym: Inżynierowie świata i ich pomysł na edukacje

Ci postnaukowcy używają jednak tych samych tytułów, co naukowcy pełnoprawni. Aby ich rozróżnić, należy znaleźć właściwy termin. Odmieniam przeto naukowców prawdziwych, którzy dążą do prawdy dla dobra ludzkości od naukowców pozornych, służących kłamstwu i mamonie. Tych pierwszych nazywam po staremu naukowcami, a tych drugich PROFDERHABAMI, od tytułów przed nazwiskami.

Gdy raz otwarto szerokie wrota dla naukowej patologii, jęła się wlewać do naszego życia niczym strumień z kolektora Czajki. Zaszły więc wszystkie okoliczności, opisane przez mojego szanownego kolegę w poprzednim artykule. Zastosowanie znalazły prawa rynku, lecz w swoim najgorszym możliwym wydaniu, czyli prawie Kopernika – Greshama dotyczącym psucia monety, wypierania waluty lepszej przez gorszą i odpływie lepszych walorów za granicę. Lud polski, ufny w dawną sławę tytułów wykształcenia, zażądał dyplomów, płacąc swą krwawicą, zapomniał jednak upomnieć się, by tytuły te coś więcej, niż jeno farbę drukarską zawierały. Powstały przeto jak grzyby po deszczu uczelnie wyższe gdziekolwiek bądź, których wartość jest taka, co jakby pies do nich przyszedł i szczeknął dwa razy, też by dyplom dostał. Ale i szacowne almy poczęły kundlić się na potęgę. Teraz cokolwiek wyżej trawy podrośnie to już uniwersytet, a rektorzy bardziej managerom podobni. Tu króluje podaż i popyt, skoro studenci chcą mieć dyplomy, dostaną, jeśli chcą sukcesów dowody, otrzymają, byle czesne płacili.

Wszelkie zmiany, szumnie jako lekarstwa głoszone, gorsze od choroby, a co miało pomóc, szkodzi. Jak bowiem mógł coś dobrego sprawić człek, co chciał się Rejtanem za gender położyć? System punktacji publikacji naukowych zachęca do politpoprawnych produkcyjniaków, system grantowy, połączony z dopuszczeniem mamony globalistów do oświaty krajowej promuje postleninowskich pożytecznych idiotów, uczelniane stosunki wewnętrzne zachęcają do budowania relacji feudalnych. W dawnych, poczciwych czasach można było fałszywkę dyplomu kupić na Bazarze Różyckiego. Dziś dyplomy prawdziwe, lecz prace przez Internet kupione, aż programy antyplagiatowe do czerwoności rozgrzane nie nadążają postnaukowych cwaniaków wyłapywać.

W Polsce mamy oczywiście problemy typowo polskie. Część naszej dawnej porządnej kadry profesorskiej wytracili Niemcy, część Rosjanie, część wyjechała na Zachód. Ci, co zostali i po wojnie odbudowywali szkolnictwo wyższe, po wykształceniu pierwszego pokolenia studentów byli usuwani przez nowo wykształcone resortowe dzieci. Na opuszczonych katedrach usadowiła się wygodnie przywieziona przez sowietów z Azji judeokomuna, i tkwi tam do dziś w kolejnym pokoleniu, pławiąc się w swym blasku profderhabów. W szczególności dotyczy to nauk społecznych i humanistycznych. Tam stara komuna, nie usunięta wraz, wykształciła nową komunę, która w lot łapie wspólną wiarę z globalistami, naturalnie wchodząc w posługę jako agenci zepsucia. Dużo lepiej trzymają się wydziały nauk ścisłych, tam bowiem trzeba wykazać się konkretnym wynikiem i trudniej jest miernocie udawać naukowca.

Pisaliśmy też o brakach edukacji ekonomicznej: W kleszczach ignorancji

Żadna znaczna siła polityczna ani nie potrafi, ani nie chce, ani też nie może oczyścić tej stajni Augiasza. Nie potrafi i nie chce, bo politycy nie mają zwykle takich horyzontów myślowych, by to pojąć. Między nimi wielu też jest profderhabów, więc będą raczej bronić zła, niż je naprawiać. Można swoich kompanionów osadzić na wygodnych posadach uczelnianych, i w ten sposób budować powolne sobie strefy wpływów. Zawsze przyda się jakiś profderhab, którego można pokazać w telewizji. Gdy trzeba jaką ustawę przepchnąć, oddającą obcym kolejną część suwerenności, gdy jakieś kolejne zarządzenie, bezprawnie wolność odbierające a niewolę niesłusznie nakładające, by swoje błędy z ignorancji i głupoty wynikające jako mądrość mężów stanu ludowi przedstawić, tam wszędzie jakieś profderhaby posłuszne mową swą wielce uczoną wszystko grzecznie wywiodą i uładzą.

Nie może też żadna dzisiejsza siła przeciwstawić się temu, gdyż nie jesteśmy państwem całkiem niepodległym. Zależymy bowiem od trzech wpływów. Pierwszy, jawny, to zależność formalna i faktyczna od struktur Unii Europejskiej. Tej zależy, by krzewiły się wszelkie patologie, narody trawiące. Drugi wpływ, mniej widoczny, lecz wciąż jawny to zależność od ONZ i jej agend. Nasze kolejne rządy, niezależnie od barw politycznych na wyprzódki obiema rękoma podpisują wszystko, co mogą, choć zwykle wcale nie muszą. Podpisy te są pod takimi zobowiązaniami, które swą naturę odkrywają po latach, niosąc koszty, których żaden przeciętnie rozsądny człowiek nigdy by nie zaakceptował. Ale ci, co podpisują, ze swego płacić nie będą, za to ci, co koszty poniosą, wcale o tym nie wiedzą. Trzeci wpływ wreszcie, tajny dla większości, to zależność finansowa państwa od wielkich banków, czyli wprost od globalistów. Kto władzę swą opiera na tym, że pieniądz w tłum rozrzuca a mocy własnej narodu nie funduje, ten ciągle sakiewkę będzie musiał napełniać nowymi srebrnikami od globalistów. Kto myśli, że tylko obcy pieniądz jego władzy przeżyć pozwoli, a własny lud od pracy i trudu oducza, ten jest jak zdrajca przedajny Judasz Iskariota, co swych braci w niewolę wrogom oddaje. Dzisiejsza gnuśność bowiem jutrzejszą katorgę zwiastuje.

Chcesz wiedzieć więcej o wychowaniu, zajrzyj tu: pch24.pl: Pokolenie Z – śliwka w kompot antykultury.

Naprawa na skalę państwa nie jest możliwa oddolnie. Jednak rola takich działań jest znaczna, gdyż stwarza środowisko i wzorce, które kiedyś posłużą za wzór do odbudowy. Jednak pełne odnowienie oświaty jest problemem odgórnym i politycznym, wymaga więc odpowiedniej siły politycznej, której póki co brak. Jest oczywiście możliwe, że w niedługim czasie pojawi się taka inicjatywa, która poważnie zechce naprawić oświatę, szczególnie gdy społeczeństwo odczuje na sobie „dobrodziejstwa” Edukacji Włączającej. Wbrew pozorom, to wcale nie jest technicznie trudne ani kosztowne. Przeciwnie, porządna edukacja byłaby znacznie prostsza w obsłudze i tańsza niż dzisiejsze szkolne czary – mary. Problem w tym, że taka reforma miałaby samych wrogów. Politycy, z powodów wyżej przytoczonych. Profderhaby, bo straciliby posady, pieniądze i wpływy. Społeczeństwo, bo naraz w szkołach zaczęto by więcej wymagać. Brak jest też świadomości problemów. Co prawda wszyscy narzekają na szkołę i obniżanie poziomu, lecz dyskusje te pomijają właściwe przyczyny i formułują błędne wnioski. Poza tym gdybyśmy podjęli teraz taką reformę, Unia i globaliści zareagowaliby jak Prusy i Rosja na Konstytucję 3-go maja. Natychmiast uruchomiliby swoje potężne media i Internet, powodując społeczny opór i rewoltę. Zapewne też wstrzymane zostałyby różne przepływy środków unijnych i zagranicznych do Polski. Dopóki nie mamy pełnej niepodległości i zależymy tak mocno od zagranicy, nie ma widoków na prawdziwą reformę. Nie znaczy to jednak, że nie należy nic robić. Przeciwnie, z całą mocą należy przeciwstawiać się wszelkim procesom destrukcji i starać się zachować normalną edukację, gdzie to możliwe, a jeśli jakaś siła polityczna mimo przeciwności zdecyduje się na reformę uzdrawiającą, należy ją poprzeć.

Walczymy o polską szkołę: Ruch Ochrony Szkoły

Błędem także byłoby tracić wiarę i nadzieję na korzystny Fortuny obrót. Chociaż dziś pełna naprawa nie jest możliwa, przyjdzie czas odnowicieli. Póki co, należy dbać o oazy normalności pośród pustyni zepsucia. Poznawać należy tych, co prawi są i myśli czyste mają, a do czynów wielkich zdatni, gdy czas przyjdzie. Odnowienie uczelni i tego, co się w nich odbywa nie może dokonać się oddolnie, zbyt wielka jest bowiem inwestycja zepsucia. Naprawić szkolnictwo wyższe można i należy zrobić jednym ruchem, stanowczym i odgórnym. Musi powstać władza tak mocna, tak świadoma i taką wolę mająca, by swe zamiary przeprowadzić mogła bez pytania kogokolwiek o zgodę. Przez nasze uczelnie musi przejść Apollyon, po hebrajsku Abaddon, biblijny anioł zagłady, by trwale usunąć ze szkół tych, którzy tam być nie powinni. Lekko licząc na dziś, około połowy kadry. Kryterium prawdy łatwe jest, i łatwo też będzie odróżnić profderhabów od naukowców. Ten bowiem, kto postmodernistyczną modą prawdy nie uznaje, kto mowę ma pokrętną, kto mówi tak, że nie wiadomo, co znaczy, ten oszust jest i kłamca, i takich należy precz ze szkół przepędzić.

Nie odkładamy oręża: Konferencja w obronie szkoły

Naprawa szkolnictwa, zarówno niższego, jak też wyższego nie może odbyć się tylko w sferze edukacji. Wymaga głębokich zmian strukturalnych i całkowitej odnowy państwowej i narodowej, a te potrzebują wpierw odnowy społecznej. Ta z kolei mieć musi głęboki fundament moralno – kulturowy. Wymagać będzie bowiem otwartego konfliktu z Unią i globalistami. Niewykluczone, że nasze wydobycie się spod obecnych i przyszłych opresji będzie miało formę walki narodowo – wyzwoleńczej. Trzeba więc przygotowywać się po cichu, tworzyć idee, budować koncepcje ustrojowe, jednoczyć ludzi tej samej wiary, by w chwili, gdy Unia pryśnie jak bańka mydlana, a potęga globalistów zachwieje się w posadach, wiedzieć, co robić należy. Nie dokonają tego ludzie, którzy chcą łatwych przepisów na szczęście, ani tacy, co swych ciał i umysłów trudzić nie zamierzają. Tu trzeba lepszych ludzi i lepszego społeczeństwa, które na swoje modus przemienią. Tu trzeba SPOŁECZEŃSTWA KULTUROWEGO, które sprawi, że to Naród będzie rządził państwem, a nie odwrotnie. Czym ono jest, jakie są jego warunki, kim trzeba być, by stać się jego częścią, o tym będę jeszcze pisał. Śledźcie, proszę, nasz portal.

Wesprzyj portal
Budujmy razem miejsce dla poważnej debaty o społeczeństwie i państwie polskim
Wesprzyj

Bibliografia przydatna, dla tych, co gotowi umysł i ciało do zbożnej pracy zatrudnić:

Stanisław Lem „Summa technologiae”. Wydawnictwo Literackie 1964

Yuval Noah Harari „Sapiens. Od zwierząt do bogów”. Wydawnictwo Literackie 2018

Yuval Noah Harari „Homo deus. Krótka historia jutra”. Wydawnictwo Literackie 2018

Yuval Noah Harari „21 lekcji na XXI wiek”. Wydawnictwo Literackie 2018

Song Hong Bing „Wojna o pieniądz”, t.1-5, wydawnictwo Wektory, 2011-2020

Carrol Quigley „Sekretna Władza. Anglosaskie elity rządzące od Rhodesa do Cliveden”. Wydawnictwo Wektory, 2022.

Paolo Lionni „Szkoła lipska i systematyczna destrukcja edukacji”. Wydawnictwo Garda 2020

Antony C. Sutton „Wall Street i Rewolucja Bolszewicka”. Wydawnictwo Garda 2018

Antony C. Sutton „Wall Street i Hitler”. Wydawnictwo Garda 2018

Antony C. Sutton „Wall Street i ZSRR”. Wydawnictwo Garda 2019

Antony C. Sutton „Roosevelt. Człowiek Wall Street”. Wydawnictwo Wektory 2018

Antony C. Sutton „Skull and Bones. Tajemna elita Ameryki”. Wydawnictwo Wektory 2018

Burrhus Frederic Skinner „Walden Two”. Hackett Publishing Co. Inc. 2005

Burrhus Frederic Skinner „Nauka i zachowanie człowieka” Wydawnictwo Naukowe PWN 2022

Burrhus Frederic Skinner „Poza wolnością i godnością”. Państwowy Instytut Wydawniczy 1978

Marguerite A. Peeters „Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej”. Wydawnictwo Sióstr Loretanek 2010

Krzysztof Karoń „Historia antykultury”, wydawnictwo własne, 2018

Dariusz Rozwadowski „Marksizm kulturowy. 50 lat walki z cywilizacją Zachodu”. Wydawnictwo Prohibita 2018

Helen Pluckrose, James Lindsay „Cyniczne teorie”. Wydawnictwo WEI 2022

Shoshana Zuboff „Wiek kapitalizmu inwigilacji”. Wydawnictwo Zysk i S-ka 2020

Praca zbiorowa pod red. Jakuba Zgierskiego „Encyklopedia antykultury”. Fundacja Cor Dei 2023